Wakacje minimalisty, czyli czy urlop trzeba "spędzać"?

Dzisiaj przypada koniec roku szkolnego. Może niektórych to osobiście nie dotyczy, ale i tak w zbiorowej świadomości nastaje czas wakacji. Pora więc krótko zastanowić się nad tym, dość specyficznym, okresem, kiedy zamykamy swoje domy i udajemy się na "wypoczynek". 

Sama koncepcja zorganizowanego wypoczynku, z dala od własnego domostwa, pojawiła się dość późno i związana jest z epoką rewolucji przemysłowej. Kilkanaście dni wolnego ma nam wynagrodzić niewolnictwo na etacie w pozostałe dni w roku. Zamiast oddychać pełną piersią odzyskaną swobodą, z niewiadomych przyczyn często poddajemy się turystycznym torturom. 

Zagadnienie to ujął -jak zwykle trafnie- Henry Thoreau: "Ze zrozpaczonego miasta, człowiek udaje się na zrozpaczoną wieś i pociesza się dzielnością norek i piżmoszczurów. Nawet w tym, co zwie się zabawami i rozrywkami ludzkości, kryje się stereotypowa, lecz nieświadoma rozpacz. Nie ma w nich elementu zabawy, albowiem rozrywką zajmują się ludzie po pracy. " Co nam zatem zostało? Przede wszystkim nie ulegajmy trendom i modzie, które narzucają określony sposób spędzania wakacji tudzież urlopu. Zastanówmy się dobrze nad sposobem spożytkowania tego krótkiego, a jakże cennego, czasu. 

Poniżej kilka -mniej lub bardziej pomocnych- wskazówek: 

1. Nie wyjeżdżaj.
Zastanów się nad urlopem na miejscu. Brzmi niedorzecznie? Sam pamiętam, jak wziąłem urlop, były to wprawdzie ferie zimowe, i spędziliśmy go w domu, z dziećmi. Był to doskonały wypoczynek. Może mieszkasz w ciekawym krajoznawczo i turystycznie miejscu? Po co zwiedzać te obce, kiedy nie dość dobrze poznało się swoje własne miasto i jego okolice? Alternatywa została trafnie przedstawiona przez Alexandra von Schonburga w książce Piękne życie bez pieniędzy: "Dwa tygodnie opychania się łykowatymi żeberkami w hotelu w Alicante czy raczej urlop w rodzinnym mieście z długimi spacerami po parku i wypadami nad pobliskie jezioro?". Oczywiście decyzja należy do odważnych. Niewyjeżdżanie na kosztowne wczasy graniczy z towarzyskim samobójstwem. Rozejrzyj się po okolicy, co można zobaczyć, zwiedzić? Może zorganizujesz spływ kajakowy, pieszą wycieczkę, po której zmęczony wrócisz nie do hotelu lub kwatery, lecz... w zacisze własnego domu? Może zamiast wyjeżdżać, tracąc połowę czasu na dojazdy i aprowizację, wykorzystać urlop na refleksję, przemyślenie ważnych spraw, ustalenie życiowych priorytetów? 

2. Żyj tak, abyś nie musiał uciekać na urlop.

Jak pisałem, gloryfikacja urlopu wypoczynkowego to pokłosie bezwzględnego i siermiężnego systemu pracy na etacie. Wpadamy ze skrajności (pracoholizm, często na własne życzenie) w skrajność (katowanie się zaplanowanym do bólu zwiedzaniem lub bezczynnością w kilkugwiazdkowym getcie dla bogatych). Codzienne, zwykłe życie w dobrowolnej prostocie, we własnym rytmie, w kontakcie z osobami bliskimi i przyrodą, w wolności od masowej kultury, medialnego szumu, bez pogodni za dobrami materialnymi, powoduje, że odzyskujemy utraconą przestrzeń nazywaną DOMEM, w której jest miejsce na wspólne radości i odpoczynek. Mniej zabiegani w codzienności, tracimy motywację do uciekania z miejsc, w których żyjemy. Jeśli tylko przywrócimy tej codzienności ludzki, naturalny wymiar okaże się, że wcale nie mamy ochoty (i nie musimy) jechać na drugi koniec świata, aby wreszcie sobie "odpocząć".


3. Odśwież rodzinne kontakty. 
Kiedyś czymś naturalnym były dłuższe, kilkudniowe odwiedziny u bliskiej lub dalszej rodziny, połączone z wakacyjnym odpoczynkiem. Osobiście jesteśmy szczęściarzami, gdyż rodziców mamy nad Bałtykiem. Ale być może macie kuzynów, wujków i ciocie, którzy chętnie was ugoszczą?

4. Uprawiaj "retroturystykę".
Niektóre formy wakacyjnego odpoczynku odeszły do lamusa. Czemu do nich nie wrócić? Biwaki pod namiotem, rajdy piesze lub rowerowe, spanie w schroniskach PTSM (ostatnio testowałem całą rodziną i było świetnie: pusto, ceny za nocleg dwa razy niższe niż prywatne kwatery).

5. Teraz Polska!
Mieszkamy w przepięknym kraju, w którym tak wiele jest do zobaczenia, zarówno jeśli chodzi o historię, jak i przyrodę. Przyjeżdżają do nas z Europy, czemu nie mielibyśmy spędzić wakacji w kraju? Jeśli o mnie chodzi, ciągle mam niedosyt podróżowania po Polsce. Poza tym nie płacisz w EURO.

6. Wypróbuj alternatywne formy podróżowania i noclegów.
Kiedyś w modzie był autostop. Teraz możecie spróbować tzw. carpoolingu, a więc podróżowania polegającego na udostępnianiu wolnego miejsca we własnym samochodzie lub korzystania z wolnego miejsca w samochodzie kogoś innego. Można też skorzystać z taniego noclegu oferowanego w systemie couchsurfing. Strona CouchSurfing, założona w 2002 przez Amerykanina Caseya Fentona, dzięki której można zaoferować darmowe zakwaterowanie lub znaleźć osoby oferujące nocleg we własnym domu czy mieszkaniu w wielu zakątkach świata, liczy 2 miliony użytkowników z 238 krajów, a sama organizacja działa non-profit.
A może masz znajomego, który mieszka np. po drugiej stronie miasta, i wymienicie się mieszkaniami? To może być ciekawe, a przy tym nie wymaga wielkiego podróżowania. Z kolei wyjeżdżając możesz zaprosić do siebie kogoś z rodziny lub ze znajomych, może ma ochotę pomieszkać u ciebie, podlewać ci kwiaty, a przy okazji spędzić kilka dni wolnego w ciekawej okolicy?

7. Wypróbuj minimalizm!
Wakacje i urlop to doskonała okazja do sprawdzenia, czy odpowiada ci minimalistyczne podejście do życia. Spróbuj zapakować swoje rzeczy do małego plecaka, ogranicz stan wakacyjnego posiadania do kilkunastu niezbędnych przedmiotów, aby walizki i torby nie były kulą u twojej nogi. Zobacz, jak niewiele wystarczy do życia. Może po powrocie skłoni cię to do zrobienia remanentu w mieszkaniu?

8. Nie kupuj pamiątek.
Ogranicz zbieractwo do minimum. Kolekcjonuj piękne wspomnienia, zamiast -często wątpliwej jakości- gadżetów. Rób mało zdjęć. Te kilka, które zrobisz, będą najlepszą pamiątką, która uruchomi pamięć. Resztę wspomnień przechowuj w swojej głowie. Nie pozwól, aby przeżywanie chwili zostało zastąpione polowaniem na świetne ujęcie.

9. Podróżuj z głową.
Jak pisałem w poście Rodzice na wolnych obrotach: unikaj miejsc, w których roi się od rozrywek, które „rozrywają” głównie portfel i przyprawiają nas o ból głowy. Często po takim wakacyjnym odpoczynku potrzebujemy… odpocząć. Przykład: wyjeżdżamy nad Bałtyk. Można wpaść w oko turystycznego cyklonu z dziecięcą mantrą „wata-cukrowa-hotdog-lody-hamburger-wata-cukrowa…” Zewsząd atakują nas „atrakcje” w postaci plastikowej, tandetnej rozrywki, po którą ustawiamy się w kolejce, aby zabić czas „dobrą zabawą”. Można też znaleźć miejsca odosobnione, z pustą plażą, sklepem oddalonym o 15 minut, gdzie główną atrakcją jest -choć trudno w to uwierzyć- po prostu morze, piasek i wspólna zabawa. Lepiej wybrać szlaki mało uczęszczane, bogate w ciekawe historie, a nie w punkty gastronomiczne. Warto mieć ze sobą własny prowiant: kanapki, owoce, zawekowaną zupę, kuchenkę gazową i wodę w dużym baniaku. A zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczyć na przewodnika.

10. Liczy się atmosfera.
Dużo ważniejszą rzeczą od zobaczenia ciekawych miejsc jest, moim zdaniem, zadbanie o dobrą, wakacyjną atmosferę. Radość, luz, wolność. Trzeba być gotowym na to, że plany są po to, aby je zmieniać. To nic, że nie zaliczyliśym kilku punktów w grafiku zwiedzania. Ważny jest dystans do samego siebie, poczucie humoru, także w obliczu niepowodzeń.

Jak mówił Kotarbiński: Nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiedni ubiór. Zatem, niezależnie od warunków pogodowych, życzę wszystkim (i sobie) udanych wakacji i urlopów.


A jak wy spędzicie wakacje?

W okowach złudnych zabezpieczeń

Współczesny człowiek coraz częściej musi samotnie borykać się ze swoimi problemami. Pozbawiony został korzeni, jakie dawała mu wielopokoleniowa (i zwykle liczna) rodzina, tworząca w dorosłym życiu sieć wzajemnych powiązań i zależności. W dobie skrajnego indywidualizmu, rywalizacji i pośpiechu zanika wspólny kod kulturowy, odruchy ludzkiej solidarności i dobrosąsiedzkie relacje. Miejsce obywatelskiej aktywności zastępuje udział w "społeczeństwie spektaklu" za pośrednictwem telewizyjnego ekranu. Posiadamy dużo znajomych na Facebooku, lecz mało przyjaciół "w realu", którzy w razie potrzeby pomogą zmierzyć się z codziennymi wyzwaniami. Po całym dniu pracy chowamy się do mieszkań i domów strzeżonych wysokimi murami i chłodnym okiem kamer. 

Gromadzenie dóbr.
W tej sytuacji człowiek, szukając zabezpieczeń przed trawiącym go lękiem o przyszłość, zwraca się w kierunku gromadzenia pieniędzy i rzeczy materialnych. Kieruje się przy tym złudnym przeświadczeniem, że majątek i bogactwo stanowią źródło bezpieczeństwa. Złudnym, gdyż w określonych warunkach pieniądze, których wartość jest tylko społeczną konwencją, przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. W sytuacji prawdziwych wstrząsów, rewolucji, wojen, plag i kataklizmów pieniądze stają się bezwartościowymi świstkami papieru.

Oszczędność o smaku pomarańczy


Świnka skarbonka jest pusta? Pora ponownie postawić na piedestale cnotę oszczędności!
W skali makro wiele mówi się ostatnio o konieczności zaciskania pasa, choć niektórym gospodarkom brakuje już dziurek. Nie lepiej jest z perspektywy naszego osobistego portfela. Coś najwyraźniej poszło nie tak.
Myślę, że genezy obecnego problemu należy szukać w mentalnej przemianie, która przypada mniej więcej na 2 połowę XX w., gdy uwierzono, w skali narodów i poszczególnych gospodarstw domowych, że droga do dobrobytu i bogactwa może prowadzić przez finansowe skróty. Kultura pracowitości i oszczędności została wyparta przez obyczaj natychmiastowego zaspakajania każdej zachcianki i megakonsumpcji finansowanej kredytem. Uwierzyliśmy, bo chcieliśmy uwierzyć, że -parafrazując pewną reklamę- "jesteśmy tego warci". Na uwagę jednego z moich znajomych, że wszyscy jego koledzy mieszkają już w domach, a on ciągle w bloku, stwierdziłem, że nie uwzględnił kosztów w postaci horendalnych kredytów, przepracowania i zawału serca. W zasadzie dostatnie życie na kredyt stało się należnym nam, obywatelom Zachodu, przywilejem.

Jak osiągnąć prostotę

Zastanawiałem się, jak zwięźle przedstawić komuś, kto nie słyszał o ruchu dobrowolnej prostoty (voluntary simplicity), najważniejsze -moim zdaniem- kroki, bez podjęcia których trudno byłoby osiągnąć prostotę życia. Wprawdzie Henry Thoreau dał na to krótką odpowiedź:  "Należy upraszczać, upraszczać!", ja jednak spróbuję nieco rozwinąć temat:

1. Nie szukaj szczęścia w gromadzeniu pieniędzy i materialnych przedmiotów. 
Bądź bogaty, ale w dobre relacje - z  żoną, dziećmi, bliskimi ci osobami, a także z Bogiem i z samym sobą. Zamiast wyjazdu do centrum handlowego wybierzcie się rodziną na wycieczkę do lasu albo zróbcie sobie piknik. Zamiast oglądania telewizji, zagrajcie w grę. Zaplanuj jeden wieczór w tygodniu na wyjście we dwoje. Napisz list do przyjaciela. Znajdź pół godziny na zapisywanie własnych przemyśleń (może na temat prostoty?). Codziennie znajduj czas na rozmowę, modlitwę i refleksję.

Pieniądze albo życie - Krok 5. Jak uczynić energię życiową widzialną



Pora na kolejny post na temat drogi do niezależności finansowej proponowanej przez książkę Your Money or Your Life. Krok 5 dotyczy graficznego przedstawienia rezultatów działań podjętych w poprzednich krokach, dzięki czemu otrzymujemy przejrzysty i prosty obraz naszej bieżącej sytuacji finansowej i jej perspektyw. Pośrednio uzyskujemy także wgląd w ukryty za liczbami nasz stosunek do pieniędzy (a więc naszej energii życiowej).
Przypomnę, że poprzedni post poświęcony YMYL Pieniądze albo życie - Krok 4. Trzy pytania, które zmienią twoje nawyki finansowe dotyczył analizy miesięcznych wydatków pod kątem uzyskanego dzięki nim poziomu zadowolenia, a także ich zgodności z naszymi najgłębszymi wartościami i celami. Jak już mówiłem, droga do niezależności finansowej nie sprowadza się do tworzenia budżetowego gorsetu, lecz polega na zmianie stylu życia dzięki dostosowaniu wydatków do naszych najgłębszych wartości. W tym celu potrzebujemy informacji zwrotnej. Krok 5 daje nam narzędzie, dzięki któremu śledzimy poczynione w tym kierunku postępy w perspektywie poszczególnych miesiący i lat.

100 rzeczy do szczęścia?

Dzisiaj na stronach Onetu opublikowano artykuł na temat minimalizmu odwołujący się m.in. do mojego postu Sztuka prostoty - między skrajnościami. Zainteresowanych lekturą odsyłam tutaj. Zapraszam!



Najlepsza inwestycja i jej potencjalne koszty

Jak donosiła ostatnio prasa, eksperci Centrum im. Adama Smitha policzyli szacunkowe koszty wychowania dzieci. I tak na utrzymanie i wychowanie dziecka do 20 roku życia trzeba wysupłać 176 tys. zł. Posiadanie dwojga dzieci to koszt 317 tys. zł, trojga - 422 tys. zł, czworga - 528 tys. zł. Dodatkowo wykształcenie dzieci w wieku 20-25 lat (jak rozumiem przy założeniu płatnych studiów i oporu latorośli przed podjęciem jakiegokolwiek zatrudnienia) to kolejne 55 tys. zł na każde dziecko. 

Pewnie dla rządzących warto robić takie raporty, potencjalnych rodziców przestrzegam jednak przed wpadaniem w panikę. Po pierwsze z pewnością koszty utrzymania dzieci kształtują się bardzo różnie w zależności od poziomu zamożności danej rodziny i mogą znacznie odbiegać (zwłaszcza w przypadku wyboru życia w dobrowolnej prostocie) od podanych wyliczeń. Poza tym należy mieć świadomość magii wielkich liczb. Jeżeli na chleb wydamy przez 25 lat około 24-27 tys. zł nie znaczy to, że powinniśmy wykluczyć go z diety. Opierając się na podanych wyliczeniach, po krótkim dzieleniu otrzymujemy dzienne wydatki na jedno dziecko - 24 zł, a na dwójkę dzieci - 43 zł. Nie jest tak źle.
 
Moim zdaniem wpływ potencjalnych kosztów wychowania dzieci na decyzję o ich posiadaniu jest w rzeczywistości niewielki. Weźmy pod uwagę okres PRL-u, kiedy mimo ciężkiej sytuacji finansowej dominowały rodziny wielodzietne. Brak dzieci to nie efekt kalkulacji kosztów, lecz wpływ hedonistycznego podejścia do życia, lansowanego przez media, marketing i reklamę. Ograniczające swobodę rodzicielstwo odkładane jest na ostatnią chwilę.

Często słyszy się, że na dzieci musi nas stać. Ciekawe, że tego rodzaju cierpliwości nie spotykamy w przypadku nabywania dóbr materialnych (jeśli już porównywać je z dziećmi). W społeczeństwie konsumpcyjnym obowiązującą mantrą jest „mieć to natychmiast”. Nie czekamy, aż będzie nas stać, tylko kupujemy, zaciągając kredyty, których łączne koszty z odsetkami znacznie przewyższają koszty utrzymania dzieci. (Swoją drogą ciekawe, czy możliwe byłoby zaciągnięcie kredytu na dzieci). Za takim oczekiwaniem na sytuację, gdy będzie nas stać na posiadanie dzieci, kryje się często wybór wygodnego stylu życia. Z tego względu wątpię, czy ewentualne ulgi i dofinansowanie dla rodzin wpłyną na wzrost dzietności i zatrzymają ujemny przyrost naturalny.

Dlatego kto jest niezdecydowany, kto liczy z kalkulatorem, czy już nadszedł czas, zapewniam: będzie was stać na jedno, dwoje, troje i czworo dzieci. Może nie kupicie tego i owego (kina domowego, nowego samochodu, domu), nie pojedziecie na drogie wczasy... Zawsze będzie nas stać na dzieci, jeśli mamy wizję życia w rodzinie. A na jesieni życia, biorąc pod uwagę kondycję państwa, może się okazać, że podjęta decyzja, pomimo określonych kosztów, była najlepszą "inwestycją" w waszą i ich -dzieci- przyszłość.
Raport Centrum im. Adama Smitha na temat kosztów wychowania dzieci w Polsce 2012 dostępny jest tutaj

Rodzice na wolnych obrotach

Jakiś czas temu zainspirował nas, jako rodziców, krótki manifest zamieszczony na stronie The Idler prowadzonej przez Toma Hodgkinsona, autora książki Jak być leniwym (o której pisałem tutaj).

Słowo "idle" przetłumaczone na język polski może mieć negatywny wydźwięk, znaczy bowiem tyle co "leniwy, bezczynny, próżniaczy". Ale oznacza także "bycie nieaktywnym, spędzanie czasu bez robienia czegoś konkretnego".

Czynności związane z pracą zawodową zajmują w życiu współczesnego człowieka tak dużą ilość czasu, że mało zostaje go dla rodziny i korzystania ze zdobyczy cywilizacji.  The Idler prowadzi kampanię przeciwko etyce pracy ukształtowanej w dobie rewolucji przemysłowej, propagując osobistą wolność, autonomię i odpowiedzialność.

"The idle parent" to styl rodzicielstwa, który pomaga rodzicom zwolnić, rozluźnić się, cieszyć się czasem spędzanym z dziećmi, zachować zdrową równowagę pomiędzy pracą i domem, wychowaniem i zabawą.

Poniżej wybrane punkty „manifestu” w moim tłumaczeniu, opatrzone krótkim komentarzem. Wiele z nich dotyka nie tylko kwestii właściwego podejścia do dzieci, ale również bezpośrednio przekłada się na grubość naszego portfela.


Odrzucamy przekonanie, że rodzicielstwo wymaga ciężkiej pracy


Stereotyp, że rodzicielstwo to harówka, pokutuje w dzisiejszym społeczeństwie, w którym na dzieci decydujemy się dość rzadko, późno i w małej ilości. To często kwestia naszego nastawienia i mentalnego treningu. Nie chodzi o napinanie rodzicielskich muskułów, bo szybko dostaniemy zakwasów. Będziesz wykończony spędzając czas z dzieckiem, o ile osobiście nie zaangażujesz się w zabawę. Nie oznacza to braku naturalnego zmęczenia. Chcę jedynie podkreślić, że bycie rodzicem to bieg długodystansowca - lepiej rozluźnić się, biec spokojnie, we własnym tempie i rytmie, niż spinać się pod wpływem narzuconych "rodzic powinien ..."

W książce Cud uważności. Zen w sztuce codziennego życia Thich Nhat Hanh cytuje słowa pewnego ojca dwojga dzieci: „W przeszłości zwykłem patrzeć na czas, jak gdyby był podzielony na części. Jedna część była zarezerwowane dla Joeya, inna - dla Sue, jeszcze inna – na różne prace domowe. Dopiero pozostały czas traktowałem jako swój - mogłem czytać, pisać, zajmować się pracą badawczą, pójść na spacer. Teraz staram się już nie dzielić czasu na części. Uważam czas Joeya i Sue za swój czas. Kiedy pomagam Joeyowi w lekcjach, szukam sposobów, by traktować jego czas jako swój. Gdy wspólnie z nim rozwiązuję zadania, dzielę z nim chwilę i staram się wzbudzić w sobie zainteresowanie tym, co w danym momencie robimy. Czas poświęcony synowi staje się moim czasem. To samo dzieje się w stosunku do Sue. Muszę powiedzieć, że teraz mam nieograniczoną ilość czasu dla siebie!"


Odrzucamy nieokiełznany konsumpcjonizm, który atakuje dzieci od momentu narodzin


Dzieciństwo bez najnowszych zabawek, stosu lalek, samochodów, petshopów, itp. gadżetów nie oznacza bynajmniej dzieciństwa zmarnowanego. Nie zabierajmy dzieci do centrów handlowych, marketów, z zasady nie kupujmy drogich zabawek. Dziecko do zabawy wykorzystuje przede wszystkim wyobraźnię, wystarczy mu to co ma pod ręką, patyki, kartka papieru, sznurek, stare materiały, karton, kartki, kredki i farby. Najważniejsze: wyłączmy, lepiej - wyrzućmy!, telewizor. Dzieci nie mają żadnej bariery ochronnej przed światem reklamy (a my ją mamy?), nie pakujmy do ich serca i głowy wszystkich tych śmieci.


Czytamy im poezję i opowiadania bez morałów


Czytaj dzieciom - rano, w południe i wieczorem. Zamiast bajki w telewizji, gry na komputerze. Czytaj we dwoje, czytaj całą rodziną. Tutaj jest miejsce na przesadę. Mniejsza o morały, liczy się dobrze opowiedziana i adekwatna do wieku historia.


Nie tracimy pieniędzy na rodzinne jednodniowe wycieczki i wakacje


Nie mam nic przeciwko wyjazdom. Chodzi o podróżowanie z głową. Niekoniecznie w miejsca, gdzie roi się od rozrywek, które „rozrywają” głównie portfel i przyprawiają nas  o ból głowy. Często po takim wakacyjnym odpoczynku potrzebujemy… odpocząć. Przykład: wyjeżdżamy nad Bałtyk. Można wpaść w oko turystycznego cyklonu z dziecięcą mantrą „wata-cukrowa-hotdog-lody-hamburger-wata-cukrowa…” Zewsząd atakują nas „atrakcje” w postaci plastikowej, tandetnej rozrywki, po którą ustawiamy się w kolejce, aby zabić czas „dobrą zabawą”. Można też znaleźć miejsca odosobnione (których nie zdradzę), z pustą plażą, sklepem oddalonym o 15 minut, gdzie główną atrakcją jest -choć trudno w to uwierzyć- po prostu morze, piasek i wspólna zabawa. Co do jednodniówek unikajmy miejsc zatłoczonych, spędów, zlotów, obchodów, przemarszy, pokazów. Nie wiem jak wy, ale nie umiem odpoczywać w tłumie, a ceny lodów tylko podgrzewają atmosferę. Lepiej wybrać szlaki mało uczęszczane, w dni powszednie, bogate w ciekawe historie, a nie w punkty gastronomiczne. Dodam, że warto mieć ze sobą własny prowiant: kanapki, owoce, zawekowaną zupę, kuchenkę gazową i wodę w dużym baniaku. A zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczyć na ciekawego przewodnika.


Leniwy rodzic to oszczędny rodzic


Oszczędny rodzic to nie skąpiec i sknera. To rodzic gospodarny, który potrafi odróżnić potrzebę od zachcianki, który nie spełnia -niczym bezkrytyczna złota rybka-natychmiast dziecięcych żądań. Im mniej wydatków, tym mniej pracy, aby zarobić na wszystkie te rzeczy, bez których doskonale możemy się –my i nasze dzieci – obejść.


Leniwy rodzic to twórczy rodzic


Każdy przedmiot może być inspiracją do zabawy, w rękach dziecka znajdzie dziesiątki zastosowań. Lornetka z kubków po jogurcie, łódka z kartonu, gra planszowa z kapsli. Mam teorię, że najlepsze są zabawy i zabawki wykonane w ciągu maksimum 15 minut z tego, co akurat my i dzieci mamy pod ręką.


Leżymy w łóżku jak najdłużej


Co prawda nie stosujemy tej zasady, gdyż lubimy poranki, zwłaszcza te napełnione słońcem i śpiewem ptaków, ale przytaczam ją dla tych, którzy szukają wymówki do wylegiwania się. Myślę, że chodzi także o brak pośpiechu, atmosferę spokoju, harmonii, nonszalancji, z jaką można zaczynać dzień.


Bawimy się na polach i w lasach


Nie parki rozrywki, nie sale zabaw, lecz pola i lasy (wiem, że czasami do nich daleko). To najlepsze miejsca do twórczej i nieskrępowanej dziecięcej zabawy. Zarośla, kwiaty, drzewa dobre do wspinania. Bogactwo przyrody, którą można odkrywać i podziwiać razem z dziećmi.


Oboje pracujemy najmniej jak to możliwe, szczególnie gdy dzieci są małe


Często stoimy wobec wyboru pomiędzy własnymi ambicjami, potrzebą uznania, prestiżu, a własną rodziną i dziećmi. Niby wybór powinien być oczywisty. W rzeczywistości jest zazwyczaj odwrotnie. Rezygnacja z kariery to droga pod prąd społecznych oczekiwań i wzorców. Dzieci duża zniosą, ale pozostanie w nich emocjonalna dziura, którą wypełnią inni – koledzy i media. Nie czyńmy krzywdy dzieciom, robiąc karierę zawodową czy naukową. Podeprę się cytatem z przemówienia Barbary Bush zamieszczonym we wstępie Siedmiu nawyków szczęśliwej rodziny Stephena Coveya (warto przeczytać!) : "Pod koniec życia nigdy nie będziecie żałować, że nie zdaliście jeszcze jednego egzaminu, nie wygraliście jeszcze jednej sprawy czy nie podpisaliście jeszcze jednej umowy. Natomiast żal Wam będzie chwil nie spędzonych z mężem (żoną), dzieckiem, przyjacielem czy rodzicami."


Czas jest ważniejszy niż pieniądze


Być albo mieć. Zwykle mniej mieć, to więcej być. Czy nowy telewizor na pół ściany sprawi, że będziemy bliżej siebie, czy też okaże się złodziejem naszego rodzinnego czasu, rozmów o ważnych sprawach, wspólnych lektur. Podobno współcześni rodzice rozmawiają średnio z dziećmi 15 minut dziennie, z czego 12 minut to wydawanie poleceń.


Radosny bałagan jest lepszy niż smutny porządek


Wdrażając dziecko do codziennych obowiązków łatwo przysłowiowo wylać je z kąpielą. Porządek (i inne zasady) jest ważny, ale ważny jest też luz, miejsce na spontaniczną zabawę, twórczy nieład (choć to duże wyzwanie dla pedantów), które budują dobre relacje. Warto z góry ograniczyć liczbę przedmiotów, a także zabezpieczyć się w duże pudła, które pomogą opanować rozgardiasz. Wyprzedzajmy bieg wypadków. Zakładajmy dzieciom ubranie, które mogą ubrudzić, pozwólmy im na kuchenne lub łazienkowe eksperymenty, a może nawet wspólne ugotowanie jakiejś potrawy. Przez pierwsze dziesięć lat (: unikajmy kosztownego wystroju mieszkania, drogiej zastawy. Lepiej z góry założyć spore ubytki w wyposażeniu. Okazanie rodzicielskiego spokoju wobec stłuczonej szklanki lub rozbitego talerza, to dla dziecka balsam dla duszy i najlepsza lekcja na temat właściwego stosunku do rzeczy materialnych.


Bierzemy odpowiedzialność


Mam nadzieję, że kilka powyższych punktów manifestu „leniwych” (w dobrym znaczeniu tego słowa) rodziców pomoże innym zdobyć się na odwagę budowania prostej, oszczędnej, spokojnej i -przede wszystkim- autentycznej kultury rodzinnej.


Rodzicom polecam inne wpisy:

10 powodów, dla których wybieram dobrowolną prostotę:



1. Aby zmniejszyć balast otaczających mnie przedmiotów, rzeczy do zrobienia, spraw do załatwienia.

2. Aby odrzucić konsumpcyjny styl życia lansowany jako szczyt ludzkich (moich?) aspiracji.

3. Aby żyć dla innych celów niż osiągnięcie materialnej stabilizacji i dorobienie się.

4. Aby czerpać radość z relacji z bliskimi i obcowania z naturą.  

5. Aby mieć więcej czasu na to, co rzeczywiście ważne, dobre i piękne. 

6. Aby nie chodzić na kompromisy za cenę marzeń i osobistej wolności.

7. Aby pokazać, że do dobrego życia wystarczy mniej.

8. Aby zostawić po sobie planetę w lepszym stanie niż ją zastałem.

9. Aby odmówić udziału w wyścigu szczurów w świecie, w którym normalny oznacza noszenie kosztownych ubrań, które kupuje się dzięki ciężkiej pracy, przepychanie się przez korki kupionym na raty samochodem, by dojechać do pracy, którą musisz wykonywać, żeby płacić za ubrania, samochód i dom, który zostawiasz pusty na cały dzień, aby zarobić na jego utrzymanie.

10. Aby żyć pełnią życia, to jest w sposób, o którym Henry Thoreau napisał:

"Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawać w życiu wyłącznie
przed najbardziej ważkimi kwestiami, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie życie nauczyć, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałbym prowadzić życia, które nim nie jest, wszak życie to taki skarb; nie chciałem też rezygnować z niczego, chyba że było to absolutnie konieczne. Pragnąłem żyć pełnią życia i wysysać z niego kwintesencję, żyć tak śmiało i po spartańsku, aby wykorzenić wszystko, co nie jest życiem, aby zbierać bogaty plon i dosięgać sedna, aby zapędzić życie w kozi róg i uprościć je do najskromniejszych potrzeb.


Piękne życie bez pieniędzy

Czy bez pieniędzy można być bogatym? Swego czasu znalazłem w bibliotece niewielką książeczkę niemieckiego dziennikarza Alexandra von Schonburga Piękne życie bez pieniędzy, w której przekonuje czytelników, że tłuste lata przeminęły bezpowrotnie, a relatywne zubożenie w połączeniu z odpowiednią postawą może być korzystne. Autor wie, o czym mówi, bowiem opisuje okres, w którym znalazł się na bezrobociu. Czas ten potrafił jednak przekuć w cenne doświadczenie, które całkowicie zmieniło jego podejście do pieniędzy i rzeczy materialnych. Refleksje zawarte w tej pozycji, zwłaszcza w obliczu postępującego kryzysu, nie straciły na swojej aktualności. Poniżej kilka perełek (w tłumaczeniu Macieja Misiorny):

Pieniądze albo życie - Krok 4. Trzy pytania, które zmienią twoje nawyki finansowe.

A oto kolejny post na temat drogi do niezależności finansowej proponowanej przez autorów Your Money or Your Life. Krok 4 dotyczy analizy miesięcznych wydatków pod kątem uzyskanego dzięki nim poziomu zadowolenia, a także ich zgodności z naszymi najgłębszymi wartościami i celami. Przez autorów YMYL krok ten traktowany jest jako serce całego programu.

W poprzednim poście Pieniądze albo życie - Krok 3. Gdzie się podziały te wszystkie pieniądze?  była mowa o tabeli, dzięki której można ustalić, na co wydajemy pieniądze w skali miesiąca. Istotne, by zrozumieć, że zapisywanie wydatków nie jest tworzeniem budżetu, lecz jest aktem odkrywania samego siebie. Nie chodzi o przejście na finansowe odchudzanie w stylu "a teraz tniemy wydatki" (tego rodzaju diety nie działają), lecz o zmianę naszego stylu życia poprzez dostosowanie wydatków do naszych najgłębszych wartości.

Rozdział poświęcony krokowi 4 zaczyna się od próby przypomnienia sobie, o czym marzyliśmy będąc dziećmi. Kim chcieliśmy zostać, gdy dorośniemy? To ćwiczenie może  być bolesne. Może marzenia o podróżowaniu dookoła świata zamieniliśmy na dwutygodniowy urlop najeżony pułapkami na turystów. Aspiracje pisarskie skurczyły się do pisania sprawozdań. Co zawsze chciałeś zrobić, a czego jeszcze nie zrobiłeś? Zdaniem autorów YMYL wędrówka po marzeniach, przeszłych i obecnych, pomaga zrozumieć, co ma dla nas prawdziwie głęboką wartość, co czyni nasze życie wartym zachodu. W omawianym kroku chodzi o ustalenie, czy nasze wydatki pozostają w zgodzie z naszymi wartościami. W tym celu należy zadać sobie trzy pytania w odniesieniu do każdej z kategorii wydatków określonych w tabeli.