Krzywa zadowolenia

Książka Your Money or Your Life (wprowadzenie do YMYL tutaj) rozpoczyna się od opisu krzywej zadowolenia. Krzywa zadowolenia obrazuje relacje pomiędzy ilością wydanych pieniędzy a poziomem satysfakcji lub zadowolenia, jaką uzyskujemy z zakupu. Jest to podstawowe narzędzie do przeobrażania naszych nawyków finansowych. Zazwyczaj kierujemy się stereotypem, że im więcej posiadamy (i wydajemy) pieniędzy, tym bardziej wzrasta poziom naszego zadowolenia. Czy rzeczywiście?
Na poziomie zaspokojenia podstawowych potrzeb (jedzenie, ciepło, schronienie) równanie więcej pieniędzy = więcej zadowolenia jest prawdziwe. Rzeczywiście, nawet niewiele pieniędzy wydanych na rzeczy niezbędne dla naszego utrzymania (kupienie jedzenia, gdy jesteśmy głodni, czapki i szalika, gdy jest nam zimno) przynosi stosunkowo dużo satysfakcji.
Przekonanie, że więcej pieniędzy oznacza zwiększenie zadowolenia, wzrasta jeszcze bardziej, gdy kupujemy przedmioty zapewniające już nie tylko przetrwanie, ale pewien poziom komfortu. Można spać na podłodze, ale znacznie wygodniej w łóżku. Można jeść suche pieczywo, ale znacznie smaczniejsza będzie kanapka z masłem i serem. Przekonanie, że im więcej pieniędzy wydajemy, tym bardziej jesteśmy usatysfakcjonowani i szczęśliwi, wzrasta z każdym wydatkiem dającym większe poczucie komfortu. Więcej oznacza lepiej. Stopniowo i niezauważalnie przechodzimy do posiadania bogactwa. Przykładowo posiadanie samochodu to luksus, który w Polsce jest coraz częściej postrzegany jako przedmiot niezbędny dla normalnego funkcjonowania. Bez niego życie byłoby znacznie mniej komfortowe. Z pewnością przyjemniej jest posiadać nowy, elegancki samochód, jeszcze przyjemniej dwa. Lepiej posiadać większy dom niż mieszkać w bloku, basen niż karnet na basen, domek letniskowy, jeździć na egzotyczne wczasy, itp. Tego rodzaju rzeczy kosztują znacznie więcej niż rzeczy zapewniające przeciętny komfort i zdecydowanie więcej niż zaspokojenie podstawowych potrzeb, stąd potrzebujemy coraz więcej pieniędzy, aby je kupić. 
Przyzwyczajeni do równania więcej=lepiej, nie zauważamy, że wydawanie coraz większych sum pieniędzy przynosi coraz mniej zadowolenia. Przestajemy odczuwać zadowolenie, gdy codziennie jemy obiad w dobrej restauracji, kupujemy nowe ubrania zalegające w szafie, zmieniamy dom czy samochód na większy, kolejne egzotyczne podróże stają się egzotyczne tylko z nazwy. Sprowadzając sprawę na ziemię prawo to daje się także odczuć przy codziennych zakupach. Dobra kawa wypita raz na tydzień przyniesie nam więcej zadowolenia, niż wypijanie jej codziennie, a wydamy na to znacznie więcej pieniędzy. Kupienie od czasu do czasu dobrej książki, płyty z filmem, gry, ubrania przyniesie radość, której nie odczujemy, gdy zrobimy to niemalże odruchowo i bez większego zastanowienia. Posiadanie kolekcji starannie wyselekcjonowanych płyt sprawi większą radość niż składowisko setek zakurzonych CD, których nie mamy czasu odsłuchać.

Tak więc nasze zadowolenie przestaje rosnąć proporcjonalnie do ilości wydawanych pieniędzy i krzywa rośnie coraz wolniej. Okazuje się, że z czasem dochodzimy do miejsca, w którym krzywa zadowolenia zaczyna spadać, choć wydajemy coraz więcej pieniędzy. Choć stan naszego posiadania rośnie, satysfakcja z tego faktu jest coraz mniejsza. Przestajemy panować nad tym, co posiadamy. Każda nowa rzecz pochłania coraz więcej pieniędzy i energii. Musimy nauczyć się ją obsługiwać, utrzymywać, przechowywać, naprawiać, kupować do niej dodatkowe akcesoria, aktualizować, płacić opłaty z nią związane, chronić ją, ubezpieczać, itp. Formuła pieniądze=zadowolenie przestaje się sprawdzać. Jest to znane w ekonomii prawo malejącej użyteczności krańcowej, w myśl którego korzyść krańcowa każdej kolejnej konsumowanej jednostki dobra jest mniejsza od korzyści krańcowej poprzedniej jednostki dobra. Tym samym zwiększając konsumpcję o kolejne jednostki następuje zwiększenie odnoszonych korzyści, ale przyrost tych korzyści z każdą jednostką dobra jest coraz mniejszy.


Niezależnie od teorii ekonomicznej, dla nas liczy się osiągnięcie w poziomie posiadania i konsumowania optymalnego punktu (RÓWNOWAGI), w którym uzyskamy maksimum zadowolenia. Dalsze kontynuowanie wydatków mija się z celem i przynosi tylko mniejsze korzyści. Zjedzenie pierwszego, drugiego i trzeciego ciastka będzie przyjemne. Zjedzenie kilku kolejnych coraz mniej, aż w końcu skończy się niestrawnością i bólem brzucha, nie mówiąc o poczuciu winy (nadwaga), czasie straconym na dochodzeniu do siebie, pieniądzach wydanych na lekarstwo, itp. Ustalenie – zarówno w skali mikro i makro – indywidualnego, optymalnego zadowolenia, osiągnięcie miejsca, w którym czujemy się zaspokojeni, zarówno pod względem podstawowych potrzeb, jak i komfortu, a nawet odrobiny bogactwa, jest kluczem do zdrowego podejścia do naszych finansów. Określenie tego punktu nie będzie łatwe, bowiem nieustanie podlegamy presji otoczenia i reklam, głęboko zakorzenionym schematom.
Krzywa zadowolenia da się zastosować zarówno do codziennych drobnych decyzji, jak również do tych fundamentalnych, brzemiennych dla naszego portfela (i życia). W praktyce chodzi o znalezienie niezbędnej równowagi, podobnie jak w przypadku jazdy na rowerze. Często wystarczy wsłuchać się w głos sumienia. Jeżeli naszym wydatkom po krótkotrwałej radości towarzyszyć zaczyna poczucie winy, często oznacza to przekroczenie punktu równowagi. Warto skorzystać z tego wewnętrznego mechanizmu zanim sięgniemy po kolejny kubek kawy, nową płytę, nowe buty lub torebkę, zanim odwiedzimy salon samochodowy, agencję nieruchomości lub biuro podróży. Być może "mniej" przyniesie w ostatecznym rozrachunku "więcej".

3 komentarze:

  1. Prosze tu niesciemniac ze auto to luksus to jest dzisiaj standart i koniecznosc bo niema realnej alternatywy patrz Polska kolej ,Pks .Poza najwiekszymi osrodkami miejskimi w polsce nikt powazny bbez auta niefunkcjonuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz będący dobrą ilustracją do zdania: "Przykładowo posiadanie samochodu to luksus, który w Polsce jest coraz częściej postrzegany jako przedmiot niezbędny dla normalnego funkcjonowania." Proszę wziąć pod uwagę, że wpis powstał w kwietniu 2012 r. Minęły trzy lata i sporo zmieniło się na rynku samochodowym, wzrosła (mimo wszystko) zamożność dużej części Polaków, a pogorszyła się sieć transportu publicznego - być może obecnie samochód przesunął się z kategorii dobra luksusowego do dobra zapewniającego komfort życia, ale czy na pewno jego posiadanie jest już "standardem i koniecznością" - chyba nadal w wielu miejscach (nie tylko największych ośrodkach miejskich) jeszcze nie. Poza tym w przypadku nowego samochodu to nadal jest dobro luksusowe dla większości Polaków. Bo chociaż wg danych GUS na koniec 2012 r. prawie co drugi Polak miał już auto, to średnia wieku samochodów wynosiła 15 lat. Zależy więc o jakim samochodzie mówimy. Nasze doświadczenie życia bez auta opisaliśmy w poście "Życie bez 4 kółek".

      Usuń
  2. Podoba mi się sposob i kultura z jaką odpisał Pan na komentarz hejtera, szacunek.

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...