Życie w opakowaniu instant

Jak najlepiej zdefiniować czasy, w których żyjemy? Jedni będą potrzebować opasłych tomiszczy, by to określić, niektórzy ograniczą się do kilku stron, a jeszcze innym wystarczy parę słów. Kilka razy zdarzyło mi się zetknąć z różnymi opiniami na ten temat, częstokroć bardzo odmiennymi od siebie. Euforycznie optymistyczne opisy mieszały się ze skrajnie negatywnymi opiniami. Wszystkie miały jednak jedną wspólna cechę: im dłuższy był wywód rozmówcy, tym bardziej był zagmatwany i w sumie nie prowadził do jednoznacznej konkluzji. Nie moją rolą jest decydowanie, kto ma rację, zapewne każdy po trochu, ale to nieistotne.
Gdybym sam chciał odpowiedzieć na postawione na wstępie pytanie, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty życia, świata jako takiego, to zapewne odpowiedź zajęłaby mi cztery lata, a słuchacze w międzyczasie pomarliby z nudów. Może więc odpowiedź ograniczyć do najważniejszej dla mnie perspektywy? Perspektywy własnego tyłka i tego, co znajduje się w jego okolicy? Powiedzmy sobie szczerze, jakie ja mam pojęcie o codziennym życiu w Bangladeszu albo Birmie? Niby skąd mam wiedzieć, o czym myśli Japończyk idąc do domu albo Afrykanin mierzący się z wyzwaniami dnia codziennego? Zatem jako chłop z natury wyjątkowo prosty, lubiący postrzegać wszystko bez zbędnych i fikuśnych ozdobników, wszystko to, co nas otacza, sprowadziłbym do jednego słowa: instant.

Instant w wolnym tłumaczeniu oznacza szybki, doraźny, błyskawiczny, chwilowy. Spójrzmy teraz na klasyczną „zupkę chińską”, z której wspomniane słowo często straszy. Zamknięta w kolorowym, lekko tandetnym, opakowaniu wariacja na temat makaronu. Dodatkowo saszetka przypraw i jakiegoś dziwnego płynu, którego skład chemiczny budzi grozę nawet w najmężniejszym sercu. Zalewamy ten twór gorącą wodą i proszę. Wywar gotowy. To nic, że lekko cuchnie i smakuje jak najgorsze wspomnienie posiłku. Wszystko, co wiąże się z jej przygotowaniem, spożywaniem, wartościami odżywczymi, jest zwyczajnie badziewne. Nie szkodzi, posiłek jest. Co z tego, że jakiś taki obrzydliwy i oszukany. Najważniejsze, że jest czym napchać żołądek, jest szybko i łatwo dostępne. Co do diabła zupka chińska ma wspólnego z życiem, co ten facet bredzi? - mógłbyś całkiem przytomnie zapytać, drogi Czytelniku. Okazuje się, że całkiem sporo. Wszystkie opisane powyżej cechy obiadu czempionów możemy przełożyć praktycznie na wszystkie dziedziny życia. Spójrzmy więc na trzy, proste przykłady:

Kontakty międzyludzkie. Teoretycznie jeden z najważniejszych elementów naszego życia. Spotkania ze znajomymi, wspólne posiłki, spędzanie wolnych chwil z drugą osobą. Musicie wiedzieć, że z natury jestem samotnikiem, ale nawet taki buc jak ja potrafi docenić, jak ważną rzeczą są zdrowe, podkreślam - zdrowe, relacje międzyludzkie. W mojej pamięci rezyduje wiele fantastycznych wspomnień, w których przewijają się twarze ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Oczywiście są też takie wspomnienia, których przywołanie powoduje ogólne boleści połączone z odruchami wymiotnymi i atakami paniki. Generalnie czasem było słodko, czasem niekoniecznie, ale na pewno było ciekawie i jest do czego wracać myślami. Lecz by mieć co wspominać, trzeba było się też trochę przy tym narobić. Przyjaźnie wymagały włożenia weń sporej pracy: częste spotkania, wspólne przeżywanie problemów i radości. Pamiętasz może, kiedy ostatnio dostałeś ręcznie napisaną kartkę z okazji świąt lub urodzin? Zamiast tego Twój telefon wydziera się na Ciebie: „Przyszedł kolejny gówniany wierszyk ściągnięty z internetu! Ale super! Przeczytaj! Przeczytaj! Teraz!”. No dobrze, ale przecież ludzie wciąż się spotykają. Oczywiście, że tak. Zwróć jednak uwagę na drobne szczegóły: telewizor ryczy w tle, ktoś bawi się telefonem, ktoś sprawdza nowe wiadomości na twarzoryju. Niby wszystko w porządku, ale coś jednak nie gra i wracasz do domu czując ulgę, że ten cyrk już się skończył. Byle jakie to wszystko, szybkie i niechlujne.

Chodźmy na zakupy. Załóżmy, że potrzebujesz bluzy, butów, komputera i telefonu. Pojechałem po bandzie, ale co tam, to w końcu wirtualna wycieczka, więc nie liczymy się z kosztami. Lecz nim weźmiesz cokolwiek do ręki, przypomnij sobie wszelkie niemodne potwory, które w dzieciństwie na Ciebie nakładano. No dobra, nie muszą to być gryzące rajtuzy, które pamiętasz z czasów przedszkola. Buty - pewnie były paskudne, praktyczne i tak rozsądne, iż mogłyby wybrać karierę prawnika i reprezentować Cię przed obliczem sądu. Pierwsze telefony komórkowe? Komputer? Działały niezawodnie wiele długich lat i robiły to, co było napisane w instrukcji. Zostały zastąpione przez nowsze egzemplarze tylko dlatego, że fajnie było mieć coś świeższego. Jak wygląda to dziś? Spójrzmy na komórki, świecące, śliczniutkie i tak trwałe, że samo patrzenie na nie powoduje odchodzenie lakieru z obudowy. Komputer? Napakowany skomplikowaną elektroniką, wytwarzający tyle ciepła, iż po godzinie intensywnego używania topi się, niczym bałwan na wiosnę. Buty, fikuśne, pełne ozdób, których nie można używać na deszczu, mocnym słońcu, zimą, latem... jesienią też nie bardzo. Jednakże stojąc w przedpokoju wyglądają zabójczo świetnie. Może bluza? Szkoda tylko, że materiał jest tak cienki, że widać pod nim kolor podkoszulka. I ostrożnie z praniem, nadruk schodzi podczas kontaktu z wodą. Wszystkie najnowsze rzeczy mają tę wspólną cechę, że nie powinny być trwałe. Muszą być jedynie szybko wyprodukowane i wprowadzone do sprzedaży, ponieważ lada moment zmienią się trendy i pojawią się ich bardziej odpicowane zamienniki. Nie warto przesadzać z jakością wykonania, gdyż jeszcze konsument odkryje, że nie potrzebuje następcy zakupionego kilka miesięcy wcześniej przedmiotu. Jednakże, niczym zupka chińska, opisywane nowinki to taka wariacja na temat tego, czym powinny być, mimo że na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku.

Informacja. Pisałem już nieco o tym w poprzednim tekście, ale warto na sekundę wrócić do tematu. Jesteśmy zasypani koszmarną ilością nieposortowanej informacji. Informacja płynie zewsząd, jest łatwo przyswajalna, krótka, ledwo ślizgająca się po zagadnieniu, które opisuje. Cóż z tego, że większość z tych „faktów” jest zupełnie bezużyteczna i do niczego niepotrzebna? Najważniejsze, że są to jakieś informacje, które dają poczucie ogólnej wiedzy o wszystkim i niczym zarazem. Jaki jest efekt takiego pokarmu? Mózg zmienia się w zupę, na powierzchni której pływają strzępki czegoś bliżej nieokreślonego, udającego coś, czym nie jest. Nie ma to nic wspólnego z prawdziwą wiedzą, ot taki poziom świadomości pozwalający zabłysnąć w niebyt rozgarniętym towarzystwie. Nic więcej.

Co więc pozostaje? Tęsknota za minioną przeszłością? Może obrazić się na świat, uciec do lasu, wykopać ziemiankę i do końca życia spożywać korzonki lub podejrzane grzyby? Może jakiś buncik? Wiara, że ruch minimalistyczny ogarnie świat?
Tymczasem na planecie Ziemia...
Może zamiast śmiecia z kolorowego opakowania zrobić coś samemu? Potrzebujesz trochę wolnego czasu, garnka, dwóch litrów wody, warzyw i nieco przypraw. Kawałek mięsa, makaron, a może ryż? Stawiasz garnek na kuchence, wrzucasz wszystkie składniki do środka i gotujesz. To proste, poważnie, skoro ja umiem, to Ty też. Może będziesz chciał kogoś zaprosić do wspólnego posiłku? Nie martw się, że nie wyjdzie, starania są ważniejsze od najlepszego dania z restauracji i zostaną docenione. Zamówić jedzenie potrafi każda niemota, to tak naprawdę obraza gościa, nie rób tego. Możesz też zjeść samemu, bez pośpiechu. Może dobry film? Książka? W nowym numerze „National Geographic” jest świetny artykuł o władcach umysłu. Wystarczy zrobić cokolwiek, byle odciąć się od tych wszystkich śmieciowych treści wokół. Czy komukolwiek do życia potrzebne są puste emocje płynące z kolejnego programu, w którym szarzy ludzie robią z siebie pośmiewisko albo słuchanie bredni wygadywanych przez niby gwiazdy?
Bądźmy poważni. Wystarczy trochę odpuścić, przestać niepotrzebnie marnować czas i nagle okaże się, że definiowanie rzeczywistości słowem instant nie będzie mieć zupełnie sensu, podobnie jak i cały ten post. Bardzo dobrze, nie szkodzi, że w związku z tym wyjdę na idiotę. Będę bardzo zadowolony, jeśli uczciwie stwierdzisz, że klepię od rzeczy. Jeszcze jedno... Nie zapomnij wywalić zupki chińskiej do śmieci, ok? Tam jest jej miejsce.

17 komentarzy:

  1. Trudno się z tym nie zgodzić. Sama doszłam do podobnych wniosków jakiś czas temu. Dziękuję za ten wartościowy wpis. A zupek chińskich, a nawet tych "normalnych" kostek rosołowych nie posiadam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie napisane i mocno trafione.

    Jeszcze trochę to i ludzi będą 'produkować' w wersji instant. I oby nie.

    A ziemianka w lesie to całkiem fajny pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawiązując do ludzi instant... Spójrz proszę na komentarz Tofalarii, hmmmmmmm zobaczymy co przyniesie jutro.

      Usuń
  3. W stronę dobrowolnej prostoty zmierzam (w różnym tempie, czasami zatrzymując czy wręcz cofając się) niemal 20 lat... I ciągle odkrywam, że wiele "spraw i rzeczy" może być dużo prostszych i tańszych niż na pozór zdaje się być...
    Czasami wystarczy tylko przestać biec, usiąść na chwilę, pomyśleć i... rewolucja już na progu naszego życia ;)))
    Roman

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam propozycję jak przestać wchłaniać mnóstwo nic nie znaczących, pustych informacji, które zlewają się w jedną papkę. Metoda jest tak prosta, że aż trudno uwierzyć: POZBYCIE SIĘ TELEWIZJI. Na początku tego roku zdecydowaliśmy, że kończymy 'współpracę' z dostawcą tego medium i dopóki nie podłączę do telewizora laptopa puszczając coś wartościowego dla mnie, jedyne co mogę w nim zobaczyć to czarno-biała "kasza". Ile dodatkowego czasu, ile mniej mętliku w głowie, a do tego dobre kilkaset złotych rocznie w portfelu. Mam zamiar u siebie napisać na ten temat, chociaż trochę się tego boję - widzę jak ludzie uzależnili się od telewizji, jak jest ona jedną z głównych rozrywek, i jak nieracjonalny może im się wydawać ten pomysł. Ale cóż - być może zasieję u kogoś ziarnko niepewności i kilka osób zastanowi się, ile telewizja daje, a ile zabiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie mam telewizji. O kurna jak ja teraz jestem szczesliwy....

      Usuń
  5. Bardzo trafiony post o smutnej rzeczywistości.
    Kilka lat temu zainwestowałam w dobry komputer z nadgryzionym jabłuszkiem i telefon tej samej firmy. Obydwa dzielnie mi służą nadal (odpukać w niemalowane). Dbam o nie. Nie mam ochoty wymieniać tych rzeczy na nowszy model, skoro nadal działają bez zarzutu.
    Jedzenie - akurat nie mam z tym problemu, bo jestem raczej surojadem i to wegańskim;)))
    Cenię sobie bardziej to, by być niż mieć. W zasadzie od zawsze:) Miałam jedynie kilka lat słabości dotyczącej zakupów, związanej z odreagowywaniem stresu popracowego, hehe. Ale już nie muszę, już dawno znalazłam inną drogę do regeneracji:)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tego "instant" dodałabym coś na temat edukacji. Nie jestem nauczycielką i sama nie mam dzieci, jednak dość regularnie pomagam koleżance-polonistce sprawdzać gimnazjalne testy. Od tego, co widzę, włos jeży się na głowie. Kiedy pytam ją, dlaczego program jest tak głupawy, dlaczego wtłaczanie do głów formułek itd. - ona sama jest trochę załamana. Jest to dziewczyna z olbrzymim powołaniem i charyzmą, niestety mówi, że ją rozliczają z tego, czy dzieci pozdają testy. Nie z tego, czy będą umiały myśleć, czy lektury lub język wzbudzą w nich refleksję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutno się czyta to co piszesz Tofalario. Edukacja powinna być oczkiem w głowie, czymś o co szczególnie należałoby dbać mając nadzieję na lepszą przyszłość społeczeństwa jako takiego. Co otrzymamy "produkując" głupców? Odpowiedz jest niestety oczywista.

      Usuń
    2. Pytasz Adamie: "Co otrzymamy produkując głupców?"
      Tak jakoś skojarzyło mi się z bilbordem, który zawisł był w Toruniu:

      "Jakie to szczęście dla rządzących, że ludzie nie myślą"

      I co najgorze, zdecydowana większość dyskutuje nad tym, kto to powiedział (Adolf Hitler), niż nad tym co zostało powiedziane...

      Roman

      Usuń
    3. Bardzo cenna uwaga Romanie. Oczywistym jest, że Hitler budzi u człowieka naturalne obrzydzenie ale trudno negować wypowiedziane przez niego zdanie.

      Usuń
    4. @Tofalaria - polecam ciekawy wywiad w tej materii http://nowyobywatel.pl/2013/01/16/co-z-ta-szkola/

      Usuń
  7. Bardzo fajny wpis, czapki z głów. Ostatnio posłuchałem się rady Tofalarii i w dziedzinie radia przesiadłem na Dwójkę. Od tej pory mam kompletnie inne poranki - bez reklam i bez "newsów", które brzmią jak groźba.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bodaj (?) to Stanisław Lem powiedział kiedyś na temat współczesności, że "to jest świat w którym być może wygodniej jest żyć, ale niekoniecznie bardziej warto".
    Osobiście zamiast "instant" używam określenia całkiem polskiego - bylejakość. Zwłaszcza przez jego szczególne dopasowanie do polskich realiów ;) Bo rzeczywistość w P(R)L można opisać wzorem "na wszystko": X jest byle jakie. Byle jakie są więzi międzyludzkie, znajomości, drogi, policja, wojsko, elity, rząd, klimat... Podstawiasz za X co chcesz i wiesz jak jest ;)
    Zmienić cokolwiek mogą tylko nasze codzienne decyzje i wybory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny cytat,dziękuję Ci i trafny komentarz. Dzięki za artykuł i blog,wyrazy wdzięczności,znalazłam Was,bo desperacko potrzebowałam;-)

      Usuń
  9. Jak świetnie napisane .... Nic dodać, nic ująć . Moja miłość życia podłożyła mi tego bloga i w końcu widzę ze nie jestem z tym sam, ze to moze swiat wariuje ,ze to jednak nie tylko moje odczucia i ze jestescie tu Wy a chyba dewiacja w moim przypadku jest czymś obcym. Dzięki ze mogę to wszytko czytać i ubierać w słowa to co czuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszym się z kolejnego Czytelnika! Bez obaw - jesteś na dobrej drodze! Pozdrawiam Konrad

      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...