W ostatnim numerze „Polityki” pojawił się artykuł Marty Sapały o wymownym tytule „Wyznawcy zmiany”, co w języku angielskim i krajach zachodnich jest nazywane „Generation Y”, czyli grupa, która zadaje pytania. Jednakże grupa ta chyba nie jest obecna w naszym kraju, sądząc po ilości pytań zadawanych przez społeczeństwo, a prędzej ich braku. Równocześnie, obserwując ową populację pytającą, wcale nie zauważyłam, aby byli oni w jakikolwiek sposób bardziej świadomi czy też dociekliwsi niż norma nakazuje. Osobiście nie cierpię jak po pierwsze przykleja mi się etykietkę, a po drugie sugeruje pewien rodzaj fanatyzmu. Jak zwykle w tego typu gazetach, prawdopodobnie chodzi o sklasyfikowanie grupy wyborczej, aby ta mogła się utożsamić z daną kampanią polityczną, tutaj Pani startującej na stołeczek w Warszawie.
Artykuł mówi o tym, że coraz więcej ludzi zainteresowanych jest prostotą, ekologią i oszczędnością. Autorka wskazuje grupę wiekową pomiędzy 20 a 30 lat jako pionierską, z czym się absolutnie zgodzić nie mogę. Mieszkam w 150 000 mieścinie, jednak wśród moich znajomych, tych bliższych jak i tych dalszych, nawet na horyzoncie nie widać reprezentantów tego ‘pokolenia’. Sugeruje ona, że chodzi o pokolenie Socrates Erasmus, które było na Zachodzie i które mogło doświadczyć mądrzejszej kultury Zachodu. Faktem jednak jest, że to obywatele Zachodu, poza wyjątkami, żyją na fali konsumpcjonizmu i oderwania od świata realnego. Facebook, I’ve got Talent i gwiazdki mediów, właśnie to nakręca Zachód. „Przewartościowane priorytety”… czy zgodzicie się z tym, że na Zachodzie przewartościowano priorytety? Autorka skrupulatnie pielęgnuje wizerunek Europy zachodniej mlekiem i miodem płynącej, dość stereotypowy i jak zwykle fałszywy przekaz. Jesteśmy w Polsce, kraju polityków żyjących we własnej egzaltowanej bajce, ale i ludzi, którzy w żaden sposób nie są gorsi od ludzi Zachodu. Pani Marta spogląda na temat przez palce, nie wiem tylko, czy specjalnie, czy nieświadomie. „... Inwestycja w tetrę, żeby nie dorzucać się do hałdy pieluchośmieci”. Przecież są pieluchy jednorazowe z etykietką ‘biodegradowalne’, a na dodatek nie chodzi tutaj o śmieci, a częściej o zdrowie dzieci.
Autorka twierdzi, że konsumpcjonizm stał się przereklamowany w krajach Zachodu. Może i w niektórych (chociaż nie przychodzą mi takie do głowy), ale czy we wszystkich? W moim przekonaniu kraje zachodnie wpadły tak głęboko w konsumpcjonizm, że sami go już nie dostrzegają. Wbrew rzeczywistości wmawiają sobie, jak to dobrze mieć go już za sobą. I jeżeli przekonacie mnie, że promocje świąteczne w sierpniu, tysiące ludzi stojących godzinami w kolejkach, żeby kupić najnowszy telefon, czy Ferrari przed dwupokojowym domem w szeregowcu nie są oznakami konsumpcjonizmu, to przyznam Wam otwarcie, że Zachód faktycznie dostał już biegunki i zadyszki z nadmiaru. Przez ostatnie lata żyliśmy pojeni przez media wszelkimi problemami obecnymi na świecie: głód, susza, wyzysk. Nie wiem, może jestem dziwna, ale mam dość tego. Owszem, nie chcę przykładać ręki do procederu wyzysku innych, ale uważam, że teraz czas, aby żyć w tej swojej lokalnej społeczności. Czasem mam wrażenie, że owszem, ważne jest to, co dzieje się na świecie, ale tak naprawdę czy mam na to wpływ? Większa liczba osób na pewno, jednak nie idealizujmy. Żyjemy w świecie korporacji i układów. Co z tego, że kupię spodnie od producenta, który niby jest ‘Fair trade’ jak tak naprawdę tego stwierdzić nikt nie może, chyba że pojadę do Tajwanu czy Indii i sprawdzę to empirycznie.
W całym artykule autorka wielokrotnie wymienia, że ludzie ‘zmiany’ stawiają na piedestale lokalną wspólnotę i proste oszczędniejsze rozwiązania, i tutaj się zgodzę. Czego brakuje w artykule to powodu, dlaczego wybieramy ludzi zza płotu, dlaczego nie chcemy zarabiać milionów złotych, dlaczego wolimy proste rozwiązania? Wiele osób rezygnuje z tego wyścigu nie po to, aby stanąć w kolejnym pseudo ekologicznym maratonie z koszulką ‘Jestem Zmianą’. Wydaje mi się, że chodzi tutaj o szczęście, o zdrowie, o życie tu i teraz, o władzę nad własnymi wyborami. Może tutaj jest pies pogrzebany, może politycy zaczynają się obawiać, że tak naprawdę rośnie grupa ludzi, która ma gdzieś cały ich ten system, dlatego należy nadać im etykietkę, która ich alienuje, dzieli i wskazuje?
Czy myślicie, że należycie do „Pokolenia Zmiany” i co sądzicie o tego typu artykułach?
Link do artykułu "Wyznawcy Zmiany" w archiwum Polityki tutaj (niestety za opłatą).
Autor: Ewa
Pokolenie zmiany to moim zdaniem nadużycie. Ludzie którzy są zainteresowani "zainteresowanych jest prostotą, ekologią i oszczędnością" zawsze byli są i będą. Może faktycznie na fali konsumpcjonizmu grupa ta bardziej "odstaje"/jest widoczna bo różnice między standardowym konsumentem a osobami zainteresowanym "prostotą" są znaczne. nie zgodzę się również z informacją o grupie wiekowej proste życie czasem jest wyborem czasem, wyniesionym z domu nawykiem, a czasem koniecznością.. i wiek w tym wypadku niema znaczenia. Jak wspomniałem ludzie prosto żyjący byli są i będę teraz po prostu są bardzie widoczni (z różnych powodów). Tak czy owak propagowanie prostego życia i wszystkich jego aspektów jest potrzebne i za to dziękuję :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100% to nie jest jakiś nowy trend i tak jak mówisz, ludzie tacy byli i będą. Dobrze, że autorka o tym mówi, szkoda, że sama nieświadomie wkłada wszystkich do jednego worka, na styl konsumpcjonizmu :D Pozdrawiam Ewa
UsuńJeśli na rynku nie ma pieniędzy, to ludzie nie latają po sklepach , tylko siedzą w domu. Sami gotują , bo gotowce są droższe, to nie ekologia tylko powrót do kupowania produktów na lokalnych bazarach, bo taniej bez 10 pośredników albo od rolnika cichaczem, bo nie wolno. Ludzie żyją od gazetki promocyjnej do gazetki. Ludzie żyją oszczędnie żeby przetrwać od pierwszego do pierwszego a nie po to żeby odkładać coś w banku. We Wrocławiu na Świdnickiej reprezentacyjnej ulicy Wrocławia lumpex na lumpexie. Markety cuda wymyślają, żeby przyciągnąć klientów. Co rusz akcja , samotna matka potrzebuje rzeczy dla dzieci, zbieramy zakrętki - akcja wózek specjalistyczny dla dziecka. Pokolenie pytających? Dobre , chyba o drogę do Londynu. Ci co mieli odwagę do zmiany już wyjechali. Popatrzmy kto startuje do Europarlamentu, większość to homofoby. Znam dużo osób zaangażowanych społecznie, ale to jak walenie głową w mur. Polacy, przez tą ciągłą bidę nie wychodzą na zewnątrz , każdy pilnuje swojego tyłka ..... żeby przetrwać....
OdpowiedzUsuńAnno wydaje mi się, że to właśnie ludzie w ramach oszczędności szukają ich wszędzie, zaś zdrowe odżywianie nie koniecznie z nią się wiąże, ludzie owszem gotują sami ale z byle czego. Często te lokalne bazary wcale tańsze nie są i trzeba sporo się naszukać aby znaleźć tańszą wersję wsiowego pomidora. Częściej łatwiej po prostu jest samemu założyć ogródek. Nie zmienia to faktu, że Polacy mając mało, nadal biegną w tym wyścigu szczurów, nie wiadomo za czym nie wiadomo po co. Nie wiem taka jest moja subiektywna ocena. Odwagą nie jest wyjechanie, a zostanie w kraju, gdzie jest naprawdę ciężko. Ja wyjechałam, zobaczyłam i wróciłam.. Wyjazd za granicę (obecnie gdzie jest wielu naszych rodaków tam), to też swego rodzaju konsumpcjonizm, pójście na łatwiznę. Z drugiej strony pokolenie pytające,.. tak ładnie nazwał to mój wykładowca socjologii,.. jednak po otaczających mnie wtedy ludziach, tych pytań było jak na lekarstwo,.. kolejna etykietka i tyle. Pozdrawiam
UsuńDobry tekst, zgadzam się.
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńKim ja w życiu nie byłem...
OdpowiedzUsuńkochanym syneczkiem, gówniarzem, szczeniakiem, anarchistą, pacyfistą, militarystą, narodowcem, dobrym uczniem, leniwym uczniem, wspaniałym pracownikiem, nierobem, objectorem i ochotnikiem do wojska... Do epitetu "odważny nonkorformista" pewna uroczak oleżanka dodała "pier... chu.."...
Kiedyś poszedłem na drzekę, zanurzyłem sie i zmyłem z siebie wszystkie te etykietki...
Dziś jestem mężem, ojcem i przyjacielem...
I wystarczy
Roman
Moim zdaniem, to nie jest żadne nowe pokolenie. Ja sama mam 30 lat i od dawna chciałam żyć w miarę prosto. Nie wynika to z tego, że jestem jakaś strasznie biedna. Owszem nie mam jeszcze swojego domu, ale cały czas wierzę w to, że w końcu będę go miała. Człowiek chce być po prostu szczęśliwy i tyle. A zmiany owszem są, coraz więcej ludzi staje się świadomych, że jeśli sami nie zadbamy o siebie od podstaw, to nikt nam nic w życiu nie zapewni, ani zdrowia, ani emerytury, nic kompletnie nic. Owszem dużo ludzi biega tylko po marketach od promocji do promocji, ale czy robili by tak gdyby było ich stać na zdrowsze i droższe jedzenie. Oczywiście znajdzie się grupka ludzi, która będzie ślepo zapatrzona w ten konsumpcyjny i wyniszczający świat i nie będzie widziała w tym nic złego. Ale jeśli ktoś ma trochę oleju w głowie to zobaczy, że to do niczego nie prowadzi i że za kilkanaście lat nasze dzieci nie będą miały gdzie żyć. I będzie tak jak w filmach, mały obszar stworzony dla bogaczy a reszta niech zdycha. Chciała bym, żeby jak najwięcej ludzi było bardzo świadomych swoich wyborów, bo to co wybieramy ma wpływ na otaczający nas świat. Czasem tłumaczenie komuś co jest lepsze, jest walką z wiatrakami, ale i tak gdzieś w głowie zostaje zasiane ziarenko, które może wykiełkować.
OdpowiedzUsuńŚwietna i trafna opinia Autorki. Etykietowanie i kategoryzowanie było, jest i będzie - niestety. Ważne jest, aby się nie zniechęcać.
OdpowiedzUsuńWzrost świadomości i mądrości, który moim zdaniem towarzyszy prostemu życiu i szeroko rozumianemu minimalizmowi jest najlepszym (choć na pewno nie jedynym) sposobem na współczesne czasy i na wartościowe życie. Faktem jest również, że taka grupa, coraz bardziej świadomych i mniej podatnych na manipulację ludzi jest niewygodna dla sprawujących władzę i dla t zw. inżynierów społecznych. Życzę wszystkim wytrwałości na drodze prostego życia, zresztą odwrotu - jak myślę - już nie ma.
Mirek
właśnie mam okazję doświadczać tego "zachodu" 30 mil od śmierdzącego Londynu - wyzysk, wyścig szczórów, ludzie pracujący ogromną ilość godzin, po czym wydający zarobione pieniądze na gotowe jedzenie, gdyż pracując nie mają czasu niczego sobie przygotować... największy absurd jaki słyszałam dotyczył kawy - jedna z koleżanek stwierdziła, że na kawę w pracy wydaje około £150 miesięcznie - przy £7,70 za godzinę pracy (brutto) trzeba przepracować około 25 godzin na samą tą kawę... dodam, że na kawie się nie kończy... a dwójka dzieciaków mamę widuje od święta... nie mówiąc o telefonach i innych gadżetach, samochodach, ciuchach itd. mnie zaś pytają jakim cudem daję radę żyć pracując 30h tygodniowo - przynoszę kawę w termosie - odpowiadam ;) do tego dzięki takim ludziom, jak Ewa, którzy zechcieli podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi, mam wspaniałą możliwość poszerzać swoją wiedzę oraz żyć szczęśliwiej i zdrowiej :) moim zdaniem "zachodni" tręd eko jest niczym innym, jak wabikiem wielkich korporacji i nie ma nic wspólnego z prawdziwym proekologicznym stylem życia
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Anna Gazela
Mam 26 lat. Mieszkam w Holandii. Konsumpcjonizm i roszczeniowość to sens życia tutejszego społeczeństwa (bez względu na wiek, czy narodowość). To społeczeństwo nie ma cech (poza tym, że są sympatyczniejsi), które przeniósłbym na rodzimy ogródek. Prawdą jest, że większość Polaków tutaj jest zakochana w tym stylu życia, ale tylko dlatego, że jest łatwo lekko i przyjemnie i o nic nie trzeba się martwić, a polityka socjalna jest przyjazna ludziom leniwym, bez ambicji. tutejsze szczęście jest tylko i wyłącznie efektem powszechnej ignorancji.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie się nie zgadzam z panią Ewą. Jestem 100% przedstawicielką tego, co Pani Sapała wraz z socjologami zauważyła. A mieszkam w mieście 40tys. mieszkńców. Rezygnuję z wygody na rzecz prostoty, nie mam telewizora, angażuje się w sprawy społeczne mojej społeczności, kupuję od rolników i lokalnych producentów z mojej gminy, dbam o wspólną zieleń, nie używam samochodu do 5km, nie jem mięsa, piję wodę z kranu, nie używam zbędnych kosmetyków (jak kremy), ubrania kupuję niezwykle rzadko (zwykle raz,dwa do roku), mam 4 pary butów w sumie, nie kupuję nielegalnego oprogramowania i muzyki, nie zaopatruję się w cieciówkach, korzystam z Wymiennika, blablacar, CouchSurfing, prezenty wykonuję samodzielnie, kupuję fair-trade (akurat tutaj odsyłam Panią Ewę do rzetelnej literatury na rzecz odpowidzialnej konsumpcji, nie mam podstaw, żeby nie wierzyć w rzetelną pracę Fundacji na Rzecz Odpowiedzialnej Konsumpcji - http://ekonsument.pl/). Życie spędzam na świeżym powietrzu z rodziną i przyjaciółmi. Dbam o relacje z ludźmi zamiast z rzeczami. Oszczędności są wypadkową mojego prostego życia a nie podstawą.
OdpowiedzUsuńI powiem więcej - mam mnóstwo podobnych znajomych. Może nie utożsamiamy się z jakimś trendem, ale prezentujemy zdecydowanie większość zachowań i światopogląd. Można więc uznać nas spokojnie za część jakiejś większej zbiorowości.
Dodatkowo uważam, że Pani opinia jest nierzetelna, bo personalnie ocenia Pani autorkę, a nie zagadnienie. Do tej pory nie spotkałam się z takim jadem na tym blogu, a czytam wszystkie wpisy.
Pozdrawiam serdecznie
Trudno zwolenników prostego życia nazwać "pokoleniem", bo jesteśmy przedstawicielami różnych pokoleń - prosto żyją moi rodzice, moja rodzina, ale i dorastający dzisiaj młodzi ludzie, a mam nadzieję, że prosto żyć będą także moje dzieci. Czy jesteśmy już jakąś dającą się socjologicznie objąć grupą? Pewnie nie unikniemy analiz. Ostatnio coraz częściej spotykam się z pytaniami osób piszących prace magisterskie na temat minimalizmu i dobrowolnej prostoty. Każdy dokonuje samodzielnych, często trudnych, wyborów (jak choćby emigracja zarobkowa - dziękuję za Wasze komentarze z zachodniego świata), które z pewnością sumują się w jakąś statystyczną grupę społeczną. Ja bym nawet bardzo chciał, abyśmy rośli w konstruktywną siłę, która podważy konsumpcyjną wizję szczęśliwości. To jest jednym z powodów pisania tego bloga.
OdpowiedzUsuńJestem za" zmianą",zresztą świat i ludzie muszą się zmieniać,ewoulować,testować,czy to życie ma sens,smak,radość,miłość.Ale "coś jest na rzeczy",coraz więcej ludzi myśli o samowystarczalności,działa lokalnie,robi grzadki w ogródku,kopie studnie,rostaje się z telewizorem,radiem,żyje świadomie nie potrzebuje rzadu ani manipulatorów,wie o co chodzi w tej " grze".Jednym słowem"róbmy swoje" jak śpiewał onegdaj Młynarski.ania.
OdpowiedzUsuńO to właśnie chodzi: obudzić się, żyć świadomie i dokonywać własnych, przemyślanych wyborów. I nie chodzi bynajmniej o wybory do Parlamentu Europejskiego (;
Usuń"Nie zmienimy świata - to świat nas zmieni" To mój komentarz do "pokolenia zmiany".
OdpowiedzUsuńWszechobecna konsumpcja miała zapewnić szczęście i radość. Gdy zrozumiałem że niczego takiego z konsumpcjonizmu nie wynika, skupiłem się na poszukiwaniu szczęścia. Rodzina, religia, podróże i natura - to tylko część długiej, nie dokończonej listy. Nie zmieniłem świata. To świat mnie zmienił.
Politycy obiecywali lepsze jutro. Gdy zgłębiłem fakty dotyczące afer politycznych, a także genezy IIIRP zrozumiałem iż (cytując Thoreau) "wszystkie powiązania z państwem są hańbiące ". Oczywiście nie dotyczy to tylko Polski - władza po prostu działa w taki sposób. Gdyby wybory coś zmieniały, już dawno zostałyby zakazane. Dzisiaj nie interesuje mnie polityka.
Nie zmieniłem świata. To świat mnie zmienił.
Brak konsumpcji skłonił mnie do głębszego zastanowienia się nad tym co kupuję. A także nad tym co jem. Po prostu gdy zajmuje nas mniej rzeczy, łatwiej zrobić w nich porządek. Gdy dowiedziałem się jak powstają rzeczy z których korzystam, oraz jedzenie które jem - zacząłem dokonywać bardziej świadomych wyborów. W przyszłości planuję przejść na wegetarianizm.
Nie zmieniłem świata. To świat mnie zmienił.
Konsumując mniej, więcej oszczędzam. Ponieważ uwielbiam przebywać na łonie natury, ochrona środowiska jest dla mnie czymś oczywistym. Ponieważ lubię jeździć na rowerze, bardziej niż innymi środkami transportu - po prostu to robię. Nie stoi za tym "Chęć zmiany świata" czy jakaś "szczytna idea". Oczywiście, jeżeli więcej osób wybierze taki sposób postępowania, coś może się zmienić. Ale sądzę, że w jednym się ze mną zgodzicie - wszystko to będzie miało u podstaw reakcję na zastaną rzeczywistość i zwyczajne ludzkie dążeniem do szczęścia.
D.
z zasady staram się trzymać z dala od minimalizmu i prostoty (choć jest to obecne w moim życiu, lecz w zupełnie odmiennym wydaniu), ze względu na problem jaki ma współczesna prostota i minimalizm właśnie z konsumpcją i rzeczami.
OdpowiedzUsuńZe swej definicji konsumpcjonizm to: postawa polegająca na nieusprawiedliwionym (rzeczywistymi potrzebami oraz kosztami ekologicznymi, społecznymi czy indywidualnymi) zdobywaniu dóbr materialnych i usług, lub pogląd polegający na uznawaniu tej konsumpcji za wyznacznik jakości życia (lub za najważniejszą, względnie jedyną wartość). Rozumiem, że ten świadomy konsumpcjonizm jest postawą usprawiedliwioną rzeczywistymi potrzebami. Krótko mówiąc awers i rewers, orzeł i reszka, dwie strony tego samego medalu o nazwie konsumpcjonizm.
Pojawiły się tutaj takie punkty jak świadomość, zadawanie pytań, etykietki, władza nad własnymi wyborami. Ponieważ należę do wyjątkowo upierdliwych osób jeśli chodzi o zadawanie pytań, i to najczęściej takich, na które statystyczny Kowalski nie umie odpowiedzieć, to zapytam wprost całą społeczność minimalistów miłujących prostotę: Dlaczego w świadomy sposób dali sobie przykleić na czoło etykietkę konsumenta (nawet tego świadomego)? Czy to rzeczywiście jest świadomość, kiedy nie ma się władzy nad swoimi wyborami i decyzjami, i postępuje się tak jak karze system, bo system wyznaczył mi styl życia konsumpcjonizm i rolę konsumenta? Czy może jednak jest się kimś więcej? A skoro mowa o prostych rozwiązaniach, to wystarczy ze swojej osobowości i tożsamości odkleić etykietki w stylu szczur, konsument, konsumpcjonizm. To przecież takie proste... jak sądzę.
coś jest na rzeczy bo mój partner jak jest wkurzony na mnie to nazywa mnie komunistką z racji tego, że segreguje śmieci i oddaje resztki jedzenia dla psa biednego sąsiada, a ja się nie utożsamiam z żadną ideologią tylko wkurza mnie plastik i nie lubię marnotrastwa, chociaż gdybym żyła w XIX w pewnie byłabym komunistką bo nie mogłabym znieść cierpienia wyzyskiwanych robotników
OdpowiedzUsuń