Świetny tekst Andrzeja Szahaja w Rzeczpospolitej Nieuchronność klęski klimatycznej (całość tutaj). Koncentrujmy się na globalnym ociepleniu i zmianach klimatu, a tak naprawdę nie analizujemy ich prawdziwych przyczyn, którymi są konsumpcjonizm i stojący za nim kapitalizm. Rację ma autor, gdy wskazuje, że następny szczyt klimatyczny powinien być szczytem na temat współczesnego kapitalizmu, to on bowiem jest problemem.
Aby kapitalizm mógł istnieć, musi produkować wciąż nowe potrzeby. To z kolei wymaga przekonania ludzi do tego, aby nigdy nie zadowalali się tym co mają. Produkowania w nich poczucia permanentnej frustracji. Narzędziem jest reklama. Wytwarza ona w nas ciągły niepokój co do stanu naszego posiadania. Wciąż wyżej i wyżej stawia nam poprzeczkę. Za jej sprawą dokonuje się także coś, co określa się mianem instytucjonalizacji zawiści/zazdrości. Wciąż porównujemy się z innymi i zauważamy, że zawsze znajdzie się ktoś, kto ma więcej. A przekaz reklamowy podsyca w nas zawiść, mówiąc nam: ciebie też na to stać.I tak wpadamy w pułapkę ciągłej pogoni za spełnianiem naszych pragnień konsumpcyjnych. Pogoni, która nigdy się nie kończy, ponieważ jest pogonią za mirażem, za granicą, która wciąż się przesuwa wraz z kimś, kto się do niej zbliża. Stan tej wiecznej pogoni nie przynosi nam szczęścia. Męczy i frustruje. Ale jest zbawienny dla systemu.
Autor tekstu chyba czyta ten blog, w którym od początku nawołujemy do tego samego:
Gdyby nasze poczucie sukcesu wiązało się z innymi kryteriami niż te dziś dominujące. Obecnie jest ono związane z sukcesem materialnym objawiającym się wielkością domów, w których mieszkamy, samochodów, którymi jeździmy, i ilością miejsc, które odwiedzamy. Generalnie – z ilością rzeczy i wrażeń, które konsumujemy. Receptą jest powrót do prostego życia: umiejętności czerpania satysfakcji przede wszystkim z relacji z innymi ludźmi, a nie relacji z rzeczami, odbudowa relacji z Bogiem, kultywowanie alternatywnych wobec rynkowych wzorów sukcesu i szczęścia.
Z kryzysem ekologicznym poradzimy sobie bowiem dopiero wtedy, gdy relacje człowiek–człowiek staną się ponownie ważniejsze niż relacje człowiek–rzeczy. Gdy wspólnie oglądane zachody słońca, długie rozmowy przy kieliszku wina i wymiana uśmiechów na dzień dobry staną się ważniejsze niż pożądanie nowego SUV-a czy tęsknoty za zamianą mieszkania na większe. Gdy poczucie radości, jakie daje bycie członkiem wspólnoty, która obdarza nas szacunkiem i uznaniem, stanie się ponownie ważniejsze niż dążenie do indywidualnego sukcesu materialnego w szaleńczej rywalizacji z innymi.
Zamiast kolejnego szczytu i decyzji polityków, które często są mydleniem oczu, warto zacząć od tego, co leży w zasięgu naszych możliwości: naszych pragnień i tego, w jakim kierunku będziemy je realizować. O tym jak odejść od komercyjnego szczęścia piszemy niezmiennie na Drodze do prostego życia. Okres przygotowań do Świąt to dobry moment na zweryfikowanie naszych priorytetów.