Rodzinne fotografie - część II

We wpisie "Rodzinne fotografie" dzieliłem się z Wami refleksją nad urokami konwencjonalnych zdjęć, które wklejaliśmy do samodzielne robionych albumów. Fotografię analogową uważałem za zamknięty rozdział. Wiele lat temu rozstaliśmy się z naszym Canonem EOS 500n, oddając go naszej znajomej - początkującemu fotografowi, z którą straciliśmy na pewien czas kontakt...

Na fali zauroczenia przesiedliśmy się jak wielu innych na kompaktową cyfrówkę, która parametrami nie dorastałaby do pięt aparatom w dzisiejszych komórkach. Był to początek końca nie tylko albumów ze zdjęciami, ale wywoływania zdjęć w ogóle. Ostatnie kilka lat to już tylko bity zapisane w katalogach. Źródło wspomnień, ale także frustracji. 

Zmęczony cyfrowym życiem postanowiłem przejść do "analogowego podziemia" (o którym pisałem tutaj). Zaowocowało to nie tylko "analogowymi niedzielami", czyli czasem bez komputera i komórek, ale także... powrotem do robienia zdjęć klasycznym aparatem. 



Na początku roku nabyłem za bezcen Smienkę 8m z zamiarem zrobienia kilku czarno-białych fotografii. Potem przypadkowo spotkałem naszą znajomą, którą zapytałem o aparat. Okazało się, że już dawno nasz Canon zbiera tylko kurz i chętnie nam go odda. Tak oto po kilku latach aparat wrócił pod naszą strzechę. A ja wróciłem do radości i niepokojów robienia tradycyjnych zdjęć. Nie wyrzekliśmy się do końca tych cyfrowych, robionych z telefonu, ale przeważnie w sytuacji, gdy nie nosimy ze sobą Canona. 

Zdjęcia wróciły do formy papierowej. Wkładamy je do albumów. Na razie nie robionych, tylko kupionych. Ale mam zamiar wrócić do tej tradycji. W najbliższym czasie zamierzam także wywołać, stosując ostrą selekcję, zdjęcia z komputera. Trzymajcie za mnie kciuki! 




A swoją drogą fajnie, że taki stary aparat zatoczył kilkuletnie koło, odzyskując w pełni swoją użyteczność... 

Z robieniem zdjęć wiąże się także nasze Pudełko ze zdjęciami.


*zdjęcia we wpisie oczywiście zeskanowane (ze szkodą dla jakości...)

4 komentarze:

  1. Hej Konradzie,

    Co do skanowania to muszę Cię zmartwić, obecne maszyny które robią odbitki skanują kliszę do formy cyfrowej i dopiero z tego drukują odbitkę, więc ja osobiście zawsze po wywołaniu kliszy zlecam jej skanowanie. Analog ma dla mnie tą zaletę, że nie robię tysięcy zdjęć (max to 16-18 rolek rocznie) i głównie w okolicznościach rodzinnych. I paradoksalnie wszystkie zdjęcia, nawet te nieudane, nieostre mają swój urok i mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście mnie zmartwiłeś. Jak rozumiem nie można uciec od cyfryzacji zdjęć analogowych bez własnej ciemni fotograficznej lub jakiegoś tradycyjnego zakładu fotograficznego (jeśli takie jeszcze są)? Dzięki za uświadomienie :)

      Usuń
  2. Zdjęcia analogowe mają swój urok, jednak ze względu na ilość potrzebnego sprzętu, proces obróbki, a przede wszystkim zajmowane miejsce - wybieram cyfryzację. To dla mnie po prostu wygoda. Tej zimy skanowałam nasze stare slajdy, redukując w trakcie ich liczbę. Gdyby nie aparaty cyfrowe, to do dziś musielibyśmy na slajdy przeznaczyć chyba jedną z szaf ubraniowych, tyle to zajmuje miejsca!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładne, pełne miłości zdjęcia. :)

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...