Niewiele jest książek, które chcę mieć w domowej bibliotece. Są jednak wyjątki - książki, które inspirują do zmian na lepsze, które pokazują, że nie musimy być zakładnikami narzuconego z zewnątrz stylu życia, do których wraca się co jakiś czas albo pożycza bliskim i znajomym do przeczytania. Taką książką jest Prawdziwe życie Ferenca Mate. Autor zadedykował ją tym, którzy wierzą, że lepsze życie jest w zasięgu ręki. Myślę, że po jej przeczytaniu każdy może w to uwierzyć.
Lepsze życie - pisze Mate - nie wymaga żadnych wyrzeczeń: wystarczy, że wszyscy zaczniemy je prowadzić. Znaczy to po prostu tyle: wykonywać pracę, która sprawia nam autentyczną przyjemność i zapewnia bezpieczeństwo, jeść i bawić się w sposób, który przynosi zdrowie i zadowolenie, pielęgnować więzi towarzyskie, które dają radość i spełnienie, rodzą wierność i zaufanie. Tak niewiele, a jakże wiele! Tę książkę mógłbym zacytować w całości, bo właściwie - w przeciwieństwie do Loreau- zgadzam się z Mate niemal w każdym zdaniu. Jego wizja lepszego świata jest bardzo bliska tematom poruszanym na tym blogu.
Mate przygląda się pułapkom dzisiejszej, naznaczonej konsumpcją i intelektualną płycizną, kultury, w które wpada tak wielu z nas. Na początku zastanawia się nad podstawowym dążeniem człowieka do szczęścia. Na czym polega prawdziwy sukces? Czy jego miarą jest zawartość portfela inwestycyjnego, czy może niepohamowany śmiech naszych dzieci? Co zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa, dumy czy spełnienia? Kiedy -jeśli w ogóle- czujemy się naprawdę niezależni? Może powinniśmy ponownie przyjrzeć się swoim świętościom: pracy i karierze; domom i osiedlom, temu, co i jak gotujemy, i czemu to jemy; naszej demokracji, która najwyraźniej zapewnia najlepszych polityków, jakich można kupić za pieniądze; jak spędzamy czas wolny; co uważamy za rozrywkę; jak naprawdę chcemy żyć i co chcielibyśmy po sobie zostawić, gdy umrzemy. Odpowiedzi na te pytania mogą nas doprowadzić do spokojniejszego trybu życia, w zżytej społeczności, z rodziną i wśród prawdziwych przyjaciół, gdzie do "Szczęścia" nie trzeba już "dążyć", bo będzie wokół nas, jak powietrze. W kolejnych rozdziałach, poświęconych spędzaniu wolnego czasu i niedzieli, życiu sąsiedzkiemu, naszym przepełnionym rzeczami mieszkaniom, relacjom z innymi, mediom, finansowej otyłości, wychowaniu i obowiązującym kryteriom sukcesu, Mate analizuje koszty współczesnego zmaterializowanego życia i proponuje konkretne drogi ucieczki. Dużo uwagi poświęca technologii - komórkom, internetowi, które osamotniają, dają iluzję życia towarzyskiego, jednocześnie spłycają relacje i pozbawiają nas zdolności linearnego, głębokiego namysłu. Nie ma chyba zagadnienia, którego autor nie prześwietliłby swoim wnikliwym i ciętym piórem. Książka przemyślana, spójna, a jej wnioski oparte są nie tylko o własne doświadczenia, ale także o szersze badania. Po prostu prawdziwa i mądra, a przy tym skrzy się od humoru (w czym z pewnością duża zasługa tłumacza Jana Hensel), dlatego czyta się jednym tchem. Szczerze polecam ją wszystkim znużonym natarczywym konsumpcjonizmem, szukającym autentycznego i pełnego pasji życia.
Oto garść cytatów, które -mam nadzieję- zachęcą Was do dalszej lektury:
Miejsce, w którym człowiek żyje, jest większe niż jego cztery ściany. Prawdziwy "dom", to również sąsiedztwo... Niezależnie od tego jak bardzo naszpikujecie ściany waszych domów zabezpieczeniami i systemami alarmowymi, czy wykupicie tuzin polis ubezpieczeniowych i otoczycie się sprzętem elektronicznym, nic z tych rzeczy nie da wam poczucia fizycznego i emocjonalnego bezpieczeństwa, jakie dają troskliwi przyjaciele i sąsiedzi.
Nasze kuchnie są żywym dowodem na to, jak zmieniło się społeczeństwo. Są tak duże, jak kiedyś cały dom, mają rozmaite wyspy i półwyspy, przypominają małe państwa. Kupujemy lodówki o takich rozmiarach, że mogłyby stanowić obiekt zazdrości właściciela kostnicy, a do tego jeszcze wielgachne zmywarki do naczyń, młynki do odpadków, ugniatarki do śmieci, mikrofalówki i kuchenki z termoobiegiem, grille i tuzin maszynek, które kroją na plasterki i w kostkę, wirują i ubijają, marmurowe blaty do tego, a stal nierdzewna do czego innego. Jedynym, czego w naszych kuchniach brakuje, jest miejsce dla ludzi.
Niesamowite, że przez trzydzieści lat tyralibyście jak woły w jakiejś nieciekawej pracy i spłacali kredyt hipoteczny za kilka skleconych na krzyż desek, płyty kartonowo-gipsowe i tandetny plastikowy siding, podczas gdy moglibyśmy zbudować znacznie lepszy dom tylko we dwóch, wykonując przyjemną, rozsądną i satysfakcjonującą pracę: projektowanie, mierzenie, piłowanie i przybijanie gwoździ.
Czy rodzice przemyśleli to sobie [iPad na prezent dla dziecka] przed świętami Bożego Narodzenia i postanowili kupić pociechom najlepszy pakiet, który nauczyłby dzieci izolacji społecznej, ignorancji kulinarnej, kompletnego braku poszanowania innych i bycia najbardziej przebrzydłymi bachorami pod słońcem?Czy może dziwić, że niektóre z naszych dzieci wyrastają na nieczułych egocentryków, znudzonych i nieporadnych w towarzystwie? Jak miałyby być inne, skoro rodzice dają im do rąk tak potężny aspołeczny oręż?
Prawie 75 procent dziewczyn mówi, że czują się "przygnębione i zawstydzone " już po trzech minutach przeglądania magazynu mody. Dzięki prezentowaniu ideału trudnego do osiągnięcia i utrzymania, przemysł kosmetyczny, domy mody i producenci artykułów dietetycznych zapewniają sobie rozwój i zyski. Kobiety, które czują się nie dość atrakcyjne fizycznie, chętnie kupują kosmetyki, nowe ubrania i preparaty dietetyczne.
Nasza nowa obsesja na punkcie sukcesu finansowego unieszczęśliwiła nas wszystkich, tak samo jak obsesja na punkcie płytkiego ideału urody wepchnęła nastoletnie dziewczyny w kompleksy. Nie moglibyśmy na jakiś czas dać sobie spokoju z osiągnięciami? Spać do dziesiątej, potem pokopać w ogródku warzywnym albo pójść nad strumyk i trochę powędkować? Komu potrzeba czegoś więcej? Tytułów, karier, władzy?
Ostatnio sporo na blogu mówiło się o rezygnacji z posiadania telewizji. W liście, stanowiącym jeden z zamieszczonych przez Mate dodatków, matka pięcioletniego synka napisała, że usunięcie z domu telewizora było jej pierwszym odruchem sprzeciwu wobec wszechmocnej komercjalizacji. Kupiła cały stos gier planszowych i zaproponowała synowi, że da mu je, jeżeli zrezygnuje z telewizji. Który pięciolatek mógłby się oprzeć wszystkim tym kolorowym pudełkom? - podsumowała. Myślę, że to ciekawy sposób na zjednanie sobie małych oponentów. Całość wieńczy dodatek poświęcony prowadzeniu "rozsądnego ogrodu". Jego autorzy przekonują, że nie jest to tak trudne, jak z pozoru się wydaje. Myślę, że mają sporo racji wskazując, że kiedy prosty, naturalny proces staje się skomplikowany, czy chodzi o poród, hodowlę jedzenia czy grzebanie zmarłych, zawsze dzieje się tak dlatego, że jakiś przemysł usiłuje sprzedać nam swoje towary lub usługi dla własnej korzyści - ale już niekoniecznie dla naszej.
Wygląda na to, że Mate -Węgier z pochodzenia i obieżyświat z wyboru- znalazł w końcu raj na ziemi, a jest nim Toskania, w której mieszka wraz z żoną i synem już ponad dwadzieścia lat w odnowionym przez siebie, trzynastowiecznym klasztorze. Swoje doświadczenia i obserwacje opisał w kolejnych książkach (które pośpiesznie wypożyczyłem z biblioteki): Wzgórza Toskanii, Winnica w Toskanii i Mądrość Toskanii. Zakładając, że to, o czym pisze Ferenc Mate, jest prawdą -a nie ma powodu przypuszczać, że jest inaczej- po ich przeczytaniu pozostają tylko dwie możliwości: spakować walizki i wyjechać do słonecznej Italii lub stworzyć "swoją małą Toskanię" w najbliższej okolicy!
Faktycznie, książka bardzo dobra, nienachalna i dająca do myślenia... Chce się do niej wracać. Nie w wszytkim zgadzam sie z autorem, ale to może dlatego, że nie odczuwam przyjemności z "relacji towarzyskich" więc raczej unikam ich niż pielęgnuję...
OdpowiedzUsuńI co warte zauważenia, w książce, oprócz przemyśleń autora jest trochę praktycznych porad.
Roman
Ten wpis zachecil mnie do kupna ksiazki. Dziekuje bardzo. Czegos takiego wlasnie teraz potrzebuje.
OdpowiedzUsuńKsiążkę wpisałem na listę do przeczytania. Pomyślałem też o tych wszystkich, którzy "swoją małą Toskanię" znaleźli, stworzyli ale nie zrobili z tego żadnego rozgłosu. Żyją spokojnie....
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam. Bardzo doceniłam obszerne fragmenty o szkodliwym wpływie tv i gier komputerowych na dzieci, przytoczenie wyników badań na ten temat. Utwierdziły mnie w przekonaniu, że dobrze robię. Mój wewnętrzny głos mi podpowiada, że dobrze, ale jak słyszę ciągłą krytykę ze strony pewnych ludzi, którzy twierdzą, że krzywdzę w ten sposób dziecko, to ręce czasem opadają i każde wsparcie się przyda. Podobały mi się również fragmenty o pięknie kobiety i o tym co środki masowego przekazu próbują z nim zrobić. To szczególnie istotna kwestia, gdy ma się córkę. Sam autor też mi się podoba - twardo stąpa po ziemi, a jednocześnie odznacza go wyjątkowa wrażliwość na wszystko wokół - prawdziwy mężczyzna:) Pochłonęłam też wszystkie fragmenty na temat ogrodnictwa. Ogólnie - polecam.
OdpowiedzUsuńSpokojne życie też kosztuje. Mój mąż tyra do 19 tej, bo ja nie mogę znaleźć pracy. Chcieliśmy zamieszkać w spokojnym domku na wsi z ogródkiem. Chcieliśmy zasypiać w ciszy, oddychać świeżym powietrzem i mieć trochę przestrzeni wokół siebie. Mąż, który całe życie mieszkał w ciasnym bloku zamarzył o wyjściu w kapciach na werandę...Udało się. Ale sytuacja stała się trudna. Losy zawodowe i finansowe nie potoczyły się tak, jakbyśmy chcieli, a dom okazał się studnią bez dna (stary dom do wiecznego remontu). Próbowaliśmy go więc sprzedać, ale się jak dotąd nie udało.
OdpowiedzUsuńOwszem, śpię do 10 tej, uprawiam ogródek, gotuję proste rzeczy, wychowuję jedno dziecko (z wielu przyczyn nie mamy drugiego). Dziecko siłą rzeczy spędza czas z nami, bo jest samotne, telewizji nie zabraniamy, ale samo ją ogranicza, bo zabawki, czy raczej zabawa z nami czy w samotności jest fajniejsza. W tym wszystkim martwię się o męża, ile jeszcze da radę, o rachunki, o zdrowie, którego coraz mniej. Łatwo też pisać o sąsiadach, że można stworzyć dobre relacje. Nie wątpię, że czasem można, ale też nie zawsze się da, mimo dobrych chęci.
Marzę o pracy, o niezależności, żeby starczało na życie i jeszcze dało się wyjechać choćby na tydzień na wakacje. Pokazać dziecku morze i góry. Żeby spokój był wyborem, a nie przymusem.
Te wybory spokojnego życia kojarzą mi się z ludźmi, którzy coś osiągnęli, zarobili pieniądze i mogą sobie na to pozwolić, rezygnując po kolei z tego, co im zbywa. A ja czuję, jakbym nic nie osiągnęła, ale przeskoczyła od razu do tego etapu i nie mając z czego zrezygnować, ograniczam swoje potrzeby do minimum (nawet zdrowotne). Ktoś morze chciałby żyć tak, jak ja, myśląc że osiągnęłam harmonię i spokój, a tymczasem ogrania mnie frustracja i czuję, jak na próżno walę głową w mur.
Reasumując: dla kogoś z boku - mamy wszystko, dla nas - dopóki nie zacznie nam wystarczać na rachunki i leczenie - to nie to, czego szukaliśmy.
Dlatego podkreślam, że chodzi o prostotę "dobrowolną". Sytuacja, w której brak pracy,a druga osoba dźwiga ciężar utrzymania rodziny, jest przymusowa i mało komfortowa. Mate rzeczywiście się udało i pisze z perspektywy osoby, która odniosła sukces. W realizacji życiowych marzeń tkwi element ryzyka. Dobrze poznałem uczucie bezsilności związane z bezrobociem mojego taty, które doprowadziło do licznych przeprowadzek i w końcu do utraty mieszkania. Nam (mi i żonie)też nie było lekko finansowo, gdy kupiliśmy nasze pierwsze mieszkanie - brakowało pieniędzy na wykończenie i umeblowanie. Chociaż marzy nam się dom i własny ogródek, z rozsądku wybraliśmy mieszkanie w bloku. Mamy mniej wydatków, sąsiadów dookoła i gromadę dzieci, z którymi bawią się nasze. "Na razie" -czyli najbliższe 10 lat- to sytuacja optymalna. Mamy jednak znajomych, którzy porwali się na dom, a teraz ich życie podminowane jest nieustanną obawą, co dalej... Nie ma prostych rozwiązań. Czasem dobrze jest zrobić krok wstecz. Sprzedać dom i nawet na tym stracić, znaleźć pracę, nawet, gdy oznacza to przeprowadzkę do innego miasta. Ważne jest pytanie czy w tej sytuacji -z domem na wsi z ogródkiem- jestem (i moi najbliżsi)szczęśliwy i wolny? A może wprost przeciwnie - warto poczekać do wiosny, gdy budzi się nadzieja. W każdym razie trzymam mocno kciuki za waszą rodzinę!
UsuńDziękuję za te słowa i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńParadoksalnie, najtaniej można tę książkę kupić w jednym z hipermarketów. Jest wyłożona do koszy z przecenioną książką i kosztuje zaledwie 12 zł.
OdpowiedzUsuńa dokładnie w jakim sklepie?
OdpowiedzUsuń