Jeszcze raz o reklamie - post w mp3.

Kolejny raz wypowiadam się o reklamie - audycja jest do posłuchania, lub bezpośredniego ściągnięcia na: http://www.supershare.pl/?d=F7D271E92


- o przenosinach mojego bloga oszczędnościowego oraz o tym jak nasze dyskusje tutaj wpłynęły na moje podejście do reklam (Oszczędzanie)

- o alternatywnej wyszukiwarce bez reklam i śledzenia Twojej tożsamości i dlaczego warto jej używać:  (DuckDuckGo.com)

- o reklamie etycznej i akcjach charytatywnych na rzecz Justyny: (Aukcja dla Justyny na Korzystnych Zakupach)

Autor: Remigiusz

Powrót do przeszłości, czyli spotkania klasowe po latach


Niniejszy post ma formę dialogu, z której -od czasu do czasu-  będziemy korzystali. Mamy nadzieję, że ten rodzaj wymiany poglądów przypadnie Wam do gustu.

Tomasz: Temat, nad którym rozmyślam i który próbuję "ugryźć", to zasadność spotkań klasowych po kilkunastu latach. Czy i jaka jest jeszcze więź z ludźmi „z przeszłości”? Czy warto zostawić teraźniejszość (żonę, dzieci) na jeden dzień, aby spotkać przeszłość (dawno niewidzianych kolegów)? Nadmienię, że według "etykiety sieciowej" nie ma mnie, bo nie mam konta na portalach społecznościowych ;-).

Konrad: Właśnie, czy zainteresowanie szkolnymi latami i odgrzewanie starych znajomości (a stąd tylko krok do klasowych spotkań) to nie „znak czasów” ściśle związany z rozwojem sieci, a zwłaszcza portali typu Nasza Klasa (która powstała w 2006 r.) czy Facebook? Ja akurat mam konto na FB i dochodzę do wniosku, że słowo "znajomy" przestało już chyba cokolwiek oznaczać. Poważniejsza sprawa, to na ile wpuszczać do aktualnego życia kliknięciem "dodaj do znajomych" te wszystkie osoby, z którymi łączy mnie obecnie tak niewiele, żeby nie powiedzieć nic? Może dlatego moje konto na FB (poza stroną bloga) jest praktycznie nieużywane. Wracając do tematu…

Tomasz: Pomimo wielu nalegań nie wybrałem się na ostatni zjazd absolwentów szkoły średniej (oprócz spotkania klasowego dodatkowo było to połączone z 50-leciem powstania szkoły). Wytłumaczenie miałem proste, gdyż akurat mieliśmy "inwazję" wirusa bostońskiego wśród dzieci. Ale zmierzam do pytania: co takie spotkania (raz na kilka lat czy regularne z kolegami przy piwie) wnoszą do naszej codzienności? Co łączy mnie z osobami, które na pytanie co u ciebie nadal utożsamiają się z odpowiedzią: po staremu, bez zmian, jakoś leci?

Czego o prostocie nauczyły mnie owoce?

Poniżej zapraszam do lektury gościnnego "owocowego" wpisu Lesława. Być może kiedyś doczekamy się kolejnych...

Jesienią przechadzałem się z Żoną po okolicznych działkach. Synek w wózku grzecznie spał, a my delektowaliśmy się świeżym, nieco już chłodnym powietrzem, ciszą i z wolna zapadającą w zimowy sen przyrodą. W dłoni miałem jabłko - soczyste, zimne, zdrowe. Bardzo smaczne, w sam raz na przekąskę podczas spaceru.

Rozmawialiśmy z Żoną o wielu sprawach, choć o niczym szczególnie istotnym, o niczym pilnym. Ot, raczej przyjemna pogawędka o rzeczach miłych, o marzeniach, o życiu, o tym, że nam dobrze.

Wtem moją uwagę przyciągnęły fioletowe winogrona, oplatające ogrodzenie jednej z działek. Znacie na pewno ten typ działkowych winogron - kwaśne, niewielkie, bardzo pestkowe, ale nieziemsko smaczne. Zwłaszcza na chłodnym, jesiennym powietrzu. Nie do kupienia w sklepie - takie cuda to tylko z działeczki lub z własnego ogródka.

Skubnąłem jedną, wierząc, że właściciel działki nie zauważy tej niewielkiej straty.

Wraz ze smakiem winogrona w mojej głowie pojawiło się miłe skojarzenie. Dokładnie takie same winogrona uprawia moja babcia. Do dziś dostaję od niej pyszne soki z tych owoców. Pomyślałem, że chciałbym być w jej ogrodzie, zrywać garściami winogrona i nie pytać nikogo o pozwolenie. A może zjem jeszcze jedno winogrono? I jeszcze jedno, i jeszcze...

Na szczęście poskromiłem swoje "wewnętrzne dziecko", wszak nie była to moja działka. Odczułem jednak smutek. To nie jest sprawiedliwe, że mieszkam w bloku i nie mogę mieć własnego ogrodu, skąd mógłbym garściami zrywać winogrona ile dusza zapragnie. W tym momencie byłem już gotowy. Wystarczyło zrobić mentalny kroczek, aby myśli popłynęły szerokim strumieniem - o obecnej sytuacji zawodowej, o planach na rozwój, możliwości awansu, zarabianiu, budowanie domu, itd itp... Oczywiście wszystko to w "słusznej sprawie" - aby kiedyś wygrać prostotę, kiedyś mieć naturalność, aby kiedyś jeść winogrona z własnego ogrodu...

Myśli te przetaczały się przez moją głowę przez dobrych kilka minut (warto podkreślić, że "na powierzchni" oczywiście wciąż zachowałem "poker face" - uśmiech, błogość, spacer z żoną...), systematycznie psując mi nastrój i kierując moją uwagę z "tu i teraz" na "kiedyś, gdzieś, coś".

Jest jednak na koniec tej smutnej historii o nieuchwytnym popadaniu w materializm akcent pozytywny.

Przez te kilka minut rozważań zdążyłem zapomnieć, że w dłoni trzymam niedojedzone, soczyste, pyszne jabłko. Ugryzłem. Na chwilę zostawiłem wszystkie dylematy na bok, skupiłem się na tym smaku, na tej chwili, na jesiennym powietrzu w moich nozdrzach. Na ukochanej kobiecie obok mnie, na wspaniałym synku, braku pośpiechu, promieniach słońca. Wróciłem z dalekiej podróży, chociaż przecież fizycznie nie oddaliłem się nawet na krok. Kolejne małe zwycięstwo na drodze do dobrowolnej prostoty.

Prostota jest w nas. Albo jej w nas nie ma.

Dla mnie jest to sztuka ciągłego łapania swojej uwagi na "tu i teraz".



W imieniu autora wpisu zapraszam do odwiedzenia strony Stowarzyszenia Twoja Sprawa (http://www.twojasprawa.org.pl/), którego pracami kieruje. STS organizuje akcje konsumenckie, by promować marketing oparty na wartościach i chronić przestrzeń publiczną przed obscenicznością, seksualizacją kobiet, brakiem kultury i naruszeniami dobrych obyczajów w reklamie i szeroko rozumianym marketingu.

Kompleks Biedronki?

Krótki wpis, dzięki czujności Patrycjusza, który podesłał mi kontrowersyjny (by nie powiedzieć idiotyczny) tekst w Na temat (cały przeczytacie tutaj). Teza artykułu sprowadza się do tego, że jako konsumenci wstydzimy się robić drobne, ograniczone do 2-3 produktów, zakupy lub płacić bilonem. Czy konsumpcyjny styl życia, szerzej neoliberalizm, rzeczywiście wpędza nas w kompleks, nazwany w tekście "kompleksem Biedronki"?

Doświadczenie mam akurat odwrotne. Po pierwsze Biedronki stały się często sklepami osiedlowymi, w których robi się codzienne, drobne zakupy. W sklepie tym płaci się wyłącznie gotówką. Za 2-3 produkty na pewno lepiej zapłacić bilonem niż "grubym" banknotem. Zwykle wysypanie bilonu łączy się z wdzięcznością pracownika przy kasie. Naturalnie większe zakupy robi się raz/dwa razy na tydzień. (O zaletach planowania posiłków i jednorazowych dużych zakupach będzie w innym poście.)
Co do Biedronki, to początkowo ten dyskont spożywczy faktycznie oferował niewielki wybór, ale za to tanich, produktów. Obecnie można w nim znaleźć sporo dobrej jakości towarów, aczkolwiek osobiście mam do tego sklepu za daleko.
W niektórych dużych supermarketach stworzono specjalne kasy do płacenia za niewielką liczbę produktów, chyba nie po to, aby publicznie napiętnować kupujących bułkę i butelkę wody?
Szczerze mówiąc, u mnie zażenowanie (i współczucie) wywołuje widok sklepowego wózka wypełnionego po brzegi niezdrowym, wysokokalorycznym i śmieciowym (tzw. junk food) jedzeniem. Jest to marnotrawstwo własnych pieniędzy i zdrowia.

Jak usunąć niechciane reklamy z internetu - część #1

Witam serdecznie. Dziś zapraszam na nagranie o tym jak pozbyć się reklam z internetu.


http://w643.wrzuta.pl/audio/4yDxkR7yeM5/glos-0030
(nie jestem zadowolony z kompresji/jakości tego nagrania na wrzucie, jeśli macie pomysły na lepszy hosting dla mp3, dajcie znać)

Omawiane narzędzia:
- AdBlock Plus,
- polskie filtry do AdBlocka,
- NoScript,
- FlashBlock,

Autor: nSeika, Licencja Creative Commons

Autorem audycji jest Remigiusz (admin: Realny Minimalizm)
P.S. Nie chcę zaśmiecać bloga toną linków aktywnych. Wspomniane narzędzia z łatwością znajdziecie sami w dowolnej wyszukiwarce.

Przycisk przerwy

Dzisiejszy wpis zacznę od końca. Chciałbym bowiem zachęcić Was do lektury książki Stephena R. Coveya "7 nawyków szczęśliwej rodziny".
Zanim jednak osoby bezdzietne stwierdzą, że guzik je to obchodzi, chciałbym skoncentrować się na "guziku" właśnie, nazwanym we wspomnianej książce "przyciskiem przerwy".

Przycisk przerwy jest obrazem pierwszego z 7 nawyków: Bądź proaktywny. Wiele lat temu Covey na zapleczu biblioteki uniwersyteckiej natknął się na cytat:
Pomiędzy bodźcem a reakcją jest chwila przerwy.
Ta chwila daje nam możliwość wyboru naszej reakcji.
Od tej reakcji zależy nasz rozwój i wolność.

Tak łatwo reagować impulsywnie. Dajemy się ponieść emocjom. Mówimy lub robimy coś, czego potem żałujemy. Dlatego wszystkim przydałby się "przycisk przerwy" - coś, co pomogłoby nam zatrzymać się na chwilę pomiędzy tym, co nas spotyka, a naszą reakcją - tak żeby móc wybrać reakcję właściwą.
Chodzi o umiejętność powstrzymania się od impulsywnych reakcji pod wpływem uczuć lub okoliczności. Dzięki tej przerwie możemy nauczyć się działać, a nie reagować.