Wokół stołu

Pourlopową aktywność na blogu chciałbym zacząć od rozważań na temat najważniejszego dla domowego ogniska mebla. Nie chodzi bynajmniej o kominek, lecz... stół. Bywając w różnych domach zastanowiło mnie, jak wiele można dowiedzieć się o ich mieszkańcach na podstawie miejsca, przy którym jadają posiłki.
Ze swojego dzieciństwa pamiętam niewygodne, niskie i połyskliwe ławy, na które panowała wówczas moda, a przy których jedzenie niedzielnego obiadu było katuszą, choć z racji ściśniętego żołądka jadało się z pewnością mniej.
Są domy, w których posiłki jada się ukradkiem, często w biegu, samotnie, twarzą do ściany, przy niewielkim kuchennym stoliku lub blacie typu "fast food". Aby zjeść obiad z większą rodziną trzeba taki stół (jeśli nie jest to blat zamontowany na stałe) odsunąć od ściany, poszukać dodatkowych, rozkładanych krzeseł, niewymiarowych stołków czy niewygodnych taboretów.
Bywają stoły rozkładane, w wersji mebli ogrodowych. To stoły "umowne", które chwieją się przy każdym poruszeniu, oparciu się o blat lub nierozważnym uderzeniu nogą w skomplikowaną konstrukcję ukrytą pod obrusem. 
Są też stoły "oficjalne", politurowane i budzące respekt, na których nie można postawić gorącego naczynia, chronione przed zarysowaniem i lepkimi rączkami dzieci. Starannie nacierane i przecierane, stanowią -omijaną na codzień z dystansem- ozdobę salonu.

W naszym mieszkaniu stół zajmuje centralne miejsce dużego pokoju. Zwykle rozłożony jest do maksymalnych rozmiarów i nieprzykryty, dzięki czemu tworzy dużą powierzchnię, przy której każdy może się wygodnie usadowić bez przeszkadzania drugiemu. Może nie odpowiada nam kształtem (wolelibyśmy owal, a jest prostokątny), ale jest wyjątkowo odporny na wszelkiego rodzaju destrukcyjną aktywność dzieci. Przy stole tym jemy posiłki, przyjmujemy gości, na codzień to także ulubione miejsce wspólnej nauki i pracy.

W jednej z ostatnich książek Williama Whartona "Nie ustawaj w biegu", jest mowa o wielkim, masywnym, drewnianym stole, który zbudował własnoręcznie, angażując w proces jego powstawania i ustawiania całą swoją rodzinę. Wspólne zrobienie własnego stołu to dla mnie pewien symbol i ideał, aczkolwiek -jak na razie- wyrzekłem się tego pomysłu. Zachęcam jednak do świadomego i przemyślanego wyboru stołu jako przedmiotu, który -daleko bardziej niż komplet wypoczynkowy lub zestaw kina domowego- może nam pomóc w stworzeniu dobrego, rodzinnego klimatu i w budowaniu dobrych relacji pomiędzy domownikami.

14 komentarzy:

  1. Wspólne codzienne posiłki dla mnie były katuszą, przez wiele lat. A już robienie wszystkiego przy jednym stole, od zabawy po naukę, to dopiero horror... zapewne lata spędzone w internacie miały na to swój wpływ :) nic tak nie podkreśla różnic między ludźmi, jak przymusowe dzielenie powierzchni.
    Przymus dzielenia i spędzania razem czasu - ech, nienawidzę tego. Ale święto przy wspólnym stole z rodziną albo innymi ludźmi mi bliskimi, tj. święto, nie codzienny przymus 24/7, to pozytywne, dobre uczucia. Trudno mi tu opisać słowami, gdzie leży ta istotna granica, ale ktoś zmuszony przebywać non stop z innymi ludźmi na tej samej przestrzeni życiowej pewnie ją uchwyci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic pod przymusem. Oczywiście każdy powinien mieć swój własny kąt i azyl, a także miejsce do samotnej pracy i odpoczynku, jeśli ma na to ochotę. Dodam, że mamy kilka miejsc do pracy, ale dzieci zazwyczaj wolą uczyć się przy jednym, dużym stole.

      Usuń
  2. Owszem. To też jest kwestia, że często przy 'wspólnym stole' lądują osoby które maja niewiele wspólnego lub wręcz się nie znoszą (jak u mnie niegdyś ;) Nikomu nie polecam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja najbardziej lubię mój stół w kuchni. Jest spory, stabilny, bardzo stary i trochę nadgryziony przez kołatki. Stoi pod oknem zastawionym kwiatami i ziołami w doniczkach. Jest wykorzystywany wszechstronnie bo i do przygotowywania posiłków/duża stolnica się mieści/i przez moje koty do wylegiwania się w słońcu i przeze mnie w trakcie malowania zwłaszcza akrylami a czasem nawet do wykonywania rytuałów magicznych...

    OdpowiedzUsuń
  4. Stol laczy. Znaczy wspólne posiłki. Nie wyobrażam sobie domu/ mieszkania bez stolu i wspólnego, chociaż jednego posiłku.

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas jest duży, okrągły drewniany stół, który wykonał według naszego projektu miejscowy stolarz. Z sosny - to najtańsze drewno, ale zabejcował na ciemno. Pomimo tego, że wydawać by się mogło, że w małym mieszkaniu nie ma miejsca na taki zbytek, jak okrągłe brzegi, to jednak ten kształt wizualnie łagodzi kanty otoczenia, wprowadza spokój. Jest wygodny do jedzenia, rozmowy, pracy, czytania itp. Jeśli ktoś przyjdzie, to spokojnie może usiąść przy nim nawet 6 osób. Nigdy go nie przykrywamy obrusem, nie cackamy się z nim. Czeka mnie lakierowanie blatu, może za rok. W naszym mieszkaniu jest centralnym meblem.
    W domu rodzinnym jadło się u nas na małym, niewygodnym stole w ciasnej kuchni. Obecne rozwiązanie uważam za dużo lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez jakiś czas nie mieliśmy stołu,w wynajmowanym mieszkaniu jedliśmy przy niskim stoliku siedzac na poduchach na podłodze; było to fajne, ale z czasem zaczęło mi brakować właśnie stołu - miejsca do jedzenia bez pośpiechu, posiedzenia, pobycia razem. Bardzo ładnie to opisałeś. Nasz stół to tylko blat i nogi z Ikei, ale ważne, ze jest. owszem, czasem zdarza nam się jeść pizzę z kartonu na podłodze albo przy biurku, dlatego nie odczuwamy tej presji celebrowania "wspólnego stołu". Niemniej dobrze,że jest w domu takie miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  7. A tez wychowalam sie na lawie w "duzym pokoju", ktory sluzyl rowniez za sypialnie rodzicom. W Kuchni byl tylko maly stolik pod sciana, gdzie mogly zjesc dwie osoby na taboretach. Moj chlopak mial w domu prawdziwy stol i badzo mi sie to wydawalo eleganckie. Dlatego zawsze u siebie mialam stol i 4 krzesla. Na ogol okragly. Wspolne posilki to wazna rzecz, jedyny czasem moment w rozpedzonym swiecie. Teraz mam w kazdym miejscu wygodny stol. W Brukseli okragly, zwykly z Ikei ale mozna go rozlozyc w 30 sekund do owalnego. Na poludniu zas mamy stary prostokatny w domu i owalny, duzy pod figowcem. Ten pod figowcem na zewnatrz jest najwazniejszy , bo to centrum i serce calego starego domu i podworka. TAm pracujemy i jemy posilki, tam przyjmujemy latem gosci. Tak , trudno byloby mi na nowo usiasc do obiadu przy lawie :)
    Pozdrawiam Nika

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam w domu 3stoly, + dwa ogrodowe,przy największym może zasiąść 12 osób a przy pozostalych po 8 ,stoly uważam za bardzo ważne elementy umeblowania o bardzo wszechstronnym zastosowaniu .Gdziekolwiek jestem z wracam na nie uwagę i pewnie posiadalabym ich znacznie więcej gdyby tylko nie brak miejsca..:).KaYa

    OdpowiedzUsuń
  9. Stół u mojej matki... Po każdym powrocie z rejsu widziałem jej uśmiech i słyszałem słowa: "Jesteś synek, to dobrze, siadaj, napijemy się herbaty..."
    Po jej śmierci zabrałem go do swojego domu...
    Dziś siadam przy nim z córką i rozmawiamy tak po prostu, o życiu...
    Roman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Moi rodzice jeszcze żyją, ale też tak to wygląda. Stół w kuchni, kawa lub herbata, no i gadanie. Żadnych serwisów, ław i innych bzdur... Tylko to, co najważniejsze.

      Usuń
  10. Historia naszych stołów:

    1.Stary okrągły kuchenny pamiętający lata 60 ubiegłego wieku. Był z nami od początku małżeństwa, na nim jedliśmy, przyjmowaliśmy gości, kąpaliśmy synów :-). Teraz nadal nam służy w kuchni. Z racji kształtu bez problemu siadamy w piątkę przy nim - jedna córka jeszcze w krzesełku. Pewnie z nami zostanie "na zawsze" z racji historii, sentymentu.

    2.Duży w "dużym" pokoju. Stół był na pierwszym miejscu na naszej liście jak przygotowywaliśmy projekt do urządzenia naszego mieszkania. Już wtedy wiedzieliśmy, że chcemy duży, masywny ( z praktyki zbyt dużo razy siedzieliśmy przy stołach przy których siadanie powodowało, że delikatne dotknięcie kolanem nogi wylewało zawartość szklanki). Dość długo wybieraliśmy ale udało się znaleźć producenta. Stół o wymiarach 100x160cm z możliwością do 260cm z litego drewna. Szerokość 100 pozwala swobodnie usiąść dwóm osobom jeśli jest potrzeba.

    Na co dzień wersja nierozłożona pozwala całej rodzinie na swobodne użytkowanie . Sprawdza się przy grach planszowych gdzie potrzebna jest duża przestrzeń.

    Wady ma takie, że bardzo trudno samemu go przestawić - tylko suwanie :-).


    Podsumowując - najważniejszy mebel w domu. Sprawdza się co do modelu (jeden i drugi) jak i funkcjonalności.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli idzie o wady, o których piszesz, to u nas w domu - w sumie przez przypadek (to inna historia) - ustawiliśmy jeden przy drugim dwa prostokątne stoły, każdy miał w komplecie cztery krzesła. Razem tworzą powierzchnię dwa razy większą, niż planowaliśmy dla naszej czteroosobowej rodziny, ale teraz już nie wyobrażamy sobie tłoczenia się przy jednym z dwóch stołów. Mamy swobodę, możemy się rozłożyć z jedzeniem, książkami i gazetami (bo u nas można czytać przy jedzeniu, bo to nas cieszy i możemy się dzielić uwagami, gdy ktoś na przykład przeczyta coś śmiesznego), a gdy przyjdą goście, to też miejsca jest dosyć, choć ciaśniej. Stoły są najtańsze z całej Ikei, ale za to drewniane, więc pięknie się starzeją. A że tanie były, to serce nie boli, jak coś im się dzieje. Pozdrawiam! Fajny blog!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja uwielbiam stoly, zwlaszcza stare zwracam na nie baczną uwagę gdziekolwiek jestem,daja mi poczucie ciaglosci pokoleniowej gdy zasiadamy rodzinnie .Sama posiadam 3 stoly,glowny na 14 osób pozostale 2 na 4-6.Ale najbardziej lubię mój stary wiktoriański 6 osobowy w mojej pracowni(czwarty), ,przy nim czytam , pisze ,pracuje ,odpoczywam i tworze co jest widoczne na jego powierzchni a ja kocham te wszystkie rysy i uszkodzenia ..KaYa

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...