Nieszczęśliwe święta to nasz wybór

Idzie Boże Narodzenie. Czas, który powinien być magiczny, pełen radości i miłości. Jednakże słowem kluczowym jest tutaj „powinien”, gdyż często zdarza się, że jest to czas pełen nerwów, stresu, a nawet złości, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z małymi, średnimi, ale i starszymi, dziećmi. Czyli ogólnie mówiąc, jest to problem chyba każdego z nas.

Rodzice denerwują się, kiedy czują stres, są przytłoczeni i mają dość. Zamiast radości włącza się w nas autopilot nastawiony na przetrwanie sprawiający, że nie jesteśmy w stanie komunikować się z bliskimi, jakby to ująć, w pełni świadomie. Kiedy jesteśmy poddenerwowani, nie jesteśmy cierpliwi, wyrozumiali, a już z pewnością słowo „spokój” wydaje nam się odległe jak Honolulu.

Wszystkie znaki na niebie, ale i  naukowcy, mówią jedno: święta to jeden z najbardziej stresujących dla nas okresów, gdyż w ciągu roku staramy się nadgonić wszelakie niedoskonałości rodzicielskie popełnione w mijającym roku. Chcemy wszystkim wynagrodzić nasz brak czasu i kombinujemy na prawo i lewo, starając się stworzyć wyjątkową, niezapomnianą atmosferę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że narzucamy na siebie ogromny ciężar, wywierający w nas presję trudną do okiełznania. A najgorsze, że jesteś już dorosła i wiesz, że nie ma Świętego Mikołaja, nikt nie zrobi nic za ciebie, jesteś z tym wszystkim sama bądź też czasem Twój partner stara się „pomóc”, co wcale nie polepsza sytuacji.

O tej porze roku chcemy być wyjątkowymi rodzicami, pieczemy ciasteczka, mamy grafik wypełniony ciekawymi wydarzeniami, latamy jak opętani po sklepie w poszukiwaniu wymarzonej zabawki, której nazwy wymówić nie potrafisz. Następnie dekorujemy, owijamy, wysyłamy dziesiątki kartek do ludzi, których imienia nawet byśmy nie pamiętali gdyby nie notes z adresami, jeździmy tam i z powrotem. Jesteśmy wszędzie i robimy wszystko w tej samej chwili. W ciągu trwania tego jednego miesiąca zrobisz więcej rzeczy niż przez cały rok mijający rok!

Sama dziwię się, że przez tak długi okres czasu dawałam radę ciągnąć cały ten cyrk. I jeszcze ta presja społeczeństwa, że mama powinna być idealna, zwłaszcza dla swoich dzieci i bliskich, a to pogrąża nas jeszcze bardziej każdego roku. Bo kupujemy więcej, co jedynie niszczy nasz budżet, więcej planujemy, co sprawia, że mamy coraz mniej czasu na sen, pracujemy tylko po to, by było wyjątkowo! Dlaczego chcemy, aby było wyjątkowo? To proste - bo zakodowano w nas informację, że nie powinniśmy zaprzepaścić tego czasu. Dlatego też chcemy być wszędzie i brać udział we wszystkim, bo co, jeśli stanie się coś wyjątkowego, a nas przy tym nie będzie? Wydaje nam się, że to tylko w tym miesiącu tworzymy wspomnienia.

Aby osiągnąć perfekcyjne święta czeka Cię dużo ciężkiej pracy, lecz taki jej nadmiar gwarantuje, poza idealnie przygotowaną wieczerzą, również problemy. Minimalizm podczas świąt polega na tym, by dosłownie nie przejmować się tym, jeśli coś nam nie wypali. Minimalizm podczas świąt to bycie obserwatorem, a nie prześladowcą pędzącym za chwilą. Jakże często popadamy w skrajność i chcąc żyć „tu i teraz” tak naprawdę żyjemy złudzeniem. Nasze listy zadań „na święta” bardzo często przybierają imponujące rozmiary, jesteśmy dosłownie wszechobecni w pracy, w domu, w życiu: pierniczki, przedstawienia, choinki, ręcznie robione ozdoby i tak dalej…

Jak wybrać to, co dla nas najważniejsze, kiedy wszystko jest ważne?



Znajdź swoje priorytety


Kiedy wszystko wydaje się nam kluczowe w „prawidłowym” celebrowaniu świąt oznacza to, że musimy się skupić. Weź głęboki wdech i zastanów się. Co jest dla Ciebie, tak naprawdę, najważniejszą częścią świąt? Jaka jest jedna, najważniejsza rzecz, której brak sprawi, że święta nie będą takie same? Co sprawia Ci najwięcej radości? Co jest twoim priorytetem?

Może jest to spotkanie przy rodzinnym stole i rozmowy? Może najważniejsza w tym okresie jest dla ciebie wiara? Może chcesz po prostu czuć się częścią rodziny. Jedna rzecz, pamiętaj!

Teraz zastanów się nad swoimi decyzjami. Czy faktycznie wieczorem w Boże Narodzenie musisz jeździć od domu do domu, jeśli najważniejsza jest dla Ciebie rodzina, ta najbliższa, czyli Twoje dzieci i mąż/żona? Czy faktycznie musisz wysyłać wszystkim kartki na święta? Czy rzeczywiście Twoje dzieci obrażą się, jeśli na stole będzie tylko 12 potraw w ilości, która wystarczy wyłącznie na jeden wieczór? Owszem, nie oznacza to, że masz siedzieć cały czas w domu, jednak zastanów się jak dane czynności wpływają na Twoją rodzinę. Czy Twoja pomoc w akcji charytatywnej przypadkiem zabiera Ci czas, jaki powinnaś spędzać ze swoimi dziećmi czy też z sobą?

Na koniec, naucz się mówić "nie". Co więcej, mów "nie" częściej niż "tak". W naszych czasach wręcz oczekuje się od nas odpowiedzi pozytywnej, jednak jeśli chcesz przeżyć spokojne święta, mów nie. Zwłaszcza, że o tej porze roku tyle osób coś od nas chce: chcą, abyśmy przyjechali do rodzinnego domu, chcą, abyśmy pomogli w przygotowaniu spotkań świątecznych w pracy, chcą, abyśmy pomogli w organizacji imprezy charytatywnej. Bardzo często dzięki naszej nieumiejętności mówienia nie mamy grafik wypełniony do granic możliwości. Dlatego jeśli ktoś prosi Cię o coś, a Ty nie jesteś przekonana do pomysłu, wahasz się: powiedz po prostu NIE!



Ewa Kozieł, Zielony Zagonek


Serdecznie zapraszam na blog Ewy, na którym znajdziecie wiele świątecznych inspiracji :)

19 komentarzy:

  1. ....zwłaszcza, że to tylko 2 dni w roku! One szybko mijają. Od wielu lat mam postanowienie by nie latać z wywieszonym jęzorem około świąt. Jeśli czegoś nie będzie, to trudno. Nie odwiedzamy też całej rodziny, jakbyśmy się już mieli nie spotkać w tym życiu.
    "Tylko spokój może nas uratować" - a to trzeba sobie wypracować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam jeszcze dzieci, więc święta to dla mnie czas rodzinnych obiadów, prezentów i leniuchowania. Ale faktem jest, że to od nas zależy jakie będą te Święta. Podobnie jak każdy inny dzień w roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jeśli najważniejsza jest dla Ciebie rodzina, ta najbliższa, czyli Twoje dzieci i mąż/żona? "przychodzi mi taka myśl do głowy, co się stanie za 20 lat. Nadal będzie dla nas najważniejsza rodzina ta najbliższa czyli dzieci i mąż/żona. Ale dla dzieci już nie, i zostajemy sami bo nasze (ta najbliższa nasza rodzina) za Chiny nie chce jeździć od "domu do domu" i asertywnie mówią nam NIE.
      Marta

      Usuń
    2. Jest współmałżonek, który powinien być najważniejszy :) Ja również mówię często asertywnie NIE bo też nie mam ochoty na świąteczne tournee :)

      Usuń
    3. Nie chodzi mi o całe świąteczne tournee ( po wszystkich ciotkach i wujkach) ale o odwiedzenie (chociaż na krótko rodziców. teraz jesteś "happy" mąż, dzieci. całą radość. Lata niestety szybko mijają. Rzeczywiście w tym momencie życie ich towarzystwo zupełnie nam wystarcza w święta. Ale lata mijają i jesteś kobietą w podeszłym już wieku, i calutkie święta spędzasz sama z mężem ( o ile jeszcze żyje ;ub nie odszedł do innej). Sama bo dzieci zgodnie z świąteczną rodzinną tradycję wypięły się na mamuśkę ( tak jak mamuśka kiedyś na swoich)
      Czy przyjemna jest świadomość, ze nie zobaczysz dzieci w święta bo syn/córka/zieć/synowa powiedziała stanowcze NIE.

      Usuń
    4. Wydaje mi się, że jeśli powodem nie jest zbyt duża odległość, która w oczywisty sposób czasem uniemożliwia odwiedzenie Rodziców w Święta (nawet na krótko), to może za tym NIE córki/syna/zięcia/synowej jest jakaś ich potrzeba, którą próbują zaspokoić właśnie w ten sposób: spędzając Święta sami. Znając swoje dzieci prawdopodobnie możesz domyślić się tej potrzeby. I jeśli nie jest to permanentny, wieloletni zwyczaj ignorowania potrzeb Rodziców (za którym czasem kryje się jakieś zranienie), to może to być (typowa dla młodych małżeństw) potrzeba niezależności, czasu na budowanie własnej tradycji świątecznej, sprawdzenia, jak to jest samemu. Sami to przechodziliśmy kilka lat po ślubie... Teraz z radością i swobodą spędzam całe Święta z Teściami :) - przyjeżdżają do nas, za co jestem im ogromnie wdzięczna. Magda

      Usuń
    5. Ale gdyby w tej potrzebie wygospodarowali z godzinę ( z trzech dni) nic by im się nie stało. To jest tak jakby spłacanie długu przed zaciągnięciem pożyczki.
      Słyszeliście zapewne o syndromie opuszczonego gniazda. Pierwszy, drugi rok dla matek może być najgorszy. Takie NIE!!! może być bardzo ciężkie. Młoda kobieto pamiętaj ty też będziesz (chyba że masz kłopoty z prokreacją) taką matką z
      opuszczonego gniazda. A podobno uczynione dobro do nas powraca.

      Marta

      Usuń
  3. Widzę wiele komentarzy, jednak obawiam się, że nie za bardzo zrozumiano przekaz artykułu. Rodzina jest ważna, bliska i daleka, jednakże współczesne małżeństwa nie mają czasu dla siebie ani swoich dzieci, nie mówiąc już o bliższej-dalszej rodzinie. Trzeba ustalić priorytety, czy wolę aby moje małżeństwo było teraz owocne i spełnione, czy wolę za kilka lat mieć przy sobie wyłącznie swoich rodziców? Współcześnie żyjemy albo przyszłością, albo przeszłością zastanawiamy się co będzie za dzień, rok, kilka lat. Równocześnie mamy narodową już chyba przypadłość popadania w skrajności. I kiedy tak jak ktoś wspomniał unikamy rodziców każdego roku oznacza to tylko jedno, że coś jest nie tak. Co więcej jestem orędowniczką rodzin wielopokoleniowych, szacunku do starszych ludzi, jednakże czasem należy się zastanowić co tak naprawdę jest ważne, czy wypad do rodziców których widzimy non stop, czy ciotki którą odwiedzamy raz do roku czy odrobina spokoju dla siebie i tych najbliższych chociaż w pierwszych dniach świąt? Każdy ma inne priorytety. My jako młode małżeństwo przez 4 lata kursowaliśmy między rodzicami, jednak dorośliśmy do tego aby przez pierwsze dwa dni siąść i być z dzieciakami. Czy to kiedyś sprawi, że będę samotna? Nie wiem,.. ale czy moje podróże sprawią że nie będę, tego też nie wiem? Nasza samotność to wynik nie tylko jednego wieczoru...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " czy wypad do rodziców których widzimy non stop ". O to chodzi, że będąc dorosłą, pracującą, zamężną/żonatą osobą nie widujemy rodziców non/stop ( nawet mieszkając w tym samym miecie)często raz na kilka tygodni na niedługi czas. czy małżeństwo przestanie być "owocne i spełnione" jeżeli w wigilię to małżeństwo przyjdzie do jednych czy drugich rodziców . Jeżeli przez to miałoby się rozpaść to jakiś słaby związek jest. Nie mówię o takiej sytuacji gdzie mieszkamy bardzo daleko i taki objazd rodziców jest bardziej skomplikowaną operacją lub raz na jakiś czas chcemy wyjechać gdzieś daleko do np ciepłych krajów.
      Pooboserwujmy np młoda para siedzi twardo w domu (jedna czy druga mama w sąsiednim bloku) ale młodzi są twardzi, nie wyjdą z domu do nikogo z rodziny bo a nuż ich związek się nie utrwali i rozpadnie. szkoda, że nie mają takich obaw jak podrzucają dzieciaki do dziadków bo chca wyjść na Sylwestra, lub wykorzystują babie jako etatowe niańki.
      Też jako młode/i potem starsze małżeństwo kursowałam w wigilię między rodzicami. Z egoistycznego punktu widzenia dużo lepsze ( i krócej trwające) rozwiązanie niż goszczenie obydwóch teściowych u siebie ( unikamy wizytacji. Rodzice byli szczęśliwi, ja też a resztę świąt miałam dla siebie. Rodzice niestety wykruszyli się z rodziny bardzo szybko i cieszy mnie, że spędzę wigilię z córką.
      Poza tym nie przesadzajmy, w końcu taka Wigilia z rodziacami to nie jakieś tortury.
      Nie mówię o takich wigiliach gdzie są rodzice i CAŁE TABUNY bliższych i dalszych krewnych. Ale jeśli rodzice są naprawdę sami, a my jesteśmy blisko to nie zasłaniajmy się priorytetami, obawami przed rozpadem małżeństwa. Nie chodzi o to " Czy to kiedyś sprawi, że będę samotna? " tylko o to żeby komuś w tym dniu sprawić małą przyjemność, poprawić humor. Oni naprawde po takiej krótkiej wizycie poczują się, ze są nadal dla nas ważni.

      Ewo piszesz " jednak dorośliśmy do tego aby przez pierwsze dwa dni siąść i być z dzieciakami." czy jesteś pewna, że dzieci chcą z wami w te dwa dni jeszcze siedzieć. Wielu gimazjalistów( i w wieku powyżej) zamiast siedzie ze "starymi " w domu poszłaby raczej na jakąś imprezkę. Jeśli masz małe dzieci to ciesz się świętami z nimi póki jeszcze możesz? :-)

      Marta

      Usuń
    2. Marto, brawo, madre slowa. Nie rozumiem dlaczego wizyta u rodziny w swieta czy wyslanie kartek ma byc takim problemem? Mysle, ze to wszystko zalezy od podejscia. Jesli ktos ma tak skrajnie negatywne nastawienie do Swiat i ludzi, to powinien zastanowic sie dlaczego sie skarzy na samotnosc.
      Ja akurat uwielbiam ten czas. Kartki wysylam, bo lubie, bo to dla mnie pamiatka z minionych lat, lepsza niz e-kartka, mail czy sms z wierszykiem. Na Wigilii nie ma u nas 12 dan. Pracuje caly tydzien, wydawaloby sie, ze czasu zostaje malo, ale to nie prawda, kwestia organizacji. Pierniczki mozna upiec wczesniej, uszka zamrozic, prezenty zamowic przez internet, zakupy spozywcze, ktore sie nie zepsuja rowniez zrobic z wyprzedzeniem. I rowniez mozna je zamowic z dostawa do domu. Uwielbiam w Swieta wybrac sie do rodziny, mozna porozmawiac, posmiac sie w wiekszym gronie. Synowie tez ciesza sie na spotkanie z kuzynami. Kwestia podejscia, jak ktos we wszystkim szuka samych negatywow, to trudno. Chce, zeby moje dzieci pamietaly Swieta jako wyjatkowy czas, dla mnie przynajmniej ten czas taki byl i jest, mimo przygotowan. Lubie je i wszystko co z nimi zwiazane :)
      Zycze zdrowych, radosnych, spokojnych, duzo milosci i optymizmu, szczegolnie Autorce. Zycie i tradycja sa piekne :)

      Usuń
    3. Powiem więcej. Barszcz z kartonika może być pyszny (może nie zdrowszy niż domowy ale czasem smaczniejszy bo lepiej przyprawiony), uszka gotowe z zamrażarki, śledź gotowy, ciasta z najłatwiejszych przepisów. Ale przecież nie o to chodzi aby rozkoszować się wyrafinowanym smakiem (na to można przeznaczyć inne okazji) tylko pobyć choć przez chwilę z tymi nam najbliższymi.
      Naprawdę wigilię ( może nie taką wyszukaną ja z poradnika jakieś pani domu można zrobić naprawdę łatwo (a jeśli nasi krewni będą obrażeni że "uszka nie własnej roboty" to już ich problem). Buraki, kapusta i śledzie należą raczej do tych tańszych produktów ( więc koszty nie mogą być wymówką).
      Oczywiście są patologie: wielce toksyczni rodzic się zdarzają, paskudne, dorosłe bachory również, nieznośne ciotki i upiorni dziadkowie też.
      Nie musimy się zmuszać do przebywania z osobami, które nas nie lubią i których my nie tolerujemy, ale jeśli ktoś jest nam choć trochę bliski, a my mamy taką możliwość ( i jest naszą najbliższą rodzina) to nie domawiajmy mu/im naszego towarzystwa w czasie tych najbardziej rodzinnych świąt.
      Też życzę samych radosnych chwil w czasie ŚWIĄT.

      Marta

      Usuń
  4. I właśnie o to chodzi... Dobrze, że przeczytałam to dziś, kiedy zaczynałam wpadać już w ten korkociąg. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Na wiele lat odcięłam się od rodziców (mocno toksycznych), więc i święta spędzałam tylko z partnerem. Chociaż zawsze w takiej sytuacji do głosu dochodziły wyrzuty sumienia i niemiłe rozmowy telefoniczne (byłam najgorszą córką pod słońcem).
    Sytuacja jednak trochę się zmieniła. Matka zachorowała na raka i w tempie wręcz błyskawicznym zmarła, został sam ojciec, który od roku również walczy z rakiem. I mieszka sam. Jak się gorzej czuł, to przyjeżdżałam na kilka dni. Teraz czuje się ok - przynajmniej fizycznie, natomiast psychicznie fatalnie (rak, samotność, to nie pomaga w utrzymaniu kondycji psychicznej). Mam jeszcze brata, ale on wpadnie raz na miesiąc -dwa i nawet tam nie nocuje. Na wigilię też przyjedzie tylko na godzinę i jedzie gdzieś indziej.
    Dla mnie natomiast taki wyjazd do taty to rozstanie z ukochanym, którego ojciec zaakceptować nie ma zamiaru. Dlatego z partnerem do taty nie jeżdżę (bo wszyscy by się w tej sytuacji źle czuli).
    Najchętniej więc spędziłabym te święta tylko z partnerem i u siebie. Ale świadomość, że na drugim końcu polski będzie samotny i chory ojciec spowoduje, że te święta z facetem nie byłyby takie fajne. Więc najprawdopodobniej pojadę do ojca na wigilię, a następnego dnia rano wrócę do domu. Będą to pierwsze święta z ojcem od kilkunastu lat i wiem, że będą to najgorsze święta jakie mogę sobie wyobrazić (bo ojciec jest maksymalnie wrednym typem). I przez całą wigilię będę słyszeć tylko pretensje m.in. o to, że przyjechałam tylko na jeden dzień, a nie na kilka dni, a najlepiej na zawsze, bo powinnam to "bagno w którym jestem jak najszybciej porzucić".
    Tak źle i tak niedobrze. A wy co byście w takiej sytuacji zrobili?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czasami nie ma dobrego wyboru...
      Czasami jak to mawiał mój dziadek: "jakbyś się człowieku nie obrócił, zawsze d... z tyłu" :)
      Jdziesz do ojca, bo...?
      Bo to ojciec, bo chory, bo samotny...
      Kiepskie argumenty...
      Nie jedziesz z facetem na świeta do ojca, "bo wszyscy by się w tej sytuacji źle czuli", a jak pojedziesz sama to wszyscy będą sie czuć rewelacyjnie?
      Pomyśl czego Ty chcesz i to zrób...
      Roman

      Usuń
  6. Każda sytuacja jest inna, każda rodzina jest inna i każdy człowiek inaczej postrzega otaczający świat.
    Jeśli ktoś jest bardzo rodzinny i towarzyski, to będzie doradzał otoczenie się rodziną. Ja np.jestem samotniczką i bardzo lubię być sama, a jeśli nie jestem sama to najlepszym towarzyszem, przyjacielem jest dla mnie mąż, z którym wiele razy już próbowałam się zanudzić, ale to niemożliwe :)
    Niech każdy wybierze, co chce i bez spiny, bo jest zupełnie niepotrzebna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszyscy macie rację. :-)

    Jesteśmy karmieni telewizyjną (czytaj: celebrycką) wizją "magicznych świąt" (naturalnie bez wzmianki o ich religijnym podłożu) i podświadomie do tego modelu dążymy. Ponieważ takie coś nie może się udać, po prostu nie istnieje, to jesteśmy sfrustrowani, kiedy podczas tego świątecznego spektaklu nie poczujemy wyjątkowej ekscytacji (żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie). A nie poczujemy, bo: (1) dzięki komórkom, internetowi itp. jesteśmy z rodziną na bieżąco, więc nie ma tak naprawdę o czym pogadać, (2) wykwintne potrawy jemy częściej niż raz w roku (za moich czasów szynkę jadło się tylko na święta, a dwie pomarańcze od rodziny z RFN-u dzieliliśmy między siebie niedługo po opłatku), (3) śniegu na święta to już dawno nie było... ;-) oraz najważniejsze (4) obawiam się, że jest w nas coraz mniej wiary w Zbawiciela.

    Dlatego uważam, że rezygnacja z tradycyjnego świętowania (nawet jeśli jest męczące) nie rozwiąże naszych problemów. Dyskoteka w Wigilię, kolacja wigilijna na podzwrotnikowej plaży, sushi zamiast uszek w barszczu i amerykańskie kolędy to nie jest panaceum na nasze zmęczenie świętami. Moim zdaniem jedynym wyjściem z sytuacji jest głęboka religijność. Jeśli jej zabraknie, to zawsze zabraknie młodemu małżeństwu motywacji, żeby odwiedzić starego ojca, żeby zamiast odpocząć po męczącej pracy w korporacji pośpiewać z rodziną kolędy, żeby wspólnie pójść na Pasterkę, żeby zamiast ganiania po sklepach za niepotrzebnymi prezentami wspólnie przygotować dom i siebie do przeżywania świąt. Przy takim podejściu prezenty i potrawy będą pełnić drugorzędną rolę, rodzina nie będzie naciskać na dopełnienie formalnych warunków świętowania (czytaj: siedzenie i jedzenie), a nietypowe tematy do rozmowy też się znajdą.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przychodzi mi namyśl jeszcze jedna refleksja. Do tej pory większość wypowiedzi była pisana z pozycji tych "zapraszanych", którzy ewentualnie zaszczycą (lub nie) swoją obecnością swoich krewnych w czasie Świąt. Ci "zapraszający" mają trudniej. Jak powiedzieć komuś kochana w tym roku to do nas nie przyjeżdżaj (w domyśle " mam powyżej uszu twoich rozwrzeszczanych bachorów, których zazwyczaj nie pilnujesz kiedy zaczynają
    demolować mi dom" , "kochany wujku może w tym roku zawartość barku opróżnisz gdzie indziej nie u nas", " kochana ciociu zadawaj swoje wścibskie pytanie komu innemu".
    Pomyślcie o tym, zanim zaczniecie narzekać, że jesteście tak "rozrywani" w święta :-)

    Marta

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest na pewno wiele prawdy w tym, co piszesz. Ja bym religijność może zamieniła na....miłość? Lub otwartość na drugiego człowieka?
    Tylko, kiedy tak było? Sądzę, że już to starsze pokolenie nawaliło, pokazując kolejnemu czym są święta; sprzątaniem, urabianiem po łokcie, stołem uginającym się od jedzenia, które było zdobywane godzinami w supermarkecie.
    Każdy może zacząć inaczej, od siebie, ale najpierw trzeba sobie uświadomić, dlaczego jest, jak jest.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Swięta są po to by je przeżyć pięknie czy po to by je przeżreć?"
    Takie pytanie zadałem niemal dwadzieścia lat temu mojej przyszłej wówczas żonie...
    Do dziś staramy się święta przeżywać, a nie przejadać co bywa, że do szewskiej pasji doprowadza rodzinę żony...
    Ale to nie mój problem...
    Dla mnie - jako dla osoby niewierzącej - to szczególny czas dla bliskich.
    Czas na szczególną refleksję nad przeszłością i snucie planów na przyszłość z żoną...
    Czas na wyjątkowe "rozmowy o życiu" z pierworodną...
    Czas na wspólne zabawy przede wszystkim z bliźniakami...

    Cała reszta to mniej lub bardziej niekonieczna otoczka.
    I nie zamierzam tego zmieniać...

    Roman

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...