Jak wydłużyć przydatność

Ten szyk, ten blask!
Jakie urządzenia AGD, meble, przedmioty codziennego użytku są w waszych domach najstarsze? Ile lat posiadamy przeciętnie daną rzecz zanim powędruje do kosza na śmieci? Zepsuła się (i nie da się naprawić) czy zrobiła "przestarzała" w porównaniu z nowymi produktami? Jak długo nosimy ubrania, buty, torebki, krawaty, zegarki, telefony? Czy wymieniamy je, bo się zużyły, czy też dlatego, że znudziły albo zmieniła się moda, pojawił nowoczesny design lub nowy gadżet?
Ze zdziwieniem odkryłem kiedyś w sklepie z AGD lodówkę z wbudowanym telewizorem. Zegarki posiadają tyle funkcji, jakby zostały przygotowane dla Agenta 007. Porcji informacji o nowych gadżetach dostarczy niezawodnie LOGO, miesięcznik dla mężczyzn, którzy "chcą mieć pewność, że dobrze wydają swoje pieniądze".
Jakim cudem ludzie mniej cywilizowani lub żyjący w dawnych czasach mogą/mogli być szczęśliwi, obywając się bez większości  przedmiotów, które rzekomo są niezbędne, aby normalnie funkcjonować?

Rozróżnienie, na ile nowe produkty są wynikiem postępu technicznego, na ile zaś to marketingowy chwyt mający skłonić do kolejnych zakupów, jest niezwykle trudne. Z pewnością nie da się zatrzymać postępu na określonym poziomie. Z drugiej strony masowa produkcja (i konsumpcja) spowodowała, że celowo nie produkuje się rzeczy dostatecznie trwałych, aby służyły nam przez lata.

W zaplanowanej nieprzydatności nie chodzi tylko o to, że w pewnym momencie nasza drukarka odmówi posłuszeństwa, a w pończochach zrobi się oczko. W tym wypadku wina leży oczywiście po stronie producentów i projektantów, którzy z góry określają maksymalny "wiek" produktu.
Z drugiej strony my sami - jako konsumenci przyzwyczajeni do nieustannej wymiany na nowe - bierzemy udział w określaniu zaplanowanej nieprzydatności. Pozbywając się starych (choć sprawnych) przedmiotów na rzecz nowych, podejmujemy decyzję o tym, kiedy stwierdzić "nieprzydatność" danej rzeczy. Reklama, jaskrawe opakowania, shoppingowe i lifestylowe pisma "pomagają" podejmować ją coraz szybciej.

Można inaczej. Oglądałem w internecie nagranie ze spotkania, na którym ludzie pokazywali swoje najstarsze urządzenia, opowiadali ich historię. Ktoś przyniósł przedpotopowy odkurzacz, ktoś inny toster. Rzeczy, które już dawno powinny skończyć na śmietniku, nadal świetnie działały.

Jak pisał Richard Gregg (pełny tekst tutaj), prostota życia w pierwszym rzędzie wpływa przede wszystkim na konsumpcję, ustanawiając jej nowe standardy. Jako konsumenci własnymi decyzjami możemy zawrócić niekorzystny dla kieszeni i środowiska wzorzec konsumpcji. Na tym, nawet najmniejszym, terenie, każdy może rozwijać własną kontrolę nad produkcją i dystrybucją dóbr.

Jak zatem możemy wydłużyć przydatność posiadanych przedmiotów?

1. Nie wyrzucać zbyt pochopnie, a jeśli już - sprzedawać i kupować rzeczy używane, które mogą jeszcze długo cieszyć. Pamiętajmy, że nowa rzecz po kilku tygodniach będzie starą rzeczą. Może pominąć wstępny etap "pierwszych rysek", które tak trudno przeboleć?
2. Niektóre przedmioty, które straciły swój blask, można przemalować, okleić, inaczej zaaranżować.
3. Zamiast wyrzucić zepsute urządzenie spróbować najpierw je naprawić (o ile serwis zechce przyjąć je do naprawy).
4. Kupując nową rzecz uważać na efekt Diderota, o którym pisałem wcześniej: Efekt Diderota, czyli uwaga na styl życia!
5. Jeśli już kupować nowe urządzenie to takie, którego producent przewiduje rzeczywisty serwis (a nie tylko wymienia na nowe). Domagać się części zamiennych, ewentualnie składać skargi do Rzecznika Praw Konsumentów.
6. Nie kupować najtańszych produktów, które są przeważnie gorszej jakości.
7. Nie kupować nowości, których niezawodność nie została jeszcze sprawdzona. Czemu to my mamy testować nowe rozwiązania, skoro stare są całkiem dobre.
8. Nie zwracać nowo zakupionego produktu tylko dlatego, że ma drobną, nieistotną wadę (nie chodzi o dwa lewe buty).
9. Przed zakupem danej rzeczy warto sprawdzić, co sądzą o danym modelu i marce jej użytkownicy.
10. Nie kupować...

Oczywiście nie chodzi o to, aby zrezygnować ze zdobyczy cywilizacji, ale może warto przed zakupem zrobić proste ćwiczenie z książki The Happy Minimalist Petera Lawrence'a: Czy gdybyś urodził się w 1900 roku i mógł pozwolić sobie na wszystko, co tylko było dostępne w tamtym czasie, byłbyś szczęśliwy? Jeśli tak, to jak wiele rzeczy, które obecnie posiadasz, a które uważamy za konieczne do szczęścia, nie było dostępnych w tamtych czasach?  Skoro mógłbyś być szczęśliwy sto lat temu bez nich, dlaczego potrzebujesz ich do szczęścia teraz? Jeśli mógłbyś być szczęśliwy bez nich, dlaczego tak ciężko pracujesz na to, aby je koniecznie zdobyć?
  
Czy macie jakieś stare rzeczy, do których jesteście przywiązani? Jaką rzecz posiadacie najdłużej?

Polecam także film Spisek żarówkowy - nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności.



24 komentarze:

  1. najstarsza rzecz użytkowa (i używana czasami) jaką posiadam to...mój pierwszy ręcznik (kupiony w 1978 roku), toster, który ma ze 20 lat (i cały czas działa!), mamy też parę sprzętów (w "wyjazdowym" starym domu), liczących od 100 do 30 lat (parę mebli, naczynia - z wszystkiego korzystamy), reszta to przedmioty z ostatnich 8 lat. Z telefonu komórkowego zaczęłam korzystać w 2000 roku, obecnie mam czwarty aparat telefoniczny (zmieniałam kiedy były tak zużyte,że użytkowanie sprawiało więcej irytacji niż komfortu). Nieraz zadawałam sobie pytanie o to, jak bardzo jesteśmy "uzależnieni" od sprzętu agd i innych wynalazków techniki. Teoretycznie powinniśmy umieć się bez niego obchodzić jak nasi przodkowie, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia na dłuższą metę bez lodówki czy pralki.Korzystajmy z dobrodziejstw cywilizacji, ale rozsądnie i z umiarem. I z głową:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Teoretycznie powinniśmy umieć się bez niego obchodzić jak nasi przodkowie" powinnaś raczej napisać przodkinie, bo to one prały pościel, paliły w piecu, trzepały dywany, zajmowały się liczną gromadą dzieci robiły wszystkie inne roboty domowe. Wymieniony wyżej Petera Lawrence jest facetem i mógł sobie pisać takie bzdury "Skoro mógłbyś być szczęśliwy sto lat temu bez nich..." Co mógł wiedzieć o szczęściu pół żywych ze zmęczenia codzienną harówką kobiet (nie myślę tutaj o tych które posiadały służbę, działającą sprawnie niż obecny sprzęt AGD).

      Marta

      Usuń
    2. Nie sięgałabym tak daleko jak sto lat, jeszcze całkiem niedawno 40 lat temu na wsi ludzie nosili wodę ze studni. Żeby się umyć lub pozmywać naczynia trzeba było wodę do domu przynieść a potem ją wynieść i gdzieś wylać. Tzw wygódki (zwłaszcza zimą lub w nocy) też były problemem. O telefonie w domu można było sobie tylko pomarzyć (był jeden na poczcie i może jeszcze u sołtysa. Przenieść skrajnego minimalistę w tamte czasy i umarłby chyba ze szczęścia i pan Lawrence razem z nim

      Marta

      Usuń
    3. Myślę, że mężczyźni 100 lat temu także ciężko pracowali. Co do szczęścia to akurat ono także 100 lat temu występowało. Nie można szczęścia utożsamiać z postępem. Kiedyś nie mieliśmy telefonów i internetu, ale to nam tak bardzo nie przeszkadzało, jak przeszkadzałoby nam dzisiaj. Nasze szczęście opieramy na innych przesłankach i mamy już większe wymagania. Tak myślę, że ważniejsze niż postęp jest poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa, nawet jeśli warunki są ciężkie.

      Usuń
  2. Najstarsze działające urządzenia, które mam to maszyna do szycia (stary Łucznik) oraz sokowirówka, oba przedmioty, jak zgaduję - z lat 70. Oba sprawne i wykorzystywane. Do niedawna miałam też (na działce na wsi) przedwojenną maszynę do szycia, która bardzo dobrze działała. Jej zaletą było to, że nie wymagała prądu (napęd na korbkę). Niestety została skradziona przez złomiarzy, którzy regularnie plądrują tamten dom. Żałuję, bo w młodości uszyłam na niej niejeden fajny ciuch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też Łucznik zdecydowanie na pierwszy miejscu. Musieliśmy tylko dokupić pedał. Do niedawna także radziecki projektor do amatorskich filmów Super8 mm. Ale sprzedałem na Allegro. Szereg urządzeń z PRL-u było (i jest) nie do zdarcia. Może dlatego, że w realiach towarowego deficytu w założeniu miało starczyć na całe życie.

      Usuń
  3. A`propos szczęścia...
    Szczęście lub nieszczęście to stan umysłu, a nie stan posiadania...
    A człowiek jest nieszczęśliwy wówczas, gdy koncentruje się na tym, czego mu brakuje.

    Przechodząc do meritum...
    Sokowirówka 36 lat, Młynek do kawy (elektryczny) 45 lat, jeden z odkurzaczy 42 lata (drugi 5), lodówka i pralka automatyczna to "młodziaki" - ledwie 13 lat
    Oczywiście nie obyło sie bez awarii (dość rzadkich - 2 razy odkurzacz, 1 raz lodówka i 3 razy pralka), ale koszta napraw przy "analogowym" sprzęcie nie muszą być wielkie, (zwłaszcza jak sie sporo umie zrobić samemu, a poza tym awarie starszego sprzętu są mniej skomplikowane cniż tego "komputerowego).
    Wyliczyłem, że nie opłaca mi sie zmieniać sprzętu na mniej energochłonny. Np. wymiana lodówki na nową o tej samej pojemności dałaby oszczędność w rachunku za prąd w oszałamiajacej kwocie 24 gr/doba, a że kosztowałaby mnie przy zakupie 1400 zł to "spłacała by sie z oszczędności na prądzie" przez niemal 16 lat i dopiero po tym czasie zaczęła by oszczędzać dla mnie :)))
    Czas "spłaty" pralki to w tym przypadku 11 lat...
    Jak dostanę od producenta gwarancje na co najmniej takie okresy to ew. sie zastanowię...

    Czasami mam wrażenia, że ekologia, w NIEKTÓRYCH ASPEKTACH, jest mocno przereklamowana i sprowadza sie głównie do drenowania moich kieszeni
    Roman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle zachowałeś czujność, Romanie. Oczywiście szczęście nie zależy od stanu posiadania, no może w niewielkim stopniu. Pisałem akurat z myślą o zdeklarowanych materialistach i zakupoholikach... Ćwiczenie z podróżą w czasie miało im pokazać, że tego związku nie ma. Pokaźna kolekcja "staroci", gratuluję (:

      Usuń
  4. hm młoda jestem więc staroci nie mam, wszystkie urządzenia które kupiłam po ślubie już niedługo będą miały 2 latka - działają;)

    natomiast kuchenka, lodówka nie wiem ile ma lat - ale niech służy jak najdłużej i nie wymienię dopóki się nie skończy:)

    ale ubrania noszę bardzo długo, a nowe to w 90% pochodzą z lumpeksów:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo jestem przywiązany do sprzętów agd, mebli ..maja po 50 lat np. kanapa/ wypełnina włosiem, wszystkie elementy drewniane, materiał na pokrycie cudo/ miała juz wyladowac w muzeum wzornictwa, ale nie umiem na niczym innym spać. odkurzacz ma 30 lat dziala, sokowirowka 25, naczynia , garnuszki..itp. dzisiaj niejeden z moich znajomych , chętnie by za nich dał troche kasy hehe..ale nic z tego , kupiłem narożnik synowi za 2000 tys. , wytrzymał rok..reklamacja itp, nerwy i po co . dzis produkuje sie na konkretny czas uzytkowania..juz nie dopłacam do tych Bylejakościowych rzeczy" -cenię swoje ciężko zapracowane pieniążki i dobra robote dawnych , rzetelnych rzemieślników , dbających o swoją dobrą markę a nie tylko kasę..ale to długi i niewdzięczny temat Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje stare rzeczy/przedmioty z ktorych korzystam na codzień:

    Samochód - 24 lata
    Radio w samochodzie - 29 lat.
    Bardzo wygodony fotel na stalowym trójniku - lata 70te, a moze wwczensiej.
    Biurko do pracy (masywny kloc) - lata 80te
    duza Torba na sprzet fotograficzny - lata 80te

    :-)



    Widzę, że zainteresował Cię Spisek Żarówkowy :) bardzo się cieszę, że podsunąłem ciekawy temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nasz pojazd ma 18 lat, i całkiem całkiem daje radę (używany głównie na weekendy)

      Usuń
    2. Dziękuję, Patrycjuszu (;

      Usuń
  7. Urządzeń elektrycznych jakoś specjalnie starych nie mam, kupowaliśmy już w tych czasach, że nie były przeznaczone do długotrwałego użytkowania. Szczytem był czajnik elektryczny za 220 zł (zainwestowaliśmy w dobry sprzęt, żeby nam długo służył), który spalił się 2 tygodnie po upływie gwarancji. Koszt naprawy ok 150 zł zniechęcił nas skutecznie. Podobna historia spotkała mnie z suszarką do włosów, która miała być na lata. Od tej pory drobne agd kupuję możliwie najtaniej, nie widzę różnicy w długości eksploatacji, a nowa rzecz jest tańsza, niż naprawa "firmowej" starej. Nic na to nie poradzę, nie będę dopłacała do ideologii.
    Co innego duże agd, nie zawiedliśmy się na inwestycji. Jeżeli to tylko możliwe (ale coraz o to trudniej) unikamy w agd elektroniki. Psuje się migiem i albo w ogóle nie nadaje się do naprawy, albo koszty są horrendalne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś zepsuł mi się czajnik, standardowo tuż po 2-letniej gwarancji. Zaniosłam do naprawy. Była droga, ale czajnik wytrzymał jeszcze jakieś 4 lata. Gdybym chciała go wymienić, zapewne musiałabym zainwestować w tym czasie w dwa nowe czajniki. Więc i tak się opłacało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś czas temu rozmawiałem z właścicielem firmy produkującej podzespoły dla "dużego producenta samochodów w europie". A że to dobry znajomy, to i rozmowa, na wiele tematów, szczera była. Sam przyznał, że dla "producenta samochodów" robi rzeczy tak na "aby-aby", byleby tylko statystycznie wytrzymały do końca gwarancji spełniały oczekiwania producenta, który co prawda kupuje dużo, ale płaci marnie... Natomiast ten sam detal produkowany jako część zamienna (i niemarkowa!) robiony jest dużo solidniej, bo warsztaty samochodowe i hurtownie płacą dużo lepiej więc i on jako producent nie musi aż tak bardzo "pilnować" kosztów i stosuje lepsze (no, ale bez przesady) materiały...
      Roman

      Usuń
  9. Dziękuję za wszystkie komentarze. Myślę, że macie powody do dumy z waszych 'starych' i przydatnych przedmiotów. Oby służyły jeszcze długo...
    No i zawsze raźniej ze świadomością, że nie jest się 'samotną wyspą' :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja w kuchni wciąż używam miksera wyprodukowanego jak głosi etykietka na pudełku, w 1964r. Dołączony do niego młynek poradził sobie ostatnio ze zmieleniem kawy, więc silnik ma się chyba całkiem dobrze.
    Z tego samego roku mam meble w pokoju. Swoją drogą mają zabawną konstrukcję, bo zamiast zawiasów w drzwiczkach są dwie grube metalowe blaszki z dziurką, przez którą przełożony jest metalowy grzybek.
    Jak się grzybek się zgubił, to wystarczyło tam wsadzić pierwszą lepszą śrubę i działa. Drugą zaletą jest to, że w znanych mi drzwiach z płyty wiórowej z czasem powyłupywały się zawiasy i odpadły razem z kawałkami drzwi. A ta konstrukcja nie poddaje się upływowi czasu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój markowy młynek miał służyć lata, ale padł po 4 i nie dało się go naprawić. Kupiłem więc młynek ręczny i naprawdę nie wiem co mogłoby się w nim zepsuć.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja mam laptopa, który przetrwał 7 lat, choć przewidziany był na dwa. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i mam nadzieję, że jeszcze mi posłuźy.

    OdpowiedzUsuń
  13. -samochód 25 lat
    -lodówka 23 ruski Czinar
    -mikser jakieś 25 lat
    -maszyna Łucznik i Singer
    -meble w pokoju, lata 80-te z rakotwórvzą dyktą z tyłu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak trzymać (: Ku przestrodze: pięć lat temu kupiłem lodówkę Boscha, na szczęście na 5-letniej gwarancji (która niestety kończy sie w tym roku na jesieni), efekt: 4x wymieniany termostat i jedna wymiana lodówki na nowy egzemplarz...

      Usuń
  14. Ostatnio zaliczyliśmy wymianę sześcioletniej pralki. Okazało się, że bęben był klejony i nie da się w nim po prostu wymienić zepsutego łożyska. Koszt oscylował w wysokości 1/2 nowego urządzenia. Warto zwrócić uwagę, gdzie jest montowany - ta sama pralka montowana w Polsce ma części zamienne, a ta w Turcji jest klejona i po ptakach.

    OdpowiedzUsuń
  15. mój laptop ma 10 lat zapłaciłam ostatnio za naprawę, nowy dysk, instalację systemu, odzyskiwanie danych i dysk przenośny ok 460 zł, pewnie mnie trochę skroili ale mam nadzieję, że dalsze 10 lat posłuży

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...