O potrzebach ze stoickim spokojem

Kolega Roman swego czasu podsunął mi ciekawy link do strony Tomasza Mazura, współczesnego stoika. Czy ta starożytna filozofia ma dzisiejszemu, rozpędzonemu i targanemu sprzecznymi pragnieniami człowiekowi cokolwiek do zaoferowania? W jaki sposób może stać się lekarstwem na dzisiejszy konsumpcjonizm, w którym, jak myszy w kołowrotku, gonimy za zaspokojeniem kolejnych pragnień?

Klucz tkwi w zmianie naszego rozumienia potrzeb, od zaspokojenia których, w naszym przekonaniu, zależeć ma nasze szczęście. „Dzisiejszemu człowiekowi –pisze Tomasz Mazur- nie wystarcza już dach nad głową, jakieś odzienie i strawa. Potrzebuje znacznie więcej. Ma rozmaite aspiracje. Chce być zrealizowany zawodowo, nie chorować, młodo i pociągająco wyglądać nawet w podeszłym wieku, przeżyć prawdziwą miłość, mieć piękną oraz kochającą żonę lub męża, udane dzieci, następnie chce żyć na odpowiedniej stopie, chce cieszyć się uznaniem, mieszkać w atrakcyjnym miejscu, rozwijać swoją osobowość, czytać ciekawe książki, poznawać ciekawych ludzi, bywać, jak to się mówi, w różnych miejscach, podróżować, raczyć się tym i owym, w ogóle doświadczać tego i owego, żyć głęboko i intensywnie, a na końcu doznać obowiązkowego zbawienia z ręki jakiegoś boga, który tylko usłużnie czeka, żeby tego aktu człowiekowi udzielić.”

A gdyby tak zawęzić potrzeby do ich pierwotnego znaczenia? Wszak do życia potrzebujemy żywności, schronienia i odzieży (w naszym klimacie Henry Thoreau wymieniał także opał, biolodzy dodadzą jeszcze powietrze, ale o to jak na razie przynajmniej nie musimy zabiegać). Wszystko inne to pragnienia, które uparcie staramy się zaliczyć do potrzeb. Przesuwając granicę między potrzebami a pragnieniami, staliśmy się zakładnikami tych drugich, uwięziliśmy w nich nasze szczęście.

Podoba mi się myśl, że szczęście wiedzie przez dostosowanie się do rzeczywistości, akceptację jej naturalnych ograniczeń. Wszystko inne mamy traktować jako dary losu. To uwalnia nas od ciągłego dyskomfortu, gorączki pragnień i próby nieustannego zmieniania warunków życia w kierunku tego, co wydaje nam się lepsze, a z czego często rodzi się niezaspokojenie i frustracja. Nasze szczęście wszak ukrywa się za zrealizowaniem kolejnego pragnienia. Wyjściem z impasu jest zrozumienie, że –wbrew temu co dałem sobie wmówić- te wszystkie rzeczy nie muszą być moją potrzebą. Uwalniając się od wszystkich „potrzeb” zyskujemy nowe spojrzenie na świat i odzyskujemy wolność.

To podejście – właściwego rozróżnienia tak naprawdę niewielu potrzeb od naszych pragnień, na spełnienie których ochota przychodzi nam równie szybko jak szybko o nich zapominamy, jest bardzo bliskie dobrowolnej prostoty, która polega na umiejętności skupienia się na tym, co najważniejsze, a odrzuceniu całej reszty. To zdolność wykrzesania wdzięczności i zadowolenia z tego, co mamy do dyspozycji tu i teraz.

Bo jak pisze Tomasz Mazur: "Samo to, że mamy jakąś drogę do przejścia, a nie dana droga, są źródłem radości. Koncentrując się na wyborze drogi, na naszych celach, zapominamy, że cel został już dawno osiągnięty, że jest w nas, że my nim jesteśmy. Duchowością stoicką, a może i wszelką duchowością, rządzi pewien cudowny paradoks. Koniec jest już na początku. Kto zrozumie ten paradoks, nie będzie się już ciskał w te i we w te, skacząc od jednej potrzeby do drugiej. Będzie raczej przyjmował to, jak się sprawy toczą, świadom, że samo życie oraz bycie tu i teraz jest już radością."

To prawdziwie minimalistyczny program i w tym tkwi jego prostota i piękno.

Zainteresowanych stoicyzmem zachęcam do odwiedzenia strony tutaj.

28 komentarzy:

  1. 1. „Dzisiejszemu człowiekowi –pisze Tomasz Mazur- nie wystarcza już dach nad głową, jakieś odzienie i strawa." To nie wystarcza nawet mojemu psu Brodzie ;-) On chce się bawić, poznawać otoczenie, ćwiczyć się w robieniu podkopów i przekręcaniu klucza w zamku itp. Chce też cieszyć się ze swoją rodziną i smucić się, gdy jest taka okolicność, nawiązać kontakt z nogą listonosza, a już tym bardziej z psami sąsiadów. To i nie dziwota, że ludzie mają większe pragnienia, bo i potencjał większy. Życie ma moim zdaniem coś wspólnego z tworzeniem (do tego niektórzy potrzebują narzędzi, a więc czegoś więcej niż w cytacie), kontaktem z innymi (gdybym nie miała komputera i dostępu do sieci - za pieniądze!, to nie dowiedziałabym ani co myśli Konrad, ani Tomasz na temat stoicyzmu ;-) i choć trudno to przechodzi przez gardło... życie ma coś wspólnego z wzajemnym poświęcaniem się dla innych (skoro stoikowi "zwisa" to, co go spotyka, to pewnie tym mniej wrażliwy jest na to, co spotyka innego człowieka). Mam na przykład wrażenie, że sporo stoików widocznych było chociażby w czasach II WŚ. A czasem potrzebny jest gniew i gorące pragnienie, aby było moralnie.

    2. Jeśli życie to urzeczywistnianie siebie, czyli wydobywanie z siebie swojego wewnętrznego zapisu, który coś tworzy z zapisem innych osób, to stoicyzm (tak jak go zrozumiałam) jest raczej kontemplacją świata a nie twórczą aktywnością. Muszą przenikać się obie w różnych proporcjach (w zależności od aktualnych możliwości). Inaczej stoicyzm może stać się lenistwem, a to już niemoralne.

    3. Uwalniamy się od wszystkich potrzeb (opisanych przez Autorów) z chwilą śmierci. I wtedy wszyscy jesteśmy stoikami ;-) Za życia mamy do przejścia drogę i właśnie ona jest ważna. "Samo to, że mamy jakąś drogę do przejścia, a nie dana droga, są źródłem radości." To brzmi trochę tak: "Samo to, ze mam jakąś żonę, a nie dana żona jest źródłem radości" ;-)

    4. Owszem, koniec w jakimś sensie jest już na początku. Ale gdyby pętla przyczepiona do do tego początku (który jest końcem) nie miała znaczenia, zwyczajnie by jej nie było. A to właśnie ta pętla konstytuuje nas samych :-)

    Ale się rozpisałam! Dziękuję za uwagę :-) To idę podgrzać mężowi zupę. W sumie powinnam jeszcze ją doprawić, ale ostatecznie taką bez przypraw też może zaspokoić głód ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz z gatunku rozkładający autora wpisu na łopatki (: i trudno mi się z nim nie zgodzić. Do stoików się nie zaliczam, więc chętnie przeczytałbym odpowiedź jakiegoś praktykującego stoika...

      Usuń
    2. Eee, na pewno żadne rozkladanie nie wchodzi w rachubę! Ale jeśli żaden stoik się nie uaktywni, to sama sobie sprawdzę, czy ten nurt filozoficzny jest spojny i ma jakiś sens (dla mnie). Teraz myślę, że może być skuteczną formą przetrwalnikowa w jakiejs mocno traumatycznej sytuacji, w ktorej to na nic nie ma się wplywu.

      Usuń
  2. Stoik ze mnie taki, jak z „koziej d..y trąba”; ledwie od paru lat próbuję stoicyzm praktykować na poważnie wszelako...

    „[...]życie ma coś wspólnego z wzajemnym poświęcaniem się dla innych[...]”

    Ano ma :) I dla stoika również :)
    Jak napisał Marek Aureliusz: „Cechą przewodnią ustroju człowieka jest dażność do zycia społecznego”, a i wcześniej Seneka był też wspomniał: „Najlepszy jest taki człowiek, który chętnie czyni dobrze drugiemu, chętnie daje, nigdy nie rząda odwzajemnienia...”

    „[...]to stoicyzm (tak jak go zrozumiałam) jest raczej kontemplacją świata a nie twórczą aktywnością[...]”

    Nie, nie jest. Wręcz przeciwnie soicyzm zaleca, by czas „twórczej aktywności” (Marek Aureliusz pisze: „Rankiem, gdy się niechętnie budzisz, pomyśl sobie: budze się do trudu człowieka. Czyż więc mam czuć się niezadowolony, że idę do pracy, dla którrej się zrodziłęm i zostałem zesłany na świat?”) przeplatany był czasem kontemplacji (Tenże Marek Aureliusz pisze: „Gdyby cię okoliczności zmusiły do uniesienia się w duszy, natychmiast wejdź w siebie i nie wychodź ponad konieczność poza granice taktu”

    „[...]"Samo to, ze mam jakąś żonę, a nie dana żona jest źródłem radości"[...]

    Dokładnie tak jak piszesz :) Stoik źródła szczęścia szuka (i znajduje) w sobie, a nie w „czynnikach niezależnych”

    A co do pętli to mam osobiście wrażenie, że jest ona dokładnie tak samo ważna jak jej początek i koniec.

    Roman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeenooo, ale się dyskusja rozkręciła :-) Z chęcią się ponownie udzielę, ale chyba na raty.

      Roman - niestety moja wiedza na temat stoicyzmu jest prawie żadna w porównaniu z Twoją i tymczasem zakładam, że Twoje oceny tego nurtu mogą być pewniejsze niż moje. Niemniej poszperam w wolnej chwili w literaturze i spróbuję wyrobić sobie zdanie. A teraz tak na gorąco (!!! ;-) M.A. i S. napłodzili tyle, że nie mogę odnieść się tak "ostatecznie" do przytoczonych cytatów, gdy nie poznam ich szerszego kontekstu. Może myśl „Cechą przewodnią ustroju człowieka jest dażność do życia społecznego” kończyła się "ale my stoicy mamy dążenia przeciwne, mianowicie dążymy do uniezależnienia się od tegoż życia i innych ludzi" ;-)

      „Najlepszy jest taki człowiek, który chętnie czyni dobrze drugiemu, chętnie daje, nigdy nie rząda odwzajemnienia...” Daje, pod warunkiem, że ma :-) Zarówno materialnie (no tu mogą być problemy, bo raczej nie dąży do posiadania) jak i emocjonalnie (tutaj także, bo aby wesprzeć kogoś emocjonalnie, trzeba samemu emocje dobrze rozumieć i rozwijać, a stoik emocje wygasza - jak zrozumiałam), to może chociaż duchowo... I tu można więcej dyskutować, ale najpierw trzeba by sprecyzować czym jest taka pomoc duchowa. To co jako pierwsze przychodzi mi na myśl, to: powiedzmy w chrześcijaństwie duchowość jest silnie powiązana z miłością. I tu być może stoik znowu polegnie, bo jeśli jest zdania, że wszystko odnajduje w sobie i dąży do bazowania na czynnikach niezależnych, to całkiem możliwe, że zwyczajnie nie kocha. I tutaj moja mała cytatowa zemsta ;-)

      "W metafizycznej analizie miłości stwierdzono, że istota jej realizuje się najgłębiej w oddaniu osoby miłującej osobie umiłowanej. Ta forma miłości, którą nazwano miłością oblubieńczą, różni się od innych jej form i przejawów zupełnie swoistym ciężarem gatunkowym. Zdajemy sobie z tego sprawę wówczas, gdy rozumiemy wartość osoby. Wartość osoby, jak powiedziano, pozostaje w najściślejszym związku z bytem osoby. Z natury, czyli z racji tego, jakim jest bytem, osoba jest panem siebie samej (sui iuris) i nie może być odstąpiona innej ani też zastąpiona przez inną w tym, co domaga się udziału jej własnej woli i zaangażowania jej osobowej wolności (alteri incommunicabilis). Otóż miłość wyrywa niejako osobę z tej naturalnej nienaruszalności i nie-odstępności. Miłość bowiem sprawia, że osoba właśnie chce siebie oddać innej - tej, którą kocha. Chce niejako przestać być swoją wyłączną własnością, a stać się własnością tej drugiej. Oznacza to pewną rezygnację z owego sui iuris oraz z owego alteri incommunicabilis. Miłość idzie poprzez taką rezygnację, kieruje się jednak tym głębokim przeświadczeniem, że rezygnacja ta prowadzi nie do pomniejszenia i zubożenia, ale wręcz przeciwnie - do rozszerzenia i wzbogacenia egzystencji osoby. Jest to jakby prawo ‘ekstazy’ - wyjścia z siebie, aby tym pełniej bytować w drugim. W żadnej innej formie miłości prawo to nie realizuje się w sposób tak wyraźny jak w miłości oblubieńczej." (K.W. "Miłość i odpowiedzialność")


      Usuń
    2. „[...]"Samo to, ze mam jakąś żonę, a nie dana żona jest źródłem radości"[...] Jeśli rzeczywiście tak myślisz, to Ci nawet przytaknę, jeśli rozpatrywać będziemy samą "radość" (i do tego mocno ograniczoną jakościowo i czasowo). Owszem, może się zdarzyć, że żona jakakolwiek może być źródłem radości dla jakiegoś mężczyzny. Zwłaszcza takiego o bardzo ograniczonych wymaganiach i potrzebach. W sumie... wypisz, wymaluj... stoik ;-) A tak na serio, to mi pachnie przedmiotowym traktowaniem żony. Bo skoro nie jest ważna jako osoba, tylko jako "osoba funkcyjna". No chyba, że stoik tak bardzo koncentruje się na słowach Seneki i tak "chętnie czyni dobrze drugiemu", że w sumie obojętnie mu komu ;-) Roman, to chyba nie Ty?!

      O tym przebudzeniu się rankiem, to ja mam odwrotnie i sama myśl, że "budzę się do trudu człowieka" wywołuje drugą - "To może jeszcze pośpię". Za to myśli chyba nie całkiem stoickie stawiają mnie na nogi (np. "To może być emocjonujący dzień!")

      Początek jest raczej od nas niezależny, a jakość końca wydaje się uzależniona od pętli. Mówiąc o pętli, jako o czymś najważniejszym miałam na myśli to, że na nią mamy bezpośredni wpływ. Możliwe, że całkiem inaczej interpretujemy wszystkie te pojęcia, więc gdyby miało dojść do dyskusji na ten temat, to sam rozumiesz, trzeba by zacząć od definicji :-)

      I pisząc o gniewie, dotknęliśmy być może sedna. Gniew w pierwszym odruchu chce się zdefiniować jako emocje. I moim skromnym zdaniem, stoicyzm może być filozofią porządkującą świat osobom... jakby tu napisać... którym własne emocje są obce, a cudze - nieodgadnione. Muszę się nad tym zastanowić, ale od razu przyszło mi to właśnie do głowy, gdy spróbowałam zrozumieć stoicyzm. Ale to jednak nie całkiem to samo, co to słowo, którego użyłeś przed "hehehe" :-)

      Dzięki za odpowiedź. Miałam się nad czym zastanowić :-)

      P.S. Niestety, jakiś osobnik w moim domu zmierza być może do minimalizmu i w wyniku tych zapędów muszę ciągle czekać w kolejce do komputera, więc gdy się znowu dopcham do klawiatury z pewnością jeszcze coś spłodzę w komentarzach :-) Bez obawy. Już krócej!

      Usuń
    3. Tesia, nie czuję sie na siłach by bronić stoicyzmu :) Ba, ja nawet nie mam pewności, że jest to najlepsza dla mnie droga :) Staram się być nie teoretykiem, a praktykiem próbującym "widzieć rzeczy takimi jakimi są, a nie jakimi misię wydają". Wszelako wiem jedno; stoicyzm działa (przynajmniej w moim przypadku), a ćwiczenia stoickie pomogły mi uporządkować własne życie i relacje z ludźmi.
      Roman

      Usuń
    4. Ja go nie atakuje (aby byla pewnosc), tylko sobie objasniam nowosci z pomocą innych osób :-)

      Wydaje mi się, ze właśnie stąd biorą sie różne nurty filozoficzne, że są one odpowiedzią na rozne potrzeby zroznicowanych osobowosci. I o to właśnie chodzi, aby wybrać ten/te elementy, których właśnie nam brakuje. Tylko najgorsze jest to, gdy zaufa się czemuś falszywemu (mówię tak ogolnie, nie o stoicyzmie), bo potem przychodzi rozczarowanie i nieprzyjemne konsekwencje.

      Jeszcze raz Ci dziękuję za wszystkie informacje (także z komentarza koncowego).

      Usuń
    5. Nieporozumienie :) Bynajmniej nie chodziło mi o "obronę" w sensie wojennym :) Raczej za zwykłym przedstawieniem argumentów "za" stoicyzmem.
      Przyznaję, tego nie potrafię i nawet (chyba) nie chcę potrafić :)
      Zgadzam sie z Tobą, ze rżne nurty filozoficzne są odpowiedzią na różne potrzeby różnych ludzi. Inną drogą do szczęścia podąża stoik, inną epiurejczyk.
      Ryzyko, ze pójdzie się drogą, którą "przy końcu" możemy uznać za delikatnie mówiąc "niekoniecznie najlepszą" istnieje zawsze. Jak jednak sądzę, najgorsze wcale nie jest pójście "fałszywą drogą" tylko niepójście wcale, bo jak powiedział Sokrates: "życie bez refleksji nie jest warte przeżycia".
      Roman
      Zgadzam sie z Tobą, że

      Usuń
    6. Ja mam ostrożniejsze podejście do rozmaitych dróg. Owszem, ciekawią mnie różne, ale z doświadczenie wiem, że na niektóre szkoda czasu.Też jestem zdania, że zwykle aktywność jest lepsza od bezczynności, ale zdarzają się sytuacje, gdy jest wprost przeciwnie :-)

      P.S. Jestem bardzo rozczarowana, że w jakiejś sprawie zgadzasz się ze mną, a ja nie wiem w jakiej :-)

      Usuń
    7. w tej, że różne nurty filozoficzne są odpowiedzią na różne potrzeby różnych ludzi :)
      Bezczynnośc nie jest dobra tak myślę. JEśli droga okazuje sie może nie tyle zła co zwycxzajnie nietrafiona, powinno się szukać innej, a nie stać w miejscu i czekać, bo droga do nas nie przyjdzie :)
      Roman

      Usuń
    8. Mogę się z tym zgodzić :-)

      Usuń
  3. Zapomniałęm o jednym:
    "[...]A czasem potrzebny jest gniew i gorące pragnienie, aby było moralnie.[...]"
    Nawet jeśli niektórym potrzebny, to stoikowi nie czyli de facto niepotrzebny. Bez gniewu, który podobnie do zakochania (ale nie miłości!), uważany jest przez stoików za "chwilową niepoczytalność" również da sie czynić sprawiedliwość (choć niektórzy uwarzają że czynienie sprawiedliwości "na zimno" świadczy o byciu psychopata, hehehe)
    Roman

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że autor pisząc: „Dzisiejszemu człowiekowi nie wystarcza już dach nad głową, jakieś odzienie i strawa." ma na myśli wyłącznie materialne, elementarne potrzeby człowieka niezbędne dla przeżycia. Pod tym względem współczesny człowiek znacząco rozszerzył ten zakres "koniecznych rzeczy" do wielu pragnień, które jawią mu się jako niemożliwe do odsunięcia (posiadanie samochodu, markowych ubrań, smartfona etc.)

    Mam wrażenie, że cytowany stoik świadomie pominął tutaj te i inne potrzeby społeczne oraz typowo ludzkie, o których wspomina Tesia. Są one wprawdzie konieczne dla zdrowia psychicznego i szczęścia człowieka, ale nie można ich raczej sprowadzać do potrzeb, które mają nam umożliwić fizyczne przetrwanie.

    Są to raczej właściwe tylko człowiekowi potrzeby, ukształtowane w toku ewolucji człowieka (co - jak ufam - było zamiarem Boga). Dzisiaj nasze życie nie może być oczywiście pełne i szczęśliwe, kiedy ograniczymy się wyłącznie do tego, aby mieć "dach nad głową, jakieś odzienie i strawa"; niemniej tylko to są nasze biologiczne, nieodsuwalne w czasie potrzeby, typowe również dla zwierząt. W tym sensie można powiedzieć, że cała reszta to już nie "potrzeby", tylko "pragnienia", chociaż granica pomiędzy tymi pojęciami jest oczywiście bardzo cienka i każdy moje je rozumieć na swój sposób :) Daniel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że potrzeby są jednak wciąż stałe, tylko wraz z postępem zmieniły się możliwości i sposoby ich realizacji. Jak miałoby mianowicie wyglądać w naszych czasach zaspokojenie tych podstawowych? Czy dach nad głową, to np. miałaby być grota, jedzenie, to wyciągnięta z ziemi bulwa otarta o spodnie (jakie spodnie?! - w sumie ostatecznie wystarczy bielizna ;-)? Mnie się wydaje, że ktoś może zachwycać się swoją powściągliwością (np. "Mnie interesuje tylko zgłębianie jakiejś dziedziny wiedzy, inne sprawy są nieważne.") tylko dzięki temu, że ktoś inny dba o jego mieszkanie (ogrzane, posprzątane, pewnie ładnie urządzone), poda mu jedzenie (przeważnie w jakiś sposób przetworzone, na czystym talerzu, ze sztućcami, a może i serwetką). Wychodzi na to, że stoikiem "w czystej postaci" najlepiej jest być mieszkając na stałe w hotelu, albo mając np. żonę, lub przynajmniej niewolników (jak niektórzy ze stoików starożytnych :-). A już na przykład taka żona miałaby trudności. Bo aby się oddać ze stoickim spokojem zgłębianiu wiedzy, najpierw musi zadbać o nieodsuwalne w czasie potrzeby swojego męskiego stoika. No i aby się ze wszystkim "wyrobić" potrzebuje masy urządzeń i udogodnień i może mieć np. "nieuzasadnione pragnienie", aby oprócz pralki kupić też elektryczną suszarkę, bo w jedyny odpowiedni do tego dzień tygodnia zrobi pranie i prasowanie bez względu na pogodę i grzejące kaloryfery :-)

      Potrzeby społeczne są moim zdaniem efektem tego, że właśnie umożliwiają przetrwanie, a nie tylko podnoszą jakość życia. Tylko niektórzy są w stanie przeżyć (w sensie biologicznym) długi czas przy zupełnym braku kooperacji. No i jak miałoby wyglądać realizowanie potrzeb społecznych w odniesieniu do osób, które dzieli od nas duży dystans? Możemy udawać, że żyjemy w Średniowieczu i aby się z kimś porozumieć musimy wyruszyć w wielotygodniową wędrówkę. Ale po co? Wystarczy wziąć telefon, wsiąść w samochód itp. Ktoś może powiedzieć, aby zadzwonić, nie potrzebny jest smartfon. Ale skoro dużo komunikuję się prze telefon, często wykonuję różne operacje przez Internet i dużo przebywam poza domem/nie mam w domu komputera lub tabletu, to dlaczego nie powinnam mieć smartfona? Aby pojechać, nie potrzebny jest samochód (chyba, że jeździ się bardzo często, daleko i przy tym przewozi różne rzeczy). Zgadzam się, że ta sama rzecz może być zarówno narzędziem spełniania kaprysów i pragnień, ale już w innym czasie i okolicznościach jest bardzo ekonomicznym narzędziem do realizowania potrzeb.

      Podsumowując: w dużej mierze zaspokajamy swoje bardzo podstawowe potrzeby, jednak dzięki nowym możliwościom, robimy to w inny sposób niż dawniej. Mogę sobie wyobrazić tak zorganizowane życie, że nie potrzebuję wielu rzeczy materialnych, ale nie każdy ma możliwość tak sobie to życie zorganizować.

      Usuń
    2. Zgadzam się, że natura człowieka, w tym jego potrzeby, są niezmienne. Choćby dlatego pisma starożytnych filozofów są nadal aktualne. Wraz z rozwojem cywilizacji i postępem zmienia się sposób ich zaspakajania. Nie chodzi o powrót do archaicznych, niecywilizowanych metod zaspakajania potrzeb. Postęp i złożona organizacja życia są ważne, bo umożliwiają względnie nieskomplikowane zaspokojenie najpierw tych podstawowych (ot np. nie musimy polować na pożywienie) i w ten sposób możemy się oddać zaspakajaniu potrzeb wyższych, w tym choćby zgłębianiem jakiejś dziedziny wiedzy i nie jest to zarezerwowane dla bogatej elity jak było kiedyś. Podział pracy, kooperacja (także w związku!), urządzenia i udogodnienia (pralka, suszarka, zmywarka do naczyń, telefon, internet) tworzą przestrzeń, w której możliwy jest rozwój człowieka w całej pełni.
      Ale moim zdaniem paradoksalnie barierą w tym rozwoju stają się nasze pragnienia, niezaspokojenie, ciągły apetyt na więcej i lepiej. W sposobie zaspokojenia potrzeb (choćby głodu czy pragnienia) doprowadziliśmy rzecz do perwersji i absurdu (pięćdziesiąt rodzajów płatków śniadaniowych itp.) i zaczynamy kręcić się wokół własnego ogona. Dlatego potrzebna jest powściągliwość, bo jak pisał Thoreau „zastanówmy się na chwilę, co właściwie jest powodem tego niepokoju i obawy (…) i na ile w istocie należy się martwić lub co najmniej niepokoić. Prymitywne, pionierskie życie (…) przyniosłoby pewne korzyści, albowiem nauczyłoby człowieka, które potrzeby są podstawowymi potrzebami życiowymi i jakimi metodami je zaspokoić.”
      Ale jest jeszcze jeden symptom współczesności – to nieustanne dążenie do zaspokojenia swoich pragnień jakiegoś innego, niż wynikającego z tu i teraz, życia i jego naturalnych ograniczeń. Czujemy się tacy nieszczęśliwi w „starych dekoracjach”, wszak od dziecka wmawia nam się, że możemy osiągnąć co tylko chcemy, nasze pragnienia wspaniałego życia, powodują niezadowolenie, frustrację i wpędzają nas w długi, złe decyzje, rozwalone związki i rozczarowania. Zachować stoicki spokój wobec „targowiska próżności”, wybierając swoje „małe” tu i teraz, to chyba dzisiaj postawa heroiczna?

      Usuń
    3. To zdrowy rozsądek urasta dziś do rangi heroizmu.

      Opisana perwesja jest raczej dziełem producentów :-)

      Co do gonitwy za pragnieniami i "targowiska próżności". Mam podejrzenia, że to nie one unieszczesliwiaja. Raczej wpadają w nie ludzie juz nieszczesliwi ewentualnie to swoje nieszczęście powiększając. Byc może to, co ich tam kieruje, to niezaspokojenie tych potrzeb, ktore zostały troche zlekcewazone przez wypowiadajacych się tutaj mezczyzn, a zauwazonych przez Twoja Żonę, Mage i przeze mnie. Moze nie zaspokajajac potrzeb zwiazanych z bliskością, duchowoscia, rozwojem pozostajemy na etapie potrzeb materialnych i nie wchodząc na ten "wyzszy" poziom, rozwijamy konsumpcje do granic absurdu?

      Usuń
  5. Tak czy inaczej całkowicie zgadzam sie z Tesią. Zwłaszcza z tym, że bez drugiego człowieka życie byłoby puste i pozbawione radości :) Z drugiej strony można być jednak związanym z jakąś wspólnotą czy ideą, chociaż pozostawać w fizycznej izolacji; chociażby chrześcijański czy buddyjski mnich, którzy odczuwają duchowe powiązanie z Bogiem i innymi ludźmi i są w tym szczęśliwi, chociaż przez długi nie nawiązują bezpośrednich relacji z żadnym człowiekiem (ale z Osobą w każdym człowieku (jak mawiają Personaliści) już tak :) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jednak dotyczy chyba niewielkiej ilosci osob.

      Usuń
  6. Co do gniewu jeszcze, to zawsze przypominam sobie w tym kontekście cytat z Listu do Efezjan: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce” Te słowa chyba mówią wszystko :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Małżonka przedstawiła mi listę chyba kilkudziesięciu niematerialnych potrzeb człowieka (np. potrzeba ruchu, potrzeba dotyku…) i rzeczywiście do szczęścia (czy spełnienia) potrzebujemy zaspokojenia całej gamy różnych potrzeb psychicznych i duchowych, inaczej życie stałoby się zwierzęcą wegetacją.
    Warto jednak odróżniać i precyzyjnie zdefiniować (zwłaszcza w zakresie dóbr materialnych), co jest moją potrzebą, a co już pragnieniem, które może, ale nie musi, być zaspokojone. Potrzeba odpoczynku i wyjazdu na wakacje tak, ale pragnienie spędzenia ich w egzotycznym kurorcie niekoniecznie. Korzystanie z telefonu komórkowego tak, ale posiadanie najnowszego modelu niekoniecznie. Samochód dla jednych jest potrzebą (o czym mamy okazję się przekonać), dla innych będzie tylko pragnieniem uzyskania określonego statusu materialnego. Im określone dobro materialne oddalone od triady żywność-schronienie-odzież, im bardziej z kategorii zbytku i luksusu, a nie „dóbr podstawowych”, tym bardziej chęć ich zgromadzenia zaliczyłbym do pragnienia, a nie potrzeby. Jeśli sami dla siebie zakreślimy granice, wówczas nie będziemy cierpieć z powodu braku tego czy owego. Jeżeli nie ma tego precyzyjnego rozróżnienia, jeśli pomylę pragnienie z potrzebą, wówczas albo wpadnę w traumę, albo będę robił wszystko, żeby to pragnienie („potrzebę”) zaspokoić, gdyż tylko wtedy będę spełniony i szczęśliwy. Zacytuję jeszcze Thoreau: „Większość luksusów i tak zwanych wygód życiowych jest nie tylko zbędna, lecz stanowi niewątpliwie przeszkodę w rozwoju duchowym ludzkości. Zdobywszy to, co potrzebne do życia, może jednak dokonać innego wyboru niż zdobywanie nadmiaru, może się teraz zdobyć na odwagę i żyć, może zacząć wakacje i zaniechać bardziej upokarzającej harówki.”

    OdpowiedzUsuń
  8. I jeszcze to:
    Rzucając się w wir pragnień (jeszcze to i tamto, i jeszcze to, a będę szczęśliwy) zapominamy o tym „paradoksie” – szczęście jest w nas, w naszej postawie wobec ograniczeń, niepewności, nietrwałości każdej drogi. I ostatecznie, podejmując wysiłek podążania jedną z dróg, czy nie liczy się to, że żyjemy i jest to najlepsze co mogło nam się przytrafić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest głęboka myśl stoicka :)
      Roman

      Usuń
  9. Ja myślę, że człowiek może bez drugiego człowieka być szczęśliwy i spełniony. Ale tylko człowiek dorosły, ukształtowany. W żadnym razie nie dotyczy to dziecka. U dziecka potrzeba bliskości, dotyku, jest potrzebą jak najbardziej fizyczną. Prowadzono takie eksperymenty na dzieciach - ich wyniki były jednoznaczne.

    Maga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozesz to szerzej opisac? Czy przez cale dorosłe zycie? Jak "bardzo" bez drugiego czlowieka?

      Usuń
  10. Tesia, jeśli chciałabyś czegoś dowiedzieć sie o stoicyźmie to jest kilka książek po polsku "łagodnie wprowadzających" w temat (rzekłbym: komentarzy do stoicyzmu), bo ja naprawdę nie czuję się kompetentny:
    "Don`t worry by stoic"
    "O stawaniu sie stoikiem"
    "Sztuka zycia według stoików"
    "Fiasko"
    No i są przede wszystkim materiały źródłowe ;)
    Cyceron, Seneka, Epiktet, Marek Aureliusz, Spinoza...
    W Warszawie można tez uczestniczyć w spotkaniach Centrum Praktyki Stoickiej (w innych miastach jak na razie sporadycznie).
    Roman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj wypożyczyłem Myśli Seneki, a za powyższy zestaw "lektur nieobowiązkowych" dzięki, Romanie.

      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...