Sekret pierwszy - zaangażowanie

Rozwinięcie wpisu nt. książki "7 sekretów efektywnych ojców", sekret pierwszy - zaangażowanie.

Przyznawaj się do swoich dzieci.
Jesteśmy ojcami i im szybciej sobie uświadomimy nasz ojcostwo i powołanie, jakie z niego wynika, tym łatwiej będzie nam się zaangażować. Tak, aby dzieci wiedziały, że TATA jest, można na niego liczyć, pomoże, pokaże, nauczy.
Kiedy się "przyznajemy" do swoich dzieci mówiąc im "jesteście moimi" - dajemy im punkt odniesienia, budujemy strefę poczucia bezpieczeństwa.
To przyznanie będzie polegało na świadomym byciu dostępnym tak, aby miejsca ojca nie zajęło to, co we współczesnym świecie nas otacza:
  • telewizor w roli ojca
  • szkoła jako ojciec
  • państwo jako ojciec
Ojcowskie zaangażowanie
Praktyczne działanie, nie ma miejsca na bierność, obojętność. Ken pisze o efektywnych ojcach, którzy m.in.:
  • realizują ojcowskie zobowiązanie w sposób bardziej dynamiczny, wręcz wojowniczy
  • na bieżąco monitorują swoje oddanie i zaangażowanie
  • profesjonalizują swoje ojcostwo,
  • czerpią pewność siebie z samej godności ojcowskiego powołania
Na koniec inna definicja zaangażowanego ojcostwa:
Czy regularnie poświęcasz swój czas, energię, siły i inne środki dzieciom?
Czas jest chyba najważniejszym miernikiem ojcowskiego oddania i zaangażowania. Deficytowy towar, nie do kupienia. Sami musimy ustalić nasze priorytety.

Zachęcam do komentowania. Postawię pytanie:
Jakie wg Was są sposoby na wzmacnianie ojcowskiego oddania i zaangażowania?

W książce rozdział kończy się podaniem kilku praktycznych wskazówek. Spróbujmy dopisać samemu :-).

 

Marnowanie żywności.

Żyjemy w epoce obfitości, tak myślę. Zewsząd słychać o problemach  gospodarczych, o kryzysie, o spadku poziomu życia jednak ja przynajmniej w mojej okolicy nie widzę jakiejś ekstremalnej biedy... szczególnie dzisiaj w sobotę, w okolicach supermarketu widzę wózki uginające się dosłownie od jedzenia... jakby ludzie kupowali zapasy na cały miesiąc...

Moje dzieciństwo PRL

Powiem Wam że pamiętam bardzo dobrze z dzieciństwa okres PRLu i prawdziwego, beznadziejnego kryzysu, szarość, brak perspektyw, kolejki i polowanie na najbardziej podstawowe produkty codziennego użytku. Pamiętam także rarytasy takie jak gumy Donald, paluszki słone, chrupki ziemniaczane, smażoną soje czy inny słonecznik kupione za pieniądze otrzymane od Dziadków, czy zarobione samodzielnie na zbieraniu makulatury i butelek.

W czasach tzw. komuny nie było czegoś takiego jak marnowanie żywności. Marnowanie żywności było zjawisko takie jak Yeti czy inna Wielka Stopa... owszem słyszało się, owszem Babcia przestrzegała, ale ja nie widziałem i chyba nikt naokoło nie widział czegoś takiego.

Marnowanie żywności

PRL się jednak skończył i żyjemy w XXI wieku. Statystycznie w każdej rodzinie marnuje się około 15% żywności. Jeden aspekt tego jest taki, że kupujemy za dużo i po prostu przejadamy się. Definitywnie nie należy to do zdrowych zwyczajów. Na opisywanie konsekwencji przeżerania się i opisanie zjawiska potrzebny będzie chyba kolejny cały wpis na blogu? Zgadza się? Chyba wszyscy zgodzimy się, aby tego unikać.

Drugi aspekt polega na tym, że nasze wspomniane 15% zakupionej żywności trafia w końcu do kosza na śmieci. Kupujemy za dużo, przygotowujemy za dużo, gospodarujemy statystycznie gorzej niż nasze Mamy i Babcie.

Strata

15 i więcej (jeśli doliczyć przejadanie się) procent zmarnowanej żywności to poza wszelkimi negatywnymi efektami po prostu strata dla naszego budżetu. Jedzenie nie będzie tańsze, z uwagi na zachodzące zmiany społeczno-gospodarcze w tym silne uzależnienie od drożejącej ropy naftowej jedzenie po prostu będzie drożeć. Czy nie warto zmienić nawyków tak, aby już teraz żywności nie marnować?

Jak nie marnować żywności

W tym momencie powoli chciałbym zakończyć wpis i liczę na Wasze pomysły i wnioski w komentarzach. Ja ze swojej strony na blogach zawsze proponowałem:

  • nie chodzić na zakupy jedzeniowe "na głodniaka" - kupujemy wtedy wszystko w nadmiarze
  • jeść częściej, ale mniejsze posiłki, na talerz nakładać sobie mniej, niż myślimy że jesteśmy w stanie zjeść
  • korzystać z zamrażarki - zamrażać posiłki, których przygotowaliśmy za dużo i wykorzystywać je w razie prawdziwej potrzeby
  • pamiętać o czymś takim jak słynna zasada MŻWR, czyli... mniej "jeść"... więcej ruchu

A jakie Wy macie pomysły?

Pozdrawiam,

Remigiusz, autor bloga Oszczędzanie (dawniej Realny Minimalizm)







Dom ze słomy

Ostatnio zostaliśmy zaproszeni do wspólnej inwestycji budowlanej. Chodziło o zbudowanie domu ze… słomy.


Okazuje się, że nie jest to wcale beznadziejny pomysł z bajki o trzech świnkach (mam nadzieję, że pamiętacie). Nie zagłębiałem się bliżej w szczegóły tej technologii, ale ma ona sporo zalet: jest tania i nie wymaga dużego nakładu pracy. Właściwie taki słomiany domek można sobie postawić samemu. I, wbrew pozorom, nie jest wcale tak nietrwały i łatwopalny (co pierwsze przychodzi do głowy).

Myślę, że tego rodzaju pomysły napotykają głównie barierę w naszych kulturowych stereotypach o solidnym, murowanym domu. Najlepiej takim, który pomieści kilka pokoleń i starczy na pokolenia. Ale -jak się tak zastanowić- życie jest dosyć krótkie, człowiekowi wystarczyłyby ściany i dach nad głową, które wytrzymałyby góra 50-60 lat (choć domy ze słomy są znacznie trwalsze). Obecna mobilność młodego pokolenia i zmieniające się szybko okoliczności życia wskazują, że nasze dzieci będą raczej nomadami. Czy zatem wielki murowany, opustoszały dom nie stanie się kulą u nogi (naszej lub potomków)? Może powinien bardziej przypominać coś tymczasowego  i mniej trwałego, bliższego do... namiotu niż betonowej góry?

Henry Thoreau napisał, że jeżeli utrzymuje się, iż cywilizacja oznacza rzeczywisty rozwój warunków bytu człowieka należy wykazać, że stworzyła lepsze domostwa nie podnosząc ich kosztów. Ceną zaś rzeczy jest ilość tego, co nazwałbym życiem, które należy za nią wymienić – natychmiast albo w ostatecznym rozrachunku. Robotnikowi upłynie na ogół połowa życia, zanim zarobi na własny wigwam. Czy człowiek niecywilizowany mądrze by zrobił wymieniając na tych warunkach wigwam na pałac? Współczesny robotnik skorzysta z kredytu bankowego, ale i tak jego spłata zajmie mu połowę życia. Zastanawiam się czasem nad kosztami inwestycji budowlanych. Dlaczego tyle to kosztuje? Dlaczego ceny materiałów budowlanych i robocizny są tak wysokie? Czy nie są one sztucznie wywindowane? Wywindowane przez prawa rynku, ale także nasze wygórowane ambicje posiadania pałacu. Nasi znajomi nie za bardzo lubią swój nowo wybudowany i zdecydowanie za duży dom, ponieważ... architekt nie dał się namówić na zmniejszenie jego rozmiarów do bardziej użytkowych.

Na razie nie budujemy domu ze słomy, mamy trochę inne wyzwania. Ale warto wziąć pod uwagę ten sposób budowania. A pod namiot udamy się w wolniejszym czasie.
Kto by zaś chciał poczytać o domach ze słomy polecam choćby linki poniżej:

http://8domow.pl/dom-ze-slomy-swiety-graal-alexandra/

http://ekocentrycy.pl/faq

http://sk-architekci.pl/strawbale/technologia/opis

http://m.muratordom.pl/budowa/domy-drewniane/dom-z-gliny-i-slomy-ekologiczny-pomysl-na-budowanie,109_9481.html