Pamiętam jak jako dziecko uczestniczyliśmy w pieczeniu chleba przez moją babcię. Najpierw przyglądanie się i zajadanie pysznego chleba po wystygnięciu, potem bardziej już świadome uczestnictwo przez noszenie drewna, następnie możliwość wyjęcia upieczonego chleba (bo już raczej nic nie można było popsuć), aż po moment kiedy mogłem włożyć wyrośnięte bochenki do nagrzanego pieca.
Piece tradycyjne opalane drewnem, gdzie po pieczeniu chleba albo piekło się placek drożdżowy, albo suszyło się owoce (jesienią).
Tamten smak i umiłowanie dobrego chleba pozostały do dziś. Zdarza się, że kupujemy dobry chleb, ale jest bardzo drogi bądź niedostępny w ciągłej sprzedaży. To wszystko spowodowało, że już od kilku lat (z różnymi przerwami) sami pieczemy chleb.
Nie w piecu opalanym drewnem, chleb nie rośnie w koszykach wyplatanych przez dziadka, nie stygnie na kamieniach, ale jednak radość z pieczenia jest wielka i smak również bardzo dobry.
Oddzielając sentymenty i wspomnienia, kilka uwag:
1. Jest taniej. Mąkę kupujemy bezpośrednio w młynie. W sklepach (szczególnie żytnia razowa) jest b. droga.
2. Wiemy, co jemy. Chleb jest na zakwasie, nie na drożdżach, bez różnych dodatków spulchniających, wybielających, itp.
3. Satysfakcja z wykonanej pracy :-). Wpisuje się to bardzo dobrze w idee slow life/food.
4. Chleb się nie starzeje tak szybko jak ogólnodostępne pieczywo.
5. Angażujemy całą rodzinę - co widać częściowo na załączonym zdjęciu :-).
Wspomnienia i jeszcze dobre, fajne to cudowna rzecz. Mogą być napędzające.
OdpowiedzUsuńI no właśnie uważam, że rzeczywiście warto powracać do umiejętności wykonywania rzeczy podstawowych. Taką jest przygotowywanie pokarmów z produktów bazowych, a nie gotowce z sklepu, przetworzone i...
ale co kto lubi.
Ja też wolę własne 'food'.
serdeczności
Świetne zdjęcie! U nas także od trzech lat pieczemy mniej więcej dwa bochenki razowca na zakwasie tygodniowo, w międzyczasie staramy się kupować lepsze jakościowo pieczywo. Co ciekawe ten wypiekany w domu chleb lepiej smakuje na drugi dzień od zrobienia i rzeczywiście pozostaje bardzo długo świeży. U nas może nie wychodzi taniej, ale na pewno zdrowiej. Dzieci także polubiły ciemne pieczywo - nie miały wyjścia (:
OdpowiedzUsuńDzięki :-) Jak najmłodsza córka podrośnie to zrobię update zdjęcia z ośmioma dziecięcymi rękami ;-)
UsuńTeż sam piekę chleb - jak od czasu do czasu mam styczność z tym ze sklepu to mnie aż skręca - tak się przyzwyczaiłem do swoich wypieków. Od pół roku robię na samodzielnie wyhodowanym zakwasie i muszę się pochwalić że z każdym wypiekiem chleb jest coraz lepszy - może przez to, że dzikie drożdże stają się silniejsze? Czasami też robię zwykły chleb pszenny na drożdżach jak nie ma czasu na zabawę z rośnięciem zakwasu.
OdpowiedzUsuńOd razu pytanie o mąkę - czy w młynie można kupić jakieś mniejsze ilości mąki? Jak sobie myślę o wyprawie do młyna to od razu mam przed oczami 50-kilowe wory które będzie trzeba gdzieś przechować. I czy można tam kupić też lepszą mąkę - tzn. razową?
Jeśli ktoś również piecze chleb na zakwasie to bardzo polecam przyprawę o ciekawej nazwie 'czarnuszka' - nadaje naprawdę oryginalny smak i aromat, a oprócz tego pomaga w trawieniu (chleb na zakwasie dość ciężko się trawi). To jakaś odmiana kminu, który ma również podobną funkcję (trawienie), ale on mi niestety zupełnie nie 'podchodzi' w chlebie - za to czarnuszka jest idealna!
Zakwas z czasem staje się bardziej "pracowity".
UsuńTak, można kupić mniejsze ilości - też tak myślałem do póki nie odwiedziłem młyna. Przetestowane w kilku okolicznych młynach - od 5kg to 15kg bez żadnych problemów. Również razową. My kupujemy głównie żytnią, żytnią razową oraz pszenną.
Polecam telefon bądź wizytę przy okazji.
Przymierzam się do mąki orkiszowej ale zakup tylko przez net bo w sklepie b. droga a w młynach w okolicy niedostępna.
O czarnuszce słyszałem - będę chciał ją wysiać aby mieć własny zbiór.
Czy tak do końca, wiemy co jemy, chyba nie! Myślę że z dawnego chleba, poza sentymentem i wspomomnień związanych z jego pieczeniem, nie pozostało nic. Ziarno i mąka z której jest obecnie pieczony, to zmodyfikowany wytwór biotechnologiczny, który jest ciężko przyswajalny, a mówić krótko jest szkodliwy, bardziej niż cukier! Obecny "chleb" jest przyczyną chorób przewodu pokarmowego, alergii, podwyższonego cholesterolu, cukrzycy, itd.Przeżyłem spory szok, gdy się o tym dowiedziałem, a i teraz wiem dlaczego nawet po zjedzeniu "najzdrowszego" pełnoprzemiałowego chleba, bardzo szybko odczuwałem głód, dlaczego pomimo rozsadnych porcji jedzenia, mój brzuch przypominał bandzioch podtatusiałego gościa.Chleba nie jadam od ponad pół roku i widac tego efekty, w samopoczuciu i wyglądzie. Mój znajomy po miesiącu zrzucił 5 kilo i nie chodzi wiecznie przymulony i ciężki, jak to miało miejsce przy jedzeniu pieczywa.Piekę w domu chlebki z kaszy jaglanej i ryżu, wg. receptury z http://www.instytutirl.com.pl/index6.php
OdpowiedzUsuńDo poczytania i posłuchania o pszenicy:
http://nowadebata.pl/2011/10/13/buszujacy-w-pszenicy/
http://www.polskieradio.pl/9/Audycja/7407
I tak i nie :-)
UsuńNadal można mieć dobrą mąkę - jeśli mamy sprawdzone zboże można we młynie "wymienić" 1do1 - z naszego zboża jest mielona mąką. To oczywiście w lokalnych/małych młynach nie przemysłowych.
Zgadzam się co do szkodliwości białej mąki pszennej, czy jest gorszy niż cukier - trudno porównywać.
Co do kaszy jaglanej - spożywamy ją regularnie.
Pozdrawiam,
Aha - zapomniałem napisać że to bardzo wartościowy wpis, bo chociaż krótki, ale porusza temat podstawowy, przez wielu uznawany za nieważny, a jednak będący również jednym z ważnych części minimalizmu. Przecież włożenie czasu i serca w tak ważny dla Polaków wypiek jakim jest chleb to kolejny krok do zwolnienia trybu życia i postawienia na prostotę. Sam też pewnie coś w przyszłości o tym napiszę.
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
UsuńGratuluję bloga - ciekawie się zapowiada.
Powodzenia.
My chleba nie pieczemy ze zwykłej wygody i lenistwa ;) Mam kolegę piekarza, który "przy okazji produkcji" piecze prawdziwy chleb "dla siebie" więc nie mam problemu, by ten prawdziwy zdobyć :))
OdpowiedzUsuńU nas to żywieniowe "samemu" poszło mocno w stronę ogrodu - idea (na razie nieosiągalna, ale z roku na rok coraz bliżej) jest taka, że warzywa, owoce i "mniodek" mają być przede wszystkim z własnej uprawy, ewentualnie i tylko uzupełniająco od sprawdzonych i zaprzyjaźnionych "producentów".
Roman