Źródło fotografii |
Dlaczego?
Prozaiczny powód: Żona wracała do pracy z początkiem roku i chcieliśmy uniknąć sytuacji, kiedy wracamy do domu i zastawiamy się co na obiad?
Dodatkowo (kolejność przypadkowa):
1. Wiemy, co jemy - mamy plan z wyprzedzeniem :-)
2. Robimy główne, skumulowane zakupy brakujących produktów/półproduktów na cały tydzień.
3. Wykorzystujemy na bieżąco przetwory i okresowo dostępne produkty (głównie warzywa).
4. Unikamy stresu, że dzieci głodne, a makaron/ziemniaki jeszcze się gotują.
5. Mamy kontrolę nad zapasami w lodówce, szafkach.
Jak?
Bardzo prosto - w piątek wieczorem, najczęściej z kubkiem herbaty, siadamy i na kartce piszemy co, na który dzień. Kartka jest dzielona na pół (dwie kolumny) - lewa - dni tygodnia i dania, które byśmy chcieli zjeść, prawa - co potrzebujemy kupić, przygotować. Powstaje lista zakupów, którą najczęściej realizuję w sobotę rano.
Tutaj jest pierwszy "-" zakupy w sobotę rano. Z tej racji, że robię je głównie w małych sklepach z żywnością z okolic (zieleniak + nabiał, mięso), jestem "skazany" na dość długi czas zakupów (dla mnie to powyżej 20min ;-)).
Wszystkie inne, brakujące produkty najczęściej kupujemy w jakimś markecie nie częściej niż dwa razy na tydzień.
Obserwacje:
1. Program "jadłospis na cały tydzień" działa prawie 6 miesięcy i możemy napisać, że się sprawdza.
2. Na razie nie obejmuje okresu wakacji z racji niepełnego składu osobowo-dzieciowego :-). Co nie znaczy, że nic nie jemy ;-)
3. Jest modyfikowany na bieżąco, jak mamy jakieś zmiany np. coś dobrego od dziadków, pizza w sobotę, itp.
4. Chcielibyśmy zaangażować najstarsze latorośle do współudziału.
5. Chciałbym popracować nad lepszym rotowaniem dań i ich zmiennością.
6. Czasami chciałoby się trochę spontaniczności lub fantazji zrobienia coś, na co ma się ochotę - ma to miejsce jak jest tylko ochota i czas, np. smażymy naleśniki.
Na pewno metodę polecamy tym, którzy z jakiś względów (dzieci, praca, dodatkowe obowiązki) chcą mieć jedną czynność pod kontrolą, zaplanowaną i przygotowaną.
Rozwiązań, jak można inaczej bądź jak można usprawnić, jest wiele. Jeśli macie jakieś pomysły, zapraszam do dzielenia się doświadczeniami w tej materii.
Sorry, ale jest to robione trochę od d... strony ;) Zamiast dostosowywać zapasy do jadłospisu dużo łatwiej dostosować jadłospis do zapasów. I mówię to z pozycji kogoś, kto miesiace spędzał na morzu korzystając tylko z tego co zabrał ze sobą (no, moze jeszcze z rybek).
OdpowiedzUsuńDostosowując jadłospis do zapasów można planowanie rozciągnąć na czas o wiele dłuższy niż 1 tydzień.
Bo wszystko łądnie-pięknie... mozemy sobie zaplanowac, że w przyszły piątek zjemy zupę pomidorową. Tylko co jeśli przez tydzień nam przejdzie? Zmuszać sie do tej zupy, bo tydzień wcześniej ją zaplanowaliśmy? A tak, mam zapasy i według nich kombinuję. I tych kombinacji moze byc wiele...
Roman
Nie widzę powodu do nazywania innej strony niż Pańska...niedobrą... Nie do końca rozumiem wizję dostosowywania jadłospisu do zapasów - zapasy najpierw trzeba zrobić. A na podstawie czego je robić? Jasne, że mam w domu trochę "żelaznych racji", które odkupuję w miarę zużywania i jak mnie najdzie ochota na makaron z sosem pomidorowym albo na soczewicę to sięgnę do trwałych zapasów a pozycji z jadłospisu po prostu nie wykorzystam. Ale jednak na co dzień żywię się inaczej niż na morzu...
UsuńPotrzebuje zjeść coś ciepłego w ciągu dnia, a wieczorem nie mam siły nic robić, więc robię sobie (i mężowi) obiad rano. Nie jestem wtedy zbyt przytomna i prościej mi spojrzeć na listę na lodówce niż dumać na co mam ochotę. Nie wspominając już o tym, że jak idę do marketu bez listy to zajmuje mi to dużo więcej czasu i tracę pieniądze na rzeczy, których potem nie użyję. A układając jadłospis wybieram potrawy, które lubię - więc nie miałam sytuacji, żeby się do czegokolwiek zmuszać. W końcu wszyscy którzy stołują się na stołówkach albo w cateringach biurowych godzą się z ustalonym przez kogoś menu...
Każdemu co kto lubi - jak ktoś świetnie się czuje planując na bieżąco to pięknie. Ja z kolei od prawie roku robię jadłospisy bardzo podobną metodą do Tomasza i czuję się z tym świetnie.
Pozdrawiam,
Hania
Oj, no przecież to jest tylko moja opinia oparta na doświadczeniu moim i mi podobnych...
UsuńAkurat tego nie da sie jednoznacznie ocenić :)
Zgadza sie, że żywienie na morzu różni się "logistycznie" od zywienia na lądzie; na morzu nie skoczy się "do sąsiada po sól" :)
Dla mnie układanie jadłospisu dna podstawie zapasów ma zdecydowaną przewagę nad zachowaniem odwrotnym właśnie z tego powodu, że pozwala na większą dowolność w kształtowaniu tego co dzis zjem. Inna przewaga "mojego systemu" jest też taka, że bez problemu pozwala na robienie zakupów raz na miesiąc lub i rzadziej jeśli zajdzie taka potrzeba. Oczywiście bazuje się wówczas na produktach "prosto z krzaczka", ale bądźmy szczerzy; w naszym klimacie od późnej jesieni do wczesnej wiosny nikt na takich produktach nie bazuje...
N jakiej podstawie przygotowywać zapasy?
Żyjąc kilkanaście lub klikadziesiąt lat na świecie wie się co się je i w jakich ilościach. A jak się nie wie, wystarczy analiza paragonów z miesiecznych zakupów zywnościowych i potem ew. drobna modyfikacja.
Roman
ja planuję jadłospis zawsze wtedy, kiedy w perspektywie mam gości, i sporą ilość osób do nakarmienia. ;-)
OdpowiedzUsuńi tak, i rozpisuję wtedy na kartce poszczególne dni, posiłki, potrawy,
i wg tego tworzę listę zakupów.
z tym, że jestem w dużej mierze fanką tesco online.
gdzie na spokojnie mogę usiąść, i wybrać to,czego potrzebuję, i zostanie mi to dostarczone pod same drzwi.
a 3 piętro bez windy ma znaczenie ;)
w ciągu zwykłego tygodnia pracy- zazwyczaj planowane są weekendy- żeby móc np. zakupy zrobić już w piątek, i potem mieć z głowy kolejki.
w tygodniu- to zależy- czasami zdajemy się po prostu na nastrój i wybieramy to, na co w danym dniu mamy ochotę i smak.
ale fakt, gdy jest więcej osób w domu, takie rozplanowanie posiłków,zakupów- to podstawa.
co do problemu: zapasy a plany.
jeśli już planujemy, to staramy się tak planować posiłki, żeby uniknąć piętrzenia listy zakupów.
w stylu: jak jednego dnia jest rosół, to część wywaru jest odstawia na następny dzień,
i wtedy np. mamy już wywar do kremu brokułowego.
albo- jak już są ziemniaki- to gotujemy większą ilość, a następnego dnia po prostu robimy kopytka.
czym zaskakujemy zazwyczaj znajomych- że np. nadmiar zup mrozimy, lub wekujemy.
takiej pomidorówce nic w słoiku się nie stanie, a potem, gdy np. któregoś dnia będzie mniej czasu- to ugotowanie samego ryżu- zajmuje tylko kilka minut.
U nas też praktykujemy wekowanie zup, mogą postać w lodówce dłuższy czas, a czasem ratują sytuację... Dla niewtajemniczonych: gorącą zupę wlewamy do słoika i zakręcamy szczelnie - gotowe. Po ostudzeniu wkładamy do lodówki (:
Usuńgorącą zupę wlewamy do słoika, zakręcamy- i co ISTOTNE: stawiamy słoik do góry dnem.
Usuńwtedy właśnie fajnie "łapie" i nie musi stać w lodówce.
w zależności od miejsca- czasami mrozimy, a czasem właśnie wstawiamy do lodówki.
Polecam mrożenie zupy w torebkach śniadaniowych. Jedna torebka - jedna porcja. Chyba łatwiej przechowywać niż słoiki. Uprzedzając pytania: jeszcze nigdy żadna torebka nam nie pękła, a praktykujemy to od kilku lat.
UsuńMyślę, że obie metody się sprawdzają. To znaczy jeśli mamy w domu jakieś zapasy, to możemy je wykorzystać sporzadzając posiłek. Łatwiej jest działać na bieżąco osobie samotnej lub niewielkiej rodzinie. W przypadku planowania obiadu dla sześcioosobowej rodziny jest to zajęcie znacznie trudniejsze logistycznie i obciążające psychicznie, zwłaszcza kiedy codziennie stajemy przed wizją co na obiad, a potem co mamy w lodówce, a czego brakuje z produktów. Kończy się to nierzadko koniecznością robienia niemal codziennie uzupełniających zakupów, bo zabrakło tego czy tamtego.
OdpowiedzUsuńDlatego podoba mi się metoda Tomasza, która kiedyś stosowaliśmy. Planowanie menu na najbliższy tydzień, zwłaszcza kiedy -nie łudźmy się- serwujemy pewną stałą paletę dań, uwalnia od codziennych dylematów co na obiad i pozwala racjonalniej, bo celowo, kupować produkty z mniejszą częstotliwością. Myślę, że taka kulinarna mapa nie stanowi zbyt sztywnego gorsetu, bo przecież zawsze jest miejsce na kreatywność i zmianę, jeśli tylko mamy ochotę. Ale jest ta baza, czy koło ratunkowe, którego możemy się chwycić, gdy jesteśmy zbyt zajęci innymi codziennymi zajęciami.
A jak to wygląda u nas? Odeszliśmy od planowania obiadów. Może dlatego, że w związku z edukacją dzieci w domu, bardzo uprościliśmy tygodniowe menu, często ograniczając się do jednego dania. Produkty żywnościowe kupujemy w trzech sklepach według stałej listy-tabeli mieszczącej się na kartce formatu A4. Jest to duże ułatwienie - nie piszemy za każdym razem osobnej listy brakujących produktów, ale zaznaczamy x w odpowidniej rubryce. Potem tylko oznaczamy np. kolorem, w jakim sklepie, co kupić. Chcielibyśmy robić zakupy raz w tygodniu, ale w praktyce wychodzi częściej. Może wynika to właśnie z braku odpowiedniego planowania? Czyli wychodzi na to, że stosujemy metodę Romana - obiady robimy z posiadanych zapasów (ale często musimy je uzupełniać). Z drugiej strony obiady nie są skomplikowane i dość powtarzalne, zatem łatwo zapanować nad uzupełnieniem zapasów i podjąć decyzję, co robimy dzisiaj na obiad.
to może jeszcze dodam- staramy się tak mimo wszystko zarządzać kuchnią, żeby nie wyrzucać jedzenia.
OdpowiedzUsuńto nie jest tak, że dojadamy wszystko na siłę.
po prostu - jeśli widzę, że czegoś mi wychodzi "dużo", to staram się na jakimś etapie część odłożyć.
w zależności od tego co to jest.
jak wspomniałam: zupy zazwyczaj już gotowe trafiają na gorąco do słoików, i już taki słoik jest daniem na zapas, na zaś.
albo gdy np- decyduję się upiec ciasto w mniejszej blaszce, to np. bazowy kruchy spód- zgniatam w kulkę, wrzucam w woreczek śniadaniowy- i do zamrażarki.
wtedy, gdy np. mamy ochotę na ciasteczka, albo coś słodkiego- przygotowanie kruchych rogalików do kawy zajmuje chwilę moment.
i choć żyjemy zgodnie z jakimś tam rozkładem jazdy- to jest sporo miejsca na przyjemności, na takie właśnie drobiazgi, na które w danym momencie mamy ochotę.
nie musi być tak, jak zostało to zarzucone w komentarzu, że taki rozkład posiłków oznacza zmuszanie się do jakichś potraw ;-)
Widze, ze jestes bardzo ulozonym fecetem :)
OdpowiedzUsuńU mnie jest inaczej, dominuje spontanicznosc. A moze dlatego, ze nie mam malutkich dzieci?
Dzięki za wasze komentarze.
OdpowiedzUsuńMoże trochę zawile to opisałem, ale metoda jest i oczywiście, że mamy odstępstwa - bo jak nam przejdzie ochota na pomidorówkę to jest zmiana planów :-).
Temat zapasów - "żelazne" zapasy tak, ale pod kontrolą. Jak najmniej zamrażać gotówki w jedzeniu ale mieć to co jest potrzebne - taka mądrość ludowa ;-).
Tak jak pisał Konrad - dla sześcioosobowej rodziny jest to wyzwanie ale do opanowania.
BTW - logistyka i planowanie podyplomowo to powinno się studiować jak się ma rodzinę wielodzietną :-).
Ustalanie jadłospisu na cały tydzień to jak ustalanie, że seks będzie się uprawiało z żoną co drugi tydzień, w czwartki między 20:20 a 20:45. Moim zdaniem bez sensu. Wystarczy, że posypią Ci się plany i już kłopot. Poza tym co będzie, gdy zaplanujesz schabowego, a wcześniej schabowego zjesz na obiedzie firmowym? Zbędny wysiłek przy tworzeniu pozornej oszczędności.
OdpowiedzUsuńto nie jest tak, że trzymamy się sztywno planów.
Usuńwbrew pozorom jest też sporo spontaniczności.
jeśli nie ma się ochoty na ten schabowy, to po prostu jest to przekładane na inny dzień, lub przerabianie mięsa na jakąś inną potrawkę.
rzecz w tym, co dla nas istotne- oszczędzamy sporo czasu na wymyślanie- bo jakaś baza i pomysł na obiad już jest.
i choć modyfikujemy niekiedy plany obiadowe w zależności od nastrojów, to i tak nam to zajmuje mniej czasu.
A co to złego zjeść dwa kotlety schabowe w ciągu dnia? To tylko jedzenie. Korona z głowy nie spadnie, nie otrujesz się, nie rozchorujesz. Panowanie nad swoimi zachciankami jest bardzo dobre.
UsuńJa planuję jadłospis na dany dzień tylko wtedy, gdy zamierzam zrobić coś nowego, ekstra, nadzwyczajnego, coś na zamówienie dzieci lub Męża (czasem łączy się to z wizytą gości albo z chęcią zrobienia czegoś bardziej czasochłonnego np. gołąbków czy pierogów, które nota bene robię w większych ilościach i mrożę).
OdpowiedzUsuńPrzez większość czasu działam w kuchni spontanicznie ze zrobionych wcześniej zapasów – odkąd porzuciłam planowanie tygodniowe (bo przez parę miesięcy to robiłam) wróciło mi dużo luzu i gotuję bardziej elastycznie, biorąc pod uwagę np. pogodę, porę roku, preferencje pozostałych członków rodziny, moje aktualne siły, zawartość lodówki… Gdy czegoś mi zabraknie, ratują mnie sąsiadki, pobliski sklepik lub mała zmiana przyzwyczajeń (np. z braku śmietany nie rezygnuję z mizerii, tylko jemy ogórki bez śmietany).
Magda (żona Konrada)
I ten większy luz Magdy, żony Konrada do mnie przemawia :) robiłam duże miesięczne zakupy w supermarkecie, wydawałam dużo pieniędzy i jeszcze więcej pieniędzy i niestety jedzenia marnowałam, bo domownicy nie mieli ochoty na jogurty, których ważność się już kończyła albo też otwierali różne puszki, słoiczki (w końcu pełna lodówka była) i nie jedli zawartości do końca. Teraz testuje nową technikę ;) kupuje suchą i długostojącą bazę- kasze, soczewice, makarony, ryż itp. a na bieżąco dokupuje świeże produkty w małych ilościach, jak zejdzie dopiero wtedy nową.
OdpowiedzUsuńAnia
zakupy zbiorcze robimy raz na tydzień lub niekiedy co dwa tygodnie.
Usuńraz na miesiąc- zbierało się za dużo, i w sumie ciężko aż tak z takim wyprzedzeniem zaplanować wszystko.
fakt, że czasami kupuje się u nas coś na zapas w słoikach, ale zazwyczaj unikamy rzeczy o krótkim terminie - właśnie jak jogurty itp.- staramy się wtedy kupować takie rzeczy na bieżąco, co najwyżej właśnie z tygodniowym wyprzedzeniem.
Jestem emerytką i mam czas,na wszystko.
OdpowiedzUsuńNie lubię marnotrawstwa ale mrożonego żarełka też bardzo nie lubię.
Podstawowe produkty powinny mieć stałe miejsce na półkach.Mąki kasze fasole puszki z pomidorami soją kukurydzą.Popieram planowanie posiłku na cały tydzień.I liczenie porcji na osobę.
Witam,
OdpowiedzUsuńja też jakiś czas temu wprowadziłam takie planowanie. Z założeniem siadania przynajmniej raz w tygodniu, biorąc pod uwagę zarówno zapasy, które mamy w domu, jak i to, co lubimy jeść. Dodatkowo łatwiej było mi w ten sposób zaplanować urozmaicone i zdrowe posiłki. Tylko jak dla mnie wymaga to dużej systematyczności. Ale jak już się zmobilizuje, super się sprawdza.
Gratuluję zorganizowania! W moim przypadku to nie działa, bo lubię spontanicznie coś przygotować. Fakt faktem, że zazwyczaj moje posiłki składają się z tych samych warzyw, a różnica polega na sposobie przygotowania i różnych sosach. Tak więc półprodukty kupuję zazwyczaj te same.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://domispolka.blogspot.com/
Akurat
OdpowiedzUsuńale gdzie ten jadłospis?
Muszę przyznać że jakiś czas temu zaczęliśmy postępować identycznie, choć nasze powody są z goła inne - mamy słaby dostęp do sklepów i zdecydowanie łatwiej jest pojechać do miasta raz w tygodniu i zrobić porządne zakupy niż się codziennie orientować że czegośtam brak. Do tego ja na ogół nie lubię codziennie wymyślać co mam zrobić na obiad - brak mi do tego czasu i głowy - wolę zerknąć na kartkę i bez bólu głowy zacząć gotować. Oczywiście jak humor dopisuje i fantazja kulinarna we mnie zagości, to się listy nie trzymam i tworzę to na co akurat przyjdzie ochota (z dostępnych w domu składników rzecz jasna).
OdpowiedzUsuńI szczerze mówiąc jak mówię znajomym że robimy zakupy na tydzień, to się spotykam z niedowierzaniem i niezrozumieniem, a ja jestem zachwycona, zwłaszcza gdy zakupy zaplanowane na tydzień starczają na dwa tygodnie :-)
Ja idę jeszcze dalej i ustalam sobie jadłospis na miesiąc :) Zakupy raz w tygodniu na obiady zaplanowane na dany tydzień. Oczywiście nie trzymamy się sztywno planu i jeśli zachce nam się pizzy czy pierogów na mieście to jemy ale przynajmniej już nie mam odwiecznego problemu "co jutro na obiad", zerkam w tabelkę i już pomysł jest :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że ktoś poruszył ten temat. Ja stosuje listy obiadowe od dwóch lat. Ale to nie była kwestia czasu planowania posiłku tylko oszczędności. Chodzę na zakupy co pięć dni, i mam przeznaczone 150 zł. Wydaje je na obiady i potrzebne w ciągu tygodnia produkty. Dzięki temu nie wydaje więcej niż posiadam i jestem pewna że pod koniec miesiąca niczego mi nie zabraknie:) I pieniądze przeznaczone na listę są nie do ruszenia dopiero po kolejnych pięciu dniach sięgam po kolejne 150 zł. starcza na jedzenie i z spokojną głową mogę resztę budżetowego przeznaczyć na przyjemności ;)
OdpowiedzUsuń