Jakiś czas temu ukazała się książka E-migranci. Pół roku bez Internetu, telefonu i telewizji autorstwa Susan Maushart, która z trójką swoich dzieci na pół roku (tylko) całkowicie odcięła się od nowoczesnych technologii – internetu, smartfonów, telewizji i konsoli, a przez pierwszy tydzień (!) nawet od elektryczności. Książki nie czytałem, może ktoś z Czytelników podzieli się wrażeniami z lektury?
Eksperyment ten wydał mi się dosyć zabawny i pozbawiony zdrowego rozsądku. Zwłaszcza, jeśli chodzi o tydzień bez elektryczności. Jak się bez niej obyć, najlepiej przekonać się w czasie wakacji pod namiotem... Książka ta ma nas przekonać, że nowe technologie wpływają na nasze życie, co w sumie jest wyważaniem otwartych drzwi. Jeśli chodzi o elektryczność ten wynalazek rzeczywiście rewolucjonizuje naszą codzienność od ponad stu lat. A propos podobnych książek i filmów opisujących różnego rodzaju eksperymenty (np. Przepis na klęskę opisujący rok z życia rodziny stosującej dietę z niską zawartością dwutlenku węgla): zawsze mnie ciekawiło, co dzieje się po tym półrocznym – rocznym okresie. Czy coś zmienia się w życiu tych rodzin, czy też wracają po staremu do internetu, smartfonów, telewizji i konsoli…
Czy nowoczesne technologie są wcielonym złem? Czy tylko nie umiemy z nich właściwie korzystać? Proste życie nie oznacza niewątpliwe powrotu do lampy naftowej. Internet i telefon to „zło” konieczne, a właściwie to narzędzia dobre jak każde inne, może tylko potrafią nas uwodzić lepiej niż elektryczna żarówka. Co do telewizji i konsoli - to już narzędzia z innej półki nazwanej eufemistycznie „rozrywką”. Z tych możemy spokojnie zrezygnować (o pożytkach tego radykalnego kroku, i to nie na pół roku, pisaliśmy już sporo na tym blogu).
Tradycyjnie chętnie zacytuję w tym miejscu Henry’ego Thoreau: nasze wynalazki to zwykle śliczne błyskotki, które odrywają naszą uwagę od rzeczy poważnych. Bardzo nam śpieszno skonstruować telegraf magnetyczny z Maine do Teksasu, może atoli Maine i Teksas nie mają sobie nic ważnego do przekazania. Jak gdyby głównym celem było mówienie szybko, zamiast sensownie. Jakże to nadal aktualne!
Aby trochę uwolnić się od natłoku informacji mniej lub bardziej drugorzędnych niedawno zlikwidowałem swoje konto i stronę bloga na FB. Tym kontrowersyjnym -w pewnych kręgach- aktem dołączyłem do grona osób wyznających tradycyjne formy komunikacji (i mam tu na myśli poczciwego maila).
Pół roku bez FB? Kto wie, może to dobry temat na książkę (:
Czy Waszym zdaniem życie bez zaglądania na FB, lajków i "znajomych", a może internetu w ogóle, jest w dzisiejszych czasach możliwe?
Książka dająca do myślenia choć momentami autorka - nie będę ukrywał - trochę przynudza.
OdpowiedzUsuńSam przymierzam sie by "odciać" komrkę na czas jakiś...
Czy da sie żyć bez FB, NK itp itd?
Ależ jak najbardziej. Nigdy mnie nie było w żadnym z serwisów społecznościowych, a mimo wszystko (a moze właśnie dlatego), relacji z innymi ludźmi mi nie brakuje.
Roman
Gdyby nie gry, to spędzałabym w sieci znacznie mniej czasu. Na fb wpadam jak po ogień, telefon służy mi do komunikacji, ale przez większość czasu milczy, tv oglądam bardzo wybiórczo, słucham radia albo płyt, tudzież mp3 z komputera, nie kupuję gazet, ewentualnie jakieś magazyny tematyczne, aczkolwiek przestawiam się właśnie na wersje cyfrową. Sporo czasu można przeznaczyć na czytanie, dzierganie na drutach, szycie czy inne fajne hobby, jeśli zamknie się komputer, odetnie telefon na chwilę czy zgasi tv na cały wieczór. Jeśli mieszkamy z kimś, to można nadgonić konwersacyjne sprawy. Internet jest świetny, jeśli chodzi o poszukiwanie informacji na dany temat - omijam jednak wszelkie tematy główne, o których trąbi się w mediach. Po prostu nie interesuje mnie to, mogę bez tego żyć, świat się nie zawali, a jeśli to coś ważnego, to dowiem się od znajomych.
OdpowiedzUsuńNo własnie, ja podobnie jak 1 anonimowy, tez nigdy nie byłam na portalach społecznościowych a mam bardzo wielu znajomych. Czyli konta na FB nie posiadam i ŻYJĘ. A, kartki świąteczne też wysyłam poczta tradycyjną. Chyba jestem staroświcka. I dobrz mi z tym. Stała podczytywaczka. Gosia.
OdpowiedzUsuń"Fejsa" i innych historii nigdy nie miałam, numer komórki ma tylko mąż i najbliżsi, a na weekendy leży rozładowana i "walnięta" w kącie. Marzę o odcięciu się od neta - na razie używam go co drugi dzień przeglądam blogi, sprawdzam pocztę, informacje, ewentualnie szykuję coś tam do pracy (czekam, aż rodzina dorośnie do odłączenia się na stałe i przerzucanie się na jakąś wersję "na kartę", ale to może potrwać :D)
OdpowiedzUsuńA po co? Nie wystarczy włączać wtedy, kiedy potrzeba? "Na kartę" jest raczej drożej, więc... A z tego, co piszesz, wygląda, że żyjecie dość minimalistycznie - w najlepszym tego słowa znaczeniu. Bez nadmiaru kontaktów, bez nadmiaru siedzenia w sieci i pewnie bez wielu innych nadmiarów:) Więc po co drożej, jeśli można taniej? Chyba że to na kartę nie jest drożej, tylko ja o tym nie wiem. Pozdrowienia!
UsuńMoże i drożej... Nam chodzi raczej o to, żeby pozbyć się jak największej liczby zobowiązań finansowych podpartych umowami... W tamtym roku życie nam dało porządnie po "tylnej części ciała", więc wolimy być wolni od jakichkolwiek zobowiązań...
UsuńRacjonalne podejście. Super:) Czasem "drożej" naprawdę znaczy taniej. Pozdrawiam!
UsuńJest możliwe - jesteśmy najlepszym przykładem z żoną. Nie mamy konta na FB, a tym samym żadnych lajków, żadnych komentarzy itp. Żyjemy normalnie - tak nam się wydaje :-).
OdpowiedzUsuńCo do netu - strasznie ograniczyłem w ostatnim czasie (postanowienie wielkopostne), ale "ciągnie" do niego. Pewnie jak bym był na odludziu przez kilka dni to bym się przyzwyczaił.
Człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. Nowe technologie kuszą, mają złe i dobre strony. Czy całkowicie z nich rezygnować ? Chyba nie, warto jednak używać ich rozsądnie i nie dać się wciągnąć w wir, który jest pochłaniaczem czasu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Portale społecznościowe służą do spędzania czasu w sieci. I dlatego uważam je za bezużyteczne. Internet jest jednak jak prąd. Można oczywiście bez niego żyć, ale jednak korzyści jest sporo, Mam na myśli dostęp do informacji (wyszukiwarkę), bankowość elektroniczną, zakupy i załatwianie spraw przez "Emila". :-) Uprawianie jakiegokolwiek hobby jest teraz tak łatwe, że aż nie do wiary! Kiedyś znalezienie informacji o żeglarstwie, akwarystyce, modelarstwie, gotowaniu, remontach itp. wymagało bardzo wiele zachodu, co odstręczało. Teraz można spróbować wszystkiego, łącznie z podstawami grania na instrumentach muzycznych!
OdpowiedzUsuńTak, dzięki Internetowi uczę się grać na instrumencie muzycznym za bardzo niewielką opłatą, zastartowałam mając 66 wiosen na karku. Uczę się angielskiego i po macoszemu trochę uczę się chińskiego darmowo.
OdpowiedzUsuńWiele innych kursów, kursików po drodze zaliczam, jesli mnie cos bardzo interesuje.
Na FB nie mam zamiaru wchodzić, gdyż nie mam czasu i zapotrzebowania na to.
Internet jest swietnym wynalazkiem, a jak ktos korzysta z niego to zależy tylko i wyłącznie od użytkownika. Niektórym służy do zabijania czasu, niektórzy popadają w uzależnienia. Uzależnienie jest wtedy, gdy przestaje nas interesować otoczenie, najbliżsi, wlasny rozwój, itp.
Od ładnych paru lat żyjemy bez telewizji, lecz bez internetu byłoby trudno, gdyż oboje z mężem mamy taki rodzaj pracy, który wymaga i korzystania z e-bibliotek, i udzielania się w wirtualnych kręgach zawodowych. Natomiast bez portali społecznościowych typu otwartego, takich jak Fb, żyć się da całkiem spokojnie. Również bez gier i rozmaitych rozrywek w sieci.
OdpowiedzUsuńAle ja np. szukam w internecie muzyki. Inna sprawa, że mam upodobania dość nietypowe (muzyka średniowieczna i jej współczesne aranżacje), więc normalnie nie miałabym szans na znalezienie czegoś ciekawego. Książki też kupuję w sieci, głównie fachowe, często przez Amazon.de. Czasem inne rzeczy - chociażby rozmaitości do renowacji starych, fornirowanych i politurowanych mebli. Gdzie ja miałabym tego szukać w realu? Korzyści więc są, byleby internet traktować jak narzędzie, a nie środowisko, które zastępuje życie w naszym rzeczywistym otoczeniu :)
Święte słowa.
UsuńDziecko alkoholika często zostaje abstynentem. Z kolei dziecko takiego abstynenta często popada w alkoholizm. Skrajna postawa często jest następstwem przeciwnej skrajności. Zamiast demonizować, warto podchodzić - w zasadzie do wszystkiego - z umiarem. Wyciszenie jest lepsze od całkowitego zgaśnięcia :) - kończę już głosem mniej natchnionym i mówię: Wesołych Świąt! :)
OdpowiedzUsuńJako człowiek, który coraz częściej zajmuje się także profesjonalnie marketingiem internetowym i reklamą moja pierwsza myśl....
OdpowiedzUsuń...o zgrozo... idzie w niepamięć taki fajny Fanpage na FB!!! Wiele osób chciałoby mieć taki Fanpage!!!
Jednak obiektywnie i po trzeźwym zastanowieniu fakty są takie:
1) Facebook się coraz bardziej komercjalizuje
2) Tylko 5-10% wpisów na Fanpage rzeczywiście jest wyświetlana u Czytelników, z tego niewielka część rzeczywiście czyta te wpisy.
Podsumowując: rzecz pożądana dla strony komercyjnej - dla hobbystycznego bloga bez ambicji komercyjnej nie jest to niezbędne do życia.
Powiem Wam, że z uwagi na zmiany na FB wlaśnie zlikwidowałem wielkie lajkboksy na moich stronach 'Oszczędzanie' oraz 'Oszczędzanie w domu', myślę, że zyskałem przez to więcej przestrzeni na karcie bloga - przestrzeni której, powiem wam, zupełnie nie mam chęci czymkolwiek zapełniać!
Jakiś czas temu, przez pół roku nie miałam komórki. Dało się, przeżyłam ;-) Pisałam więcej maili. Teraz mam fb, bo to najrozsądniejsza możliwość utrzymywania kontaktu z moją grupą na studiach - wszystko co ważne, wszystkie materiały, skany, ogłoszenia - publikowane są na fejsbukowej grupie. Mam tam więc konto, takie bez znajomych, bez lajkowania. Szkoda czasu na fb - wolę poczytać blogi ;-P
OdpowiedzUsuńMinimalistyczna mama
Chociaż nadal nie mam aktywnego konta na FB, w porozumieniu z Remigiuszem przywróciłem stronę bloga na FB, na której będą publikowane informacje o nowych postach. Poza tym będzie to platforma wymiany informacji dla tych, którzy z FB korzystają.
OdpowiedzUsuń