źródło |
Jak można się spodziewać, rodziny posiadają dosłownie tysiące rzeczy, zaś wiele z nich to dziecięce zabawki. Okazuje się, że poziom hormonu stresu u kobiet podnosi się w zderzeniu z rodzinnym bałaganem, podczas gdy u mężczyzn nie tak bardzo. Wreszcie istnieje bezpośredni związek między liczbą magnesów na lodówkach a ilością rzeczy w gospodarstwie domowym.
Czy także wy toniecie w rzeczach? Dlaczego jako rodziny nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z napływem kultury materialnej? Autorzy badania wskazują, że rodziny starają się obniżyć liczbę wypraw do sklepu, kupując hurtowe ilości rzeczy. Kupują więcej, a potem zapominają o tym, co kupili. W konsekwencji kończy się to podwójnymi zakupami. Niekiedy zdarza nam się kupić coś, co dawno zalega w czeluści naszych szuflad i szafek.
Ciekawe jest dostrzeżenie związku pomiędzy przerostem stanu posiadania a obecną strukturą rodziny. Dominuje, także w naszym społeczeństwie, tzw. rodzina nuklearna, a więc rodzina mała, dwupokoleniowa, składająca się z rodziców i ich dzieci. Rzadko spotykane są gospodarstwa wielopokoleniowe. Jesteśmy oddaleni od naszych krewnych. Idziemy do pracy, wracamy do domu, a tam mamy tylko cztery godziny czasu na spędzenie ich razem. Czujemy się z tego powodu winni i często kupujemy naszym dzieciom prezenty. W niemałym stopniu do wzrostu stanu posiadania przyczyniają się stęsknieni dziadkowie. Nadchodzi Boże Narodzenie, przychodzą urodziny...
Napływ rzeczy jest nieustanny. Brak jest natomiast ich odpływu. Brak nam rytuałów, mechanizmów pozbywania się rzeczy. Może warto takie wprowadzić? Dobrą zasadą jest opcja one in/one out: kupienie jednej nowej rzeczy oznacza, że pozbywamy się jednej starej. Co do zabawek, warto przeglądać je z dziećmi i uczyć je pozbywania się tych, których dawno nie miały w ręku. Dobrym rytuałem byłoby przygotowanie paczki z zabawkami dla dzieci z domu dziecka. Można także rozejrzeć się, czy obok nas nie żyją osoby potrzebujące pomocy materialnej.
Za nadmiar rzeczy odpowiedzialny jest również nieustanny rozwój nowych technologii. Monitor, komputer kupiony kilka lat temu kosztował nas sporo pieniędzy. Wiemy, ile wydaliśmy na te urządzenia, ale -jak zauważają autorzy badania- jesteśmy zdezorientowani, jeśli chodzi o ich aktualną wartość. Przykładowo, chociaż kupiliśmy unowocześniony wentylator, nie chcemy dzielić się tym starym, bo nie wiem jak odzyskać jego wartość. Myślimy, że może go "kiedyś" sprzedamy. Dane urządzenie wędruje więc do garażu i tam pozostaje, ponieważ jesteśmy zbyt zajęci innymi sprawami. Warto więc z wdziękiem rozstawać się ze starymi urządzeniami, aby nie zalegały w naszych piwnicach, garażach i szafach.
Ważna informacja dla kobiet. Okazuje się, że sposób, w jaki matki opowiadały o swoich domach, był jakościowo różny od tego, jak robili to ojcowie. Było jasne, że matki w konfrontacji z nadmiarem przedmiotów doświadczają większej ilości stresu. Kobiety odczuwały natomiast mniejszy stres, kiedy rozmawiały o swoim dniu z mężami. Jaki z tego wniosek? Na pewno taki, że warto więcej rozmawiać, dyskutować, ale także bardziej świadomie dzielić się domowymi obowiązkami, z których niemała część związana jest z utrzymaniem stanu posiadania w jako takim porządku, tak aby kobiety nie czuły się przytłoczone ich nadmiarem.
A teraz małe ćwiczenie: udajcie się do kuchni i zbadajcie stan waszej lodówki. Ile macie na niej magnesów i innych rzeczy? Średnio rodziny uczestniczące w badaniu miały 55 obiektów na lodówce. Podobno istnieje ścisły związek między bałaganem a zagęszczeniem rzeczy na lodówce. Niestety, nie działa to odwrotnie: usunięcie magnesów nie rozwiąże problemów z nadmiernym posiadaniem. Ale może być tym pierwszym krokiem!
Jak wypadło ćwiczenie? Może podzielicie się wynikiem...
Uff, odetchnęłam z ulgą. Mamy tylko 2 magnesy - ze względów praktycznych, chociaż najchętniej i ich bym się pozbyła. :)
OdpowiedzUsuńCiekawe badania, dzięki za zreferowanie!
Świetny wynik, u mnie 7. Co jakiś czas lodówka obrasta w rysunki dzieci, które wędrują do pudeł i tak na okrągło.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie mam magnesów, zawsze mnie drażnił ten zwyczaj, kojarzy mi się z amerykańskimi filmami, gdzie na lodówce wiesza się jakieś cuda wianki,laurki dzieci, rodzinne liściki "miłosne". Podobnie jak zwyczaj obstawiania biurek w pracy zdjęciami rodziny. Wydaje mi się, że to przerost formy nad treścią - mało czasu spędzamy razem, więc musimy sobie w inny sposób pokazać, że się kochamy. Coś jak z tymi zabawkami kupowanymi dzieciom z poczucia winy. Ale mimo,że nie mam magnesów, kupuję jeszcze dużo zbędnego jedzenia, które zalega w lodówce, do zepsucia. Pracuję nad tym. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńU mnie trzy...
OdpowiedzUsuńJeden trzyma zawartość zamrażalnika
Drugi spis obiadów na najbliższe 2 tygodnie
Trzeci... a tak sobie jest (kiedyś była tam dieta)
Nie wiem za ile mógłbym sprzedać jakiegoś "przydasia" zalegającego w szafie lub piwnicy? Oddaję go za darmo... ba, łatwo mi dzis mówić, ale uczyłem "nieprzywiązywania do przydasiów" kilka ładnych lat...
Życie na jachcie nauczyło mnie jednak swoistego minimalizmu...
Dziś nie ma sentymentów, zwłaszcza, że na zdecydowaną większość "przydasiów" zawsze znajdzie sie ktoś, komu jeszczemoże sie on przydać.
Wyjątkiem są książki, dużo książek... Ich nie potrafię (dotyczy to "twardego jądra" 500-600 egz.) się pozbyć. I chyba nawet nie chcę potrafić...
Roman
Coś w tym jest!
OdpowiedzUsuńU mnie sześć, wyłącznie pamiątkowych z osobiście odwiedzonych miast - bo lubię.
u mnie jeden :) z grecji poza tym nie mam rzadnych pamiątek, postanowiłam sobie, że tylko magnesy będą takimi jedynymi pamiątkami jak bede w jakimś kraju..no i kilka zdjęć..a inne bibeloty poszły do kosza (lub do znajomych) a co w lodówce? hmm u mnie pustka :P hehe mieszkam sama i jem wszystko na bieżąco.. śniadanko kupuje rano a robie w pracy... nie kupuje rzadnych gotowych dań! myśle nad swoim blogiem ale .. szkoda mi czasu na siedzenie przed kompem phi :) pozdrawiam minimalistka ! bo tak uważam się za Nią :)))
OdpowiedzUsuńI'm sory za błędy w koment wyżej! .. żadnych błędów można nie robić ale jak się jest przed kawą rano i podekscytowanym przez wpis:) to tak czasem wychodzi :)
OdpowiedzUsuńTo ja będę chyba wyjątkiem potwierdzającym regułę- 20 magnesów :) z miejsc, w których byliśmy i które pokochaliśmy... Bo lubimy.
OdpowiedzUsuńAle w szafach i szafkach dużo przestrzeni- wszystko co według naszej oceny zbędne- rozdane, sprzedane, oddane. Początkowo z konieczności (mieszkanie w kawalerce i brak przestrzeni), teraz z przyjemności- przy okazji okresowych porządków. Wciąż się okazuje, że coś jeszcze może zostać zminimalizowane. I tak od ponad roku. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć, ile rzeczy nam ubyło (duuuużo), choć nigdy nie byłam specjalnym chomikiem.
Racjonalne pozbywanie, racjonalne kupowanie. Ostatnie zakupy związane z nowym członkiem rodziny, który zawita do nas już na dniach. Zakupy bardzo rozsądne. Zobaczymy jak będzie dalej. Chciałabym w miarę możliwości utrzymać poziom przestrzeni w mieszkaniu, ale najbardziej chyba obawiam się wizyt dziadków, cioć i innych naprawdę miłych gości, którzy jednak z minimalizmem delikatnie mówiąc nie mają nic wspólnego :) tym bardziej, że w moje rodzinie to będzie pierwszy i to długo wyczekiwany Maluszek i dziadkowie już "szaleją" :) I tak się zastanawiam jak pogodzić ich chęć rozpieszczania pierwszej Wnusi także zabawkami i przedmiotami z moim bardziej minimalistycznym podejściem, którego oni nie rozumieją. A ja nie chcę też odbierać im tej radości, a na reformowanie i zmianę ich postrzegania raz że chyba już za późno, a dwa- to co dla mnie dobre nie znaczy że dla nich także :) Mam nadzieję, że damy radę :)
Gratuluję minimalizowania zasobów. Z maluszkiem to jeszcze większe wyzwanie! Co do rodziny to albo przeczekacie okres gryzaczków, pluszaczków, śliniaczków na każdy dzień miesiąca (:, albo spróbujecie zareklamować minimalistyczne podejście do życia - u nas dziadkowie składali się na jakąś jedną lepszą zabawkę, może zrobić coś w rodzaju listy potrzeb, która może być listą prezentową. Może lepije stawiać sprawę otwarcie? Na szczęśćie po jamiś czasie sprawy się normalizują.Powodzenia!
OdpowiedzUsuńu nas na lodówce trzy magnesy:jeden jest notesikiem, a dwa podtrzymują nasze portrety narysowane przez syna w szkole. Za to na drzwiach metalowych jest koszmar -stada magnesów podtrzymujących różne 'ważne" karteczki (terminy do lekarza,itp)
OdpowiedzUsuńWitam, zagladam tu od niedawna i milo mipoczytac o tym z czym sama walcze od dluzszego juz czasu (z pewnymi sukcesami). U mnie 5 magnesow (i chyba zaraz zminimalizuje do dwoch)...
OdpowiedzUsuńNatomiast akcja minimalizacji mej wielotysiecznej biblioteki trwa od kilku miesiecy... Rozdaje do bibliotek, wsrod znajomych, znalazlam nawet kontakt do polskiego stowarzyszenia, ktore organizuje biblioteke w Burundii (poszlo tam juz sporo ksiazek z klasyka francuzkojezyczna)... Mysle, ze pod koniec roku biblioteka stanie sie biblioteczka z najwartosciowszymi (dla mnie) egzemplarzami...
Pozdrawiam
Nika
Hm....;)
OdpowiedzUsuńmagnesy 'trzymacze' - 2 szt (plan lekcji, rozpiska brania leków)
magnesy 'zabawowe' - całe stadko (literki, cyferki, puchatki, itp) - córa póki co, uwielbia.
także - okrakiem na barykadzie ;)
A ja mam kilka magnesów nie na lodówce, ale na drzwiach wejściowych. Służą do przyczepiania pocztówek z różnych części świata, przysyłanych czasem od różnych znajomych. Lubię podróże, a także lubię dostawać od czasu do czasu kartkę z jakiegoś mniej lub bardziej odległego zakątka świata i nie widzę powodu trzymania tego w szufladzie. Dodatkowo nasze drzwi są dosyć paskudne, szaro-metalowe i nijak nie pasują do reszty mieszkania, więc te kartki umilają mi ich widok i nie burzą moich doznań estetycznych, bez konieczności wymiany drzwi. Miło tak sobie mimochodem patrzeć na te wszystkie pocztówki, każda niesie historię czyjejś podróży lub jakieś wspomnienia i zachęca do wyruszenia w świat :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
u mnie zero, nie lubię tego typu ozdobników, wolę raczej puste przestrzenie, bo nie ma wrażenia bałaganu. a w lodówce raczej pustki. nawet ostatnio moja mama zapytała jak ja to robię, że lodówka pusta a wszyscy chodzą najedzeni :) hahahah. rozbawiła mnie, ale zwróciła moją uwagę na to, bo ja nie zdawałam sobie z tego sprawy, jak bardzo oszczędna jestem w kwestiach jedzenia.
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze nie tak dawno trzy magnesy , teraz jeden ale od dzisiaj będzie dokładne 0 bo mnie dobijają. Za każdym razem żeby umyć lodówkę należało zdjąć magnesy. A jak to robią ci którzy mają ich dziesiąt? Mnie by się nie chciało. Lenistwo proszę państwa.
OdpowiedzUsuńZ tymi magnesami to totalna bzdura. Mam ich mnóstwo na lodówce i mam minimalizm w domu i w życiu, a moi znajomi mają pusta lodówę (na zewnątrz) i bajzel w domu.
OdpowiedzUsuńTak jak na napisałem - usunięcie magnesów nie rozwiąże problemów z nadmiernym posiadaniem. A magnesy dobra rzecz, no może średnio 55 obiektów na lodówce to lekka przesada...
UsuńJa lata nie miałam magnesów-teraz mam 4 malutkie przytrzymujące rysunek synka... Synek pierwszy raz narysował COŚ (a nie bohomazy) -prześmieszny obrazek naszej rodzinki, na którym każdy ma pępek :) i spytał:
Usuń"mamusiu.. nie kochasz mnie,że nie chcesz powiesić mojego obrazka?"
i uległam, bo jak nie poddać się takim argumentom?
wisi sobie sam jeden, bo następnych prac nie dałam już powiesić... pal licho moje poczucie estetyki i harmonii-ważne ,że syn jest dumny.
Wpadłam na ten blog przypadkiem i zostaję :) zaczęłam pozbywać się rzeczy z zamiłowania do porządku, a teraz znalazłam miejsce, które ukazuje inne pozytywy tego działania, również gdzieś mi się tam kołaczące do tej pory po głowie.
Fajny blog, świetnie się czyta-pozdrawiam
Rysunki trzeba podziwiać i eksponować (: Lodówka jako "tablica magnetyczna" nadaje się do tego doskonale... W rysunkach małych dzieci duży pępek u ludzi to chyba kanon. Witam serdecznie na blogu!
UsuńJa nie mam ani jednego magnesu na lodówce, ponieważ jest zabudowana;-) a tak naprawdę jestem strasznym chomikiem i postanowiłam w końcu coś z tym zrobić. Nie wiem za bardzo od czego zacząć, bo ilość rzeczy mnie przytłacza, ale jeśli nie zabraknie mi zapału to myślę, że jakoś pomału się z tym uporam. Blog bardzo inspirujący. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKaśka
haha :D
OdpowiedzUsuńno to u mnie nie ma ani jednego magnesu, a u mojego ulubionego brata lodówki wręcz nie widać.
;-)
co dokładnie przekłada się na ilość posiadanych przez nas rzeczy- tego, że on ma ich wręcz warzylion razy więcej.
nie mam magnesow i nigdy tego nie lubialam. a z niewyrzucaniem jedzenia jestem perfekcyjna :) zawsze bylam co do tego oszczedna ,ja tez jadam bardzo proste rzeczy. nigdy nic nie wyrzucilam , wszystko jest zjadane do konca. :)
OdpowiedzUsuńgdzie mozna oddac niechciane ksiazkki, dekoracje, figurki. sprzedawac nie chce, wyrzucic grzech, co z tymi fugurkami? jest jakas orgaznicja lub fundacja ktora to zbiera?
OdpowiedzUsuńTo zależy,gdzie się mieszka (z komentarza nie wynika) i co mamy do oddania: książki można oddać do biblioteki, zwykle są też tam regały typu książka za grosik i chętni mogą sobie coś zabrać, dekoracje, figurki - trudna sprawa, są lokalne wyprzedaże garażowe, można oddać do domu dziecka (jeśli nadają się do zabawy), a może zapytać sąsiada? Ostatecznie można wystawić przed śmietnikiem (zamiast wrzucać do kontenera) i pewnie znajdzie się chętny. Jeżeli to jakaś kolekcja (i rzecz warta zachodu) proszę zrobić zdjęcie i mi przysłać na pocztę, to wrzucę je na stronę blog na FB, może będą chętni? Pozdrawiam :)
Usuńjestem z okolic krakowa, w bibliotece nie chca, a figurki to takie zwykle, jakies sloniki, kotki, takie duperele a ktos to wyprodukowal i grzech wyrzucic
UsuńSłoniki i kotki to na pewno jakieś dzieci przygarną. Można w lokalnym spożywczaku zostawić z karteczką "do zabrania". Z książkami to można jeszcze spróbować w domu kultury albo jak wyżej. Te szepty "grzech wyrzucić" albo "jeszcze się przyda" czasem trzeba przełknąć jak gorzką pigułkę (ważne, że się próbowało, ale jak widać nie zawsze się da).
UsuńJeśli tak "okolica" nie jest jakoś zbyt odległa od Krakowa, to można wszelkie niepotrzebne przedmioty oddać wspólnocie Emaus:
Usuńhttp://allegro.pl/my_page.php?uid=6958958
To wspólnota byłych bezdomnych, którzy wyszli z bezdomności, mieszkają razem i m.in. prowadzą sklep, w którym sprzedają różne rzeczy otrzymane od ludzi i dzięki temu zarabiają na swoje życie.
Jak widać obecnie nie wystawiają nic na allegro, ale na os. Willowym prowadzą sklep, w którym sprzedają najróżniejsze przedmioty, od figurek, książek, przez ubrania, po całe zestawy mebli. Można im oddać wszystko co jest w dobrym stanie, albo jest zniszczona, ale nadaje się do naprawy (chodzi głównie o meble - wspólnota ma własny warsztaty w którym naprawia i odnawia takie rzeczy). Nie wiem jak poza Krakowem, ale na terenie miasta po duże i ciężkie rzeczy przyjeżdżają swoim samochodem. Mniejsze rzeczy można im dowieść do sklepu, ale najlepiej najpierw do nich zadzwonić i dokładnie zapytać czy przyjmą to co mamy na zbyciu.
* dowieźć - przepraszam za błąd
Usuńbardzo bardzo dziękuje za podpowiedz. tak zrobię, do Krakowa nie mam daleko, oddam emaus a może i ja cos od nich kupie? :) super ze nie wylądują na śmietniku, dzieki
Usuń3 sztuki . Ale fakt od dzisiaj się nie daję i nie będę zbierała magnesów na lodówkę. Bo po co??. Lepiej zrobić więcej zdjęć i potem pooglądać...Od wielu lat już zastanawiam się co potrzebuję. I pamiętam o zasadzie, że pozbywając się czegoś mogę dopiero kupić nową rzecz.
OdpowiedzUsuń