Mała przerwa na oddech...

Drodzy Czytelnicy,
przez najbliższy miesiąc nie będę aktywny na blogu. Wyjeżdżam z rodziną na wakacje, bez komputera. Ale nie bez dobrowolnej prostoty - bez niej nie potrafię się obyć.
Dzięki Wam ostatnie 5 miesięcy spędziłem bardzo pracowicie, dzieląc się swoimi przemyśleniami w kolejnych postach. Dziękuję tym, którzy życzliwie zachęcali mnie do pisania, zamieszczali swoje komentarze. Dziękuję także za listy. Dobrze wiedzieć, że wartość prostego, oszczędnego życia jest bliska tak wielu osobom.
A już od września będziecie mogli przeczytać na blogu nowe, mam nadzieję, że ciekawe, wpisy. Już teraz zapraszam!!!

  


Wolny czas, to więcej miejsca na marzenia i snucie planów.  Żegnając się, chciałbym zaproponować Wam proste ćwiczenie polegające na spisaniu wizji dotyczącej przyszłego życia.

Reguła 90%


Perfekcjoniści wyznają niekiedy zasadę, że jeśli nie potrafisz zrobić czegoś na 100%, lepiej nie rób tego wcale. Zmieniając swoje życiowe nawyki często dajemy za wygraną, kierując się podświadomie przekonaniem, że liczy się tylko sukces na poziomie 100%. Nie będę minimalistą, jeżeli nie potrafię żyć z niewielką liczbą przedmiotów. Moje życie nie będzie proste, jeśli nie będę kupował tylko rzeczy używanych. Nie będę oszczędny, jeśli wydając pieniądze na jedzenie nie zmieszczę się w wyznaczonej kwocie. Nie będę zdrowo się odżywiał, jeśli czasami zjem czekoladowy batonik.

Życie z perfekcjonistą nie jest łatwe. Dla mnie na przykład dużym wyzwaniem jest chodzenie z rodziną do restauracji na obiad, chociaż robimy to naprawdę wyjątkowo. Świadomość rachunku, jaki przyniesie kelner (i ile zaoszczędzilibyśmy jedząc w domu), bywa paraliżująca na tyle, że tracę dobry humor. Zdarzyło mi się też wyrzucić o jedną rzecz za wiele, bez uzgodnienia tego z innymi domownikami. 

Innym błędem jest wprowadzanie zbyt wielu zmian naraz, co często niweczy nasze najlepsze nawet starania. Zwłaszcza zmiany w stylu życia, przy całym entuzjazmie do zagadnienia, są trudne do wprowadzenia, bowiem oznaczają zmianę naszych nawyków, a te kształtują się w dłuższym okresie czasu. Próba zmiany wielu rzeczy naraz może napotkać zbyt duży opór ze strony naszego dobrego samopoczucia, nie mówiąc już o naszym najbliższym otoczeniu. Bunt na pokładzie zażegnamy odpowiednio wcześnie, jeśli zmiany będą następować drobnymi kroczkami. Z mojego doświadczenia wynika, że warto pracować nad jedną rzeczą przez 2 tygodnie (jeśli nie dłużej) i następnie dodać kolejną. Dobrze także przekonać do swoich pomysłów osoby najbliższe, aby zapewnić sobie ich wsparcie. Niektóre zmiany, np. przejście na dietę bezmięsną, rezygnacja z telewizora, radykalne oszczędzanie, wymagają rodzinnej narady i wspólnej decyzji (nie pomijałbym także głosu dzieci, zwłaszcza tych starszych).  

Czytając blog Angeli Burton My Year Without Spending natknąłem się na regułę 90%, która głosi, że wielu ludzi robiących różne rzeczy na poziomie 90% daje w efekcie więcej korzyści niż garstka działających na 100% perfekcjonistów. Przez "rzeczy" rozumiem tutaj recycling, ograniczenie konsumpcji, oszczędne życie, kupowanie rzeczy używanych, jedzenie zdrowej, ekologicznej  żywności, suszenie prania na sznurze (zamiast w suszarce), itp. 

Zmiana nawyków życiowych w kierunku prostszej, zrównoważonej i bardziej przyjaznej naszej planecie egzystencji leży w zasięgu naszych możliwości i bez nadmiernego poświęcenia może stać się naszą drugą naturą, a także częścią szerszej kultury. Nie chodzi o powrót do życia bez elektryczności i innych cywilizacyjnych zdobyczy. Chodzi o ukazanie, że nie musimy być bezmyślnymi konsumentami, możemy powtórnie wykorzystywać surowce, żyć w sposób zrównoważony i robić wszystkie te wartościowe i pozytywne rzeczy - krok po kroku.

Przesłanie Angeli Burton, pod którym także się podpisuję, jest takie: Róbmy to, co akurat leży w naszej mocy. Próbujmy na 60, 80 a może i 90%. Jeśli starasz się jeść sezonowo i lokalnie, ale mąż błaga cię o kupienie (przykładowo) jagód w marcu, chyba mu nie odmówisz? Jeśli pada przez 10 dni z rzędu, a ty wysuszysz pranie w suszarce, chyba nie oznacza to, że na zawsze musisz już porzucić suszenie prania na powietrzu? Jeśli nie stać cię na wymianę wszystkich kosmetyków na organiczne, lepiej chyba wymienić je od czasu do czasu lub tylko niektóre, niż porzucać całe to przedsięwzięcie? Żyjecie oszczędnie, ale nie oznacza to, że nie pójdziecie na obiad (bez skrupułów), nie kupicie już czegoś nowego lub nie pojedziecie na wczasy? Odżywiacie się zdrowo, ale przecież można, od czasu do czasu, zjeść białe pieczywo lub nawet parówki? 

Tak więc upraszczajmy życie, oszczędzajmy, kupujmy rzeczy używane, suszmy pranie na powietrzu, uprawiajmy własną żywność, nie używajmy ręczników papierowych, korzystajmy z lokalnej, organicznej żywności, unikajmy chemii i wysoko przetworzonego jedzenia. Róbmy to wszystko na tyle, na ile jest to możliwe - na miarę naszych warunków osobistych, rodzinnych i finansowych. 

Pamiętajmy, że wszyscy od czegoś zaczynaliśmy. Wszyscy robimy to, co potrafimy, szukając u innych wsparcia i inspiracji. Jesteśmy w drodze i -na szczęście- nie jesteśmy na niej sami. 

W poszukiwaniu (straconego?) czasu

Współczesna kultura, w której człowiek żyje w rozdarciu pomiędzy pracą zawodową i tak zwanym czasem wolnym, spowodowała, że często jesteśmy niekonsekwentni: z jednej strony w pogoni za efektywnością wypełniamy po brzegi godziny w kalendarzu, w innych momentach marnujemy je, pozwalając, by przepływały bezczynnie.

Jak korzystamy z własnego, niepowtarzalnego czasu? Czy jesteśmy rozrzutni w gospodarowaniu nim, czy też traktujemy go jako najcenniejsze dobro, którego używamy roztropnie?

Wiele spraw i ludzi domaga się naszej obecności, uwagi, zainteresowania, jednym słowem: naszego czasu, próbując zawładnąć nim kosztem nas samych i naszych bliskich. Od nas zależy, czy na to pozwolimy.

Oto kilka wskazówek, do których nierzadko dochodziłem ucząc się na własnych błędach. Mam nadzieję, że będą pomocne w unikaniu pułapek "straconego czasu":

1. Rozsądnie wybieraj nowe aplikacje i programy komputerowe dostępne w internecie. Mnie samemu nie raz zdarzyło się poświęcić kilka godzin na instalację i zgłębianie obsługi programów, które w praktyce okazywały się zupełnie nieprzydatne. Może warto czasem w dziedzinie software zatrzymać się na tym, co aktualnie całkiem dobrze nam służy?
2. Myślę, że nie warto poświęcać swojego czasu na gry komputerowe, które potrafią (zwłaszcza młodym ludziom) ukraść spory kawałek życia. Czytałem, że rekordziści poświęcają  na grę od kilku do kilkunastu godzin dziennie. 
3. Dzwonią do ciebie z banku lub od teleoperatora z nową ofertą? Nie wahaj się: naciśnij czerwoną słuchawkę, bez tłumaczenia się, że nie masz akurat czasu, bez umawiania się na rozmowę w innym terminie. W wersji soft - krótko i stanowczo daj do zrozumienia, że  nie jesteś zainteresowany. 
4. Z założenia nie biorę udziału w różnego rodzaju ankietach, których wypełnienie ma zająć "tylko kilka minut". 
5. Unikam czytania ulotek i folderów reklamowych. Jeśli już życzliwie biorę je do ręki, wędrują do najbliższego kosza. A te ze skrzynki pocztowej wędrują na makulaturę. 
6. Czytając książki popularyzujące wiedzę na jakiś temat zauważyłem, że ich autorzy mają tendencję do nadmiernego rozwodzenia się nad zagadnieniem, które często można by streścić w krótkim artykule lub wypunktować na 2,3 stronach. Osobiście ujmują mnie książki, które szanują mój czas i zwięźle przedstawiają temat. Myślę, że warto opanować sztukę wybiórczego czytania tego rodzaju obszernych publikacji i wyłapywania istotnych dla siebie faktów. Nie warto czytać ich "od deski do deski".
7. W przypadku beletrystyki dobra lektura to często kwestia gustu. Jeśli czytasz i po kilku stronach fabuła cię nie porwała, daruj sobie i nie czytaj dalej. Ja sam brnąłem wielokrotnie przez książki "dla zasady", nie czerpiąc z tego żadnej satysfakcji. Ostatecznie było to dla mnie stratą czasu.
8. Osobiście wystrzegam się wyjazdów na szkolenia i wyjazdy integracyjne. Moje doświadczenia były takie, że nowych informacji było jak na lekarstwo, wynudziłem się jak mops, czekając na kolejną przerwę na kawę. Dla niektórych taki wyjazd to jedynie okazja do "dobrej zabawy", co też mnie akurat nie interesuje. Wolę ten czas spędzić w domu, z bliskimi, a wiedzę zawodową czerpię z książek i internetu. 
9. Nie czytaj tygodników i miesięczników "branżowych" poświęconych danej dziedzinie np. wychowaniu dzieci, zdrowiu, remontom i wyposażeniu mieszkania. Zwykle po kilkunastu numerach tematy wracają jak bumerang. 
10. Nie oglądaj telewizji. Skakanie po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego doczekało się fachowej nazwy (tzw. zapping).  Wszystkie najświeższe informacje znajdziesz w internecie.
11. Nie czytaj wszystkich przychodzących maili. Rozsądnie zapisuj się na newslettery. Ja mam specjalne (śmieciowe) konto, czasem wymagane przez niektóre witryny internetowe, na które przychodzą "wiadomości" niewarte mojej uwagi. Przeglądam je tylko pobieżnie raz na jakiś czas. 
12. Panuj nad swoją przestrzenią informacyjną - czytaj, oglądaj tylko to, co rzeczywiście jest zgodne z twoimi zainteresowaniami i priorytetami. Nie surfuj po internecie bez celu, z nudów. Znajdź kilka wartościowych witryn dostarczających umiarkowaną porcję wiedzy i informacji. 
13. Rozsądnie wybieraj zaangażowania, nowe obowiązki, zainteresowania, którym przecież trzeba będzie poświęcić dodatkowy, specjalny czas. 
14. Miej zawsze pod ręką ciekawą książkę. Nie będziesz tracił czasu w kolejce na poczcie, w banku, sklepie, przychodni czy w czasie dojazdów z/do pracy. 
15. Rozsądnie podchodź do wyprzedaży i okazji. Może dla kilkunastu złotych nie warto tracić godziny na dojechanie do sklepu.
16. Wahając się przy podejmowaniu decyzji (zwłaszcza tych błahych, np. przy wyborze płatków lub dezodorantu) zamiast mnożyć argumenty za i przeciw - rzuć monetą. Proste i szybkie.
17. Nie spędzaj czasu w centrach handlowych. 
18. Przed wyjściem z domu zastanów się, co chcesz zrobić, kupić. Sprawdź zawczasu rozkład jazdy. Zadzwoń do sklepu, czy mają to, czego potrzebujesz. Wiele rzeczy można zrobić nie wychodząc z domu. 
19. Pozwól rosnąć sprawom, które nie zawsze wymagają naszej aktywności. Odrobina lenistwa i odkładania spraw na potem pozwala wybierać to, co naprawdę ważne, choć niekoniecznie pilne. 
20. Naucz się zawężać pole wyboru - nie wszystko da się (i trzeba) obejrzeć, przeczytać... 

Balansując na drabinie - o priorytetach

"You can't see the forest for the trees" - zobaczenie lasu (szerszej perspektywy) często utrudniają drzewa (nadmierna koncentracja na szczegółach). Zajmowanie się bieżącymi i naglącymi sprawami nierzadko staje się wymówką przed śmielszym wychyleniem w przyszłość, poza czubek własnego nosa utkwiony w terminarzu. Bolączką (ale modną) naszych czasów jest wielozadaniowość (multitasking), a więc robienie kilku rzeczy naraz. Nasze życie rozbiega się w wielu kierunkach. Gdzieś po głowie tłuką się myśli, że o czymś zapomnieliśmy. Jest w nas nieumiarkowanie w rzucaniu się w wir nowych zadań i tematów. Wiele rzeczy zaczynamy, mało doprowadzamy do końca. Jesteśmy pełni sprzecznych dążeń, często gubimy kierunek. Zajmujemy się gaszeniem codziennych pożarów, brakuje nam natomiast jasnej wizji tego, dokąd chcemy dojść. 

Pieniądze albo życie - Krok 6. Szanuj energię życiową - zmniejszanie wydatków

W kolejnym poście dotyczącym drogi do niezależności finansowej według książki Your Money or Your Life omówię sposoby minimalizowania naszych wydatków.
Przypomnę, że poprzedni post Pieniądze albo życie - Krok 5. Jak uczynić energię życiową widzialną dotyczył wykresu dochodów i wydatków, który umożliwia poznanie długofalowych trendów nawyków finansowych. Z pewnością samo stworzenie takiego wykresu działa motywująco i powoduje, że racjonalniej wydajemy swoje pieniądze.  W kroku 6 autorzy YMYL udzielają praktycznych wskazówek, jak zmniejszyć poziom miesięcznych rachunków. Zmiana stylu życia dzięki dostosowaniu wydatków do naszych najgłębszych wartości i zastosowanie często prostych, lecz skutecznych, metod oszczędzania pozwala systematycznie redukować poziom wydatkowania cennej energii życiowej.

Radykalne gospodarstwa domowe


Mamy w słowniku pojęcie "gospodarstwo domowe". Rzeczywiście, kiedyś domy były "gospodarstwami", w których większość rzeczy niezbędnych do życia wytwarzało się samemu. W sklepie kupowało się jedynie podstawowe artykuły. W tej chwili jesteśmy konsumentami, czytaj wtórnymi analfabetami. Nie mamy wiedzy ani doświadczenia, jeśli chodzi o zaspokojenie naszych podstawowych potrzeb. Myślę, że warto przywrócić gospodarstwu domowemu jego pierwotną rolę i znaczenie.

W konsumpcyjnym, "nowoczesnym" społeczeństwie prowadzenie domu zyskało reputację niepełnowartościowego zajęcia. Shannon Hayes, założycielka ruchu Radical Homemakers ("Radykalnych Gospodarzy Domowych"), doszła do wniosku, że znaczący udział w ratowaniu świata odegra właśnie prowadzenie gospodarstwa domowego. Im więcej rozumiała znaczenie małych gospodarstw i ekologicznej, lokalnej żywności, tym bardziej podawała w wątpliwość wartość pracy w biurze od 9 do 5. Porzuciła z mężem rynek pracy, zamieszkując na niewielkiej farmie rodziców i została gospodynią domową, propagując powrót do tradycyjnie pojętych gospodarstw domowych. W artykule dla YES! Magazine Meet the Radical Homemakers streściła doświadczenia innych gospodarstw domowych, które odwiedziła, aby zobaczyć, jak może wyglądać prowadzenie domu, gdy mężczyźni i kobiety dzielą wspólnie kompetencje i obowiązki.

Początki gospodarstw domowych: powołanie dla obydwu płci 
Aż do rewolucji przemysłowej prowadzenie gospodarstwa domowego nie było wyłączną domeną kobiet. Naturalnemu podziałowi pracy między płciami, towarzyszył również równy podział prac domowych. Po rewolucji przemysłowej wszystko się zmieniło. Mężczyźni opuścili gospodarstwo i udali się do pracy za wynagrodzeniem, wykorzystywanym następnie do zakupu towarów i usług, które nie były już zapewnione w domu. Mężczyźni byli pierwszymi osobami, które utraciły domowe umiejętności. Mężczyźni i kobiety przestali działać razem, aby utrzymać gospodarstwo domowe. Stworzyli swoje odrębne sfery - mężczyzna w fabryce, kobieta w domu. Im więcej mężczyzna pracował poza domem, tym bardziej gospodarstwo domowe musiało kupować, aby zaspokoić swoje potrzeby. Wkrótce fabryki były w stanie wytwarzać produkty wypierające także obowiązki gospodyń domowych. Podstawową funkcją kobiety w domu pozostała rola szofera i konsumenta. Gospodarstwo domowe przestało być jednostką produkcji, stając się wyłącznie jednostką konsumpcji. 

Syndrom gospodyni domowej
Wpływ tych przemian na amerykańskie gospodynie domowe był katastrofalny. Niezliczone kobiety cierpiały na depresję, stawiając czoła niekończącym się, bezsensownym zadaniom, jak zakupy i dowożenie dzieci tu i tam. Nie miały możliwości zrealizowania swojego potencjału, poczuć, że naprawdę przyczyniają się do rozwoju społeczeństwa poza dzierżeniem karty kredytowej. Zatem wysłano kobiety do pracy w stadzie. Korporacje podchwyciły szansę na uzyskanie taniej siły roboczej i możliwość oferowania niezliczonej ilości produktów służących wykorzystaniu dodatkowych zarobków. Wkrótce drugi dochód w rodzinie przestał być dodatkową opcją, dla wielu stając się koniecznością.

Poznaj radykalnych gospodarzy domowych
Radykalni gospodarze, których spotkała Shannon Hayes, zdecydowali uczynić rodzinę, lokalną społeczność, sprawiedliwość społeczną i zdrowie naszej planety zasadami rządzącymi ich życiem. Odrzucili wszelkie formy pracy lub wydatków, które nie honorują tych założeń. Przez około 5000 lat nasza kultura była zakładnikiem narzuconej formy organizacji, w której "ten, kto posiada złoto, ustala zasady". Radykalni gospodarze wykorzystują umiejętności życiowe i relacje z innymi jako zamienniki dla "złota", opierając się na założeniu, że ten, kto nie potrzebuje "złota", może zmienić zasady. Im większe ktoś posiada umiejętności domowe, czy będzie to zasadzenie ogrodu, uprawa pomidorów na balkonie, naprawa koszuli czy urządzenia, zapewnienie sobie samemu rozrywki, gotowanie i konserwacja zbiorów, opieka nad dziećmi i bliskimi, tym mniej jest zależny od pieniędzy. Podczas gdy wszystkie rodziny miały jakiś rodzaj dochodu, żadna z nich nie była pod tym względem szczególnie uprzywilejowana. Z kolei osoby o najniższych dochodach opanowały najlepiej różne umiejętności i rozwinęły najbardziej innowacyjne podejście do życia.

Przemyśleć niemożliwe
Radykalni gospodarze dochodzili do wniosku, że nikogo (kto się liczy) nie obchodzi, czym jeździsz, zapewnienie mieszkania nie musi kosztować więcej niż jeden umiarkowany dochód, jest w porządku przyjąć pomoc od rodziny i przyjaciół, porzucić złudny ideał niezależności i dążyć zamiast tego do współzależności, zdrowie można osiągnąć bez dokonywania miesięcznych płatności na rzecz firmy ubezpieczeniowej, opieka nad dzieckiem to nie stały koszt, edukację można nabyć za darmo, a przejście na emeryturę jest możliwe niezależnie od dochodów.
Jeśli chodzi o domowe umiejętności, zakres talentów posiadanych przez gospodarstwa był bardzo różny. Wiele utrzymywało ogrody, ale nie wszystkie. Niektóre posiadały ogródki na dachach, na wsi lub na terenach podmiejskich. Niektórzy byli mistrzami, jeśli chodzi o naprawę samochodów i urządzeń. Inni umieli szyć. Niektórzy umieli zbudować i remontować domy, inni hodować zwierzęta. Jeszcze inni robili meble, grali na instrumentach lub pisali. Wszyscy potrafili gotować. Żaden z nich nie umiał zrobić wszystkiego. Nikt nie był całkowicie samowystarczalną, niezależną wyspą oddzieloną od reszty świata. Aby robić to, co robili jako gospodarze domowi, musieli pielęgnować relacje i rozwijać współpracę z rodziną i społecznością. Potrzebowali głębokiej wiedzy na temat gospodarki służącej życiu, gdzie wypłata nie jest wymieniana na wszystkie możliwe usługi. Musieli być własnymi nauczycielami, kontynuując kształcenie przez całe życie, zawsze ucząc się nowych sposobów, aby robić więcej, tworzyć więcej, dawać więcej.
Ponadto najszczęśliwszym wśród nich udało się ustalić realistyczne oczekiwania wobec siebie. Nie żyli oni w nienagannie czystych domach na zadbanych osiedlach. Widzieli swoje domy jako żyjące systemy, akceptując strumień, przepływ, brud i chaos, które są ich naturalną częścią. Byli mistrzami w redefinicji przyjemności nie jako czegoś, co należy kupić na rynku konsumenta, ale jako coś, co może zostać stworzone, nieważne jak dużo lub jak mało pieniędzy mieli w kieszeniach. Jednak przede wszystkim byli nieustraszeni. Nie dali się zastraszyć przez obowiązujące ideały wymagające pieniędzy, statusu i dóbr materialnych. Rodziny te nie widziały swoich domów jako schronienia przed światem. Przeciwnie, każdy dom był ośrodkiem zmiany, punktem startowym, od którego lepsze życie zaczynało tętnić dla każdego.

Praktyka czyni mistrza
Sprowadzając teorię do praktyki, warto już teraz nabyć (odświeżyć) umiejętności samodzielnego zaspakajania potrzeb we własnym gospodarstwie domowym. Zamiast przyzwyczajać się do kupowania wszystkiego w supermarkecie, możemy spróbować poradzić sobie domowymi sposobami. Wykorzystajmy własne umiejętności, zdolności, wiedzę, zasoby internetu lub doświadczenie rodziców albo dziadków. 
Na dobry początek polecam:
- jogurt naturalny (przepis znajdziecie np. tutaj)
- masło (link tutaj)
- chleb na zakwasie (link tutaj); uwaga: zakwas dostaniemy w piekarni po prośbie, ewentualnie od znajomych. Nie trzeba mieć maszyny do pieczenia, wystarczą foremki, piekarnik i trochę wprawy. (My pieczemy dwa bochenki raz w tygodniu)
- własne piwo lub wino. (Nie próbowałem, więc nie polecam żadnej strony)
- zamiast słodyczy własne wypieki - ciasta, karmelowe lizaki, wafle
- własne zaprawy: ogórki kiszone, musy, dżemy, powidła
- własne środki czystości - zdrowe i ekologiczne; polecam broszurkę Ekosztuczki dostępną tutaj. (uwaga: warto kupić większą ilość sody oczyszczonej, np. na Allegro. Kupując małą torebkę w sklepie spożywczym zdecydowanie przepłacamy.)
- własne mydło (link tutaj)
- robienie posiłków w domu
- samodzilene domowe naprawy, np. wymiana gniazdka, zepsutej uszczelki, przepchanie rury, malowanie, naprawa odzieży
- szycie, robienie na drutach, szydełkowanie........


Jak twierdzi Shannon Hayes, dom jest tam, gdzie zaczyna się wielka zmiana. Gdy poczujemy się wystarczająco biegli w naszych domowych umiejętnościach, niewielu z nas będzie zadowolonych ze zwykłego praktykowania ich do końca naszych dni. Wielu będzie dążyć do czegoś większego, aby przynieść więcej piękna w świecie, uczynić życie lepszym dla naszych sąsiadów, przyczynić się do budowy nowej, jaśniejszej, bardziej zrównoważonej przyszłości. Jeśli zaczniemy koncentrować nasze wysiłki na życiu domowym, zrobimy znacznie więcej niż zmniejszenie naszego niekorzystnego wpływu na środowisko i pomoc w stworzeniu lepszego życia dla wszystkich. Stworzymy bezpieczne, otoczone troską miejsce, w którym ta wielka, twórcza praca może się rozpocząć.

Zainteresowanym polecam stronę Shannon Hayes i jej artykuły w YES Magazine tutaj

Tonąc w rzeczach

źródło
Przeczytałem właśnie krótki wywiad z antropologiem Anthony P. Graeschem The Way We Live: Drowning in Stuff, który uczestniczył w ciekawym badaniu obejmującym 32 rodziny z klasy średniej zamieszkałe w Los Angeles. Celem (przeprowadzonego w latach 2001-2005) badania, była próba odpowiedzi na pytanie, jak ludzie obchodzą się z tym, co antropologowie nazywają kulturą materialną, a co my nazywamy rzeczami. W badaniu uczestniczyły gospodarstwa domowe, w których oboje rodzice pracują, z co najmniej dwojgiem dzieci w wieku od 7 do 12 lat. Wyniki badania zostaną opisane w książce "Życie w domu w 21 wieku."

Jak można się spodziewać, rodziny posiadają dosłownie tysiące rzeczy, zaś wiele z nich to dziecięce zabawki. Okazuje się, że poziom hormonu stresu u kobiet podnosi się w zderzeniu z rodzinnym bałaganem, podczas gdy u mężczyzn nie tak bardzo. Wreszcie istnieje bezpośredni związek między liczbą magnesów na lodówkach a ilością rzeczy w gospodarstwie domowym.

Czy także wy toniecie w rzeczach? Dlaczego jako rodziny nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z napływem kultury materialnej? Autorzy badania wskazują, że rodziny starają się obniżyć liczbę wypraw do sklepu, kupując hurtowe ilości rzeczy. Kupują więcej, a potem zapominają o tym, co kupili. W konsekwencji kończy się to podwójnymi zakupami. Niekiedy zdarza nam się kupić coś, co dawno zalega w czeluści naszych szuflad i szafek.

Ciekawe jest dostrzeżenie związku pomiędzy przerostem stanu posiadania a obecną strukturą rodziny. Dominuje, także w naszym społeczeństwie, tzw. rodzina nuklearna, a więc rodzina mała, dwupokoleniowa, składająca się z rodziców i ich dzieci. Rzadko spotykane są gospodarstwa wielopokoleniowe. Jesteśmy oddaleni od naszych krewnych. Idziemy do pracy, wracamy do domu, a tam mamy tylko cztery godziny czasu na spędzenie ich razem. Czujemy się z tego powodu winni i często kupujemy naszym dzieciom prezenty. W niemałym stopniu do wzrostu stanu posiadania przyczyniają się stęsknieni dziadkowie. Nadchodzi Boże Narodzenie, przychodzą urodziny...

Napływ rzeczy jest nieustanny. Brak jest natomiast ich odpływu. Brak nam rytuałów, mechanizmów pozbywania się rzeczy. Może warto takie wprowadzić? Dobrą zasadą jest opcja one in/one out: kupienie jednej nowej rzeczy oznacza, że pozbywamy się jednej starej. Co do zabawek, warto przeglądać je z dziećmi i uczyć je pozbywania się tych, których dawno nie miały w ręku. Dobrym rytuałem byłoby przygotowanie paczki z zabawkami dla dzieci z domu dziecka. Można także rozejrzeć się, czy obok nas nie żyją osoby potrzebujące pomocy materialnej.

Za nadmiar rzeczy odpowiedzialny jest również nieustanny rozwój nowych technologii. Monitor, komputer kupiony kilka lat temu kosztował nas sporo pieniędzy. Wiemy, ile wydaliśmy na te urządzenia, ale -jak zauważają autorzy badania- jesteśmy zdezorientowani, jeśli chodzi o ich aktualną wartość. Przykładowo, chociaż kupiliśmy unowocześniony wentylator,  nie chcemy dzielić się tym starym, bo nie wiem jak odzyskać jego wartość. Myślimy, że może go "kiedyś" sprzedamy. Dane urządzenie wędruje więc do garażu i tam pozostaje, ponieważ jesteśmy zbyt zajęci innymi sprawami. Warto więc z wdziękiem rozstawać się ze starymi urządzeniami, aby nie zalegały w naszych piwnicach, garażach i szafach.

Ważna informacja dla kobiet. Okazuje się, że sposób, w jaki matki opowiadały o swoich domach, był jakościowo różny od tego, jak robili to ojcowie. Było jasne, że matki w konfrontacji z nadmiarem przedmiotów doświadczają większej ilości stresu. Kobiety odczuwały natomiast mniejszy stres, kiedy rozmawiały o swoim dniu z mężami. Jaki z tego wniosek? Na pewno taki, że warto więcej rozmawiać, dyskutować, ale także bardziej świadomie dzielić się domowymi obowiązkami, z których niemała część związana jest z utrzymaniem stanu posiadania w jako takim porządku,  tak aby kobiety nie czuły się przytłoczone ich nadmiarem.

A teraz małe ćwiczenie: udajcie się do kuchni i zbadajcie stan waszej lodówki. Ile macie na niej magnesów i innych rzeczy? Średnio rodziny uczestniczące w badaniu miały 55 obiektów na lodówce. Podobno istnieje ścisły związek między bałaganem a zagęszczeniem rzeczy na lodówce. Niestety, nie działa to odwrotnie: usunięcie magnesów nie rozwiąże problemów z nadmiernym posiadaniem. Ale może być tym pierwszym krokiem!


Jak wypadło ćwiczenie? Może podzielicie się wynikiem...