Finansowa nirwana

Pułapką utrwalającą nasze złe nawyki finansowe jest automatyzacja. Dzięki niej wydawanie pieniędzy ma być przede wszystkim wygodne. Im bardziej wygodna metoda płatności, tym więcej ludzi kończy na wydawaniu. Zakupy przez internet - bez stania w kolejce, z dostawą do domu. Klik... Kupione! Kiedyś czekało się dzień na realizację przelewu, dzisiaj wydajemy pieniądze "w czasie rzeczywistym".
Zakupy w sklepie. Zbliż kartę. Biiip. Kupione! Już bez konieczności wystukiwania pinu lub podpisywania się pod wydrukiem.
"Normalną" rzeczą jest posiadanie wielu rachunków w różnych bankach, kilku kart kredytowych, debetu lub pożyczki odnawialnej. Raty, abonamenty, opłaty i odsetki płacą się dzisiaj same. Korzystamy z bankowości internetowej, polecenia zapłaty, używamy kart, dzięki czemu z portfela "nic" nie ubywa.

Automatyzacja, synchronizacja, optymalizacja naszych finansów. Wszystko po to, aby było wygodniej, łatwiej, prościej... wydawać pieniądze. Coraz szybciej, impulsywnie i bez kosztów* (*w krótkim terminie). Ma to nas zaprowadzić do stanu finansowej nirvany, w której realizowalibyśmy swoje zachcianki i fantazje "bez konsekwencji". Niby automatyzując nasze finanse mamy mieć więcej czasu na to, co ma prawdziwe znaczenie. Jednak automatyzacja jest jak szkło powiększające: zwykle nie powoduje jakościowej zmiany, a jedynie powiększa nasze aktualne nawyki finansowe. Poza tym znieczula nas na symptomy naciągającej katastrofy. W konsekwencji odsuwanie problemów finansowych na kolejne 12 miesięcy stało się dla wielu osób permanentnym stylem życia.


Czy wiesz, jaki jest stan twojego konta?
Ile wynosi twoje aktualne zadłużenie?
Ile kosztują cię rocznie odsetki od zaciągniętych kredytów?
Ile rachunków/kart kredytowych posiadasz w różnych bankach?
Czy jesteś związany umowami lub płacisz za usługi, z których rzadko lub prawie nigdy nie korzystasz (kablówka, subskrypcje czasopism, karnety na siłownię lub basen...)?
Czy odkładasz oszczędności np. w ramach tzw. III filaru, chociaż już dawno określone warunki nie odpowiadają twojej aktualnej sytuacji finansowej?
Czy płacisz za samo posiadanie czegoś (np. pożyczki odnawialnej, karty kredytowej), chociaż z tego nie korzystasz?

Dlaczego automatyzacja jest tak ważną kwestią dla zmiany nawyków finansowych i choćby wyjścia z kołowrotka zadłużenia opisuje książka Adama Bakera Unautmate Your Finances [Odautomatyzuj swoje finanse], która w skrócie polega na przywróceniu kontroli nad naszym życiem w oparciu o trzy główne zasady:
1. świadomość - rozumne zarabianie, wydawanie i oszczędzanie
2. równowagę - odrzucenie konsumpcjonizmu, inflacji stylu życia i zagracenia rzeczami
3. skupienie  - w miejsce robienia wszystkiego na raz proponuje ustalenie celów finansowych i atakowanie każdego z nich po kolei

Mistrzostwo poprzez prostotę
Baker mówi, że im bardziej uprościsz swoje życie finansowe, tym łatwiej przywrócisz nad nim kontrolę. Zamiast żonglować problemami będziemy mogli dotrzeć do ich przyczyn ukrywających się pod powierzchnią. Niezbędne jest jednak oczyszczenie naszych finansów z całego zamieszania, nad którym utraciliśmy (lub z trudem sprawujemy) kontrolę: upraszczając je, konsolidując i eliminując to, co zbędne.

Finanse zrównoważone
Żyjemy na kredyt. To, co było wystawnym ekscesem pięć lat temu, dzisiaj staje się standardem. Posiadamy najwięcej wolności niż kiedykolwiek w historii, a sprzedajemy ją miesiąc po miesiącu z każdą płatnością. Dlatego sekret zdrowych finansów osobistych można streścić w czterech słowach: wydawaj mniej niż zarabiasz... Najlepszą obroną jest atak. Dlatego Baker proponuje podjąć walkę z nadmierną konsumpcją poprzez:
1. uświadomienie sobie, ile zbędnych rzeczy posiadamy
2. uświadomienie sobie ciężaru związanych z tymi rzeczami obciążeń
3. pozbycie się nadmiaru
4. ustanowienie barier zapobiegających powrotowi do gromadzenia rzeczy

Siła skupienia
Nie musisz robić wszystkiego na raz: spłacać długów, zbierać na emeryturę, odkładać na konto oszczędnościowe dzieci, wspierać wszystkie akcje charytatywne, korzystnie inwestować (często za pożyczone pieniądze). To może przytłaczać. Inne podejście to skupienie się na jednym celu z całą możliwą energią i pasją (autor proponuje zacząć od długów). Trudno prowadzić wojnę na kilku frontach. Dlatego Baker proponuje, aby zacząć od jednego, skoncentrowanego uderzenia. Jednocześnie proponuje podział wybranego celu na jego mniejsze, bardziej namacalne fragmenty, zapewniające możliwość wygranej. 

Dlaczego zła automatyzacja jest zła?
Za każdym razem, gdy automatyzujemy jakiś proces, pozbywamy się kawałka naszej świadomości. Przehandlowujemy trochę świadomości na kawałki naszej wygody. Ta zamiana niczego nie naprawia. Nie rozwiązuje problemów. Automatyzujemy fragmenty naszych finansów, podczas gdy nie milknie brzęk wydawanych przez nas pieniędzy. To najgorszy z możliwych moment na wypychanie procesów finansowych z naszej świadomości.

Automatyzacja to wzmacniacz. Wzmacnia nawyki, które zdecydowałeś zautomatyzować. Najgorsze, gdy sama automatyzacja ma być rozwiązaniem problemów. Trudniej wówczas skoncentrować się na zmianie naszych codziennych nawyków. O wiele prościej zakopać je w morzu systemów, arkuszy kalkulacyjnych i automatycznych transferów.

Automatyzacja ma swoje zalety, o ile utrwala nasze DOBRE nawyki. Ta sama zasada, która pracuje na naszą korzyść, gdy automatyzujemy dobre nawyki, odwraca się przeciwko nam, kiedy naprędce stosujemy ją do naszych negatywnych nawyków. Automatyzacja czyni nasze złe nawyki trudniejszymi do zmiany poprzez wypychanie ich z naszej głowy.

Automatyzacja jest wtedy dobra, gdy spełnione są dwa warunki: pozbyliśmy się złych nawyków, które zagracają nasze życie finansowe i kiedy jesteśmy przekonani, że pozostałe nawyki są pozytywne i trwałe.

Wprawdzie konkretne rozwiązania, jakie proponuje Baker w swojej książce, nie są szczególnie odkrywcze i była o nich mowa w wielu miejscach na blogu - choćby w postach dotyczących kroków według Your Money or Your Life. Ale warto wziąć pod uwagę ogólną radę, jaką daje Baker: Niczego nie automatyzuj. Skup się na tym co cię wzmacnia, nie na tym, co wygodne. Wygoda często prowadzi na manowce, a rzadko do spełnienia.

22 komentarze:

  1. Witam! Świtny tekst:) jestem stałą czytelniczną tego Bloga!
    chce zaznaczyć, że z finansami czasem jest dobrze czasem źle, ale dąże do zrównoważenia... pozbywam się jak narazie rzeczy, zobowiązań (rezygnacja z kablówki, z abonamentu tel. itp) Dobrze mi idzie :) chociaż ludzie dziwnie na mnie patrzą jak mówie, że nie potrzebuje mieć super telefonu, wszystkich programów w telewizorze czy tableta! ehmm ale jestem kobietą i jak widze fajne buty i torebke .. to zaczynają sie schody :) może jakiś kobiecy post ?? :) pozdrawiam wszystkich :) Marzena z Chorzowa :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobiecy post... Cóż, chętnie ustąpię miejsca na blogu osobie bardziej kompetentnej, która okiełznała zakupy w sferze butów i torebek.

      Usuń
    2. Też czytam bloga regularnie i też jestem z Chorzowa:-) Pozdrawiam sąsiadkę. Ania

      Usuń
  2. świetny tekst!

    dla mnie dobrym rozwiązaniem- było założenie sobie list xls w google docs.
    tej zatytułowanej "100things" z ogólnym spisem stanu posiadania z podziałem na kategorie.

    co do wydatków: też mam listę ze stanem konta założoną.
    co prawda przez pewien czas- zapisywałam przychody i rozchody- bez większej refleksji.
    od pewnego czasu: robię sobie pod koniec miesiąca takie małe zestawienia,
    z podziałem na żywność/chemię/ itp- i dzięki temu- łatwiej mi ocenić, co było zbędnym wydatkiem, pod wpływem impulsu, i mam nadzieję, że uczy mnie to unikania tego typu sytuacji.

    co prawda u nas na codzień oszczędza się metodą skarbonkową,
    ale kiedyś na jakimś szkoleniu, w ramach ciekawostki- opowiedziano nam o oszczędzaniu metodą kaizen.

    wiadomo, wszelkich błędów i potknięć nie unikniemy,
    zwłaszcza- w odniesieniu do zakupow online- bo zdarzyło nam się np. zamawiać ogórki konserwowe na zapas- bo były w promocji, plus ta myśl, że nie musimy sami tego dźwigać,
    a to jest artykuł, który zawsze u nas "zejdzie".

    myślę, że akurat w moim przypadku- najbardziej "wychowawcze" było robienie sobie podsumowań-tych kategorii zakupów.
    to łatwo potem zaobserwować, że coś, co nam się wydawało potrzebne w danym miesiącu, za miesiąc kurzyło się w kącie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja mam tak:
      prowadzę liste moich zysków i "strat", zapisuje kwoty moich najważniejszych zakupów typu: rower, mp3 wydatki związane z wizytami u specjalistów (patrz np. stomatolog - a nie psychiatra:)) i lista kasy z pożyczek
      i moja zasada - wydać na moje najważniejsze potrzeby a nie na pierdoły typu batoniki itd.
      prowadziłam kiedyś liste wydatków tzw. budżet miesiąca.. ale to nie dla mnie nie chciało mi się spisywać każdej zł wydanej na gumy do żucia czy zgubienia grosza na chodniku !! (jestem dokładna chyba to skrzywienie zawodowe)
      a jestem singlem więc odpowiada mi narazie taki mój styl życia :) uczę się minimalizmu od kilku lat ale wiem, że mam go we krwi :) Marzena z Chorzowa :) pozdrawiam

      Usuń
  3. kaizen
    jest to metoda robienia postępów małymi krokami.

    metodę tę wymyślił jakiś amerykanin, który ją potem opisał japońskim słowem.

    zasadniczo chodzi o to, że WIĘKSZY postęp/rozwój osiągniemy rozwijając się o 1% dziennie,
    niż ustalając 100% na rok, bo wg badań tak naprawdę realizujemy tylko 85% takiej normy.,

    jest to też przełożone na oszczędzanie.

    w stylu, że ciężko tak od razu przestawić się na oszczędzanie niewiadomo jakich kwot miesięcznie,że to też powinno się robić tak krok po kroku.
    i np. w pierwszym miesiącu odłożyć tylko 1 pln, w kolejnym 2, potem 4.
    i robi nam się taki ciąg:

    1, 2, 4, 8, 16, 32, 64, 128, 256, 512 ....
    i gdy normalnie mielibysmy odkładać po kilka stów w miesiącu, pewnie zrezygnowalibyśmy po miesiącu czy dwóch,
    a tak, dopiero po pewnym czasie zaczyna nas "uwierać" wysokość kwoty, ale jakiś nawyk jest już wyrobiony.


    * * *

    ja jak w zeszłym roku spłacałam jeszczze jeden mały kredyt, to mi się wydawało, że jaak skończę spłacać, to kasy będę miała, że hoho. a widzę, że od nowa muszę zacząć uczyć się tak planować miesiąc, żeby odkladać jakąś kwotę.
    jakąkolwiek. równie dobrze można zacząć od kaizenowej złotówki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lekcję kilku rachunków bankowych odrobiłem na własnej skórze: przez dwa lata zwlekałem z zamknięciem rachunku w Lucasie, na którym nie miałem środków. Kiedy sobie o tym wreszcie przypomniałem, musiałem przed zamknięciem zapłacić ponad 200 zł opłat za przyjmemność samego posiadania konta.

    OdpowiedzUsuń
  5. a to ja z rachunkami nie miałam żadnych problemów.
    od lat mam konto ( i odpowiednie subkonta) w banku zachodnim.

    przez jakiś czas korzystałam dodatkowo z mbanku,
    ale stwierdizłam, że to sprawia za dużo zamieszania- przy robieniu rozliczeń.
    i jak mbank wprowadził opłaty za karty, no to się rozstaliśmy.

    tv w tym domu nie ma od lat- no i nie ma abonamentu ;-)
    tablet: nawet nie jest w planach, a palmtop został jakiś czas temu sprzedany,
    także- z takich gadżetów- jest w zasadzie tylko telefon.
    i też na kartę, bo dawno temu wyleczyłam się z abonamentów telefonicznych.

    marzeno:
    można opanować huczące żywioły także w stosunku do butów czy torebek ;-)
    mówię to, ja, która jest anonimową torebkoholiczką ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam, konto (lub konta) w jednym banku to wygoda i uproszczenie sobie życia. Nie gubimy się, co jest gdzie ulokowane. Logując się na stronę banku widzimy wszystko jak na dłoni (kredyty, lokaty, stan kont). Ja też jestem zwolenniczką tego rozwiązania.

      Plus męczę moją rodzinę, aby zrozumieli, by nie brać kredytów konsumenckich. Jak na razie niezbyt dobrze mi to wychodzi. Nadzieja mnie jednak nie opuszcza...

      Co do zrównoważonych zakupów torebkowo-butowo-odzieżowych, jeśli ktoś chce się zmobilizować, to wszystko da radę wyprowadzić na prostą i pozbyć się złych nawyków - potwierdzam Twoją opinię.

      Pozdrawiam wszystkich i zapraszam również na mój blog.

      Usuń
    2. Blog dodany do linków. Będę zaglądał (:

      Usuń
    3. a na chorobę grubej szafy polecam co połroczny "remament domowy" czyli można to nazwać też porządkami :) i w każdym dniu - jeden pokój - naszykowany karton i dawaj szybka męska decyzja czy to mi się przyda ? :)
      oczywiście ubrania i różne cuda, które znajdziemy w naszych mieszkaniach/domach promonuje oddać a jak ktoś woli na allegro:) Ja wystawiam MegaPaki ubrań i jestem zadowolona i wiem, że jak ktoś coś kupi będzie szanował te rzeczy i jeszcze komuś posłużą! pozdrawiam zakupoholiczki :)

      Usuń
    4. ja robię co jakiś czas takie przeglądy- i doszłam do etapu, że nie wyciągam z szafy i nie oddaję wielkich pak rzeczy,
      tylko to obecnie jest 1-2, max 3 sztuki.
      widać, że doszłam do jakiegoś etapu, że mam tyle ile potrzebuję ;-) bez zbytniego nadmiaru,

      Usuń
  6. Na wszystkie przytoczone we wpisie pytania podchwytliwe mogę na szczęście odpowiedzieć twierdząco. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli w Twoim życiu musi być moment kulminacyjny ! gdzie w końcu będzie ten pierwszy krok do porządków, przemyśleń i chęci przedewszystkim zeby przestać zagracać sobie mieszkanie.
      a jeszcze muszę to napisać: nawet nie wiesz ilu ludzi Ci zazdrości, że nie masz kredytów długów, zobowiązań itd. jak najszybciej czytaj ksiażke:) bo to jest na prawde świetne uczucie, gdzie wchodzisz do mieszkania gdzie panuje prostota, wszystko jest na swoim miejscu, pachnie czystością (nie mówie, że u Ciebie śmierdzi) :) i przedewszystkim nic nieistotnego nie męczy Ci główki że coś jest w domu czego nie powinno być:) myśle ze nie zakręciłam za dużo hehehe pozdrawiam marzena z chorzowa!!!

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. Sumsum corda!!! Idzie stare? Wraca (maleńkimi kroczkami) normalność? Cieszy mnie, że coraz wiecej ludzi odkrywa iż: "winno się wydawać mniej niż zarabia i zarabiać więcej niż wydaje". Tak z 15 lat temu to sie czułem z "tą prawdą" niemal jak żywcem przeniesiony z XIX wieku, a teraz ho ho... Ostatnio znajomy którego wcale o to bym nie posądzał stwierdził, że: "z domem to ja mogę jeszcze poczekać, najpierw odłoże kasiorę, zeby sie nie pchać w kredyty".
    Roman

    OdpowiedzUsuń
  9. okres chomikowania dawno za mną,
    ale widzę, że nadal wielu zaskakuje podejście "nie muszę mieć wszystkiego".

    jednak- to nie działa w obie strony- imho nie zawsze da się uniknąć kredytów,
    czy choćby jakiegoś minimalnego zadłużenia.
    zdarzają się najprzeróżniejsze wypadki i zdarzenia losowe.
    po prostu- nawet w kredytach trzeba mieć umiar, ocenić zasadniczą potrzebę,
    a nie dać się namówić na jakiś większy kredyt, czy potem ten jeden spłacać kolejnymi.

    co prawda staram się unikać kupowania na raty,
    jednak- czasem to jest jedyne możliwe rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny tekst! Nigdy, ale to nigdy nie automatyzuję swoich finansów. Pieniądze mają dla mnie zbyt duże znaczenie (chociaż nie jestem ich niewolnicą, mam przynajmniej taką nadzieję) - być może dlatego, że wyrosłam z domu, gdzie do każdej złotówki przywiązywano ogromną wagę, kredyty traktowano jako zło ostateczne, a nad każdym zakupem dwa razy się zastanawiano. Sama jedyny kredyt, jaki w życiu wzięłam, to hipoteczny i mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni:) Przy czym dzięki oszczędzaniu zamierzam spłacić go dużo szybciej, niż po rzeczonych 25 latach. Przez jakiś czas po prostu wystarczy mniej, aby potem było więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  11. ;) każda automatyzacja odbywa się bez udziału świadomości;) dlatego jest automatyzacją... jak w odruchach Pawłowa bodziec-reakcja;)

    "dlaczego zła automatyzacja jest zła?" - odpowiedzieć: "Za każdym razem, gdy automatyzujemy jakiś proces, pozbywamy się kawałka naszej świadomości. " Wniosek jest jeden: nie ma złej czy dobrej automatyzacji, każda w ostatecznym efekcie staje się zła, ponieważ pozbawia jakiegoś kawałka świadomości, a tym samym np. kontroli. Ale autor, Pan Baker najwyraźniej sam uprawia automatyzmy myślowe. W ten sam sposób można zakwestionować tezę: dlaczego wygoda = prostota? I tu dochodzimy do clou problemu: automatyzacja zaczyna się w głowie. Wypracowanie określonego sposobu myślenia, postrzegania rzeczywistości jest tzw. nawykiem myślowym, w pełni zautomatyzowanym. Na tym etapie należy rozróżnić dwie kwestie:
    pierwszą z nich jest automatyzm dokonywanych wyborów/podejmowanych decyzji, co w konsekwencji natychmiast przekłada się na sferę zewnętrzną czyli automatyzm działań. Pełna robotyzacja gatunku homo ledwo sapiens w wersji full wypas... aż dziw bierze, że to wyeluowało do postaci chodzącej na dwóch łapach, a nie na czterech;)
    stąd kolejne wnioski wynikające z tego: konsumpcja, kredyty, nabywanie niepotrzebnych rzeczy nie jest problemem lecz przejawem problemu w sferze zewnętrznej. Automatyzm myślenia karze rozwiązywać przejaw problemu w takiej czy innej postaci, tymczasem świadome myślenie podpowiada, że aby rozwiązać problem trzeba najpierw go zlokalizować. I kolejna kwestia dotycząca automatyzacji zarówno w kwestii nawyków tych zewnętrznych jak i tych wewnętrznych (myślowych): nawyk (bez względu na jego ocenę w kategoriach dobra czy zła) zawsze jest nawykiem i zawsze wiąże się z automatyzacją, ponieważ takie podejście służy do utrzymania określonego status quo (dlatego tak ciężko zmienić jakiekolwiek nawyki). Ponieważ Życie (vel rzeczywistość jak kto chce) jest dynamicznym i nieustannie zmieniającym się procesem, wobec tego jedyne co ma sens to rezygnacja z automatyzmu i budowania nawyków na rzecz właśnie prostoty, będącej wyrazem naturalnego dostosowywania się do zmian. To z kolei wymaga świadomości zachodzących nieustannie zmian, w następnej kolejności otwartości oraz elastyczności zarówno w sposobie myślenia związanym z postrzeganiem dokonywaniem wyborów, podejmowaniem decyzji, jak również elastyczności w działaniu. Proste! Magicznie proste, że aż banalne i trywialne zdaje się być.

    OdpowiedzUsuń
  12. ale tylko "...zdaje się być"
    Czytając od dłuższego czasu różne artykuły, blogi, w tym również ten, zauważyłam u siebie większą refleksje w podejściu do kupowania. Porządki w szafach robiłam od lat, ale nigdy za tym nie pojawiła się myśl, że ciągle coś wyrzucam i w to miejsce pojawia się coś nowego, czy aby na pewno potrzebnego? Ze trwonię w ten sposób własną energię życiową. Automatyzm? Moda? Oczekiwania społeczne? Teraz wchodząc do centrów handlowych zauważam u siebie, jak emocje bezwiednie zaczynają krążyć, tu sukienka, tam torebka, wszystkie takie ładne i dla mnie, w końcu jestem tego warta;) I dopiero jak czuję te działające emocje, pracujące zmysły od zapachów, muzyki, wiem, skąd one się biorą, z jakich powodów (marketing, reklama- tu naprawdę pracują fachowcy:) ta świadomość pozwala mi inaczej patrzeć na wystawy i spokojniej podchodzę do różnych proponowanych atrakcji, przestały mnie już tak "kręcić" różnego rodzaju atrakcje i promocje, staram się minimalizować wpływ innych na własne decyzje. Choć nadal święta nie jestem, czasem stoję do kasy z myślą, że koleżanki będą zazdrościć, teraz jestem już w stanie przyznać się do takich myśli i ich akceptacja pozwala mi czasem na końcowe niekupowanie. Przez ten rok czytania, także Ciebie Konradzie, zaczęłam żyć mniej automatycznie, rzadziej włączam autopilota.
    Ania

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...