Recepta na lepszy klimat

Świetny tekst Andrzeja Szahaja w Rzeczpospolitej Nieuchronność klęski klimatycznej (całość tutaj). Koncentrujmy się na globalnym ociepleniu i zmianach klimatu, a tak naprawdę nie analizujemy ich prawdziwych przyczyn, którymi są konsumpcjonizm i stojący za nim kapitalizm. Rację ma autor, gdy wskazuje, że następny szczyt klimatyczny powinien być szczytem na temat współczesnego kapitalizmu, to on bowiem jest problemem.

Aby kapitalizm mógł istnieć, musi produkować wciąż nowe potrzeby. To z kolei wymaga przekonania ludzi do tego, aby nigdy nie zadowalali się tym co mają. Produkowania w nich poczucia permanentnej frustracji. Narzędziem jest reklama. Wytwarza ona w nas ciągły niepokój co do stanu naszego posiadania. Wciąż wyżej i wyżej stawia nam poprzeczkę. Za jej sprawą dokonuje się także coś, co określa się mianem instytucjonalizacji zawiści/zazdrości. Wciąż porównujemy się z innymi i zauważamy, że zawsze znajdzie się ktoś, kto ma więcej. A przekaz reklamowy podsyca w nas zawiść, mówiąc nam: ciebie też na to stać.I tak wpadamy w pułapkę ciągłej pogoni za spełnianiem naszych pragnień konsumpcyjnych. Pogoni, która nigdy się nie kończy, ponieważ jest pogonią za mirażem, za granicą, która wciąż się przesuwa wraz z kimś, kto się do niej zbliża. Stan tej wiecznej pogoni nie przynosi nam szczęścia. Męczy i frustruje. Ale jest zbawienny dla systemu.

Autor tekstu chyba czyta ten blog, w którym od początku nawołujemy do tego samego:
Gdyby nasze poczucie sukcesu wiązało się z innymi kryteriami niż te dziś dominujące. Obecnie jest ono związane z sukcesem materialnym objawiającym się wielkością domów, w których mieszkamy, samochodów, którymi jeździmy, i ilością miejsc, które odwiedzamy. Generalnie – z ilością rzeczy i wrażeń, które konsumujemy. Receptą jest powrót do prostego życia: umiejętności czerpania satysfakcji przede wszystkim z relacji z innymi ludźmi, a nie relacji z rzeczami, odbudowa relacji z Bogiem, kultywowanie alternatywnych wobec rynkowych wzorów sukcesu i szczęścia. 

Z kryzysem ekologicznym poradzimy sobie bowiem dopiero wtedy, gdy relacje człowiek–człowiek staną się ponownie ważniejsze niż relacje człowiek–rzeczy. Gdy wspólnie oglądane zachody słońca, długie rozmowy przy kieliszku wina i wymiana uśmiechów na dzień dobry staną się ważniejsze niż pożądanie nowego SUV-a czy tęsknoty za zamianą mieszkania na większe. Gdy poczucie radości, jakie daje bycie członkiem wspólnoty, która obdarza nas szacunkiem i uznaniem, stanie się ponownie ważniejsze niż dążenie do indywidualnego sukcesu materialnego w szaleńczej rywalizacji z innymi.

Zamiast kolejnego szczytu i decyzji polityków, które często są mydleniem oczu, warto zacząć od tego, co leży w zasięgu naszych możliwości: naszych pragnień i tego, w jakim kierunku będziemy je realizować. O tym jak odejść od  komercyjnego szczęścia piszemy niezmiennie na Drodze do prostego życia. Okres przygotowań do Świąt to dobry moment na zweryfikowanie naszych priorytetów. 


Gliniane dzbany

Kroczycie drogą waszego życia dźwigając ciężary i liczne troski, niosąc różnego rodzaju dzbany - jedne przydatne, inne zbędne - w których ukrywacie wasze skarby.
Mieszacie wasze skarby z błahostkami, nie wiedząc już, co w którym dzbanie macie. Dzbany spadają i rozbijają się, tak bardzo są nieporęczne, i skarby się gubią. Ludzie tracą swą fortunę na drodze życia i docierają do kresu obładowani samymi skorupami.

Każdy niesiony przez was dzban bez skarbu jest zbędnym, rozpraszającym was balastem, który opóźnia marsz i pozbawia was sił.
Pozbądźcie się dzbanów, do których dźwigania zmusza was świat, nawet jeśli nieśliście je podczas długiej, męczącej podróży i już się do nich być może przyzwyczailiście. 
Wiedzcie, gdzie znajduje się wasz skarb, i pokochajcie go całym sercem. Włóżcie go w całości w jeden dzban i nieście ostrożnie. Ochronicie go w ten sposób i dotrzecie do celu bogaci w ten skarb. 

(...)
Nie noście dzbanów, które świat wam narzuca, by rozproszyć waszą uwagę i wyczerpać wasze siły. 
Im więcej macie dzbanów, tym bardziej oddalacie się od waszego sąsiada. Każdy dzban wymaga zwiększenia odległości. Im są liczniejsze, tym większy rośnie dystans między wami i jesteście zmuszeni oddalać się jedni od drugich, by nie zderzać się dzbanami i ich nie potłuc. Dzban staje się ważniejszy niż wasi bliźni. W trosce o ochronę dzbanów tracicie braci i sąsiadów. 

(...)
Lepicie wasze dzbany własnoręcznie i zamykacie się w nich, mówiąc: "Świat jest z gliny". Człowiekowi chowającemu się do dzbana cały świat wydaje się gliniany. Wyjdźcie i zobaczcie świat takim, jaki jest, a nie takim, jaki jawi się z wnętrza dzbana.  

Napisał te proste i mądre słowa św. Charbel...

Ile zbędnych dzbanów noszę? Co w nich schowałem: prawdziwy skarb czy błahostki?
Co jest moim prawdziwym skarbem?
Czy moje dzbany nie przysłaniają mi braci i sąsiadów?
Czy wreszcie nie patrzę na świat z wnętrza swojego glinianego dzbana?


Fragment z książki "Słowa świętego Charbela" Hanny Skandar, w przekładzie Marty Tórz, nakładem wydawnictwa W drodze. 

Ludzie listy piszą, czyli jak ogarnąć domowy rozgardiasz

Jakiś czas temu pisałem na temat obowiązków domowych i sposobu, w jaki przydzielaliśmy je dzieciom (zainteresowanych odsyłam tutaj).  Od tej pory minęło już pięć lat. Zasady się nie zmieniły: jest  rzeczą oczywistą, że wszyscy - rodzice i dzieci - bierzemy odpowiedzialność za utrzymanie domu w jako takim stanie używalności.

Prowadzenie "gospodarstwa domowego" siedmioosobowej rodziny przypomina zarządzanie niewielką firmą. Niezwykle przydatnym narzędziem okazały się w naszym przypadku różnego rodzaju listy, które na przestrzeni lat wspólnie wypracowaliśmy. Centrum domowego dowodzenia jest, jakże by inaczej, kuchnia, a konkretnie lodówka i tablica magnetyczna.

Aktualnie w naszym domu naliczyłem osiem takich list:

1. Lista domowych (i ruchomych) obowiązków, osobno dla każdego dziecka
2. Lista problemów do rozwiązania - to niezwykle ważna lista - punkty do omówienia w czasie cotygodniowego czasu rodzinnego (w niedziele), raczej wypełniana przez rodziców, ale zdarzają się i wpisy dzieci
3. Rozładowanie zmywarki - co ciekawe wpisuje się na nią dopiero PO rozładowaniu zmywarki, dbając o równe obciążenie pozostałych domowników...
4. Porządek w kuchennym zlewie i roznoszenie wypranych ubrań
5. Pomoc w robieniu niedzielnego obiadu
6. Wyprowadzanie psa
7. Prasowanie ubrań - to pół godziny tygodniowo, każdy sam wybiera odpowiedni moment...
8. Lista napraw dla Taty - czyli wreszcie coś dla mnie - domownicy zgłaszają domowe usterki wpisując je na listę, a ja zabieram się za naprawy w wolnej chwili i skreślam kolejne pozycje.
Aktualnie nie mam nic do roboty :)

Napiszcie w komentarzu, z jakich podobnych rozwiązań korzystacie, by okiełznać domowy rozgardiasz...
Pozdrawiam!

A może zerkniecie:
Między twórczym bałaganem a pedantycznym porządkiem
Kultura DIY



Historia pewnej ciotki

Bywalcy bloga z pewnością pamiętają moją sympatię do bohaterów książek Tove Jasson o rodzinie Muminków. Nie mogę rozstać się z tą książką nie tylko za sprawą spragnionych lektury małych Czytelników, ale także z powodu ujmującego i mądrego podejścia autorki do posiadania rzeczy materialnych, które przekazuje ustami Włóczykija. Dlatego też pozwolę sobie na kolejną dawkę tej lektury: tym razem na interesujący nas fragment trafiłem w Opowiadaniach z Doliny Muminków pt. Cedryk, oczywiście w przekładzie Ireny Szuch-Wyszomirskiej.

Była raz pewna pani, co bardzo kochała rzeczy, które posiadała. Nie miała dzieci, żeby ją bawiły lub gniewały, nie potrzebowała pracować ani gotować jedzenia, nie dbała o to, co ludzie o niej myślą, i nie była z natury bojaźliwa. Straciła natomiast chęć do zabawy. Innymi słowy, było jej dość nudno. Ale kochała swoje piękne rzeczy, które zbierała przez całe życie, czyściła je i porządkowała, tak że stawały się coraz to piękniejsze i piękniejsze i aż trudno było oczom wierzyć, kiedy się weszło do jej domu.
- Musiała być bardzo szczęśliwa - westchnął Sniff.
- No tak - odrzekł Włóczykij. - Była szczęśliwa, jak umiała być szczęśliwa. A więc pewnej nocy zdarzyło się, że ta ciotka mojej matki jedząc kotlet w ciemnej spiżarni połknęła dużą kość. Była to bardzo złośliwa kość, która nie dawała się wyciągnąć. Zostało jej kilka tygodni życia.
Przypomniało jej się nagle, że kiedy była młoda, miała zamiar zbadać Amazonkę, nauczyć się nurkowania w morzu i wybudować duży, wesoły dom dla samotnych dzieci, odbyć podróż do góry ziejącej ogniem i urządzić olbrzymie przyjęcie dla wszystkich przyjaciół. Ale na to wszystko było już teraz naturalnie za późno. Przyjaciół zaś nie miała wcale, gdyż przez całe życie zbierała tylko piękne rzeczy, a to zabiera moc czasu.
Im dłużej zastanawiała się, w tym większą popadała melancholię. Chodziła po swoich pokojach szukając pociechy we wszystkich pięknych przedmiotach, jakie tam były, ale nie potrafiły jej pocieszyć...

Pewnej nocy ciotka mojej matki leżąc i patrząc w sufit martwiła się i martwiła. Wokół niej stało mnóstwo pięknych mebli,a na nich moc pięknych drobiazgów. Wszędzie pełno było najrozmaitszych przedmiotów - na podłodze, na ścianach, na suficie, w szafach, w szufladach - i nagle ciotce zrobiło się duszno od tych wszystkich przedmiotów, które nie potrafiły dać jej najmniejszej pociechy. I wtedy wpadła na pewien pomysł. Pomysł był tak wesoły, że ciotka mojej matki zaczęła się śmiać. Ożywiła się natychmiast i wstała, żeby się zastanowić. 
Wpadła mianowicie na pomysł, żeby rozdać te przedmioty i w ten sposób mieć wokół siebie więcej powietrza, co jest konieczne, kiedy się ma dużą kość leżąca w poprzek żołądka i kiedy się chce poza tym w spokoju rozmyślać o Amazonce.

Dalej Włóczykij opisuje jak ciotka zrealizowała swój zamiar, wysyłając swoim bliskim anonimowe upominki, co dyskretnie pominiemy milczeniem.

No dobrze. Jednocześnie zdarzyło się coś innego. Ciotka mojej matki nagle mogła sypiać w nocy, a we dnie marzyła o Amazonce i czytała książki o nurkowaniu w morzu, i rysowała obrazki dla tego domu dla dzieci, których nikt nie chciał. To ją bawiło i dlatego zrobiła się milsza, niż była dawniej, i zaczynano ją lubić. "Muszę uważać - myślała sobie. - Ani się obejrzę, jak będę miała przyjaciół, a nie zdążę przecież urządzić dla nich tego wielkiego przyjęcia, o którym marzyłam w młodości..." 
W jej pokoju było teraz coraz więcej i więcej powietrza. Paczka wyjeżdżała za paczką, a im mniej rzeczy posiadała, tym większe miała uczucie lekkości. W końcu chodziła po swoich pustych pokojach, czując sie niby balon, wesoły balon, gotowy do odlotu... W końcu więc wszystkie pokoje były puste i ciotce mojej matki zostało tylko łóżko.

Było to duże łóżko z baldachimem i gdy nowi jej  przyjaciele przychodzili, żeby ją odwiedzić, mieścili się na nim wszyscy, ci zaś, którzy byli mniejsi, siadali na baldachimie. Wieczorami opowiadali sobie straszne albo wesołe historie i pewnego wieczoru ciotka mojej matki śmiała się tak okropnie z tych wesołych historii, że kość wyleciała jej z żołądka i że zupełnie wyzdrowiała!
- Co ty mówisz? - rzekł Sniff . - Biedna ciotka!
- Co chcesz powiedzieć przez to: biedna ciotka? - zapytał Włóczykij.
- No, przecież oddała wszystko! - krzyknął Sniff.  - Całkiem bez potrzeby! Przecież wcale nie umarła! Czy poszła potem i odebrała te rzeczy?
- Ty mały, nierozsądny zwierzaczku - powiedział. - Zrobiła z tego wszystkiego wesołą historię. A potem urządziła przyjęcie. I wybudowała dom dla samotnych dzieci. Była oczywiście za stara na nurkowanie w morzu, ale zobaczyła górę ziejącą ogniem. Potem udała się w podroż nad Amazonkę. To ostatnie, cośmy o niej słyszeli. 

Pominąłem w tekście niektóre zabawne wtrącenia Sniffa, przeczytajcie całość sami. Morał z tej historii jest z pewnością taki, że lepiej nie jeść kotleta w ciemnej spiżarni... No, ale może doszukacie się jeszcze jakiegoś innego...


A więcej ciekawych (i pouczających) fragmentów znajdziecie we wpisach:
Jak uniknąć noszenia walizek
Jak niebezpiecznie jest posiadać zbyt dużo rzeczy

Fragmenty innych bajek znajdziecie we wpisach:
Najlepszy sposób na smutki i kłopoty
Pan Fusi oszczędza czas, czyli życzenia na Nowy Rok
Lalka doskonała

Mikrodziennik

źródło
Z pomysłem na mikrodziennik zetknąłem się w filmie "Wszystko za życie" (obejrzyjcie koniecznie). Bohater, bardziej z konieczności niż wyboru, notuje codziennie jedno zdanie na okładce książki.

Pomyślałem, że to ciekawe, minimalistyczne podejście do idei prowadzenia dziennika. W miejsce potoku słów zapisywać każdego dnia jedno zdanie.

Mikrodziennik ma zachęcić do zapisania myśli, uczuć lub chwili, której doświadczyliśmy. Zmusza do daleko idącej selekcji tego, co ważne i warte zapamiętania, od setek myśli i codziennych interakcji, które można puścić w niepamięć. Taka zwięzłość skłania do zastanowienie się, co dzisiaj przeżyłem, co istotnego się wydarzyło. Jedno małe zdanie jak impuls przenosi nas z powrotem do tego, co było definiującą dany dzień myślą, odczuciem lub działaniem. 

Warto dodać, że są specjalne (np. pięcioletnie) mikrodzienniki, w których pod tą samą datą każdego roku wpisujemy jedno zdanie. To już rzecz gustu i przyjętej konwencji, aczkolwiek ja wolę układ linearny. 

Okazało się, że tak zwany "micro-journaling" ma już swoich zagorzałych zwolenników.
Przeczytacie o nim na stronach angielskojęzycznych:

https://www.toddbrison.com/microjournaling/
https://www.jeremydaly.com/micro-journaling-needs-to-be-a-thing/
https://www.stylelobster.com/lifestyle/new-obssession-micro-journalling/


A w temacie zwięzłego pisania polecam wpis:
Haiku - jak opisać życie w 17 sylabach




O potrzebach nigdy dość

Hierarchia potrzeb wg Maslowa
Zastanawiałem się jakiś czas temu nad teorią potrzeb Maslowa z perspektywy dobrowolnej prostoty.

Po pierwsze pokazuje ona, że życia nie da się zamknąć w kołowrotku zabiegów o zaspokojenie potrzeb, które Henry Thoreau podzielił na cztery grupy: żywność, schronienie, odzież i opał. To zaledwie podstawa całej piramidy potrzeb, których nie możemy negować.

Elementarne potrzeby jedzenia czy ubrania można, o ile nie ugrzęźniemy w konsumpcyjnym grajdole, dosyć prosto zaspokoić na względnie przyzwoitym poziomie. Ważne jest tutaj świadome wyhamowanie zakusów, by przez te prosto zaspakajalne potrzeby ugrać także coś, a czasem całkiem sporo, w dziedzinie przynależności i uznania. To bowiem szybka droga do zakupowego eldorado.

Według teorii potrzeb Abrahama Maslowa dopiero zaspokojenie podstawowych potrzeb powoduje, że człowiek może oddać się swoim wyższym aspiracjom i celom. Tajemnica cywilizacji, jak zauważył Andrzej Śmiały w "Pętli Spitsbergenu", polega na uzależnieniu człowieka od wygody i potrzeby posiadania.  Przesadna koncentracja na tym, co mamy w szafie i na talerzu, pod jakim kolorowym dachem mieszkamy sprawia, że wewnętrznie usypiamy. Dobrobyt podcina nasze głębsze aspiracje i prostą radość życia.

W teorii Maslowa, co szczególnie interesujące, zachowanie człowieka jest motywowane przez niezaspokojone potrzeby. Zadaniem reklamy jest wywołanie u odbiorcy poczucia braku - wrażenia, że jego potrzeby nie są zaspokojone. Dalej reklamy podsuwają sposób zaspokojenia każdej z kategorii potrzeb sprowadzony do elementu wymiernego: kolejnych zakupów. Ich celem jest wywołanie  złudnego przeświadczenia, że potrzebę bezpieczeństwa, uznania, a nawet samorealizacji możemy sobie po prostu kupić. O ile nie zmienimy samych potrzeb, o tyle minimalizm uczy zaspokajać je w sposób możliwie wolny od pieniędzy.

Pocieszający jest fakt, że im wyższą potrzebę chcemy zaspokoić, tym mniej jest ona uzależniona od pieniędzy. A przynajmniej mam taką nadzieję. O ile w kategorii potrzeb podstawowych siła marketingowej grawitacji dość mocno ściąga nas na ziemię, o tyle z każdym kolejnym piętrem jest ona coraz mniejsza. 

Dobrowolną prostotę możemy potraktować jako przydatne narzędzie. Uczy właściwego sposobu realizowania każdej z kategorii potrzeb. A także chroni przed presją wywieraną w każdej z nich przez reklamę. 

Zadanie domowe: przyjrzeć się konkretnej reklamie, próbując odgadnąć, do jakiej kategorii potrzeb jest przede wszystkim adresowana!

Finanse domowe z perspektywy 4 ćwiartek

Zgodnie z definicją YMYL, pieniądze to bezcenne godziny naszego życia, które na nie wymieniliśmy (więcej o tej definicji znajdziecie tutaj). Związek pieniędzy z czasem pozwala na wykorzystanie metod zarządzania tym ostatnim. Jakiś czas temu olśniło mnie, że metodę 4 ćwiartek można wykorzystać do optymalnego wykorzystania naszych zasobów finansowych. 

Znacie zapewne metodę zarządzania czasem poprzez podział zadań pomiędzy 4 ćwiartki, w której każde z nich przydzielamy do jednej z czterech kategorii:



Okazuje się, że pieniądze, które mają tak wiele wspólnego z czasem, a właściwie sposób, w jaki je wydajemy, dadzą się także podzielić na cztery kategorie wydatków. 

Ogólnie rzecz biorąc, nasze działania mieszczą się głównie w I ćwiartce, gdyż często zwlekamy na ostatnią chwilę  - zajmujemy się gaszeniem pożarów. Wszystko, co robimy, jest pilne i ważne, bo musimy to zrobić na już. Podobnie będzie z wydatkami w I ćwiartce. W tej ćwiartce mieszczą się choćby wszystkie opłaty za media, rachunki za telefon, raty kredytów. 

Ćwiartka III to wiele pilnych wydatków, które jednak nie mają większego wpływu na nasze życie, gdyż nie są ważne. To chociażby codzienne wydatki na jedzenie, chemię, usługi. Wszystko to, co niezbędne dla naszego utrzymania. Są pilne owszem, ale nieważne, gdyż same w sobie nie przynoszą istotnych korzyści.

Ćwiartki I i III odpowiadają za nasze codzienne przemęczenie, dlatego łatwo odpływamy w ćwiartkę IV, w której znajdują się wszystkie przyjemności. W tej ćwiartce równie łatwo trwonimy czas, jak i pieniądze. Wydajemy je na przeróżne przyjemności, zwykle w sposób nieprzemyślany i nieuporządkowany.  

Wydatki z II ćwiartki odkładamy na potem, bo „mamy jeszcze czas, by się tym zająć”. Tymczasem naszym celem powinno być racjonalizacja wydatków w I i III ćwiartce, a także ograniczenie wydatków w ćwiartce IV. Uzyskane nadwyżki możemy przesunąć do II ćwiartki. Tam znajdują się sprawy ważne: rzeczy, które chcemy i musimy zrealizować, aby znacząco podwyższyć komfort życia w dłuższej perspektywie. To choćby stworzenie poduszki bezpieczeństwa na nieprzewidziane wydatki (zanim zaskoczą nas w I ćwiartce), to środki na realizację długofalowych planów, pasji i marzeń, wreszcie oszczędności na emeryturę. 

Jeśli chcesz wyjść na finansową prostą musisz najpierw się poświęcić. Przemyśl wydatki, które znajdują się w ćwiartce IV. Wydatki, które się tam znajdują, nie są ważne, więc rezygnacja z nich nie wpłynie znacząco na twoje życie. Przyjrzyj się także wydatkom z III ćwiartki - skoro nie są ważne, część z nich można całkowicie odrzuć. 

Gromadząc z kolei środki w II ćwiartce odczujemy nieco ulgi w pozostałych - I ćwiartka przestanie nas straszyć. Zawsze może pojawić się coś pilnego i ważnego, czego wcześniej nie przewidzieliśmy (zepsuty samochód, poważniejsza choroba), jednak dla osób pracujących w II ćwiartce nie będzie to żaden dramat. Przede wszystkim jednak poszerzając zakres II ćwiartki znacząco i trwale poprawimy jakość swoich domowych finansów.

Warto zatem przyglądać się swoim wydatkom z perspektywy 4 ćwiartek.





Czas na eksperientalizm?

Nie tak dawno, dzięki książce Stuffocasion Jamesa Wallmana, natknąłem się na nurt zwany eksperientalizmem (ang. "experiential" oznacza empiryczny, oparty na doświadczeniach), w którym chodzi o pokonanie obsesji posiadania i dokonanie w sobie transformacji tego, co cenimy. Jak głosi autor, trzeba nam skupić się nie na powiększaniu stanu posiadania, lecz na gromadzeniu doświadczeń, które są daleko bardziej cenne. Zamiast nowego zegarka lub innej pary butów, powinniśmy inwestować we wspólne doświadczenia, takie jak wakacje i czas ze znajomymi. 

Opcją dla materialnych prezentów jest sfinansowanie jakiegoś ciekawego doświadczenia: wycieczki, biletów na wystawę, itp., czyli zaaranżowanie jakiegoś nowego, wartościowego doświadczenia. 

Na ile eksperientalizm jest bliski dobrowolnej prostocie? Czy nowy trend może stać się kolejną pułapką jeszcze jednej odmiany konsumpcjonizmu?

Być albo nie być zatem eksperientalistą? Zbierać doświadczenia, a nie przedmioty? Jakie jest Wasze zdanie?

Więcej o eksperientalistach przeczytacie na specjalnym blogu tutaj

Jak rozstać się z pamiątkami, czyli dlaczego nie kolekcjonuję medali

Nie jestem zapalonym maratończykiem, ale lubię biegać od czasu do czasu w organizowanych biegach (w tym roku ograniczam się do Półmaratonu i Maratonu Warszawskiego). Na mecie dostaje się pamiątkowy medal, na którym można wygrawerować swój czas i powiesić go w domu na specjalnie zaprojektowanym "wieszaku na medale". Ja jednak postanowiłem nie gromadzić zbędnych pamiątek i kolejne sportowe wydarzenie odkładam na specjalną przegródkę w... mojej pamięci. Wolę gromadzić doświadczenia, nie zaś kolejne, nawet owiane sentymentalną mgiełką, przedmioty. Medale puszczam dalej i, co ciekawe, prawie zawsze są chętni...

W odniesieniu do pamiątek we wpisie Strategia pozbywania się rzeczy spodobał mi się "test stołu w salonie" -  powierzchnia stołu orientacyjnie wskazuje, ile powinieneś ich mieć w swoim domu. Twoje pamiątki mają upamiętniać jedynie te najpiękniejsze, najbardziej wartościowe i warte zapamiętania momenty z twojego życia.

Ja sam od dawna pozbyłem się większości pamiątek, a o samym procesie pisałem we wpisie Pamiątki, wspomnienia, mucha w bursztynie...

Poniżej przedstawiam 10 zasad, które mogą okazać się pomocne w uporaniu się z sentymentalnymi pamiątkami:

1. Zamień swoje pamiątki w sztukę: opraw w ramkę stare zdjęcie, wiersz, pamiątkowy list, rysunek,  okładki po starych płytach czy bilety z jakiegoś koncertu.

2. Uświadom sobie, że nie pozbywasz się rzeczy. Trzeba rozstać się z tym, co sobą dla nas reprezentują. Często nie potrafimy rozstać się z pamiątkami bez zrozumienia przywiązania do nich. Tak naprawdę pozbywamy się nie materialnego przedmiotu, ale emocjonalnego ładunku, który zawiera w sobie dany przedmiot. Czy masz pamiątki, które reprezentują coś, czemu powinieneś pozwolić odejść?

3. W przypadku rzeczach po bliskich, którzy zmarli, zapytaj się: co chcieliby, abym zrobił z ich rzeczami? Czy chcieliby, abyś to zatrzymał, czy wyrzucił? A jak byłoby w sytuacji, gdyby to były twoje rzeczy? Czy chciałbyś, aby bliscy je zatrzymali czy się ich pozbyli?

4. Nigdy nie zatrzymuj rzeczy jedynie dlatego, że otrzymałeś ją jako prezent. Mamy prawo pozbyć się przedmiotów, które nam, z różnych względów, nie pasują.

5. Zastanów się, czy dana rzecz w dalszym ciągu wywołuje w tobie te same uczucia. Jeśli czujesz przywiązanie do jakiejś rzeczy, zatrzymaj ją. Trzymaj się wspomnień, dopóki nie nadejdzie czas, gdy jakiś przedmiot przestanie cię poruszać.

6. Zrób danej rzeczy zdjęcie i pocałuj ją na do widzenia! Wciąż masz wspomnienie, a nie obiekt. To skuteczna metoda, jaką stosujemy przy różnych pracach twórczych dzieci, których objętość przekracza możliwości ich przechowywania (o czym przeczytacie tutaj).

7. Zatrzymaj tylko kilka przedmiotów. Trzymaj się dwóch lub trzech rzeczy. Z całego pliku korespondencji do bliskiej ci osoby wybierz tylko kilka najważniejszych dla ciebie listów. Z twórczości dzieci kilka wyjątkowych rysunków i laurek. Kilka fotografii tej samej osoby. Ja mam na przykład nożyk do listów od dziadka, który mi go naostrzył. Mały drobiazg, który mi o nim przypomina.

8. Zatrzymaj przedmioty, które łączą sentyment i użyteczność. Niektóre pamiątki to przedmioty użyteczne: stara maszyna do szycia, lornetka, ręcznie dziergane obrusy, haftowane chusteczki. Róbmy z nich użytek, jeżeli możemy. Jeżeli nie, oddajmy tym, którym jeszcze posłużą.

9. Zastanów się, czy dana rzecz nie spodoba się komuś innemu. Przejrzyj pamiątki z myślą, że może mogłyby być dla kogoś jeszcze przydatne. Czy tak nie byłoby lepiej?

10. Uważaj na okazje. Nie przyjmujmy sentymentalnych przedmiotów od innych. Być może w pierwszym odruchu mamy na to sporą ochotę, ale wkrótce nadmiar obróci się przeciwko nam. Będziemy mieli dodatkowy kłopot - nie tylko ze swoimi pamiątkami, ale i pamiątkami innych.

Okładki ze starych płyt przerobione na "sztukę" źródło

 

Określ strategię pozbycia się długów

Droga do prostego życia nie jest blogiem poświęconym zarządzaniu swoimi finansami, ale raczej trudno nie zauważyć, że proste, zrównoważone życie jest ściśle związane z uregulowaniem naszego stosunku do pieniędzy. Dlatego jeden ze sformułowanych niegdyś przez mnie kroków do dobrowolnej prostoty brzmiał: Spłacaj długi i nie zadłużaj się, pozostając wolnym od obciążeń finansowych.

W ramach obecnego cyklu "365" zachęcam do określenia własnej strategii pozbycia się długów: 

1. Czy wiesz, ile wynosi twoje aktualne zadłużenie? Najpierw zastanów się, jaki procent twoich dochodów przeznaczasz na obsługę całego swojego zadłużenia. Czy jest to 10, 20, a może 50% twoich obecnych dochodów? Czy ta wielkość ci odpowiada, czy też odczuwasz nieznośny ciężar zadłużenia na swoich barkach, który nie pozwala realizować twoich zamierzeń? Jeżeli to drugie, z pewnością masz w sobie motywację do okresowego zaciśnięcia pasa i wygospodarowania środków na dodatkową spłatę. 

2. Kolejnym, wcale nie tak banalnym, etapem jest postanowienie, by nie zaciągać kolejnych długów na cele konsumpcyjne. Banki ciągle wpychają nam propozycje korzystnych pożyczek, a sklepy zakupów ratalnych za 0%. Kupując na raty kreujemy jednak nowe zobowiązanie, które powiększy nasze obciążenia. Dlatego zakręć kredytowy kurek. Nigdy więcej zakupów za cudze pieniądze!

3. Zastanów się, jaką kwotę miesięcznie możesz wygospodarować na wcześniejszą spłatę długów. Postaraj się określić ją precyzyjnie, nawet jeżeli będzie to 100 zł miesięcznie. Na pierwszy rzut oka często wydaje się to niemożliwie w aktualnym budżecie. Być może myślisz, że problemem jest to, iż nie zarabiasz dostatecznie dużo. Zarabianie więcej nie jest jednak odpowiedzią. Jeżeli nie kontrolujemy wydatków z reguły przekraczają one nasze dochody, nawet jeśli te ostatnie wzrastają (co nazywamy inflacją stylu życia). Każdy może zapanować nad swoimi wydatkami i zmniejszyć je w pewnych obszarach życia, a nadwyżkę przeznaczyć na dodatkową spłatę długów. Dlatego obserwuj swoje wydatki i analizuj je w celu odkrycia, w których dziedzinach można je zredukować lub obciąć. Z drugiej strony warto, tak jak w przypadku metody na skuteczne oszczędzanie, zacząć "wydatki" od mniejszej lub większej nadpłaty na starcie miesiąca, zamiast odkładać ją na ostatnią chwilę.

4. Sporządź listę wszystkich swoich zobowiązań. Większość ludzi nie wie, ile dokładnie jest winna. W tabeli w poszczególnych rubrykach wpisz wysokość kapitału do spłaty, wysokość oprocentowania, wysokość miesięcznej raty, okres, jaki pozostał do spłaty. Te podstawowe dane pozwolą na dokładne ustalenie twojej obecnej sytuacji finansowej. 

5. Określ, w jakiej kolejności chcesz spłacać długi. To wcale nie jest trudne. Być może wydaje ci się, że jest to przelewanie z pustego w próżne, ale określenie kolejności może mieć wpływ na szybkość spłaty zadłużenia, ma też związek z naszą motywacją. Można przyjąć trzy warianty wcześniejszej spłaty:

  • metodę lawinową (avalanche/stacking method) - spłacamy w pierwszej kolejności zobowiązanie najwyżej oprocentowane, bo odsetki stanowią często większą część naszych zobowiązań, metoda ta pozwala zaoszczędzić na odsetkach, ale zajmuje więcej czasu i bywa zniechęcająca
  • metodę kuli śnieżnej (debt snowball) - spłacamy najpierw najmniejszy dług, gdyż szybka spłata jednego zobowiązania mobilizuje do spłaty kolejnych, choć jest bardziej kosztowna, jeśli chodzi o odsetki z innych długów
  • spłacamy dług, którego najbardziej nie lubimy (czasem nasze emocje stanowią najlepszą siłę napędową), np. dla niektórych wyjątkowo wredne są karty kredytowe...

Przy każdej metodzie kwoty zaoszczędzone w wyniku wcześniejszej nadpłaty dokładamy do stałej kwoty, którą przeznaczyliśmy do walki z naszym zadłużeniem, dzięki czemu, nawet jeśli nasza sytuacja materialna się nie zmienia, nasza walka z zadłużeniem nabiera przyspieszenia. Jednym słowem nie zwiększamy wydatków kosztem wygenerowanych środków. 

6. Bywają miesiące, w których wydatki są mniejsze lub zanotowałeś jakieś dodatkowe środki. Każde takie ekstra dochody (13-ta pensja, zwrot z urzędu skarbowego, dodatkowe nieoczekiwane zlecenie,itp.) przeznaczaj na dodatkową spłatę. 

7. Narysuj swój dług. U nas bardzo dobrze sprawdził się wykres w postaci prostokąta, którego długość odpowiadała wielkości zadłużenia (przykładowo 1cm to 500 zł), na którym grubą kresą odznaczaliśmy poszczególne spłaty, zapisując datę i kwotę, jaka pozostała nam do spłaty. Spłacony obszar zamalowywaliśmy na zielono. Tego rodzaju motywajka przypięta na lodówce może być dodatkową zachętą. 

8. Niektórzy radzą jeszcze świętowanie momentu, w którym całkowicie spłacisz kolejny ze swoich długów. Bo jest to niewątpliwie powód do radości. 




Szybsza spłata naszych zobowiązań to także dobra lekcja skutecznego i systematycznego oszczędzania, które może być kolejnym krokiem po spłacie długów.

Polecam także:
O naszej walce z długami
Dobrowolna prostota sposobem na recesję


Jeżeli potrzebujecie bardziej dopracowanej metody walki z zadłużeniem polecam projekt Michała Szafrańskiego tutaj.

Napiszcie, jakie metody wykorzystujecie przy spłacie swojego zadłużenia?

Podsumowanie tygodnia #5

Skończyliśmy tydzień #5. Mam nadzieję, że kroki z tego tygodnia Was zainspirowały.

A były to:


Brak nam mechanizmów pozbywania się rzeczy tak, aby zapobiegać obrastaniu naszych domów w przedmioty.
Prawda jest bowiem taka, że nasz stan posiadania nieustannie powiększa się, czy to za sprawą prezentów, czy też kolejnych zakupów, nawet jeśli są starannie przemyślane, co z czasem prowadzi do nadmiaru rzeczy, nad którym trzeba jakoś zapanować. Warto zatem wprowadzić określone rytuały pozbywania się rzeczy.
Niedawno powróciliśmy do łatwej, ale niezwykle skutecznej metody utrzymywania względnej równowagi w ilości posiadanych rzeczy: ONE IN/ONE OUT: zanim kupisz jedną nową rzecz (książkę, zabawkę, itp.) pozbądź się jednej starej (książki, zabawki, itp.).

Życie bez telewizora? Warto!

To była jedna z najważniejszych decyzji, które zmieniły nasze życie osobiste i rodzinne. Około 10 lat temu postanowiliśmy pozbyć się szklanego ekranu. 
Wówczas, jak pamiętacie, telewizory były nie tak duże (nasz był wyjątkowo mały, miał chyba 15"), ale grube. Nie dawały się tak łatwo powiesić na ścianie i potrzebowały specjalnej szafki. Pod  nią  oczywiście  magnetowid, kable, kasety VHS...
Telewizor rządził przestrzenią w salonie, decydował o rozkładzie mebli. Nie oglądaliśmy go namiętnie, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo styl życia z TV determinuje nasz czas wolny: przerzucanie, wówczas nielicznych, kanałów w celu znalezienia czegoś sensownego, próba przekonania swoich gustów, że to, co oglądasz, nie jest takie wcale złe, reklamy, reklamy i jeszcze raz reklamy. 

Niestety, to, z czym się spotykamy u rodziny i znajomych, wskazuje, że sprawy z TV mają się coraz gorzej. Nawet w niewielkich pomieszczeniach królują, płaskie co prawda, ale szerokokątne "portale" do świata iluzji i rozrywki. Reklamy, jakie zdołaliśmy obejrzeć, wskazują na postępujący proces skretynienia. Nasze dzieci i my sami zamieniamy się wówczas w słup soli. To chyba efekt odstawienia, podobnie jak po rzuceniu palenia, gdy dym z papierosa szczególnie drażni. W takich toksycznych pomieszczeniach trudno normalnie rozmawiać i odpoczywać... 

Nasza decyzja życia bez TV pozwoliła nam swobodnie organizować przestrzeń, pozbyliśmy się nie tylko odbiornika, ale i szafki, odtwarzacza, kabli i innych sprzętów. Ciekawe, że więcej przestrzeni zrobiło się także między nami i w naszych głowach. Nie ma myślenia, co dzisiaj w TV, wertowania programu, walki o pilota :)

Ci, którzy nie mają telewizora, tylko nam przytakną. Ci, którzy go posiadają, być może wzruszą ramionami. Zwłaszcza, gdy jest się przykutym do abonamentu z kablówki. Wiem, że telewizja posiada zagorzałych zwolenników. Tych nie przekonam do jej porzucenia. Bo ciekawe filmy, publicystyka, programy historyczne czy przyrodnicze. Nie mówiąc o rozrywce dla dużych  i małych...życie gwiazd bynajmniej nie z drogi mlecznej. 



Podsumowując, żyjąc bez telewizora:
- mamy cichszy, spokojniejszy dom
- więcej czytamy, co istotne w przypadku dzieci
- więcej ze sobą rozmawiamy, co istotne w przypadku dzieci :)
- skupiamy się na swoich ulubionych zajęciach, rozwijamy pasje
- mamy więcej czasu wolnego 
- mamy więcej pieniędzy

Inni wskazywali także na:
poprawę komunikacji między małżonkami (więcej uważnego słuchania = mniej kłótni)
- poprawę jakości posiłków, czas na posiłki jest spokojniejszy 
- poprawę jakości rozmów, które wcześniej często kręciły się wokół programów telewizyjnych 
więcej rozmawiamy o przyszłości, planujemy
- łatwiej skupić się na pracy i zadaniach
- jesteśmy bardziej interesującymi ludźmi
- poprawia się nasze życie towarzyskie, więcej spotykamy się ze znajomymi
- jesteśmy bardziej aktywni fizycznie, chodzimy na spacery...

Może jednak dasz się przekonać? Pomyśl jak wyglądałoby Twoje życie bez telewizora? Ile czasu byś zyskał?
  • Warto na próbę, powiedzmy na miesiąc/dwa miesiące, schować telewizor do szafy (jeśli się zmieści). My właśnie tak zrobiliśmy na początku. Potem sprzedaliśmy go w komisie. 
  • Na początku jest trochę trudno, trzeba zmienić telewizyjne nawyki, poszukać innych źródeł rozrywki. Tu akurat, w dobie szybkiego internetu, nie ma większych problemów z zamiennikami. 
  • Jest jeszcze abonament za kablówkę - tu trzeba przejrzeć umowę i niestety pewnie wrzucić w koszty konieczność płacenia przez jakiś czas w okresie wypowiedzenia lub do końca obowiązywania umowy.
  • W przypadku płacenia za abonament RTV - pamiętaj, aby wyrejestrować odbiornik telewizyjny (na poczcie), wtedy zostaje, zdecydowanie niższy, abonament za radio.  

Według ostatnich danych statystyczny Polak w 2017 r. spędził dziennie 4 godziny 21 minut i 45 sekund! Podobno plasujemy się tuż za Stanami Zjednoczonymi. Nawet jeśli nie jesteś statystycznym Polakiem, a przecież nie jesteś!, to przykre i daje do myślenia, nieprawdaż? 

Życie bez telewizora? Warto!



Tylko domowe słodycze

Z góry uprzedzam, że nie będzie to wpis o przepisach kulinarnych.

Mój osobisty rok bez zakupów nieoczekiwanie bardzo szybko postawił przede mną kolejne wyzwanie, a było nim powstrzymanie się od kupowania wszelkiej maści niezdrowych przekąsek: zarówno słodkich bułek, batonów, ale i np. witaminowych napojów dla biegaczy w kolorze dowolnym, udających wodę, a będących w istocie płynnymi słodyczami. Motywacja niewydawania pieniędzy okazała się, póki co, silniejsza od łakomstwa, a także bardziej skuteczna niż wcześniejsze postanowienia prozdrowotne. Być może to kwestia odpowiedniej perspektywy czasowej: efektów zdrowotnych szybko nie widać, a te w portfelu a owszem :)

W wymiarze rodzinnym jakiś czas temu uświadomiliśmy sobie, że powoli uzależniamy się od codziennej porcji gorzkiej czekolady. Kilka tabliczek tygodniowo to, przy naszej rodzinie, nie jest, wbrew pozorom, aż tak dużo, jednak w skali miesiąca robiła się z tego ilość, z której powstałby całkiem spory "czekoladowy orzeł".

Nie zamierzam nikogo namawiać do odstawienia słodyczy, choć może na starcie Wielkiego Postu nie jest to wcale taki zły pomysł. Przeglądając internetowe zasoby z pewnością można znaleźć wiele inspiracji do podjęcia cukrowego detoksu. Pójście na całość i całkowite wyeliminowanie cukru w diecie brzmi świetnie, ale w praktyce może być zbyt wymagające dla naszych, nie ma się co okłamywać, kształtowanych od dziecka przyzwyczajeń.




Dlatego od pewnego czasu wprowadzamy zasadę jedzenia tylko domowych słodyczy. Wprowadzamy, bo jest to proces, do którego próbujemy przekonać starsze dzieci, które w dziedzinie wyborów kulinarnych wywalczyły już sobie znaczną autonomię, widoczną w plejadzie kolorowych opakowań po słodyczach w koszu do recyklingu. Na marginesie, ostatnio, w ramach uświadamiania, przeczytaliśmy wspólnie z dziećmi książeczkę Anny Manny Poznańskiej "Dlaczego dzieci jedzą śmieci?" No i serwujemy domowe zamienniki...

Myślę, że wytwarzanie domowych słodyczy jest całkiem rozsądnym kompromisem i sposobem na przykręcenie kurka przemysłowych, śmieciowych przekąsek. Jest to rozwiązanie jak najbardziej po linii prostego życia, zgodne z regułą 90%. Owszem, wymaga trochę wysiłku: znalezienia czasu i nierzadko wsparcia domowników, ale czego nie robi się dla "małego co-nie-co". W gruncie rzeczy wystarczą bardzo proste i ekonomiczne rozwiązania, których efekty zamieściłem na fotkach, aby cieszyć się świadomością "wiem,co jem", a przy okazji podreperować budżet. Tak, to jest miś na miarę naszych możliwości!




A tak. Pamiętam: są jeszcze owoce, orzechy i rodzynki. Tych także używamy :)


W temacie przekąsek:
Łakocie i witaminy
Lodowe szalenstwo

Strategia pozbywania się rzeczy

Peter Walsh, specjalizujący się w sztuce organizowania, wskazuje, że rzeczy, które posiadamy w swoich domach, można  podzielić się na trzy kategorie:

rzeczy - pamiątki
rzeczy, których mogę potrzebować
rzeczy - do wyrzucenia/recyklingu 

Po przyporządkowaniu danej rzeczy do jednej z tych kategorii, łatwo nam zdecydować czy ją zatrzymujemy, czy też przekazujemy dalej.

RZECZY - PAMIĄTKI

Pamiątki to rzeczy, które przypominają o naszych osiągnięciach lub wydarzeniach z przeszłości. Są ich cztery rodzaje, a warto zachować tylko jeden: skarby.

Skarby dokumentują szczytowe doświadczenia twojego życia i najważniejsze momenty z historii twojej rodziny. Ich wartość nie jest mierzona w pieniądzach, ale raczej w znaczeniu, jakie posiadają. Są to rzeczy naprawdę niezastąpione. Skarby stanowią około 5% posiadanych przedmiotów. Mimo, że szereg pamiątek nie spełnia prawdziwej definicji skarbów, wiele z nich wciąż wydaje się nam wystarczająco cenne, by je zachować. Pamiętaj: skarby są nieliczne, ważne i mają głębokie znaczenie. Dlatego dobrze rozważ, czy rzeczywiście są one najważniejszymi i wyjątkowymi rzeczami, które posiadasz.

Są także trzy inne rodzaje przedmiotów - pamiątek. Te wędrują gdzie indziej, bez względu na to, czy dasz je przyjaciołom, sprzedasz czy spalisz w ognisku: 

Bibeloty. Są to przedmioty, które zebrałeś ze świąt rodzinnych/uroczystości, które wywołują uśmiech, ale tak naprawdę nie są tak ważne jak skarby. Zmniejszając stan posiadania nadszedł czas, aby wypuścić z rąk różnego rodzaju drobiazgi.

Rzeczy zapomniane. Są to przedmioty, przy których wzruszasz ramionami, gdy ktoś pyta cię, skąd się wzięły. Jeśli dany przedmiot nie ma znaczenia innego niż to, że był przez długi czas w twoim domu, to dzisiaj jest ten dzień, kiedy możesz się z nim rozstać. 

Rzeczy "szkodliwe". Są to przedmioty, które przypominają nam o negatywnych lub bolesnych chwilach. Trzymasz się ich, nawet jeśli ich obecność w twoim domu wyzwala pamięć lub emocje, których wolałbyś nie mieć. To np. kask rowerowy, który nosiłeś podczas poważnego wypadu, dziennik, który prowadziłeś podczas bolesnego doświadczenia, itp. Ponownie przyjrzyj się lekcji, której uczy cię dany przedmiot, i pozwól mu odejść... do kosza.

RZECZY, KTÓRYCH MOGĘ POTRZEBOWAĆ

To książki na półkach, ubrania, jedzenie w spiżarni, materiały biurowe na biurku, rzeczy w kuchennej szufladzie. To około około 80% rzeczy w typowym domu.
Wybieramy z tej grupy tylko wartościowe przedmioty. Są to rzeczy, które w rozsądny i wygodny sposób znajdą swoje miejsce w przestrzeni twojego domu. Jeśli masz mikser i siekacz oraz trzy inne urządzenia kuchenne, które zamieniają jedzenie w małe kawałki, prawdopodobnie nie potrzebujesz ich wszystkich. Podobnie, jeśli masz trzy zimowe płaszcze. 

Rzeczy, które zatrzymasz, muszą mieć łatwy do zauważenia cel i wydzieloną dla nich przestrzeń, aby odpowiednio je przechowywać. Musisz mieć lepszy powód, by je zachować, niż "po prostu nie mam ochoty się jeszcze tego pozbyć" lub "nie mogę teraz podjąć decyzji".
Ważnym kryterium jest to, czy używasz danej rzeczy na bieżąco. A także czy masz konkretny plan korzystania z określonych przedmiotów w przyszłości. Ewentualnie czy jesteś pewien na 95%, że chciałbyś przekazać daną rzecz swoim dzieciom. Pamiętaj, że musisz również ustalić, że będziesz mieć miejsce na przechowywanie takich rzeczy. 

RZECZY - ŚMIECI

Przedmioty, których ani ty, ani ktokolwiek inny nie potrzebuje,  to około 15% rzeczy w twoim domu. To np. torba zawierająca garść spleśniałych nasion trawy sprzed 2 lat, samotna skarpeta, pojemnik do przechowywania bez pokrywki, stos poplamionych kawą gazet lub czasopism czy stos szmat czyszczących w szafie na pranie. Śmieci to graty, które gromadzą się - a może nawet rozmnażają - pod zlewem, z tyłu szaf, w innych ciemnych i przeoczonych szczelinach w twoim domu.

Do śmieci/recyclingu wędruje wszystko co wyraźnie na takie wygląda, ale również to, czemu powiedziałeś nie, próbując umieścić je w innej kategorii (Czy to pamiątki? Czy rzeczy, które się jeszcze przydadzą? Czy ktokolwiek to zechce? Czy mogę to sprzedać?). Również tutaj wędrują "szkodliwe" przedmioty...

Tak wygląda szybki i prosty proces oddzielania tego, co ze sobą zabierzesz, od całej reszty. Nie jest tak trudny, nieprawdaż? 

Na koniec diagram obrazujący strategię pozbywania się rzeczy:




"Rewizja przestrzeni" - czy  dla danej rzeczy znajdzie się właściwa przestrzeń, zgodna ze strategią, którą wybrałeś dla twojego domu?
"Test stołu w salonie" - aczkolwiek wiele skarbów pasuje do twojego salonu, powierzchnia stołu orientacyjnie wskazuje, ile powinieneś ich mieć w swoim domu. Twoje "skarby" mają upamiętniać jedynie te najpiękniejsze, najbardziej wartościowe i warte zapamiętania momenty z twojego życia.

Cały tekst (po angielsku) znajdziecie tutaj.

Podsumowanie tygodnia #4

Kolejny tydzień za nami. Od przyszłego kroki będą pojawiały się, zgodnie z wynikami ankiety, od poniedziałku do piątku. Przed nami zatem dwa dni wolnego. To także dobry czas na doczytanie/przemyślenie/przerobienie zaległych kroków... Poniżej kroki z minionego tygodnia:


Pora na kolejny krok odnoszący się do naszej życiowej przestrzeni. Zajrzyjcie w czeluście szafy. Czy jej wnętrze napełnia Cię codzienną energią, czy też może jest jeszcze jednym miejscem, które powoduje tylko frustrację i które wolisz omijać? Warto zrobić przegląd garderoby, a wskazówki jak ją odchudzić znajdziecie na blogu:

Jak odchudzić swoją szafę

Idea uporządkowanej, pustej szafy, tylko z rzeczami, które nosisz, ma w sobie coś pociągającego. Jak jest w rzeczywistości? Może brakuje w niej wolnego miejsca, a i tak masz wrażenie, że posiadasz mało ubrań? Czy widok otwartej szafy napełnia Cię codzienną energią, czy też może jest jeszcze jednym miejscem, które powoduje tylko frustrację i które wolisz omijać? Czy jesteś świadomy, jakie ubrania i ile par butów w ogóle posiadasz?

Henry Thoreau pisał, że pożądane by było, żeby człowiek ubierał się na tyle prosto, że potrafiłby się dotknąć w ciemności rękoma, aby pod każdym względem żył w takiej spoistości i gotowości, że gdyby miasto zajął wróg, mógłby je opuścić przechodząc bez obawy przez bramę z pustymi rękoma. Dzisiejszym odpowiednikiem tej wizji byłaby może umiejętność zmieszczenia wszystkich swoich ubrań w średniej wielkości walizce na kółkach. Ostatnio przez pewien czas oddałem swoje miejsce w szafie na ubrania naszego rocznego synka, a sam przeniosłem się do takiej walizki. Byłem bliski temu ideałowi, a jednocześnie skłoniło mnie to do radykalnego przeglądu swoich ubrań. 

Traktowanie kupowania odzieży jako rozrywki, czyli rodzaj gazingus pins, to prosta droga do marnowania pieniędzy. Przed kolejnym pójściem na ubraniowe zakupy warto zrobić przegląd garderoby i sprawdzić czy faktycznie czegoś w niej brakuje. Może to być okazja do pozbycia się zniszczonych lub za małych rzeczy. 

Poniżej kilka prostych wskazówek, jak odzyskać przestrzeń w szafie:

1. Usuń z szafy wszystkie ubrania i fizycznie dotknij każdej sztuki odzieży/pary butów. Włóż z powrotem tylko te rzeczy, które lubisz lub które będą jeszcze użyteczne. Można ten krok podzielić na sekcje: dzisiaj buty, jutro koszule, itp.

2. Mi akurat pomaga zrobienie listy, ile rzeczy faktycznie posiadam. Przed podjęciem roku bez zakupów spisałem  wszystko: pojedynczą parę skarpet, szlafrok, szalik... Aktualnie moja garderoba składa się z blisko 90 pozycji, z czego 16 to rzeczy do biegania, a 6 to buty (w tym kalosze). Spisując rzeczy zauważam różne tendencje, np. że ciągle mam za dużo koszul. Lista pomaga zaplanować strategię pozbywania się kolejnych ubrań i przemyślane uzupełnianie garderoby w przyszłości.

3. Zacznij od rzeczy znoszonych, poplamionych, wyblakłych. Poza jednym zestawem ubrań do prac domowych i technicznych, jak np. porządki czy malowanie, reszta może trafić do worka na ubrania.  Pozbądź się ubrań niedopasowanych, rożnych zakupowych wpadek, ubrań przypadkowych, złej jakości, których po prostu nie lubisz i na których patrzenie Cię frustruje. Poczuj się wolny. To ubranie jest dla człowieka, a nie człowiek dla ubrania! 

4. Jeżeli czegoś nie nosiło się przez dłużej niż 18 miesięcy, czyli -jakby nie patrzeć- przez minimum jeden cały sezon, powinno to wylądować w koszu. Inni stosują zasadę, że wyrzucają to, w czym nie chodzili przez cały ubiegły rok, aczkolwiek dla innych może to być zbyt krótki termin. Jeśli krok wydaje Ci się za drastyczny, zastosuj czasową kwarantannę - spakuj je do kartonu, opisz, jakie rzeczy są w środku tak, aby nie musieć w nim w przyszłości grzebać. Jeśli kartonu nie otworzysz przez kolejny rok - wiesz, co masz zrobić...

5. Tymczasowo usuń z szafy rzeczy sezonowe, których aktualnie nie nosisz i schowaj je do specjalnego kartonu. To szybki sposób na odzyskanie przestrzeni w szafie. 

6. Ogranicz liczbę rzeczy i część z nich schowaj na jakiś czas. Na dwa tygodnie zredukuj garderobę o połowę. Może się okazać, że doskonale się bez nich obywasz. Czy nasza szafa nie jest potwierdzeniem zasady Pareto, zgodnie z którą przez 80% czasu korzystamy jedynie z 20% naszych zasobów? Czy nie jest tak, że szafa pęka w szwach, a nosimy ciągle ten sam zestaw kilku ubrań, w których czujemy się komfortowo? Dlatego eksperymentuj, ograniczaj, szukając optymalnej liczby odzieży. Po co multiplikować swoją garderobę. Rozważ ideę posiadania tylko jednej, ulubionej rzeczy danego rodzaju, którą naprawdę lubisz nosić. 

7. Jeżeli nie chcesz marnować danej rzeczy, bo na przykład nie jest w ogóle zużyta, spróbuj ją sprzedać lub oddać na cele charytatywne. Ciekawe są również portale, na których ludzie wymieniają się swoimi ubraniami, jak na przykład popularna szafa czy vinted, aczkolwiek pamiętaj, że chodzi nam przecież nie o zamianę, lecz o zrobienie wolnego miejsca. 

8. Uważaj na lumpeksy. Być może lubisz kupować tam rzeczy dobrej jakości, oryginalne, prawie nowe i najczęściej... zupełnie Ci niepotrzebne? Przede wszystkim uważaj na wyprzedaże i rożnego rodzaju okazje. Można oczywiście kupić taniej to, czego się potrzebuje, ale jeszcze więcej tego, co tylko zapycha przestrzeń Twojej szafy i Twojej głowy. 


9. Na przyszłość zaplanuj określoną strategię, kupując ubrania nie pod wpływem nagłego impulsu, lecz adekwatnie do tego, co już posiadasz. Znajdź swoją ponadczasową modę opierając się zmiennym trendom. Ja przykładowo lubię odzież turystyczną z uwagi na jej trwałość i różne praktyczne rozwiązania, jak trzyczęściowa kurtka czy buty do trekingu, co pozwala mi stale minimalizować ilość posiadanych rzeczy. W innym miejscu pisałem, że wybór prostego, skromnego ubioru, zgodnego nie z aktualnie lansowaną modą, lecz wewnętrznym przekonaniem i osobistym stylem, może być dobrym, zewnętrznym manifestem prostoty życia, a także estetyczną opozycją wobec kaprysów konsumpcjonizmu. 


O czymś zapomniałem? 
Napiszcie, jak tam porządki w waszej garderobie!

Polecam w temacie:
W co się ubrać
Akcja "szafa"
Jak niebezpiecznie jest posiadać zbyt dużo rzeczy



Podsumowanie tygodnia #3

Od jutra zaczynamy kolejny, czwarty już tydzień cyklu. Poniżej znajdziecie kroki z poprzedniego tygodnia:


Spójrz na przestrzeń wokół siebie świeżym okiem. Czy tchnie prostotą i harmonią czy też może zakradł się do niej chaos przedmiotów?
W zależności od czasu wybierz jakiś fragment Twojej domowej przestrzeni: to może być kuchnia, sypialnia, a może szuflada lub regał. Na początek zacznij od wyrzucenia wałęsających się drobiazgów, zrób porządek na biurku, wyrzuć nieprzeczytane gazety i czasopisma, przydasie, bibeloty, "pamiątki".
Redukcja to nie tylko pozbywanie się przedmiotów, to także ich ukrycie lub wydzielenie dla nich specjalnego miejsca. Możesz schować to, czego nie używasz, a nie chcesz się pozbyć, np. do specjalnego kartonu. To bardzo dobry sposób na dość szybkie (i bardziej bezpieczne) osiągnięcie efektu prostego, pustego wnętrza. Pamiętaj: dzięki właściwej organizacji więcej sprawia wrażenie mniej.

Nie wyrzucaj chleba


Chociaż w naszej kulturze, jeszcze do niedawna, zakorzeniony był głęboki szacunek do chleba, założę się, że czerstwe pieczywo należy do produktów, które najczęściej wędrują do śmietnika. 

Co robić, aby nie marnować=nie wyrzucać chleba, który, tak czasem bywa, kupujemy w nadmiarze?

Jeśli jest świeży....
  • Gdy kupisz świeży chleb, warto najpierw skończyć poprzedni bochenek. Nie oszukujmy się, że zrobimy to potem.
  • Najważniejsza jest prewencja: kupuj go tyle, ile potrzebujesz. Chleb to jeden z produktów dostępnych na bieżąco. 
  • Kupuj chleb krojony (w większości piekarni można pokroić go na miejscu), podziel go na małe porcje, zapakuj w woreczki i zamroź. Będzie łatwiejszy do dalszej dystrybucji. 

A jeśli się zestarzał....
  • Rewitalizacja: jeżeli jakimś zrządzeniem losu zestarzał się cały bochenek, wystarczy polać go wodą i wstawić do nagrzanego piekarnika na kilka minut. Będzie świeżusieńki, z chrupiąca skórką. 
  • Stare, czerstwe kromki wrzucone na patelnię stają się chrupiącą grzanką, za którą wszyscy przepadają! Dotyczy to także starych, niezjedzonych kanapek. 
  • Starsze pieczywo pokrojone na drobne kosteczki i dodatkowo podpieczone na oliwie na patelni, to doskonały dodatek do różnego rodzaju kremowych zup.
  • Ze starego pieczywa możesz zrobić "bułkę tartą", wystarczy pokroić je na mniejsze kawałki i zmiksować lub zetrzeć na tarce. Warto, gdyż ta sklepowa zawiera różne dodatki i stabilizatory przedłużające jej trwałość. Przed starciem pieczywa, trzeba je dosuszyć w piekarniku. 
  • Na śniadanko polecam pokrojony czerstwy chleb/bułkę zalane mlekiem. Przysmak z dzieciństwa (wersja PRL)...
  • Tosty francuskie to nasz  przysmak zaczerpnięty z filmu Kramer vs Kramer - zeschniętą kromkę obtaczamy w mleku zmieszanym z jednym jajkiem i podsmażamy na patelni, czyli mamy grzankę de luxe...



A Wy? Macie jakieś inne patenty na stare pieczywo?

Z naszych chlebowych opowieści:

Przypominam prośbę o wypełnienie ankiety na górze strony (wisi do najbliższej niedzieli). Jaka częstotliwość kroków w ramach cyklu 365 Wam odpowiada? Głosujcie, bo wyniki ankiety nabierają rumieńców :)