Jak odwirtualizować prostotę


Wprawdzie nie wracam do stałego pisania na blogu, ale do napisania tego postu skłoniła mnie wiara w to, że tworzymy wspólnotę ludzi, którym bliskie są te same wartości, nadających na tej samej fali. W swoich postach starałem się podkreślać, że prostota nie ogranicza się tylko do redukcji stanu posiadania, choć i to jest ważne, zwłaszcza na początku. Odwracamy się od materializmu, czując w głębi serca, że prawdziwe szczęście leży poza przedmiotami, majątkiem i dobrobytem. Prostota pozwala przebić się przez mur obojętności, wrogości, rywalizacji. Gdy przestajemy gonić za pieniędzmi, karierą, nowymi gadżetami, odkrywamy prawdziwy sens życia. Zaczynamy świadomie żyć, tak jak w głębi serca czujemy, że warto jest żyć, a nie tak jak nam to stara się wmówić współczesny świat. 

W poście Solidarność drogą do prostoty napisałem, że życie w prostocie to także, a może zwłaszcza, odbudowanie naturalnych, serdecznych relacji z innymi ludźmi. Prostota w relacjach z innymi, z Wami, to dla mnie przede wszystkim bycie takim, jakim się jest, bez udawania kogoś wyjątkowego. To prostolinijność, naturalność i szczerość w dzieleniu się sobą. Myślę, że niektórzy mieli okazję tego doświadczyć, wymieniając się mailami lub spotykając się ze mną i moją rodziną osobiście. Dzięki prostocie (i pisaniu tego bloga) miałem możliwość poznać tak wielu z Was! Nie tak dawno ja i moja Żona mieliśmy przyjemność gościć u nas Anię (Ajkę). Jak stwierdziła nasza znajomość "odwirtualizowała" się, stając się czymś jeszcze bardziej konkretnym i namacalnym. Miałem poczucie, że doskonale się rozumiemy i znamy od dawna. Poprzez blogi odnajdujemy innych, którzy myślą i czują podobnie, i obierają podobny sposób życia. Prostota zbliża nas do siebie. To, co dla mnie stanowi prawdziwą wartość w drodze do prostego życia, to możliwość spotkania się, rozmowy, dzielenia się tym, co mamy najlepszego - SOBĄ. To także gościnność i pomoc potrzebującym. 

O MĘSKIM GOLENIU




Mój pierwszy wpis nawiązuje do wpisu Konrada - Jak wychować konsumpcjonistę. Otóż jako konsumpcjonista zostałem wychowany przez Globalne Koncerny w wieku 15 lat. Sprawa dotyczyła pierwszego golenia, kiedy to zostałem wspaniałomyślnie obdarowany maszynką do golenia G. - najpopularniejszą na rynku. Byłem przeszczęsliwy. "Wreszcie!"  Jak prawdziwy mężczyzna miałem to, co "najlepsze dla mężczyzny" (miałem jeszcze wówczas TV).

Przez te wszystkie lata (dokładnie 13) bez mrugnięcia okiem kupowałem wymienne ostrza lub maszynki jednorazowe średnio raz na kwartał, wydając każdorazowo ok. 15 PLN . Jak łatwo policzyć na same ostrza przeznaczałem min. 60 PLN rocznie. Przełom nastąpił, gdy kolega pracujący w firmie G. w mieście W. opowiedział mi, jak steruje się procesem "trwałości" wymiennych ostrzy, które z początku są bardzo ostre, ale dość szybko tępią się do tego stopnia, że nie golą tak dokładnie... ale golą. Na rynku trwa więc ostra rywalizacja pomiędzy Globalnymi Koncernami, kto sprzeda więcej Szybko Tępiących Się Ostrzy. Słuchałem i ... zagotowało się we mnie. Wszystko się zgadzało - coraz trudniej było znaleźć ostrza po 15 PLN, a coraz częściej spotykałem je w okolicach 20 PLN, a już Super Wibrujące Ostrza to wydatek ponad 50 PLN! 

Postanowiłem zaryzykować i kupić maszynkę na żyletki. Perspektywa golenia się "czymś takim" ... przerażała mnie. Skojarzenia z moim dziadkiem, który goli się takową maszynką  były oczywiste - to takie staromodne. Z pomocą przyszedł jednak YouTube, gdzie obejrzałem kilka filmików na temat męskiego golenia się taką maszynką. Ludzie byli zadowoleni. I ja kupiłem sobie taki sprzęt (przez internet).

Dziś mogę powiedzieć, że i ja jestem zadowolony z takiego wyboru. Poprzedniczka od G. poszła do kosza na śmieci. Koszt 10 szt. żyletek to 4 PLN, koszt maszynki to 100 PLN, czyli inwestycja powinna się zwrócić w około 1,5 roku. 

Nie twierdzę, że takie rozwiązanie jest dobre dla wszystkich, ale moje podstawowe wnioski i obserwacje są następujące:

  • maszynka na żyletki nie generuje kosztów jak maszynka Globalnych Marek
  • jest to ładny przedmiot - wykonany z mosiądzu, chromowany - golenie się nim to przyjemność, w łazience ładnie wygląda;
  • maszynka nie ma elementów plastikowych, które mogą popękać lub się wypaczyć.  
  • zużyte żyletki w całości można poddać recyclingowi, więc jest to ekologiczne
  • póki co nie zaciąłem się ani razu.

Na końcu podam tylko, że maszynki Globalnych Koncernów, to często takie Konie Trojańskie społeczeństwa konsumpcyjnego. To właśnie o nich będzie kolejny wpis O koniach trojańskich konsumpcjonizmu

O POCZĄTKU

Dobrze jest zaczynać od początku. Swoją wypowiedź na tym blogu, chciałbym rozpocząć od przedstawienia się :) Mam na imię Artur, pochodzę z Wrocławia i ... staram siebie nie nazywać minimalistą, gdyż nie lubię jakiegokolwiek szufladkowania. Swoją przygodę z tym nurtem zacząłem dość dawno, gdyż nieomal od zawsze charakteryzowało mnie uwielbienie bardzo prostych rzeczy. Przybierało to czasami formy dość komiczne - jak zdzieranie "zbędnych" (w mojej ocenie) etykiet z kremów mojej mamy. Uważałem, że takie białe opakowania są mniej "krzykliwe". 

Pierwsze mieszkanie "na swoim" nie było urządzane, jak jest to w zwyczaju, a opróźniane z ton zbędnych (w mojej ocenie) przedmiotów: bibelotów, pamiątek, skór cielęcych, rozlatujących się karniszy i zdjęć ze ścian, które dosłownie uginały się pod ciężarem kurzu. Mieszkanie, przez osoby z zewnątrz, określane było jako "takie puste". Mnie odpowiadało w zupełności. 

Prawdziwe odkrycie idei minimalistycznej nastąpiło po audycji w Trójce, gdzie do "Klubu Trójki"  zaproszono Pawła Kata, prowadzącego blog Neominimalizm. Słuchałem jak oniemiały, gdy ktoś artykułował myśli, które w mojej głowie siedziały od dawna. Po zakończeniu audycji, o godz. 21:58, postanowiłem zrobić coś co od dawna miałem zamiar uczynić - wyrzuciłem wykładzinę, która w moim mieszkaniu pokrywała dębowy parkiet. Parkiet został własnymi siłami wycyklinowany i polakierowany. Dziś wygląda przepięknie. Od tej pory bezustannie wprowadzam w swoim życiu pewne uproszczenia i udoskonalenia. To właśnie o nich chciałbym pisać na blogu DROGA DO PROSTEGO ŻYCIA, dzięki uprzejmości jego gospodarza - Konrada. Z tego miejsca chciałbym mu bardzo za tę możliwość podziękować. 

Moje wpisy będą dotyczyć minimalizmu widzianego z perspektywy mężczyzny, który prowadzi jednoosobowe gospodarstwo domowe, a więc z perspektywy osoby, której łatwiej jest posiadać mniej przedmiotów i spać na materacu. Proszę więc o wyrozumiałość w tym zakresie. Jednocześnie chciałbym poruszać tematy związane z kuchnią, ekologia, ekonomią, technologią i nurtami jakie kształtują, lub jak kto woli, drenują współczesne społeczeństwo np. konsumpcjonizm. 

Pierwszy konkretny wpis już niebawem - o maszynkach do golenia, czyli jak nas strzygą wielkie koncerny i co możemy z tym zrobić.

Przełom

Pierwszy wpis na tym blogu napisałem 13 lutego 2010 r. Po kilku postach przez jakiś czas (2011 r.) pisanie leżało odłogiem, aż ktoś (w kwietniu 2012 r.) w komentarzu zachęcił mnie do pisania dalej. Pomyślałem, że spróbuję. Napisałem 83 posty, które skomentowano 465 razy. W marcu było 11 wyświetleń bloga, w kwietniu 2 tys., w maju 5 tys. i tak dalej, w październiku to już 33 tys. wyświetleń (codziennie średnio tysiąc wyświetleń). Razem (przez 7 miesięcy aktywnego pisania) blisko 96 tys. wyświetleń bloga. Ostatnio było także kilka artykułów, reportaż w Trójce i audycja w TOK FM.

Dlaczego o tym piszę?
Po pierwsze dlatego, że zainteresowanie blogiem przerosło moje oczekiwania. Świadczy to o tym, że temat dobrowolnej prostoty i minimalizm stają się coraz bardziej popularne. Bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że w tych kilkudziesięciu postach zdołałem z lepszym lub gorszym skutkiem opowiedzieć Wam czym jest prostota, jakie przynosi korzyści, i zachęciłem przynajmniej niektórych do drobnych zmian w podejściu do pieniędzy, przedmiotów, materialnej strony życia. W pewien sposób blog spełnił swoje zadanie.
Po drugie Wasze zainteresowanie, komentarze były dla mnie źródłem inspiracji, świeżego spojrzenia na niektóre rzeczy. Skłaniały mnie do nowych przemyśleń. Dziękuję. Stosunkowo niewiele było nieporozumień. Mam przekonanie, że obierając prosty styl życia nie jesteśmy skazani na izolację, jest nas coraz więcej. W międzyczasie do starszych blogów doszły nowe, bardzo interesujące. Można w nich znaleźć sporo ciekawych rzeczy. Szczególnie cieszy mnie, że mogłem lepiej, choć na odległość, poznać niektórych z Was. Dziękuję wytrwałym i uważnym komentatorom (szczególnie Romanowi, Tofolari, Zagubionemu Omułkowi, Kyja, Agneeze, Pani la Mome, Patrycjuszowi i wielu innym).

Co do mnie uznałem (przyznaję, dość nieoczekiwanie), że zakończę pisanie bloga. Oczywiście nie da się opisać i poruszyć wszystkiego, co by się chciało. Z drugiej strony myślę, że z grubsza napisałem o tym, o czym warto było napisać. Nie będę ukrywał, że systematyczne tworzenie wpisów było dużym wyzwaniem (dla mnie i moich bliskich). Teraz czas na kolejne wyzwania - życie przynosi tyle niespodzianek. Myślę, że zakończenie pisania akurat w momencie tak dużego zainteresowania, będzie też znakiem: liczy się dobre, satysfakcjonujące i proste życie oparte na relacjach, bez przywiązania do materialnej strony życia (i popularności). Zamierzam zatem więcej żyć, a mniej pisać.
Nie żegnam się na zawsze. Kto wie...
Mam nadzieję, że blog będzie żył swoim życiem, inspirował do zmiany tych, którzy w jakiś sposób do niego trafią.

Zakończę cytatem z mojego ulubionego Thoreau:
Nie chciałbym, aby ktokolwiek przyswajał sobie mój sposób życia z jakiegokolwiek powodu, albowiem po pierwsze, ja już mogę sobie znaleźć inny, po drugie zaś, pragnę, aby na świecie było jak najwięcej ludzi o własnych dążeniach. Dlatego też chciałbym, ażeby każdy z wielkim staraniem wybierał własną drogę i szedł naprzód właśnie nią, zamiast drogą ojca, matki czy sąsiada.

Powodzenia!

Ps. Dlaczego jednak wróciłem do pisania można przeczytać tutaj (:

W pułapce efektywności

Przyzwyczailiśmy się do "zadaniowego" traktowania naszego czasu. Zalewa nas mnogość terminów, spotkań, maili. Na wykreślone z planera pozycje szybko wskakują następne.
Ulegliśmy złudzeniu, że życiem można sterować w kategoriach przyczyny i skutku, wykluczając to, co spontaniczne i nieprzewidywalne. Zaczynamy patrzeć na siebie i innych jak na maszyny, które do lepszego funkcjonowania wymagają - jak nasze komputery - nowego software'u: nowych metod planowania, sprawniejszych organizerów, kursów NLP, treningów motywacyjnych i pracy nad sobą.

Czytając książki Leo Babauty The Power of Less czy Zen Habits. Handbook for life odniosłem wrażenie, że zbyt wiele uwagi poświęca w nich osobistej produktywności, do osiągnięcia której minimalizowanie i prostota stały się jedynie narzędziami. Z jednej strony niektóre wpisy na blogu Zenhabits inspirowały mnie do zmiany stylu życia, z drugiej zbyt wiele z nich dotyczyło planów, celów do osiągnięcia, zadań do zrealizowania, precyzyjnego sterowania swoim czasem. Skrajnym tego przykładem była jego książka Zen To Done, w której przedstawił "uproszczony" system zarządzania. Nie chcę powiedzieć, że tego typu książki są nieprzydatne. Z pewnością wielu osobom pomagają zaprowadzić większy porządek i mogą być początkiem... rezygnacji z planowania.

Podatek od nadziei, czyli dlaczego nie wygram w Lotto

Dlaczego nie wygram w Lotto? Bo nie gram. Nie wierzę nachalnym reklamom przekonującym, że warto zostać milionerem. Okazuje się jednak, że dla blisko 60 % Polaków najlepszym sposobem zwiększenia ilości pieniędzy w portfelu nie jest praca, tylko ślepy los, czyli gra w Lotto i inne gry losowe.
Dzięki temu przychody Totalizatora Sportowego wyniosły w ubiegłym roku 3,25 mld zł, zaś do państwowej kasy łącznie z podatkami wpłynęło ponad 2 mld zł. Zatem nie bez podstaw niektórzy nazywają Lotto podatkiem dla ludzi mających problem z matematyką. Prawdopodobieństwo wygranej w Lotto jest relatywnie niskie i w przypadku wygranej najwyższego stopnia wynosi 1 do blisko 14 milionów.

Mimo to osoby biedne wydają większy procent swojego dochodu na loterie niż lepiej sytuowane. Nadzieja na wydobycie się z dołka zachęca do ciągłego kupowania losów, chociaż szanse wygrania są niemal bliskie zeru, a tego typu działania tak naprawdę pogłębiają biedę, od której chce się uciec. Ile można stracić?

W przypadku Lotto jeden zakład kosztuje 3 zł. Od jakiegoś czasu wprowadzono dodatkowe losowanie i obecnie odbywają się trzy losowania na tydzień. Rocznie to 157 losowań, zatem minimalny roczny koszt gry wynosi 471 zł. Jednak przy korzystaniu z blankietu można skreślić do 8 zakładów na jednym blankiecie, a w przypadku metody "chybił-trafił" do 10 zakładów.  Na internetowych forach niektórzy przyznają, że wydają 30-40 zł na tydzień, czyli 1560-2080 zł w roku. A można o wiele więcej.
Rezygnując z gry i odkładając przykładowo 120 zł co miesiąc przez 20 lat zgromadzimy kapitał w kwocie blisko 50 tys. zł! (kalkulator do indywidualnych obliczeń znajdziecie tutaj).

Nie gram w Lotto nie tylko z tego powodu, że nie chcę tracić pieniędzy.

Po pierwsze wysłanie kuponu rozpala wyobraźnię i kieruje ją w stronę materializmu. Często  w myślach stajemy się milionerami wydającymi pieniądze bez żadnych ograniczeń. To działa (prawie) na każdego. Cotygodniowe karmienie się ułudą wygranej może wejść w nawyk jako ucieczka od realnych problemów.

Poza tym uważam, że w radzeniu sobie z trudnościami finansowymi warto działać w kręgu własnego wpływu. Upatrywanie szansy na lepsze życie w ślepym zrządzeniu losu tak naprawdę obezwładnia i demotywuje do podjęcia realnych działań, aby coś zmienić. Choćby zacząć oszczędzać drobne kwoty.

Zapytacie: no dobrze, a jeśli wygram?
Nie byłbym taki pewny, że wyjdzie to każdemu na dobre. Powiedzenie, że szczęścia nie można kupić za pieniądze, sprawdza się w przypadku dużych wygranych.  W 2009 roku naukowcy przeanalizowali życiorysy zdobywców 30 największych wygranych w loteriach Wielkiej Brytanii ostatniej dekady. Okazało się, że jedna trzecia z nich straciła rodziny, inni przyjaciół, a część żyje w skrajnej biedzie. Porażka dla tych ludzi jest szczególnie dotkliwa z uwagi na ogromny kontrast. Mieć prawie wszystko, a nie mieć prawie niczego, to przepaść, która wchłonęła szczęście. Psycholodzy stwierdzili, że większość zwycięzców nie potrafiła pomnożyć wygranych pieniędzy. Nieudane inwestycje i wydatki bez ograniczeń doprowadziły wielu z nich do ubóstwa.

Zatem może nie będę bogaty jak ci nieliczni, którzy trafili szóstkę, ale mam szansę na prowadzenie dłuższego, spokojniejszego i szczęśliwego życia.

Polecam artykuł na temat przeprowadzonych badań: LOTTERY: IT MIGHT BE YOU...BUT PRAY IT ISN'T

Dzień bez zakupów?

Od początku lat 90-tych obchodzony jest Buy Nothing Day - dzień bez zakupów, który przypada w Europie w ostatnią sobotę listopada, a w USA w piątek po Święcie Dziękczynienia. Dzień ten ma być wyrazem protestu przeciwko zbędnym zakupom i nadmiernej konsumpcji. W Polsce po raz pierwszy Dzień bez zakupów odbył się w 2003 r.
Obchodzi się go w bardzo prosty sposób - powstrzymując się od dokonywania jakichkolwiek zakupów. Zamiast tego proponuje się uczestnictwo w wydarzeniach kulturalnych, spędzanie czasu z rodziną i aktywny wypoczynek.

Z pewnością obchodzenie jednego dnia w roku bez zakupów to zbyt mało, aby zmienić konsumpcyjne nawyki. Siła rażenia tego rodzaju zrywów jest niewielka. Z drugiej strony powstrzymanie się od kupowania przez jeden dzień i w dodatku w sobotę to zapewne dla wielu konsumentów duże wyzwanie.

Przy tej okazji możemy zastanowić się, kiedy mieliśmy ostatnio dzień bez kupowania? Może takie dni zdarzają się nam często, a może trudno je znaleźć w kalendarzu?
Nie tak dawno takim dniem była "urzędowo" niedziela. Sklepy były po prostu zamknięte. Obecnie to ulubiony dzień rodzinnych wypraw do centrów handlowych, które przyciągają nas wszelkimi możliwymi "atrakcjami".

Spróbujmy przywrócić niedzieli rodzinny, świąteczny charakter. Spróbujmy tak zorganizować ten dzień, aby było w nim miejsce na wspólne spędzenie wolnego czasu, bez pośpiechu, hałasu, natłoku  reklamy, która i tak bombarduje nas przez pozostałe dni tygodnia. Odmawiając udziału w konsupcyjnym spektaklu supermarketów i centrów handlowych w niedziele być może pomożemy odetchnąć także tym, którzy muszą w ten dzień pracować dla naszego zadowolenia.
Poza tym odmowa kupowania w niedziele (ew. w inny dzień tygodnia) w skali roku daje już 52 dni bez zakupów. Byłaby to już zdecydowanie bardziej odczuwalna forma protestu przeciw zbędnym zakupom i nadmiernej konsumpcji.
Myślę, że przyniosłoby to także wymierne oszczędności. Nie chodzi tylko o ćwiczenia w samodyscyplinie. W atmosferze konsumpcyjnej  fiesty, gdy zadowolenia szukamy w atrakcjach i zakupach, łatwiej o utratę zdrowego rozsądku i rozrzutne wydawanie pieniędzy.

Zachęcam zatem do zaznaczenia w kalendarzu nie tylko ostatniej soboty listopada,  ale wszystkich kolejnych niedziel.


Czasem obrazy przemawiają lepiej niż słowa: W miejsce hasła "Buy Nothing DAY" możemy wpisać "Buy Nothing SUNDAY"!





Pieniądze albo życie - artykuł w Onecie

"Są młodzi i przebojowi, mają atrakcyjną pracę i nieźle zarabiają. Twierdzą, że są szczęśliwi. A cały swój dobytek bez problemu mieszczą w jednym plecaku. Minimaliści pokazują, że majątek może być jedynie przeszkodą na drodze do dobrego życia."

To nagłówek z artykułu Arka Łukaszewicza "Pieniądze albo życie", m.in. o moim stosunku do rzeczy materialnych i dobrowolnej prostoty. Możecie przeczytać go tutaj. Z drobną uwagą : nagłówek nie odnosi się do mojej sytuacji życiowej (: Wygląda na to, że znowu zostałem zaliczony w poczet minimalistów, choć za takiego siebie nie uważam.

W mediach obserwuję zainteresowanie minimalizmem jako pewnego rodzaju modą. Koncentrują się one na materialnej stronie zagadnienia - ograniczaniu liczby posiadanych przedmiotów. Obawiam się, aby to spłycenie tematyki nie zaszkodziło samemu minimalizmowi i temu co ma najbardziej uniwersalnego do przekazania.
W przeciwieństwie do tak okrojonego minimalizmu "dobrowolna prostota" jest pojęciem znacznie szerszym i -moim zdaniem- adresowanym do każdego, w tym do rodzin z dziećmi. Podziwiam osoby, które potrafią żyć mając cały dobytek w plecaku, ale jest to swoisty "luksus" zarezerwowany dla młodych singli. Dobrowolna prostota koncentruje się najpierw na tym, co wewnątrz, na motywacji, rozpoznawaniu rzeczywistych potrzeb i wartości. Ograniczenie liczby przedmiotów i praktyczne sposoby na oszczędne życie są konsekwencją, nie zaś motywem przewodnim dobrowolnej prostoty.

Wspomniany artykuł w Onecie uważam za całkiem pożyteczny, jeśli chodzi o "odmaterializowanie" minimalizmu i dobrowolnej prostoty, wskazuje po trosze na ich "duszę". Mam nadzieję, że przekona do tego stylu życia także tych, którzy - parafrazując nagłówek - "są wiekowo dojrzali, mało przebojowi i zarabiają niewiele".
Dobrowolna prostota jest dla każdego. Zapraszam!

Jak wydłużyć przydatność

Ten szyk, ten blask!
Jakie urządzenia AGD, meble, przedmioty codziennego użytku są w waszych domach najstarsze? Ile lat posiadamy przeciętnie daną rzecz zanim powędruje do kosza na śmieci? Zepsuła się (i nie da się naprawić) czy zrobiła "przestarzała" w porównaniu z nowymi produktami? Jak długo nosimy ubrania, buty, torebki, krawaty, zegarki, telefony? Czy wymieniamy je, bo się zużyły, czy też dlatego, że znudziły albo zmieniła się moda, pojawił nowoczesny design lub nowy gadżet?
Ze zdziwieniem odkryłem kiedyś w sklepie z AGD lodówkę z wbudowanym telewizorem. Zegarki posiadają tyle funkcji, jakby zostały przygotowane dla Agenta 007. Porcji informacji o nowych gadżetach dostarczy niezawodnie LOGO, miesięcznik dla mężczyzn, którzy "chcą mieć pewność, że dobrze wydają swoje pieniądze".
Jakim cudem ludzie mniej cywilizowani lub żyjący w dawnych czasach mogą/mogli być szczęśliwi, obywając się bez większości  przedmiotów, które rzekomo są niezbędne, aby normalnie funkcjonować?

Zakupy w szarej strefie

Nie, nie będzie to post o kupowaniu bez cła, podatków czy spod lady. Szarą strefę naszych zakupów tworzą nasze własne nieprzemyślane wydatki, kupowanie bez zastanowienia, pod wpływem impulsów, reklam, różnego rodzaju promocji i obniżek, które rozpalają wyobraźnię do czerwoności.
Szara strefa to nasze emocje. Niby postępujemy racjonalnie, ważymy argumenty za i przeciw, podejmujemy starannie przemyślane decyzje i potem się ich trzymamy. W rzeczywistości zakupy i wydawanie pieniędzy to jedna ze sfer, w których nasz zdrowy rozsądek ustępuje miejsca uczuciom. Często musimy się bardzo nagimnastykować, aby pragnienie zakupu opakować w pozory racjonalnej decyzji. Nie tylko przed bliskimi nam osobami, ale także wobec siebie.

Podaruj sobie prezenty, czyli jak uniknąć przedświątecznej gorączki

Wprawdzie do Świąt (dla jasności dodajmy, że chodzi o Boże Narodzenie) jeszcze daleko, co nie znaczy, że już wkrótce nie zobaczymy w sklepach pierwszych bożonarodzeniowych produktów. Niemożliwe?
Jak donosiły media wraz z końcem wakacji, czyli nawet na 110 dni przed Świętami, w brytyjskich marketach Tesco pojawiły się pierwsze reklamy i towary bożonarodzeniowe. W Polsce w ubiegłym roku pierwsze takie produkty pojawiły się w sklepach już 4 listopada. Tłumaczy się nam, że ma to ułatwić klientom rozłożenie wydatków w czasie. Niezwykła to troskliwość o stan naszych portfeli. Chodzi oczywiście o jak najwcześniejsze wytworzenie specyficznej atmosfery, pod wpływem której wydajemy więcej niż możemy. 

Pamiątki, wspomnienia, mucha w bursztynie...

Szczególnym rodzajem przedmiotów są różnego rodzaju osobiste pamiątki. Zagracają nie tylko zewnętrzną przestrzeń naszych mieszkań, ale także nasze wnętrze. Z czasem uświadamiamy sobie, że ta sterta staroci ma coraz mniejszy związek z nami samymi. Dlatego jakiś czas temu pozbyłem się wszystkich swoich notatek, listów, widokówek, dzienników, szkolnych zeszytów, świadectw i rysunków. Wydawało mi się, że ich gromadzenie będzie miało jakąś ponadczasową wartość.  Może usiądę z dziećmi na sofie i będę miał okazję je pokazać? Jednak ich posiadanie (i przywiązanie do nich) w subtelny sposób ciągnęło mnie wstecz, odwracając uwagę od tego, co aktualne. Gdy pozbyłem się "pamiątek", wreszcie mogłem odetchnąć pełną piersią. Teraźniejszość jest znacznie bardziej atrakcyjna, a chwile z dziećmi lepiej spędzać na zabawie i poznawaniu świata.

Przejrzenie i wyrzucenie osobistych pamiątek jest nieco bolesne, jak odrywanie plastra. Rozstajemy się przecież  z rzeczami, które przylegają najbliżej nas samych. Uświadomiłem sobie jednak, że wszystkie dobre wspomnienia i każde dobre słowo, które spłynęło na pożółkły już papier, są nadal we mnie, w mojej głowie. Mogę do nich sięgnąć w każdej chwili i zamienić w historię do opowiadania dzieciom przed snem. Nie potrzebuję kartonu od butów z pocztówkami z wakacji, które kiedyś wywołały uśmiech na twarzy. Te ciepłe uczucia zostały w mojej pamięci. Na nic zdadzą się stare listy. Ich wartość polegała na tym, że były aktualne dla adresata. 

Często to, kim jesteśmy, utożsamiamy z tym, co posiadamy. Pozwalamy, aby określała nas przeszłość utrwalona w pamiątkach jak mucha w bursztynie. Wolę muchy brzęczące tu i teraz, w teraźniejszości. Wyrzucając stare pamiątki odgracamy także nasze wnętrze, pozbywamy się niepotrzebnego balastu, który czasami przeszkadza nam dokonać zmian w życiu.  Wyjść poza sentymentalne przedmioty, to odważyć się definiować siebie, to kim jesteśmy, głównie przez to, jak o sobie samych myślimy TERAZ (a nie myśleliśmy w przeszłości). Oczywiście od czasu do czasu wracając do ciepłych wspomnień, gdy tylko przyjdzie nam akurat na to ochota.

Minimaliści - reportaż w Trójce

Zapraszam na reportaż z moim udziałem:

"Minimaliści" - Joanna Bogusławska
Wtorek, 25 września, godz.18.15, Program 3. Na blogach minimalistów roi się od pozornie zabawnych dylematów. Czy para skarpetek to jedna rzecz, czy dwie? Czy kosmetyczka pełna kosmetyków to jeden przedmiot?
"Minimaliści" - Joanna Bogusławska
Wielu rzeczom nadają drugie życie, bo nie chodzi o to, żeby wyrzucać, tylko, żeby to jeszcze wykorzystać. W ich życiu jest porządek, wiedzą ile czego mają, żyją prosto i skromnie po to by być w życiu szczęśliwym, a nie przytłoczonym przedmiotami.
O swojej drodze do minimalizmu opowiadają rodziny w tym jedna z czwórką dzieci i Arek pasjonat, który nie wyobraża sobie już życia bez minimalizmu.

Aby wysłuchać reportażu przejdź na stronę Polskiego Radia tutaj

Domowa edukacja finansowa

Nie spotkałem się jak dotąd z programem szkolnej edukacji finansowej dla dzieci. Być może jest to zwyczajne niedopatrzenie, a może wiedza o tym, czym są pieniądze, jaka jest ich prawdziwa wartość i jak nimi właściwie zarządzać, z założenia nie ma nam, konsumentom, być do niczego potrzebna? W rezultacie oszczędności, gospodarności i właściwego korzystania z pieniędzy uczymy się - jeśli w ogóle - dopiero w dorosłym życiu (często na własnych błędach).

Warto zatem podjąć działania, które pomogą dzieciom w radzeniu sobie z pieniędzmi, rzeczami i emocjami, które mogą im towarzyszyć. Oto kilka propozycji:
W przypadku młodszych dzieci (np. 7 lat), jeżeli dostają kieszonkowe, można dać im 3 puste, odpowiednio oznakowane, słoiki. Jeden słoik oznaczamy napisem WYDATKI, drugi OSZCZĘDNOŚCI, a trzeci DZIELENIE (te pieniądze dziecko może przeznaczać na tacę, pomoc potrzebującym, dom dziecka). Poproście dziecko, aby rozdzieliło kieszonkowe pomiędzy słoiki w wybrany przez siebie sposób. Ćwiczenie to ma pokazać, że nie wszystkie pieniądze służą w całości do wydawania. Wkładając nawet drobne kwoty do wszystkich trzech słoików dziecko uczy się, że pieniądze służą także do innych celów, takich jak oszczędzanie i dzielenie się z innymi.

Starszym dzieciom (szkoła podstawowa/gimnazjum) możemy sprezentować solidne notesy z napisem GOTÓWKA. Strony powinny zostać podzielone na kolumny. W jednej dziecko zaznacza DOCHODY, w drugiej WYDATKI. Wyjaśniamy, że dochody to pieniądze, jakie otrzymują, np. kieszonkowe, pieniądze od dziadków lub kwoty zarobione za drobne prace. Przy wydatkach ważne jest zaznaczenie, ile i na co wydały. Następnie dziecko odejmuje kolumnę wydatków od kolumny dochodów, aby wiedziało, ile pieniędzy aktualnie posiada. W ten sposób, począwszy od kupna zwykłego batonika czy loda, stopniowo uczy się ono uważnie obserwować przepływ swojej gotówki.
Jeszcze starszym dzieciom (gimnazjum/liceum) można przekazać środki na określoną kategorię wydatków, np. na ubrania, na ściśle określony okres czasu (pół roku/rok), z góry zapowiadając, że jeśli je wydadzą, nie dostaną więcej pieniędzy. Jeśli przeznaczą wszystko na parę modnych butów i markową torbę, będą musiały liczyć się z ryzykiem ubierania się w stare ubrania lub ciuchy pożyczone od rodzeństwa. Jasno określony limit, oprócz oszczędności i rozważnego wydawania, może także sprowokować do działań twórczych typu szycie własnych strojów. Ta metoda daje dzieciom najwięcej samodzielności, jednocześnie uczy, że nie można mieć wszystkiego, czego sie chce, więc trzeba podejmować mądre decyzje, bowiem pieniądze już raz wydane, to po prostu brak pieniędzy.
Wyjściem do rozmów z dziećmi o materialnej stronie życia mogą być, w zależności od wieku, klasyczne bajki, takie jak O rybaku i złotej rybce, Baśń o złotej kaczce czy Baśń o kwiecie paproci, poprzez które możemy im pokazać problemy związane z posiadaniem rzeczy materialnych: że gromadzenie rzeczy nierzadko prowadzi do chciwości i nieumiarkowania, jest często powodem zmartwień, troski, oczekiwań, a także często oddala od ludzi. Wspólna lektura i rozmowa to okazja do wyjaśnienia, że rzeczy materialne są dobre - służą zaspokojeniu potrzeb naszych i cudzych (dzięki nim możemy pomagać potrzebującym), ale też kaprysów i zachcianek (co może prowadzić do materializmu i konsumpcjonizmu). Wyższym poziomem jest ukazanie dzieciom, że prawdziwym skarbem są dobra niematerialne: szczęścia nie daje gromadzenie rzeczy materialnych, lecz relacje z innymi (miłość, życzliwość, przyjaźń). Rzeczy są środkiem do celu (prawdziwego szczęścia), a nie samym celem, dlatego trzeba dbać o zachowanie prostoty, skromności, pielęgnowanie wrażliwości na potrzeby innych, odróżnianie potrzeb od zachcianek. 

Od słów do czynów: Na dużym arkuszu białego papieru dziecko rysuje najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymało lub – jeśli to się jeszcze nie zdarzyło – prezent, jakąś rzecz, o jakiej najbardziej marzy. Po zakończeniu rysowania możemy zapytać, jakie uczucia wzbudza w nim sytuacja, że ktoś zabiera, kradnie lub niszczy tę rzecz. Pokazujemy w ten sposób, że posiadanie rzeczy często jest powodem zmartwień, troski, dużych oczekiwań, napięcia, niechęci do dzielenia.
W większej grupie dzieci rozdajemy kolorowe karteczki i prosimy, by napisały lub narysowały, z czym im się kojarzy bycie bogatym (dom, dużo pieniędzy, drogi samochód, jacht, basen w ogrodzie…). Karteczki wrzucamy do kapelusza i odczytujemy na głos. Jakich przedmiotów było najwięcej? Czy człowiek, który to wszystko posiada, jest szczęśliwy?
Przygotuj ilustracje/zdjęcia przedmiotów potrzebnych do życia oraz zbędnych, luksusowych (np. chleb, dom, ubrania, woda, miś pluszowy, książka; luksusowy samochód, iPod, batoniki, Coca cola, droga markowa zabawka itp.) Wykorzystujemy to do rozmowy na temat tego, po co są rzeczy materialne. Dziecko ogląda i klasyfikuje przedmioty na dwie grupy: przedmioty, które zaspokajają nasze i cudze potrzeby (głód, pragnienie, potrzeba schronienia), a więc są dobre oraz przedmioty, które zaspokajają nasze zachcianki, a więc mogą prowadzić do ulegania złudzeniu, że musimy posiadać to i owo, aby być szczęśliwym.

Compact-owe życie, czyli rok bez zakupów

Współczesna ekonomia jest uzależniona od nieustannego nabywania nowych rzeczy: ubrań, mebli i urządzeń, co ma uchronić gospodarkę przed recesją. Większości z nas nie trzeba długo przekonywać. Wymieniamy przedmioty nie dlatego, że uległy zużyciu, lecz dlatego, iż pojawiły się nowe i bardziej atrakcyjne. Zakupy stały się dla wielu osób nie tyle sposobem na zaspakajanie własnych potrzeb, co rekreacją i formą aktywności społecznej. 

Czy zatem można przeżyć rok bez kupowania nowych przedmiotów? Jako społeczeństwo jesteśmy tak wkręceni w konsumpcję, że to zadanie wydaje się niemożliwe do zrealizowania.

Członkowie powstałego w 2006 r. w San Francisco ruchu The Compact przekonują, że ta prosta i radykalna metoda sprzeciwu wobec żarłocznej konsumpcji jest możliwa. Ich zdaniem w erze hiperkupowania zwykły recycling nie wystarczy, aby powstrzymać degradację środowiska i wyczerpanie zasobów. Niezbędna jest zmiana konsumpcyjnej natury naszego społeczeństwa, czemu służyć ma odwrót od przekonania, że to, co nowe, jest lepsze.

Compacterzy przez jeden rok kupują co tylko chcą – pod warunkiem, że są to rzeczy używane. Mogą także wymieniać się rzeczami, których potrzebują. Wyjątki, gdy kupują nowe rzeczy, dotyczą żywności, artykułów higienicznych, niezbędnych lekarstw i bielizny, przedmiotów typu żarówki, okulary, benzyna i opony samochodowe. Preferują wtedy zakupy w lokalnych sklepach, a nie w supermarketach. Korzystają także z niezbędnych usług, chodzą do kina, teatrów i muzeów.
Zdaniem członków ruchu decyzja o czasowym powstrzymaniu się od kupowania nowych rzeczy wyzwala od presji posiadania nowych ubrań, gadżetów i innych przedmiotów, których nie potrzebujemy. Pomaga zredukować bałagan i ilość śmieci zalegających w mieszkaniach oraz uprościć życie. Uczy cierpliwości - rozwiązania przychodzą, jeśli poczekamy, poszukamy potrzebnych rzeczy na wyprzedaży, pchlim targu, przez internet. Zmusza to do zwolnienia zakupowego tempa. Oczywiście plusem są wymierne oszczędności.

To, że nie jesteśmy bezsilni wobec nawyku kupowania, może wpłynąć pozytywnie na postawę przyjaciół i rodziny. Pokazuje, że warto zastanowić się dwa razy zanim kupimy coś, co chcemy, a niekoniecznie tego potrzebujemy, naprawić daną rzecz, zanim kupimy nową, czy zrobić własnoręcznie jakiś prezent na Święta. Bardzo ważny w ruchu jest aspekt społecznościowy – jego członkowie służą sobie radą, wsparciem, pomocą w znalezieniu potrzebnej rzeczy, by nie trzeba było jej kupować.

Czy droga członków The Compact zdominuje rynek konsumencki? Nie sądzę, ale jest to inspirująca forma zwrócenia uwagi na prawdę, że powinniśmy być bardziej łagodni dla naszych portfeli i naszej planety. Nie chodzi przy tym o to, aby już na zawsze wyrzec się możliwości kupienia nowej rzeczy, ale - o czym pisałem w Regule 90% - stopniowo, na miarę możliwości, zmieniać swoje nawyki zakupowe i stojące za nimi przekonania.

Do noworocznych postanowień daleko, ale może dla niektórych kolejny rok będzie rokiem bez kupowania? Zobaczymy... 

Strony poświęcone tematowi:
The Compact
My Year Without Spending
The Non-Consumer Advocate

Jak wychować konsumpcjonistę

Od czasu do czasu warto zastanowić się nad tym, czym bawią się i co czytają nasze pociechy. Moje dzieci nie przechodziły fazy zbierania różnego rodzaju zabawek, których jedynym zadaniem jest to, że się je posiada. Mam na myśli kucyki pony, pet shopy, paskudne chomiki, które jeżdżą po zjeżdżalni przeraźliwie kwicząc, zapachowe zabawki o nazwie śmierdziele, demoniczne figurki monster high, kolekcje lalek Barbie. Nie powiem, że było to łatwe, zwłaszcza gdy widziały u swoich koleżanek dosłownie opasłe reklamówki pełne małych figurek, które patrzą na ciebie tymi wielkimi oczami wywołującymi falę serdecznego współczucia (po prostu musisz je mieć). Jakie efekty przyniesie wychowanie do beznadziejnego w istocie zbieractwa?

Pieniądze albo życie - Krok 6. Szanuj energię życiową - część druga: 101 sposobów na oszczędności

A oto kolejny wpis z cyklu opisującego 9 kroków do niezależności finansowej, będący kontynuacją kroku 6, w którym autorzy Your Money or Your Life udzielają praktycznych wskazówek, jak zmniejszyć poziom miesięcznych rachunków. W poprzednim poście była mowa o 10 najważniejszych sposobach na zaoszczędzenie pieniędzy. Pora zatem na obiecane 101 sposobów na oszczędności. Wymienię prawie wszystkie występujące w książce (niekiedy dodając coś od siebie), chociaż część z nich może nieco odbiegać od polskich realiów. Jak zwykle niech każdy skorzysta z tego, z czego akurat może i na co ma ochotę. Zapraszam!

Dobrowolna prostota sposobem na recesję


Podobno jesteśmy w przededniu nowej fali kryzysu i tym razem finansowe tsunami  nie ominie także naszej "zielonej wyspy". Jak widać metoda leczenia za pomocą trucizny, czyli pompowania publicznych pieniędzy w sektor finansowy, okazała się w dłuższej perspektywie mało skuteczna. Pocieszające jest to, że tylko 2,6 proc. gospodarstw domowych inwestuje na niepewnej giełdzie. Z drugiej strony dane statystyczne (Diagnoza społeczna 2011) wskazują, że prawie 63 proc. polskich gospodarstw w ogóle nie posiada oszczędności, a ci, którzy je posiadają, są średnio trzy miesięczne pensje od bankructwa. Większość z nas stąpa po kruchym lodzie.

Paradoksalnie recesja to dobra okazja do przemyślenia własnych nawyków finansowych, ograniczenia konsumpcji, odwrotu od obowiązujących ideałów wymagających pieniędzy, statusu i dóbr materialnych. Globalny kryzys finansowy to z pewnością forma terapii wstrząsowej, ale czasem trudno inaczej obudzić się z konsumpcyjnego letargu. W mniejszej skali finansową zapaść możemy przeżywać w przypadku utraty pracy, upadłości własnej firmy lub innych, bardziej osobistych, kataklizmów, jak utrata osoby bliskiej czy choroba. Chyba do tych zdarzeń można zaliczyć także przejście na emeryturę, gdy wysokość miesięcznych dochodów radykalnie spadnie.
Dobrowolna prostota sprawdza się zarówno w czasie dobrobytu, kiedy -redukując wydatki- możemy akumulować oszczędności, jeszcze bardziej w obliczu kryzysu, gdy coraz więcej osób zastanawia się, co dalej, jak poradzić sobie z ograniczonym budżetem. Oto kilka podstawowych wskazówek:

1. W obliczu tarapatów zachowaj spokój. Spróbuj potraktować trudną sytuację jako rodzaj nowego początku, zmiany, która może przynieść nieoczekiwane rozwiązania. Często trudno nam zacząć nowe życie i potrzebujemy "lekkiego" popchnięcia przez los. Historia pokazuje wiele przykładów osób, które nie poddały się trudnym okolicznościom.
Jako dorastający chłopak doświadczyłem wieloletniego bezrobocia ojca i kilku przeprowadzek. Z perspektywy czasu potrafimy teraz z dystansem podchodzić do wspomnień o prawie całkowitej utracie dobytku, a minimalistyczne oczekiwania moich rodziców to owoc zweryfikowanego przez tamto doświadczenie przekonania, że nie warto gromadzić skarbów na ziemi. 

2. Nie jesteś sam. Działaj wspólnie. W obliczu trudności nie wahaj się zwrócić o pomoc do rodziny, przyjaciół i znajomych. Nie chodzi tylko o pomoc finansową, ale o różnego rodzaju wsparcie. Omów sytuację z dziećmi. Całą rodziną opracujcie strategię działania i podejmijcie nowe wyzwania.

3. Nie zaciągaj nowych długów, spłacaj obecne. Jeżeli przeżywasz przejściowe trudności - skontaktuj się z wierzycielami i negocjuj tymczasowe warunki spłaty. Twoja postawa zazwyczaj zyska uznanie. Nie opłaca się unikanie wierzyciela, który może podjąć drastyczne kroki.

4. Już teraz wydawaj mniej niż zarabiasz. Jest to klucz do finansowego bezpieczeństwa w dobrych, jak i zwłaszcza w złych czasach. Jeżeli nasze dochody nie pokrywają wydatków w przypadku utraty pracy lub zmniejszonego dochodu blisko do finansowego kryzysu.

5. Kontroluj wydatki. Być może wydaje ci się, że problemem jest to, iż nie zarabiasz dostatecznie dużo. Zarabianie więcej nie jest odpowiedzią. Jeżeli nie kontrolujemy wydatków z reguły przekraczają one nasze dochody, nawet jeśli te ostatnie wzrastają. Ponadto niewielu ludzie ma świadomość, ile tak naprawdę wydaje. Każdy może zapanować nad swoimi wydatkami i zmniejszyć je w pewnych obszarach życia. Obserwuj swoje wydatki i analizuj je w celu odkrycia, w których dziedzinach można je zredukować lub obciąć.
Ze swojego doświadczenia wiem, że wydatki bardzo szybko doganiają wzrost dochodów. Gdy pracowałem na dwa etaty, przede wszystkim aby opłacić niepubliczną szkołę dla dzieci, myślałem o związku pomiędzy wysokością dochodów a naszymi rosnącymi wydatkami. Zastanawiałem się, na ile możliwy i bolesny byłby proces odwrotny - obniżania wydatków. Rok temu zrezygnowałem z dodatkowego etatu i pomyślnie zredukowaliśmy wydatki blisko o 2 tys. zł. Myślę, że zwykle dopiero presja zewnętrznych okoliczności uświadamia nam, jakie są nasze rzeczywiste potrzeby i co możemy robić, aby je zaspokoić.

6. Zbuduj poduszkę finansową na pokrycie nieprzewidzianych wydatków. Oprócz redukowania długów, kluczem do wolności finansowej jest posiadanie pieniędzy na wypadek nieprzewidzianego zdarzenia, np. utraty pracy, choroby, konieczności naprawy samochodu. Zgromadź oszczędności w wysokości umożliwiającej pokrycie podstawowych wydatków przez kilka miesięcy. Wprawdzie najczęściej wskazywanym przez Polaków powodem nieoszczędzania jest brak pieniędzy, jednak nie zawsze jest to równoznaczne z rzeczywistym brakiem możliwości odłożenia kilkudziesięciu złotych miesięcznie. Kontrola wydatków, o jakiej mowa w punkcie 5, może pomóc w wygospodarowaniu choćby niewielkich kwot.

7. Oszczędzaj na przyszłość, ale na konkretny cel. Oszczędzanie na bliżej niesprecyzowany cel nie przyniesie spodziewanych efektów. Poza tym nigdy nie będziesz wiedział, kiedy uzbierałeś na to "coś" wystarczająco dużo. Część oszczędności będzie przeznaczona na zmianę samochodu, wymianę dachu, podróż i inne podobne wydatki. Ważne, aby tego rodzaju dużych wydatków nie finansować za pomocą kredytu. Poza tym potrzebujemy pieniędzy, aby je inwestować i móc w przyszłości ograniczyć aktywność zawodową. 

8. Żyj w pełni świadomie. Nie daj się zwieść tym, co mają inni. Cokolwiek kupisz, upewnij się, że jest to ci rzeczywiście niezbędne. Nie kupuj domu większego niż potrzebujesz ani nowego samochodu tylko po to, by dotrzymywać kroku obowiązującym trendom. 

Jestem przekonany, że postępowanie według podanych zasad sprawi, iż będziemy przygotowani na każdą finansową zawieruchę, niezależnie od tego, czy pojawi się ona w skali makro czy mikro. Chociaż miejmy nadzieję, że nie pojawi się wcale. 

Zakupowe wpadki

Doświadczenie konsumenckie pokazuje, że nie tak trudno stać się ofiarą nieudanych zakupów. Niestety, uczymy się przeważnie na własnej kieszeni. Swoją bezcenną wiedzę możemy przekazywać kolejnym pokoleniom zakupowiczów.  Jeśli macie na koncie jakieś nieudane transakcje (dotyczące przedmiotów, usług, "promocji", ofert, itp.) zapraszam do dzielenia się nimi z czytelnikami. Warto podać, z jakiego powodu uważamy dany wydatek za nieudany. Może w ten sposób pomożemy komuś ominąć zakupowe rafy i mielizny?

Zaczynam od siebie:
1. Tornister dla dziecka z plastikowym zapięciem (kupiony w Tesco, 70 zł). Zapięcie popsuło się już drugiego dnia w szkole (puściły plastikowe nity). Niestety wyrzuciłem paragon. Warto kupić tornister z zapięciem wykonanym z metalu. I trzymać paragony...

Pół żartem, pół serio. Vol. 2

Witam wszystkich po przerwie. Na początek trochę humoru.


"Jak zostać bogatym": Rozdział 1. Nie trać pieniędzy.
Nie kupuj bezużytecznych bzdur jak ta głupia książka.


Mała przerwa na oddech...

Drodzy Czytelnicy,
przez najbliższy miesiąc nie będę aktywny na blogu. Wyjeżdżam z rodziną na wakacje, bez komputera. Ale nie bez dobrowolnej prostoty - bez niej nie potrafię się obyć.
Dzięki Wam ostatnie 5 miesięcy spędziłem bardzo pracowicie, dzieląc się swoimi przemyśleniami w kolejnych postach. Dziękuję tym, którzy życzliwie zachęcali mnie do pisania, zamieszczali swoje komentarze. Dziękuję także za listy. Dobrze wiedzieć, że wartość prostego, oszczędnego życia jest bliska tak wielu osobom.
A już od września będziecie mogli przeczytać na blogu nowe, mam nadzieję, że ciekawe, wpisy. Już teraz zapraszam!!!

  


Wolny czas, to więcej miejsca na marzenia i snucie planów.  Żegnając się, chciałbym zaproponować Wam proste ćwiczenie polegające na spisaniu wizji dotyczącej przyszłego życia.

Reguła 90%


Perfekcjoniści wyznają niekiedy zasadę, że jeśli nie potrafisz zrobić czegoś na 100%, lepiej nie rób tego wcale. Zmieniając swoje życiowe nawyki często dajemy za wygraną, kierując się podświadomie przekonaniem, że liczy się tylko sukces na poziomie 100%. Nie będę minimalistą, jeżeli nie potrafię żyć z niewielką liczbą przedmiotów. Moje życie nie będzie proste, jeśli nie będę kupował tylko rzeczy używanych. Nie będę oszczędny, jeśli wydając pieniądze na jedzenie nie zmieszczę się w wyznaczonej kwocie. Nie będę zdrowo się odżywiał, jeśli czasami zjem czekoladowy batonik.

Życie z perfekcjonistą nie jest łatwe. Dla mnie na przykład dużym wyzwaniem jest chodzenie z rodziną do restauracji na obiad, chociaż robimy to naprawdę wyjątkowo. Świadomość rachunku, jaki przyniesie kelner (i ile zaoszczędzilibyśmy jedząc w domu), bywa paraliżująca na tyle, że tracę dobry humor. Zdarzyło mi się też wyrzucić o jedną rzecz za wiele, bez uzgodnienia tego z innymi domownikami. 

Innym błędem jest wprowadzanie zbyt wielu zmian naraz, co często niweczy nasze najlepsze nawet starania. Zwłaszcza zmiany w stylu życia, przy całym entuzjazmie do zagadnienia, są trudne do wprowadzenia, bowiem oznaczają zmianę naszych nawyków, a te kształtują się w dłuższym okresie czasu. Próba zmiany wielu rzeczy naraz może napotkać zbyt duży opór ze strony naszego dobrego samopoczucia, nie mówiąc już o naszym najbliższym otoczeniu. Bunt na pokładzie zażegnamy odpowiednio wcześnie, jeśli zmiany będą następować drobnymi kroczkami. Z mojego doświadczenia wynika, że warto pracować nad jedną rzeczą przez 2 tygodnie (jeśli nie dłużej) i następnie dodać kolejną. Dobrze także przekonać do swoich pomysłów osoby najbliższe, aby zapewnić sobie ich wsparcie. Niektóre zmiany, np. przejście na dietę bezmięsną, rezygnacja z telewizora, radykalne oszczędzanie, wymagają rodzinnej narady i wspólnej decyzji (nie pomijałbym także głosu dzieci, zwłaszcza tych starszych).  

Czytając blog Angeli Burton My Year Without Spending natknąłem się na regułę 90%, która głosi, że wielu ludzi robiących różne rzeczy na poziomie 90% daje w efekcie więcej korzyści niż garstka działających na 100% perfekcjonistów. Przez "rzeczy" rozumiem tutaj recycling, ograniczenie konsumpcji, oszczędne życie, kupowanie rzeczy używanych, jedzenie zdrowej, ekologicznej  żywności, suszenie prania na sznurze (zamiast w suszarce), itp. 

Zmiana nawyków życiowych w kierunku prostszej, zrównoważonej i bardziej przyjaznej naszej planecie egzystencji leży w zasięgu naszych możliwości i bez nadmiernego poświęcenia może stać się naszą drugą naturą, a także częścią szerszej kultury. Nie chodzi o powrót do życia bez elektryczności i innych cywilizacyjnych zdobyczy. Chodzi o ukazanie, że nie musimy być bezmyślnymi konsumentami, możemy powtórnie wykorzystywać surowce, żyć w sposób zrównoważony i robić wszystkie te wartościowe i pozytywne rzeczy - krok po kroku.

Przesłanie Angeli Burton, pod którym także się podpisuję, jest takie: Róbmy to, co akurat leży w naszej mocy. Próbujmy na 60, 80 a może i 90%. Jeśli starasz się jeść sezonowo i lokalnie, ale mąż błaga cię o kupienie (przykładowo) jagód w marcu, chyba mu nie odmówisz? Jeśli pada przez 10 dni z rzędu, a ty wysuszysz pranie w suszarce, chyba nie oznacza to, że na zawsze musisz już porzucić suszenie prania na powietrzu? Jeśli nie stać cię na wymianę wszystkich kosmetyków na organiczne, lepiej chyba wymienić je od czasu do czasu lub tylko niektóre, niż porzucać całe to przedsięwzięcie? Żyjecie oszczędnie, ale nie oznacza to, że nie pójdziecie na obiad (bez skrupułów), nie kupicie już czegoś nowego lub nie pojedziecie na wczasy? Odżywiacie się zdrowo, ale przecież można, od czasu do czasu, zjeść białe pieczywo lub nawet parówki? 

Tak więc upraszczajmy życie, oszczędzajmy, kupujmy rzeczy używane, suszmy pranie na powietrzu, uprawiajmy własną żywność, nie używajmy ręczników papierowych, korzystajmy z lokalnej, organicznej żywności, unikajmy chemii i wysoko przetworzonego jedzenia. Róbmy to wszystko na tyle, na ile jest to możliwe - na miarę naszych warunków osobistych, rodzinnych i finansowych. 

Pamiętajmy, że wszyscy od czegoś zaczynaliśmy. Wszyscy robimy to, co potrafimy, szukając u innych wsparcia i inspiracji. Jesteśmy w drodze i -na szczęście- nie jesteśmy na niej sami. 

W poszukiwaniu (straconego?) czasu

Współczesna kultura, w której człowiek żyje w rozdarciu pomiędzy pracą zawodową i tak zwanym czasem wolnym, spowodowała, że często jesteśmy niekonsekwentni: z jednej strony w pogoni za efektywnością wypełniamy po brzegi godziny w kalendarzu, w innych momentach marnujemy je, pozwalając, by przepływały bezczynnie.

Jak korzystamy z własnego, niepowtarzalnego czasu? Czy jesteśmy rozrzutni w gospodarowaniu nim, czy też traktujemy go jako najcenniejsze dobro, którego używamy roztropnie?

Wiele spraw i ludzi domaga się naszej obecności, uwagi, zainteresowania, jednym słowem: naszego czasu, próbując zawładnąć nim kosztem nas samych i naszych bliskich. Od nas zależy, czy na to pozwolimy.

Oto kilka wskazówek, do których nierzadko dochodziłem ucząc się na własnych błędach. Mam nadzieję, że będą pomocne w unikaniu pułapek "straconego czasu":

1. Rozsądnie wybieraj nowe aplikacje i programy komputerowe dostępne w internecie. Mnie samemu nie raz zdarzyło się poświęcić kilka godzin na instalację i zgłębianie obsługi programów, które w praktyce okazywały się zupełnie nieprzydatne. Może warto czasem w dziedzinie software zatrzymać się na tym, co aktualnie całkiem dobrze nam służy?
2. Myślę, że nie warto poświęcać swojego czasu na gry komputerowe, które potrafią (zwłaszcza młodym ludziom) ukraść spory kawałek życia. Czytałem, że rekordziści poświęcają  na grę od kilku do kilkunastu godzin dziennie. 
3. Dzwonią do ciebie z banku lub od teleoperatora z nową ofertą? Nie wahaj się: naciśnij czerwoną słuchawkę, bez tłumaczenia się, że nie masz akurat czasu, bez umawiania się na rozmowę w innym terminie. W wersji soft - krótko i stanowczo daj do zrozumienia, że  nie jesteś zainteresowany. 
4. Z założenia nie biorę udziału w różnego rodzaju ankietach, których wypełnienie ma zająć "tylko kilka minut". 
5. Unikam czytania ulotek i folderów reklamowych. Jeśli już życzliwie biorę je do ręki, wędrują do najbliższego kosza. A te ze skrzynki pocztowej wędrują na makulaturę. 
6. Czytając książki popularyzujące wiedzę na jakiś temat zauważyłem, że ich autorzy mają tendencję do nadmiernego rozwodzenia się nad zagadnieniem, które często można by streścić w krótkim artykule lub wypunktować na 2,3 stronach. Osobiście ujmują mnie książki, które szanują mój czas i zwięźle przedstawiają temat. Myślę, że warto opanować sztukę wybiórczego czytania tego rodzaju obszernych publikacji i wyłapywania istotnych dla siebie faktów. Nie warto czytać ich "od deski do deski".
7. W przypadku beletrystyki dobra lektura to często kwestia gustu. Jeśli czytasz i po kilku stronach fabuła cię nie porwała, daruj sobie i nie czytaj dalej. Ja sam brnąłem wielokrotnie przez książki "dla zasady", nie czerpiąc z tego żadnej satysfakcji. Ostatecznie było to dla mnie stratą czasu.
8. Osobiście wystrzegam się wyjazdów na szkolenia i wyjazdy integracyjne. Moje doświadczenia były takie, że nowych informacji było jak na lekarstwo, wynudziłem się jak mops, czekając na kolejną przerwę na kawę. Dla niektórych taki wyjazd to jedynie okazja do "dobrej zabawy", co też mnie akurat nie interesuje. Wolę ten czas spędzić w domu, z bliskimi, a wiedzę zawodową czerpię z książek i internetu. 
9. Nie czytaj tygodników i miesięczników "branżowych" poświęconych danej dziedzinie np. wychowaniu dzieci, zdrowiu, remontom i wyposażeniu mieszkania. Zwykle po kilkunastu numerach tematy wracają jak bumerang. 
10. Nie oglądaj telewizji. Skakanie po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego doczekało się fachowej nazwy (tzw. zapping).  Wszystkie najświeższe informacje znajdziesz w internecie.
11. Nie czytaj wszystkich przychodzących maili. Rozsądnie zapisuj się na newslettery. Ja mam specjalne (śmieciowe) konto, czasem wymagane przez niektóre witryny internetowe, na które przychodzą "wiadomości" niewarte mojej uwagi. Przeglądam je tylko pobieżnie raz na jakiś czas. 
12. Panuj nad swoją przestrzenią informacyjną - czytaj, oglądaj tylko to, co rzeczywiście jest zgodne z twoimi zainteresowaniami i priorytetami. Nie surfuj po internecie bez celu, z nudów. Znajdź kilka wartościowych witryn dostarczających umiarkowaną porcję wiedzy i informacji. 
13. Rozsądnie wybieraj zaangażowania, nowe obowiązki, zainteresowania, którym przecież trzeba będzie poświęcić dodatkowy, specjalny czas. 
14. Miej zawsze pod ręką ciekawą książkę. Nie będziesz tracił czasu w kolejce na poczcie, w banku, sklepie, przychodni czy w czasie dojazdów z/do pracy. 
15. Rozsądnie podchodź do wyprzedaży i okazji. Może dla kilkunastu złotych nie warto tracić godziny na dojechanie do sklepu.
16. Wahając się przy podejmowaniu decyzji (zwłaszcza tych błahych, np. przy wyborze płatków lub dezodorantu) zamiast mnożyć argumenty za i przeciw - rzuć monetą. Proste i szybkie.
17. Nie spędzaj czasu w centrach handlowych. 
18. Przed wyjściem z domu zastanów się, co chcesz zrobić, kupić. Sprawdź zawczasu rozkład jazdy. Zadzwoń do sklepu, czy mają to, czego potrzebujesz. Wiele rzeczy można zrobić nie wychodząc z domu. 
19. Pozwól rosnąć sprawom, które nie zawsze wymagają naszej aktywności. Odrobina lenistwa i odkładania spraw na potem pozwala wybierać to, co naprawdę ważne, choć niekoniecznie pilne. 
20. Naucz się zawężać pole wyboru - nie wszystko da się (i trzeba) obejrzeć, przeczytać...