Nazwijcie to jak chcecie. Może "wielką porażką", może "przesadnym optymizmem", "słabością"...
Nie jest to w sumie ważne.
Pech chciał, że dzieje się tyle ważnych rzeczy, a w sumie chciałbym także mieć kontakt z Wami, Czytelnikami.
Więc jak chcecie wiedzieć jak wyglądał mój rok bez internetu, to musicie poczekać na to:
W sumie to chyba ważna jest równowaga w przyrodzie, unikani skrajnych postaw. Zapominam, że tym jest życie w prostocie. Droga nie prowadzi przez ograniczenia, ale ku większej świadomości i wolności w korzystaniu z różnych narzędzi, w tym z internetu. Jeżeli przybliżają ludzi, pomagają dzielić dobre pomysły i idee, to warto z nich korzystać.
I tego się nauczyłem w tym krótkim eksperymencie...
Ps. Tak jak piałem wcześniej, moi rodzice nie mają internetu, takie rzeczy to (być może) tylko w starszym pokoleniu.... Zastanawiam się, czy to ich wzbogaca, czy może ogranicza?
Jak sądzicie? Czy można dzisiaj żyć w stanie odłączenia?