Run, Forrest! Run!

Pamiętacie sympatycznego Forresta Gumpa, którego życie było pasmem mimowolnych sukcesów? Bardzo lubię ten film, z jego ocierającymi się o banał mądrościami typu "życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi".

Jednym z epizodów w filmie jest bieganie.
Tego dnia, tak bez przyczyny, postanowiłem trochę pobiegać. Pobiegłem do końca drogi, a kiedy tam dotarłem, pomyślałem, że pobiegnę na koniec miasta. A kiedy tam dotarłem, pomyślałem sobie, że przebiegnę przez hrabstwo Greenbow. A skoro dotarłem aż tak daleko, dlaczego miałbym nie przebiec przez cały stan Alabama? Tak właśnie zrobiłem. Przebiegłem przez Alabamę. Bez żadnego powodu. Po prostu biegłem dalej. Dobiegłem do oceanu. Pomyślałem, że skoro przebiegłem taki szmat drogi, to równie dobrze mógłbym zawrócić i biec dalej. Kiedy dotarłem do drugiego oceanu pomyślałem, że skoro jestem aż tutaj, to mógłbym równie dobrze zawrócić i biec z powrotem. Kiedy się zmęczyłem, szedłem spać. Kiedy zgłodniałem, jadłem. Kiedy musiałem pójść do... no wie pani... to szedłem.

Wkrótce do Forresta dołączyła grupa biegaczy-naśladowców, którzy doszukują się w tej prostej, niemal czysto fizjologicznej, czynności jakiejś głębszej i ukrytej filozofii życiowej. To dobra satyra na wszelkiego rodzaju masowe ruchy. Czy minimalizm lub voluntary simplicity jest jednym z nich?
Trochę tak. Nieskomplikowany, wynikający z materialnych ograniczeń, oparty na zdrowym rozsądku styl życia stał się tematem telewizji śniadaniowej, artykułów w poczytnych magazynach, doczekał się naukowych analiz, poradników, liderów i sporego grona wyznawców. Trzeba do tego podchodzić z dużym dystansem i poczuciem humoru, inaczej zamknięcie bloga przez Babautę lub innego guru minimalizmu może być sporym wstrząsem (bez obawy, na razie nic mi o tym nie wiadomo).

Dobrowolna prostota czy minimalizm nie wymaga szczególnego uzasadnienia. Wystarczy, jeżeli to lubisz bądź czerpiesz satysfakcję z samoograniczenia. Bez żadnego wyszukanego powodu. Po prostu biegnij dalej... Może z czystej satysfakcji poradzenia sobie z nadmiarem przedmiotów. Może z radości, jaką daje uporządkowanie kalendarza i życiowych priorytetów. A może dla odzyskanej na nowo -utraconej gdzieś po drodze- wolności.

A jeśli mimo wszystko nie udaje Ci się być minimalistą z krwi i kości, zaciągniesz kredyt lub zjesz zakazanego batonika, możesz zastosować jedną z metod Forresta: "Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, zacznij się walić deską po nodze. Zobaczysz jaką poczujesz ulgę, gdy przestaniesz."


A prospos biegania - ja również, biorąc tym razem przykład z Żony, od dwóch miesięcy stałem się namiętnym (i w moim przypadku nocnym) biegaczem. Endorfiny, ból mięśni, chwile samotności - wszystko to za darmo, blisko domu, bez karnetu i zobowiązań. Jest to bez wątpienia piękny, prosty i w miarę tani sport, który szczerze wszystkim polecam!

Cytaty zaczerpnąłem z wikicytatów.

20 komentarzy:

  1. To jest post, którego dzisiaj potrzebowałam. Dziękuję!
    Tak na marginesie - kiedyś się zastanawiałam, o co chodzi z tymi czekoladkami, przecież na każdym pudełku są opisane smaki. Aż pewnego dnia dostałam amerykańskie czekoladki - i w tym przypadku rzeczywiście nigdy nie wiesz, co ci się trafi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorabianie "wielkiego" uzasadnienia do naszych działań ma na celu sprawienie złudzenia, że działania te są ważne...
    I w sumie racja - takie właśnie złudzenie powstaje :)
    Roman

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem minimalistą - nielicencjonowanym minimalistą amatorem, niestety bez dyplomu z Seattle Institute of Minimalism and Enlightenment

    działam sobie bez żadnej szczególnej inspiracji - nie biegnę za żadnym Forrestem Gumpem

    full spontan

    i tak jest najlepiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NAjlepiej to nie przywiązywać sie do żadnej idei :)
      A jeszcze lepiej to nie przywiązywać sie nawet do nieprzywiązywania :)

      Usuń
  4. Sytuacja w dzisiejszym, postmodernistycznym Zachodnim świecie jest jeszcze bardziej groteskowa i skomplikowana, niż to uwidacznia przedstawiony fragment "Foresta Gumpa". Krótko i na sobie dwa przykłady: 1) znam świetnie twórczość Thoreau'a, a nic mi nie wiadomo o jakimś tam guru Babaucie. 2) Nie wierzę w istnienie żadnego Boga, a jednocześnie jestem dość chrześcijańska (w sensie przyjmowanej etyki, vide: przykazania 4-10, niezła znajomość Biblii) i bardziej chrześcijańska od wielu tych niby chrześcijan - zakłamanych konformistów.

    Jola z grodu Kraka

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie należy mylić minimalizmu z lenistwem, gdyż ostatnio zaobserwowałem taki oto nurt.

    Nie dotyczy artykułu.

    OdpowiedzUsuń
  6. to właśnie lubię w bieganiu.
    dla mnie to jest taki czas- tylko i wyłącznie dla mnie.
    nie to, że mam problem w związku, ale lubię to, że nie wszyscy muszą mieć takie same zainteresowania.
    powiedzmy, że częścią zainteresowań drugiej strony- dałam się "zarazić".
    ale lubię mieć też coś "swojego".

    i też wolę wieczorne bieganie.
    to jest też taki czas dla mnie na przemyślenie, podsumowanie dnia, albo po prostu na głośne słuchanie w słuchawkach muzyki, którą lubię, itp.

    i jak dla mnie- to była właśnie najbardziej ekonomiczna wersja rehabilitacji po pewnej kontuzji ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie... endorfiny i cudowne chwile samotności, szczescie gdy wracacasz, po trosze z endorfin, po trosze z wolności :) A noc tylko temu sprzyja, ograniczona liczba bodźców wzrokowych pozwala się wyciszyć :) tez polecam bieganie, a sama biegam od czterech lat :) W sumie... dobry sport dla minimalisty... nie wymaga zachodu, finansowo inwestujesz tylko w buty : Jeszcze raz polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A, też kiedyś popełniłem wpis o Forreście ;) To jeden z moich ulubionych filmów. Zwraca uwagę na prostotę, a jak to rzekł Leo da Vinci "Prostota jest szczytem wyrafinowania" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem Twój wpis. Zgadzam się na 100%: "Życie jest proste, lecz ludzie w pewnym momencie stwierdzają, że lepiej będzie je skomplikować. Przestajemy być wówczas dziećmi." Pozdrawiam K.

      Usuń
  9. "wynikający z materialnych ograniczeń" - jak wynika z materialnych ograniczeń, to chyba nie jest to dobrowolna prostota, tylko bieda IMHO :-)

    Jeśli chodzi o tych "guru", to każde ślepe i bezkrytyczne podążanie za innymi ostatecznie okazuje się być destrukcyjne. Równocześnie niewiele rzeczy inspiruje do działania bardziej od widoku drugiego człowieka pełnego energii i to bardzo dobrze, że są ludzie, którzy dzielą się swoim doświadczeniem i potrafią zainteresować czymś innych. I uważam, że to wspaniale, że dobrowolna prostota jest tematem telewizji śniadaniowej. Dobra idea powinna się rozpowszechniać :-) Jasne, że prowadzi to równocześnie do pewnych wypaczeń, ale lepsze to, niż nic.

    Co do wieczornego biegania, to odradzam wszystkim mieszczuchom. Sam biegam tylko rano. Wieczorami w mieście powietrze jest niestety tak syfne, że zdrowiej zostać w domu :-(

    "czerpiesz satysfakcję z samoograniczenia" - "samoograniczenie" moim zdaniem nie jest szczególnie dobrym słowem. Jest ryzyko, że bliżej nieobeznana z tematem osoba widząc takie określenia wyrobi sobie skojarzenie: "prostota = ograniczenie, cierpienie, w ogóle jakaś asceza. Nie dla mnie."
    Pozbycie się tego, co nie jest potrzebne nie ogranicza, tylko właśnie powiela możliwości, poszerza zakres ruchów :-)

    Pozdrawiam,
    Ślepy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię wnikliwych Czytelników. Co do materialnych ograniczeń, u mnie tak narodziła się dobrowolna prostota - z chwilą zaakceptowania skromnych warunków i tego, że środków finansowych jest za mało. Zamiast frustracji - odkrycie, że szczęście nie tkwi w dorobieniu się i gromadzeniu. Zmiana spojrzenia spowodowała, że teraz żyjemy w granicach dochodów i realizujemy się w skromnych dekoracjach. Oczywiście jest inny kierunek: najpierw dobrobyt i luksus, a potem odkrycie, że nie o to chodzi w życiu. My poszliśmy na skróty (: Co do telewizji śniadaniowej, to widziałem takie próby - zwykle przez 5 minut, po łebkach, w pośpiechu, głównie o wyrzucaniu rzeczy, nie ma możliwości pogłębienia tematu. Więcej z tego szkody niż pożytku - moim zdaniem, dlatego odmawiam udziału w takich programach.
      Mieszkam w małej miejscowości, powietrze u nas czyste i chłodne. Takie najlepsze po dniu spiekoty (:
      A co do samoograniczenia - faktycznie, słowo źle się kojarzy w kulturze pozwalania sobie na wszystko bez ograniczeń. Ale kto czyta bloga, ten wie, co mam na myśli - wystarczy mniej (: Pozdrawiam, K.

      Usuń
    2. I chyba taka droga na skróty jest bezpieczniejsza i wygodniejsza :-) Tylko szkoda, że najwyraźniej udaje się na nią wkroczyć mniejszej ilości osób. Na przykład u nas "lata chude" poprzedzały "tłuste", a kiedy dochody się poprawiły, nagle okazało się, że zupełnie nie zmienia to sytuacji. Jeśli przez długi czas ma się nad głową bat tego, że pod koniec miesiąca może być ciężko z obiadem, a następnie dostaje się pewien zastrzyk pieniędzy, to te pieniądze najpewniej się przepuści. Chodzi tu o pewne przejście z gospodarowania i planowania "bo trzeba" do gospodarowania i planowania "bo się chce". My na początku zachowywaliśmy się trochę jak dziecko, które najpierw nie ma pieniędzy i podziwia niedostępne słodycze wystawione w oknie cukierni, a potem przepuszcza tam całe kieszonkowe w jeden dzień :-)
      Dopiero później okazało się, że te słodycze (w nadmiarze, nie żebym tak zupełnie gardził czekoladą :-]) wcale nie są takie dobre, mdlą, etc. I dopiero wtedy przyszła świadomość i prostota :-)

      Z telewizją śniadaniową, to ja się stanowczo upieram przy swoim :-) Po takich pięciu minutach ośmiu widzów temat oleje, jeden przeinaczy, ale jeden zainteresuje się i zacznie kopać głębiej. I to ten ostatni zacznie później zmieniać swoje życie i promieniować na swoje otoczenie :-) Moim zdaniem warte ryzyka. A na to "samoograniczenie" zwróciłem uwagę właśnie po to, żeby nie tracić tych ostatnich :-) Oczywiście, że kto czyta ten doskonale rozumie co za tym słowem w rzeczywistości miało stać, ale jeżeli z "prostotowych" blogów, bardzo inspirujących i ciekawych miejsc, które są takim bastionem i "wikipedią" minimalizmu, zaczną się robić kółka do przekonywania przekonanych, używające "nie piarowego" ;-) słownika, to nie zaprowadzi nas to daleko. Na szczęście nic takiego się jak na razie nie dzieje, ale zawsze istnieje ryzyko pójścia w tym kierunku. Żeby przekonać do czegoś człowieka, trzeba doń mówić jego własnym językiem. Czasami to trudne, czasami przykre, ale uciec od tego chyba się nie da.

      Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam :-)
      Ślepy

      Usuń
    3. Zapomniałem jeszcze dodać, że zazdroszczę tego chłodnego i czystego powietrza. JA TEŻ TAK CHCĘ!!
      :-)

      Usuń
    4. No tak, język jest ważny, a trochę dobrego PR nie zaszkodzi (: Idee -nawet walki z konsumpcjonizmem- trzeba dzisiaj opakować w szeleszczące, kolorowe papierki, żeby do nich przyciągnąć i nimi zainteresować. Ubóstwo, skromność, umiarkowanie, wstrzemięźliwość - te pojęcia źle się dzisiaj kojarzą w kulturze skrajnego indywidualizmu. Lepiej mówić o minimalizmie, prostocie, rozwoju osobistym, równowadze i ekologii. I takiego języka staram się używać. A najlepszą "reklamę" prostocie możemy robić osobiście, przekonując do niej swoich znajomych i przyjaciół.

      Usuń
    5. A ja właśnie lubię słowo "samoograniczenie". Sygnalizuje że jest to działanie świadome, a nie jedynie podyktowane daną sytuacją np. materialną. Bo przecież można mieć skromne zarobki a wydawać je nierozsądnie, można mieć niewielkie mieszkanie i zagracać je pierdołami.
      Ps. Uwielbiam wracać na ten blog. Stawia mnie do pionu w niektórych kwestiach:) pozdrawiam KasiaBę

      Usuń
  10. Niedawno odkryłam nową etykietkę dla siebie- początkująca minimalistka ;) To co robiłam od lat, może w mniejszym zakresie i może bardziej chaotycznie, ale wpasowuje się w aktualnie modny trend. Czy mi ta etykietka do czegoś jest potrzebna? Raczej nie, stwierdzam, że raczej konkretne informacje innych osób (jak np. ten blog) i z tego czerpię garściami :) Porządkuję swój mały świat i chyba ten ład mnie pociąga: mały krok w finansach- budżet domowy i początki w inwestowaniu oszczędności, większe oszczędności przy aktualnie mniejszych dochodach, i tak jak bohater blogu zadowolenia ze skromniejszego życia (a do niedawna jeszcze myślałam, że powinnam się tego wstydzić). Więcej wolnego czasu, początki bardziej świadomego jedzenia- skąd i co, odkrycie dzikiej przyjemności z chodzenia na kijki, lepsze planowanie zakupów- pierwsze sukcesy- brak wyrzucanego jedzenia, mniej nieprzemyślanych zakupów, większy ład w odzieży, oddanie dla innych sporej ilości zakurzonych i nieczytanych już książek itp. Dziwię się, ile małymi krokami można osiągnąć. Fascynujące :)))
    Anka

    OdpowiedzUsuń
  11. Co do biegania - biegam rano (nieregularnie), piękne chwile po wschodzie słońca, energia na cały dzień.

    OdpowiedzUsuń
  12. O dobrowolnej prostocie usłyszałam kiedyś w audycji radiowej (trwała z 10 minut, może dłużej, ale ja jej słuchałam właśnie tyle) i temat zaciekawił mnie na tyle, że znalazłam tego bloga i w wolnych chwilach czytam archiwum. Wiele z proponowanych tu rozwiązań stosowałam już wcześniej, ale niektórych uczę się, bazując na Waszych doświadczeniach. Dzięki, robicie dobrą robotę!

    Postanowiłam się wypowiedzieć, bo myślę że rezygnowanie z możliwości rozpowszechnienia tego stylu życia (przytoczony przykład TV śniadaniowej) nie do końca jest dobre. Jestem tego przykładem - przypadkiem usłyszałam i wsiąkłam ;). Wiadomo, że wkurza pobieżne traktowanie tematu przez prowadzących, ale gdyby chcieć omówić całość zagadnienia - ile godzin trzeba by rozmawiać i kto by tego wysłuchał?

    Pozdrawiam serdecznie.
    F.

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...