"Są młodzi i przebojowi, mają atrakcyjną pracę i nieźle zarabiają. Twierdzą, że są szczęśliwi. A cały swój dobytek bez problemu mieszczą w jednym plecaku. Minimaliści pokazują, że majątek może być jedynie przeszkodą na drodze do dobrego życia."
To nagłówek z artykułu Arka Łukaszewicza "Pieniądze albo życie", m.in. o moim stosunku do rzeczy materialnych i dobrowolnej prostoty. Możecie przeczytać go tutaj. Z drobną uwagą : nagłówek nie odnosi się do mojej sytuacji życiowej (: Wygląda na to, że znowu zostałem zaliczony w poczet minimalistów, choć za takiego siebie nie uważam.
W mediach obserwuję zainteresowanie minimalizmem jako pewnego rodzaju modą. Koncentrują się one na materialnej stronie zagadnienia - ograniczaniu liczby posiadanych przedmiotów. Obawiam się, aby to spłycenie tematyki nie zaszkodziło samemu minimalizmowi i temu co ma najbardziej uniwersalnego do przekazania.
W przeciwieństwie do tak okrojonego minimalizmu "dobrowolna prostota" jest pojęciem znacznie szerszym i -moim zdaniem- adresowanym do każdego, w tym do rodzin z dziećmi. Podziwiam osoby, które potrafią żyć mając cały dobytek w plecaku, ale jest to swoisty "luksus" zarezerwowany dla młodych singli. Dobrowolna prostota koncentruje się najpierw na tym, co wewnątrz, na motywacji, rozpoznawaniu rzeczywistych potrzeb i wartości. Ograniczenie liczby przedmiotów i praktyczne sposoby na oszczędne życie są konsekwencją, nie zaś motywem przewodnim dobrowolnej prostoty.
Wspomniany artykuł w Onecie uważam za całkiem pożyteczny, jeśli chodzi o "odmaterializowanie" minimalizmu i dobrowolnej prostoty, wskazuje po trosze na ich "duszę". Mam nadzieję, że przekona do tego stylu życia także tych, którzy - parafrazując nagłówek - "są wiekowo dojrzali, mało przebojowi i zarabiają niewiele".
Dobrowolna prostota jest dla każdego. Zapraszam!
"W mediach obserwuję zainteresowanie minimalizmem jako pewnego rodzaju modą. Koncentrują się one na materialnej stronie zagadnienia - ograniczaniu liczby posiadanych przedmiotów. Obawiam się, aby to spłycenie temtyki nie zaszkodziło samemu minimalizmowi i temu co ma najbardziej uniwersalnego do przekazania." - o,o. Mam to samo zdanie.Zresztą, z rodziną nie tak łatwo wszystko zmieścić do jednego plecaka ;)Zobaczmy, co ci młodzi single powiedzą za 10 lat - myślę,że wtedy można byłoby pokusić się o ocenę minimalizmu w ich wydaniu...
OdpowiedzUsuńJuż kiedyś pisałem o tym, że dla niektórych minimalizm to taki wyścig do nieposiadania i zawody w dyscylinie: "kto z nas ma mniej".
OdpowiedzUsuńI jak zwykle w takich przypadkach przypominają mi się słowa Lanzy del Vasto: "Używaj rzeczy gdy jest ci potrzebna, wyrzuć gdy stanie sie niezbędna".
Roman
hehhe minimalistą takim prawdziwym faktycznie może być singiel typu moja Sis - mieszka na wynajętym pokoju więc nie otacza się zbyt dużą ilością rzeczy - by zawsze można było łatwo się spakować i iść dalej przez życie, ale jak już się osiądzie na stałe w swoich 4 ścianach - to chęć posiadania rośnie i tutaj sztuką jest nie zagracać przestrzeni i żyć tak jak piszesz w prostocie;) nie potrzebuję setki wazoników, dywaników i słoników by czuć się dobrze:)
OdpowiedzUsuńza świecznik wystarcza butelka po winie - a i róże do butelki wstawić można:) fakt lubię piękne rzeczy do kuchni - ale niech one będą praktyczne :)
Zastanawiam się, ska tyle o minimalizmie ostatnio w mediach. I nie znajduję odpowiedzi. Mediom, zarabiającym na reklamach produktów powinno raczej zależeć na czytelniku-konsumencie niż na minimaliście-antykonsumpcjoniście.
OdpowiedzUsuńDo Zuzanna Anna:
OdpowiedzUsuńMedia traktują minimalizm jako modę, która w swojej naturze jest przejściowa. Osoba, która zostanie minimalistą, pozbędzie się wielu rzeczy. Później jej się odwidzi (media zaczną promować jakąś nową "modę") i co ona zrobi w takiej sytuacji? Poleci na zakupy, by uzupełnić braki :)