Przyznawaj się do swoich dzieci.
Jesteśmy ojcami i im szybciej sobie uświadomimy nasz ojcostwo i powołanie, jakie z niego wynika, tym łatwiej będzie nam się zaangażować. Tak, aby dzieci wiedziały, że TATA jest, można na niego liczyć, pomoże, pokaże, nauczy.
Kiedy się "przyznajemy" do swoich dzieci mówiąc im "jesteście moimi" - dajemy im punkt odniesienia, budujemy strefę poczucia bezpieczeństwa.
To przyznanie będzie polegało na świadomym byciu dostępnym tak, aby miejsca ojca nie zajęło to, co we współczesnym świecie nas otacza:
- telewizor w roli ojca
- szkoła jako ojciec
- państwo jako ojciec
Praktyczne działanie, nie ma miejsca na bierność, obojętność. Ken pisze o efektywnych ojcach, którzy m.in.:
- realizują ojcowskie zobowiązanie w sposób bardziej dynamiczny, wręcz wojowniczy
- na bieżąco monitorują swoje oddanie i zaangażowanie
- profesjonalizują swoje ojcostwo,
- czerpią pewność siebie z samej godności ojcowskiego powołania
Czy regularnie poświęcasz swój czas, energię, siły i inne środki dzieciom?
Czas jest chyba najważniejszym miernikiem ojcowskiego oddania i zaangażowania. Deficytowy towar, nie do kupienia. Sami musimy ustalić nasze priorytety.
Zachęcam do komentowania. Postawię pytanie:
Jakie wg Was są sposoby na wzmacnianie ojcowskiego oddania i zaangażowania?
W książce rozdział kończy się podaniem kilku praktycznych wskazówek. Spróbujmy dopisać samemu :-).
Moim zdaniem, tata (nie lubię słowa ojciec) NIE powinien przede wszystkim: krytykować i narzucać własnego zdania, poglądu. Szacunek i aprobata w stosunku do dziecka jest bardzo ważna. Nie chodzi mi o to, żeby sam zmieniał swoje zdanie, ale żeby szanował zdanie dzieci, a w przypadku rozbieżności poglądów zawsze można o tym spokojnie pogadać, dojść do wspólnych wniosków. Dzięki takiemu podejściu, wie, że może liczyć ta "ojca", nie boi się przed nim otworzyć bo wie, że nie zostanie skrytykowane.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Olga
nie czytałem tej książki, a po przeczytaniu tych dwóch wpisów na jej temat, stwierdzam, że dobrze się stało. Zacznę od tego, że w moim odczuciu ojciec czy bycie ojcem to nie jakiś biznes by używać w stosunku do tego sformułowań typu efektywny czy profesjonalny, dodatkowo z opcją monitoringu. Sam jestem ojcem i wolę patrzeć na to jak na budowanie przestrzeni relacji ojciec-dziecko dziecko-ojciec..
OdpowiedzUsuńDla mnie istnieją cztery filary tej przestrzeni wyznaczające jej ramy:
1. uwaga/poświęcanie dziecku uwagi (w ślad za tym idzie i czas i działania)
2. zrozumienie
3.miłość
4. zaufanie
Zbyt często nie rozumiemy własnych dzieci. Wolimy im narzucać jakieś społeczne normy czy wartości nazywając to wychowaniem. Te normy są adekwatne do obecnych czasów, a my wrzucamy własne dzieci w te ramy. Dynamika zmian rzeczywistości przyspiesza. Za 30 lat te normy i wartości będą bez znaczenia, Z dziecka zostanie tylko dorosły wychowany w określonym, przestarzałym systemie wartości, norm i zachowań, borykający się z codziennością z powodu własnego nieprzystosowania.
Ten brak zrozumienia skutkuje jeszcze czymś innym. dzieci w stosunku do rodziców żywią bezwarunkową miłość, to ich naturalny stan. Niestety zbyt często na co dzień rodzicie odpłacają dzieciom za ich miłość poczuciem winy. Ciekawe ile trzeba by zbudować sierocińców, gdyby wprowadzono prawo odbierające prawa rodzicielskie rodzicom za ich brak miłości do dzieci.
Ostatecznie rodzice są sobie sami winni, podważając w ten sposób zaufanie do siebie samych i swoją własną wiarygodność w oczach dziecka. Swoją drogą zaskakujące, że w tych siedmiu punktach nie znalazły się takie rzeczy jak miłość do dziecka tylko do jego matki czy zaufanie do dziecka zamiast bezpieczeństwa. Trochę to taki ojciec, który myśli kategoriami matki i patrzy na swoje ojcostwo przez jej pryzmat.
Dla mnie ta przestrzeń relacji to przede wszystkim budowanie głębokiej więzi. To bardzo osobista i intymna wręcz sprawa. Dlatego nie należy pozwalać komukolwiek by wtrącał się w tę relację. I ostatnia sprawa: ojcostwo to nie obowiązek, zobowiązanie czy powołanie. W dzisiejszych czasach raczej określiłbym to mianem przywileju zaangażowania męskiej siły poprzez jej aktywną obecność w przestrzeni fizycznej, emocjonalnej, mentalnej i duchowej dziecka.
P.S. powyższy komentarz jest wyrazem moich osobistych poglądów w tym temacie i tylko w taki sposób należy go traktować.
Robert - ciekawe spojrzenie. Książka nie daje monopolu na ojcostwo, nie jest wyrocznią. Można z niej skorzystać i przez pryzmat przeczytanych kartek może coś zmienić, zatrzymać się, pomyśleć.
UsuńOsobiście mi pomogła spojrzeć na kilka spraw trochę innym "okiem".
Dzięki za komentarz - to pokazuje jak wiele mamy do napisania w tych kwestiach.
Pozdrawiam
myślę, że nic i nikt nie daje monopolu. Owszem można wnioskować, że sporo jeszcze jest do odkrycia czy napisania, ale... osobiście już mam tę świadomość, że to co wiem w tej kwestii obecnie, za miesiąc czy rok może okazać się bezużyteczne. Moja wiedza, sposób myślenia, postrzegania, zachowania, reagowania postępowania, po prostu mogą okazać się niewystarczające lub zupełnie nieadekwatne do nowych sytuacji. Nie rodzimy się jako rodzice, rodzicami stajemy się lub nie.
UsuńJakakolwiek forma życia by mogła powstać, przetrwać i rozwijać się potrzebuje dwóch rodzajów sił: siły, która ją chroni i siły, która ją wspiera. Dobrze jeśli te dwie siły są wzajemnie ze sobą zsynchronizowane.
W przypadku człowieka, siła, która zapewnia bezpieczeństwo to siła kobiety. Siła, która wspiera, to siła mężczyzny. Te siły mogą się zsynchronizować, lub co jest o wiele częstszym przypadkiem polaryzują się. Przejawem bezpieczeństwa jest troska, przejawem wsparcia aktywne zaangażowanie. Prosty przykład: on już nie tak często mówi jej komplementy, nie zauważył, ze zmieniła kolor włosów, nie bardzo ma ochotę angażować się w prace domowe. To jego feedback, na jej siłę. Jego zaangażowanie czyli aktywna obecność ulega zmniejszeniu, staje się pasywna lub bierna w tej przestrzeni, albo zostaje przesunięta gdzie indziej. Ona owszem zatroszczyła się, urządziła mieszkanie wedle własnego gustu i własnych potrzeb, myśląc przy okazji że to także jego potrzeby, rozmawia o tym co dla niej istotne i ważne, nie słucha już z taką uwagą jego, a jego potrzeby zeszły na plan dalszy.
W takiej konfiguracji sił pojawia się nowe życie czyli dziecko. Ta konfiguracja sił ma bezpośredni wpływ na jego rozwój. I teraz bodaj najciekawsza i najbardziej interesująca rzecz. Wielu mężczyzn podkreśla potrzebę dbania o bezpieczeństwo - typowy schemat mentalny, który powstaje w sytuacji, kiedy dziecko wychowuje się w spolaryzowanym układzie sił, gdzie dominuje matka, a ojciec przejawia bierną lub pasywną aktywność bądź w ogóle jest nieobecny (praca, wyjazd za granicę, rozwód).W jakimś sensie odpowiada to sytuacji zmiany ról i społecznych przewartościowań, dokonujących się od ponad wieku za sprawą feminizmu.
I druga w moim odczuciu o wiele ważniejsza kwestia. Jeśli weźmiemy pod uwagę jakiekolwiek wyniki badań z zakresu psychologii czy socjologii, obejmujące rozwój człowieka, okazuje się, że źródłem wszelkich patologii, nieprzystosowań, kompleksów, długotrwałych problemów z poczuciem własnej wartości, osiąganiem własnych celów, zrozumieniem, relacjami interpersonalnymi, zawsze jest rodzina. Tam tkwią korzenie tych rzeczy i zależne są właśnie od tego, do jakiego stopnia te dwie siły są albo zsynchronizowane, albo spolaryzowane.
krótko i praktycznie, 3 pomysły:
OdpowiedzUsuń- czytać dziecku bajki wieczorem, mimo że leci fajny film w TV
- wychodzić z dzieckiem na spacer, mimo że chce się klapnąć na kanapie i wypić piwo
- czasem odpuścić pracę/spotkanie z kumplami/mecz, jeśli potrzeby dziecka są ważniejsze, nie jestesmy niesastąpieni
To ja sobie pozwole wtracic trzy grosze, jako matka, ale i corka. Moje "odkrycie" dotyczace bycia rodzicem wspaniale wedlug mnie oddaje przysiega malzenska. Tzn. dla jasnosci, moja akurat nie byla taka, ale schemat "milosc, wiernosc, uczciwosc, i ze nie opuszcze do smierci" wydaje mi sie jak najbardziej adekwatna do relacji rodzic-dziecko. Dwa pierwsze to jasne-milosc, wiernosc, co do uczciwosci to po prostu, jak nie lubie sie w cos bawic, nie bawie sie, i mowie, jak naprawde jestem zmeczona mowie o tym itd, jak mnie cos denerwuje to tez. Ale slowko chce dodac o tym "nie opuszczaniu". Boli mnie, ze za dzieci uwaza sie tylko male dzieci, i np. w pewnym momencie wazniejsze sa wnuki-male, od dzieci- doroslych. Rozwod dziecka boli, bo wnukow szkoda, ale dramat doroslego dziecka jakos tak w cieniu. Wtracanie sie w zycie doroslych dzieci albo totalna obojetnosc, masz problemy, sama go wybralas (meza) to masz itd. Rodzicami jestesmy na zawsze. Mnie ta perspektywa wydaje sie wspaniala. Ale dzieci moje na razie male... :-) Pozdrawiam Ojcow i Matki.
OdpowiedzUsuńAcha, mam na imie Anna :-)
OdpowiedzUsuńaha, a z mojej strony jeszcze jedno - jako współautor tego bloga bardzo dziękuję za ten wpis Kolegi - okazał się dla mnie cenniejszy niż się mogłoby wydawać
OdpowiedzUsuń