Przeczytałem niedawno artykułu Bogny Białeckiej „Kontrkultura na co dzień” (przeczytacie go w całości tutaj), która odniosła się do własnych obserwacji dzisiejszego sposobu ubierania się kobiet. Wynika z niej, że niemal 100 procent z nich chodzi wyłącznie w spodniach i wygląda w nich... mało atrakcyjnie:
„Można zatem zaobserwować nogi a'la Spongebob - dwa chude patyki rozdzielone przerwą, w którą zmieściłaby się piłka. Widać też rozpowszechnione nogi - balerony, sprawiające wrażenie, że materiał zaraz eksploduje. Nogi krzywe, o zachwianych proporcjach... To wszystko ujawniane i bezlitośnie podkreślane przez noszenie obcisłych spodni lub, co gorsza, leginsów... Choć oczywiście niektóre panie zdają sobie z tego sprawę i starają ukryć defekty, zakładając spodnie luźne, upodabniające nogi do dwóch prostych kłód drewna. Przechodząc jednak do pań, które decydują się na spódnice. Przeważają tu dwa rodzaje - mini, ujawniające kolor majtek przy najlżejszym skłonie lub spódnice typu "biznes woman" – od garnituru. Te ostatnie z reguły wyglądają całkiem sympatycznie, choć bardzo oficjalnie. (…) Co gorsza latem spodniom akompaniuje, o zgrozo, obcisły t-shirt dodatkowo podkreślający wylewające się znad biodrówek fale tłuszczu. To już niedługo. Brrr!...”
Przy temacie strojów: jak co roku ulice większych miast zalewają reklamy bikini... Ten w sumie niewielki (i coraz mniejszy) skrawek kosztuje nieproporcjonalnie dużo do zużytego materiału oraz funkcji stroju plażowego, a więc ubrania skrajnie sezonowego (noszonego w ciągu tygodnia/dwóch urlopu). Niewiele w tym logiki (od strony kupujących), ale widocznie cała akcja marketingowa się opłaca, skoro marki odzieżowe wydają krocie na napastliwe, mnie osobiście denerwujące, reklamy wielkoformatowe roznegliżowanych kobiet (jak na załączonym zdjęciu).
Jako osobnik płci przeciwnej, niepozbawiony wrażliwości na kobiecą figurę, muszę stwierdzić, że nadchodzący okres gorących temperatur - za sprawą obowiązującej mody damskiej - znoszę z niemałym trudem. Mam wrażenie, że w przeważającej większości przypadków o dzisiejszym sposobie ubierania decyduje wygoda, a może wygodnictwo, pozbawione smaku i wrażliwości na odbiór otoczenia, zwłaszcza jego męskiej części. Wierzcie, drogie Panie, nie jest nam wcale lekko. Nie wiem, czy jest to akt świadomy, czy tylko brak wyobraźni. Faktem jest, że rozbieramy się do "rosołu", a to, co ma zakrywać, w istocie podkreśla to, co odkryte. Na miejscu zwiewnych spódnic lub sukienek, bluzek z dyskretnym dekoltem, teraz nie ma nic, no, prawie nic!
Osobiście zgadzam się z poglądem autorki artykułu, że obecna moda jest zamachem na kobiecość, zaś „dobrze dobrana spódnica lub sukienka nie tylko jest wygodna, ale sprawia, że kobieta wygląda kobieco.” Także mnie -jako mężczyźnie- bardzo spodobał się postulat odzyskiwania prawdziwej kobiecości w przestrzeni publicznej poprzez świadomy, kontrkulturowy akt noszenia klasycznych sukienek i spódnic.
Jaka jest, Panie, Wasza opinia - czy obecna moda jest zamachem na kobiecość? A co sądzicie o dzisiejszej modzie, Panowie?
podejrzewam, że przy obecnych trendach, problem sam się rozwiąże za max. kilkadziesiąt lat... w muzłumańskiej Europie
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że jestem trochę rozczarowany... zarówno artykułem Pani Bogny jak i postem. Spodziewałem się czegoś więcej (czytaj głębiej...) Jako facet na co dzień mam do czynienia co najmniej z setką takich kobiet. I znoszę to najzupełniej normalnie... bez żadnych wstrząsów. Może dlatego, że... no własnie jakby jakieś pomieszanie pojęć i wątków tutaj istniało. Generalnie ludzkie ciało, nagie jest aseksualne. To ludzki umysł nadaje temu odpowiedni kontekst. Ale to nie o to chodzi, tylko bardziej o stosunek człowieka do ciała, do nagości. Kolejny element to tzw. atrakcyjność czy seksapil. Paradoksalnie zostało to spłycone przez media, gdzie atrakcyjność jest dziś kojarzona tylko i wyłącznie z wyglądem fizycznym ciała, oraz tym w co ono jest odziane. Tymczasem... przystojne 195 cm wzrostu może okazać się niezdolne do wyrażania uczuć, a sexy laska skąpo odziana, zwyczajną wredną s***ką. To tylko opakowanie. Dlatego atrakcyjność jest związana również na przykład z zapachem skóry czy barwą głosu. To akurat zmienia się bardzo szybko. Zapach skóry (czy ogólnie człowieka) jest ściśle powiązany z jego stanem emocjonalnym. Badania naukowe prowadzone w tej kwestii wykazały, że człowiek inaczej pachnie kiedy jest zadowolony i szczęśliwy, inaczej kiedy jest zestresowany, zdenerwowany, boi się. Emocje zmieniają nie tylko chemiczny skład zapachu ludzkiego ciała, i czasami nawet wylanie na siebie wiadra Chanel No 5 nic nie pomoże, zmieniają również barwę i ton ludzkiego głosu. Wystarczy mniej niż 30 sek. by ocenić człowieka. Wg mnie największym problemem dziś jest to, że opakowanie nie współgra z zawartością. Ogromna dysharmonia, dysonans. Po części jest to spowodowane taką a nie inną kulturą z jej wzorcami... innymi słowy mówiąc, jeśli ja nie kształtuję swojego gustu i wrażliwości, kto w takim razie to robi?
OdpowiedzUsuńRaczej ubawił mnie kontrkulturowy performance Pani Bogny. To chyba jej koleżanki feministki poniekąd wpędziły kobiety do stanu, w którym one same mają problem ze zdefiniowaniem i określeniem czym właściwie jest (lub powinna być) ich kobiecość.
Na koniec, parafrazując Szekspira podsumowałbym to w ten sposób: żaden prawdziwy facet nie napije się wody z mętnego źródła... chyba że jest spragnionym desperatem:)
Cóż, na co dzień, nieświadomie kobiety ubierają się dla kobiet. Dla sprostania aktualnej modzie. Ubieramy się, czasem jesteśmy naprawdę zadowolone z efektu, czujemy się atrakcyjne i sexy. Ja z takim ubieraniem się trafiłam na szczerego faceta, który najfajniejsze w moich oczach ciuchy potrafił nazwać "babciowymi". Teraz chodzę na zakupy razem z nim, a byle sweter przez niego wybrany jest chwalony przez obie płcie. Magia jakaś. Nie rozumiem, ale wykorzystuję.
OdpowiedzUsuńI tak spoglądam na kobietki w różnych sytuacjach, w modnych ubraniach - one czują się bosko, a ja wiem, że żaden facet na nie nie spojrzy.
Pozostaje pytanie: co ważniejsze: własne dobre samopoczucie czy te pochwały ze strony innych? Czy luźne aladynki to naprawdę takie zło, kiedy ja czuję się swobodnie i nikt nie zagląda mi w zbyt odsłonięte zakamarki?
Ja widzę mnóstwo kobiet świetnie wyglądających w spodniach, ale jestem kobietą, więc nie muszą mnie pociągać ;-)
OdpowiedzUsuńObserwując kobiety z mojego otoczenia, najpierw na studiach, teraz w pracy, wciąż z niejakim zdziwieniem dochodzę do wniosku, że te mniej atrakcyjne częścej mają mężów/partnerów, dzieci. Ba, jak sobie tak szczerze rozmawiamy o babskich sprawach, to okazuje się, że te mniej atrakcyjne mają lepsze życie seksualne i nawet okazję do zdrad. Atrakcyjność oceniam wg obecnych standardów: ładnie ubrana, o zadbanym ciele. Na pewno wiecie o co mi chodzi. Widocznie nie ma jednego modelu pociągającej kobiety. Niektórym podobają się nawet kobiety w spodniach ;-)
Ja nie mam potrzeby podniecać wszystkich facetów na ulicy. Nie zawsze kobieta chce być obiektem seksualnym. Najważniejsze żeby pociągała swojego partnera i sama ze sobą dobrze się czułą. Inna sprawa: ilu facetów tyle gustów. Ja naprawdę nie rozumiem, czemu niektóre moje koleżanki wzbudzają w kimś pożądanie. Ale muszą wzbudzać, skoro mają mężów, dzieci i ogólnie są zadowolone z życia. Ubranie nie ma nic do tego. Gusta są różne. Mój facet najbardziej lubi u kobiet klasyczny styl biurowy. Mąż koleżanki mówi, że na widok takich ciuchów od razu ma ochotę uciec. Mnie niesamowicie pociągają faceci w garniturach, koleżanka mówi że dla niej nie ma nic bardziej aseksualnego, :-)
Jeśli chodzi o panie, które po ulicy chodzą ubrane pobieżnie bądź punktowo - mój mąż też ciężko znosi ich swobodę. To na ile mężczyzna reaguje na nagość wydaje mi się być cechą bardzo personalną. Teza pana Roberta o aseksulaności nagiego ciała wydaje mi się przesadzona. Reakcje na nagość są na pewno kształtowane przez wzorce kulturowe oraz przez osobistą wrażliwość. Więc nawet gdyby nagość pań w Europie latem była nienachalna to wciąż biorąc pod uwagę nasz kontekst kulturowy wydaje mi się niestosowna. Ten kontekst kulturowy co prawda się zmienia, ale nie jestem wcale przekonana czy ku naturalnej nagości. Raczej odnoszę wrażenie, że ku większej seksualizacji - bo nawet pani na reklamie swetra prezentowana jest z miną jakby doznawała przyjemności związanej z seksem.
OdpowiedzUsuńZ kolei jeśli chodzi o spodnie, wygodę i wygląd kobiecy to nie zgadzam się z Bogną. Po pierwsze spodnie są wygodne nie tylko w pracy fizycznej i sporcie. Mam pracę biurową i choć zdarza mi się chodzić w spódnicach, to zawsze w pewnym stopniu dostarcza mi to drobnych uciążliwości w ciągu dnia (kwestie butów, rajstop, możliwości siedzenia na różne sposoby). Po drugie, i może istotniejsze, uważam, że w tym wypadku to jednak kura była pierwsza niż jajko. To znaczy nie moda jest zamachem na kobiecość. Na kobiecość w wielu kontekstach nie ma miejsca i to jaką modę wybieram jest raczej konsekwencją braku woli walki. Jeśli w IT 90% stanowią mężczyźni to nie czuję się dobrze akcentując to, że jestem kobietą. Nie ma tu miejsca na moją wrażliwość i nie mam ochoty jej odsłaniać. Jeśli idąc po moim mieście nie czuję się bezpieczna wyglądając kobieco to wolę wyglądać nijako. Jestem wtedy bezpieczniejsza. Nie zrani się mnie tak łatwo. I nawet nie chodzi mi tu o jakieś poważniejsze napastowanie (chociaż i takie problemy można spotkać) ale o zwykłą wrażliwość na słowa, gesty, spojrzenia. Takie są czasy, taki mamy klimat.
No cóż...
OdpowiedzUsuńBardzo lubię patrzeć na żonę gdy chodzi w dobrze dobranych jeansach :)
Dobrze dopasowane jeansy na mojej żonie to niczego sobie afrodyzjak :)
Wszelako najpiękniej w moich oczach wygląda, gdy ubierze na siebie sukienkę w stylu "lata 50/60".
Taką ją uwielbiam, taką ją poznałem na zlocie motocyklowym :)
Roman
W temacie atrakcyjności warto zacytować Ferenca Mate z „Prawdziwego życia”: Tak jakby współczesne kobiety nie były pod dość silną presją, by odnieść sukcesy zawodowe i być jednocześnie demonem seksu, żoną, matką i gospodynią, to teraz jeszcze kolorowe magazyny, telewizja i Internet zalewają je obrazami oszałamiająco zgrabnych, „idealnie” zbudowanych kobiet o taliach os i nogach do samego nieba. I dalej: Kobiety, które czują się nie dość atrakcyjne fizycznie, chętniej kupują kosmetyki, nowe ubrania i preparaty dietetyczne. W innych badaniach 90 % kobiet, które wzięły udział w sondażu, zgodziło się, że największy wpływ na urodę ma poczucie szczęścia i same czują się najpiękniejsze wtedy, gdy są zadowolone z życia i spełnione.
OdpowiedzUsuńMate zwraca uwagę na coś ważnego, co poruszył Robert Rypień w komentarzu: Uwierzcie facetowi, który głęboko kocha kobiety - prawdziwe piękno jest w oku oglądanej [a nie w oku tego, który ogląda]. Jeśli odłożyć na bok pewne naturalne przekleństwa, większość kobiet może być tak piękna, że klękajcie narody, ale musi to być autentyczne głębokie piękno: apetyt na życie, humor, szczerość, ciekawość, troska, wszystko to, co widać w oczach. Dobra, rozszerzmy tę zasadę tak, by objęła serdeczny uśmiech, który tak samo jak oczy ukazuje to, co w środku. Nie wiem, ile już razy widziałem świetnie zbudowaną kobietę, ale odpychała mnie pustka w jej oczach albo nieszczerość uśmiechu. Problem polega na tym, że to, dzięki czemu rzeczywiście stalibyśmy się bardziej atrakcyjni – mądrzejsi, pełni życia, ciekawi, dowcipni, troskliwi, kochający – wymaga długich, subtelnych i czasochłonnych starań, dlatego idziemy na łatwiznę i robimy to, co podpowiadają media. Kupujemy.
Rozumiem, że spodnie są wygodne lub wynikają z określonego dress code-u. Osobiście (jak Roman) wolę swoją Żonę (i Córki) w spódnicy lub sukience (i to raczej dłuższej). Według mnie podkreślają ich kobiecość.
OdpowiedzUsuńZgadzam się ze zdaniem, które padło powyżej, że aktualny kontekst kulturowy zmierza nie tyle do naturalnej nagości, lecz większej seksualizacji, a to wkracza w obszar choćby męskiej wrażliwości. I podobnie jak Filis napisała, że nie zawsze kobieta chce być obiektem seksualnym, tak mężczyzna nie zawsze chce być odbiorcą współczesnego seksualnego przekazu.
Wydaje mi się, że przesadnie stawiamy akcent na atrakcyjność fizyczną, erotyczną, a mniej na piękno i naturalność, które obejmuje także wnętrze. Atrakcyjność kojarzy mi się z towarem, opakowaniem, byciem „atrakcją”. Obecne trendy mody podkreślają sferę fizyczności, często będącej karykaturą piękna – mam tu na myśli anorektyczne modelki, z którymi porównują się nastolatki, ale i dojrzałe kobiety. Te mniej atrakcyjne kobiety częściej mają mężów/partnerów, dzieci (co zauważa Filis) może dlatego, że są bardziej normalne, naturalne i zwyczajnie piękne.
Wg mnie kobieta może być piękna, a niekoniecznie atrakcyjna, zwłaszcza w ujęciu dzisiejszej „atrakcyjności” sprowadzonej do cielesności. Dbanie o piękno nie oznacza ślepego naśladownictwa i podążania za modą. To raczej próba wyrażania siebie za pomocą stroju, a to wymaga oderwania się od współczesnych trendów mody, porównywania się z wyidealizowanym, sztucznym i wykreowanym modelem, kierowania się nie frustracją, lecz estetyką, smakiem, szczyptą skromności, wdzięku i prostoty.
Podzielam zdanie tej pani:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=EmqTd--oLfw&index=5&list=PL2VCKwHUSBSWun_7tIQ5JEM-BfI3clTdN
:)
Dziękuję za link, aczkolwiek dla zainteresowanych drobna uwaga - pani używa dośćwulganego języka, więc nie polecam. Jak zrozumiałem kobiety ubierają się dla siebie w to, co sprawia, że czują się wygodnie i dobrze, a mężczyznom wara od wypowiadania się w kwestii ich atrakcyjności i mody damskiej jako takiej...
UsuńA ja nie podzielam :)
UsuńŻona tłumacząc mi to, się zwyczajnie spłakała ze śmiechu...
Pani jest po prostu niekonsekwentna :)
Wolność dla mnie - tak, wolność dla innych - nie...
Roman
A ja chciałam zapytać, gdzie ci dobrze ubrani mężczyźni... sandały ze skarpetami, krótkie spodenki, spłowiały t-shirt są na porządku dziennym. Czemu tylko od kobiet wymaga się zadbanego wyglądu?
OdpowiedzUsuńSłusznie, można nam wiele zarzucić, może tylko nie noszenie spodni (: Osobiście staram się poprawić, w czym pomaga mi moja Żona...
UsuńTo jak kto jest ubrany nie ma znaczenia.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie ludzie mogą sobie chodzić nago.
Ci smutni i brzydcy zawsze będą brzydcy. A ci atrakcyjni i weseli zawsze będą pociągać płeć przeciwną.
Każdy ubiera się jak chce. I nikt nikomu nie może mówić jak powinien się ubierać i jak wyglądać.
Dla mnie ważniejsze jest czy ludzie są czyści, czy nie śmierdzą i czy są mili.
Twoja wypowiedź, to miód na moje oczy :-)
UsuńZgadzam się, że nagość "bombarduje" nas z bilbordów, z reklam ale i kobiet, które tak się ubierają. Moje spojrzenie jest dwojakie: jako mąż i ojciec córek.
OdpowiedzUsuńCo do męża - nie mam uwag co do stroju żony :-). Jest super i nie "uwzględnia" tego typu mód. Obawy mam jako ojciec - jak córki kiedy będą dorastały będą odnajdywały się w świecie mody, gdzie jak widzę coraz trudniej o normalną sukienkę/spódnicę.
p.s. czy czasami (myślę o mężczyznach) zdarza Wam się używać zamiennie słów sukienka i spódnica do określenia tego samego? :-) Mnie tak, ale moja 4-letnia córka bardzo szybko mnie "prostuje" "tato nie znasz się" ;-).
paradoksalnie teza o aseksualności nagiego ciała jest jak najbardziej w miarę, bez naciągania. Wystarczy poczytać lub obejrzeć coś na temat życia prymitywnych plemion w Amazonii czy niektórych rejonach Afryki. Jeśli to kogoś nadal nie przekonuje, może wybrać się np. na plażę czy do wioski naturystów. To bez wątpienia nie jest widok napalonych, nagich i parzących się ciał mężczyzn i kobiet... bo ich przysłowiowo skręca z podniecenia i muszą rozładować swoje napięcie.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak teza o kontekście kulturowym jest jak najbardziej na miejscu. Tyle, że należałoby to bardziej uściślić. Nie tyle kontekst co wprost istniejące tabu społeczne, kulturowe, religijne, moralne... szczególnie to w kręgu tradycji judeo-chcrześciańskiej. Tu już samo ciało traktowane jest jako coś grzesznego i niestosownego, pełnego pokus, nieczystego... a co dopiero mówić o jego nagości, atrakcyjności w kontekście seksualność i tak dalej. Nowsza działka tych tabu wiąże się niejednokrotnie z kompleksami, poczuciem winy, wstydem, taką czy inną formą piętnowania albo wyznaczania określonych norm i zachowań choćby w ramach tzw. dress code, lub zwyczajnej zawiści i zazdrości.
Myślę, że zarówno kobiecość jak i męskość mają pełne prawo do wyrażania siebie w sposób zupełnie naturalny i swobodny w każdym rodzaju przestrzeni. To dotyczy również własnej atrakcyjności i seksualności. Jakimś nieporozumieniem jest dla mnie facet śliniący się na widok tak czy inaczej ubranej kobiety i twierdzący, że to dla niego męczące i nie do zniesienia, czy kobieta czująca się niekomfortowo ze swoją kobiecością, atrakcyjnością i seksualnością. To zawsze zdradza głęboko ukryte kompleksy i istnienie określonych tabu. I nie jest to moim zdaniem ani normalne, ani zdrowe... raczej wskazuje na jakąś formę patologii w sposobie myślenia, w podejściu do tematu.
No właśnie, rzecz w podejściu do tematu, w sposobie jakim o nim się myśli, mówi i na co zwraca uwagę. Z jednej strony chyba za bardzo współczesny świat demonizuje tzw. wizerunek własny osoby, upatrując w ubraniu artefaktu na wszelkie bolączki natury psychicznej czy wewnętrznej. Z drugiej kiedyś ubranie służyło tylko do ochrony ciała przed niskimi temperaturami lub chroniło skórę przed skaleczeniami i otarciami. Dziś? to ma być co? Kontrkulturowy performance? Wyznacznik atrakcyjności? Kobiecości? Męskości? Gustu? Pozycji społecznej? Zawodowej? Kandydata na partnera/partnerkę życiową? Tuszować własne kompleksy i niedoskonałości ciała? Podkreślać i uwypuklać to, co w człowieku atrakcyjne i seksowne? To jak w minimaliźmie z nadmiarem rzeczy... dużo tego i pełno, efekt mizerny. Może jednak ta uliczna letnia moda, ze swoimi kampaniami reklamowymi ma sens, skoro pozwala ludziom uwolnić się od tego ciasnego, mentalnego gorsetu w kwestii własnego ciała i własnej atrakcyjności. Skoro każdy ma prawo pokazywać, to co uznaje za atrakcyjne zgodnie z własnym gustem, (wszak atrakcyjne znaczy tyle co warte uwagi), bez znaczenia czy to w spodniach, sukience, sandałach i skarpetkach, luźne czy obcisłe, albo przelewające się tu i ówdzie, bądź nie, to dla równowagi tegoż równania warto zwracać uwagę i koncentrować się na tym, co każdy w swym mniemaniu uważa za atrakcyjne dla niego samego, a nie dla innych, pomijając to, co jest nie w jego guście. To naprawdę bez znaczenia jak kto chodzi ubrany i w czym. Ani kobiecość, ani męskość, ani atrakcyjność czy seksapil nie mają nic wspólnego z tym, co kto na siebie wkłada i nosi. To raczej medialna propaganda próbuje wmówić że jest na odwrót. Kiedy spojrzenie jest puste, mętne i brak w nim głębi, trzeba to jakoś zatuszować... może strojem a wówczas ktoś się skusi... jednak poczucie prawdziwej kobiecości, męskości, atrakcyjności i seksapilu to coś, co jest w środku i zależy od tego, co na ten temat każdy myśli, jaki ma do tego stosunek. Nie bez powodu Woody Allen powiedział, że najseksowniejszy jest ludzki mózg... tam się wszystko zaczyna, od tego jak o czym myślimy:)
Roszczeniowy stosunek można mieć zarówno do tego, jak ktoś chodzi ubrany – jaki i do tego, co inni powinni czuć (albo nie powinni) na widok skąpego stroju kogoś w otoczeniu! Mentorski ton niektórych komentarzy w moich uszach brzmi jak pogarda dla innego sposobu myślenia, innej niż moja własna wrażliwości, innych sposobów wychowywania niż moje wyzwolone (i jedynie słuszne) podejście.
OdpowiedzUsuńCzłowiek dojrzewa w sposób niekoniecznie przez siebie kontrolowany – to od niego zależy tylko w małym stopniu (chyba że jest wśród was ktoś, kto 10 lat temu przewidział, w jakim miejscu będzie dzisiaj i co będzie czuł w określonych sytuacjach ;). Ja dobrze się czuję wśród ludzi, którzy akceptują mnie z moją wrażliwością, ale też nie oceniają mnie według swoich kryteriów i choć sami są dojrzalsi, z wyrozumiałością patrzą na moje dojrzewanie. Ale bardzo cenię też sobie życzliwe uwagi na temat tego, jakie wrażenie wywołuje na nich mój strój. Nie o to chodzi, by starać się każdemu dogodzić, ale by dostrzec, że nie jestem samotną wyspą i to, co robię (mówię, noszę) rezonuje z otoczeniem. Wolę mieć świadomość, że moja nadmiernie wyeksponowana nagość może naruszać czyjąś sferę wrażliwości i stosownie do tego się ubrać, niż nie wiedzieć lub to ignorować.
Ps. A co do tabu rzekomo narzuconych przez tradycję judeo-chrześcijańską – może potrzebne by było dogłębniejsze studium tego, co zawiera w tym temacie Biblia, by nie powtarzać zniekształconych i fałszywych twierdzeń. Biblia mówi wprost i bez ogródek, że wszystko, co Bóg stworzył, było dobre i piękne (cielesność człowieka również). Wcielenie Chrystusa dodatkowo to ciało uświęciło. Grzeszny oznacza „powodujący śmierć duszy”. Grzeszne, czyli śmiertelne w swoich konsekwencjach, są czyny człowieka. Dla zainteresowanych teologią ciała polecam ciekawy artykuł: http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=05&id=05-01&t=180
Magda
Rozmawiałam z partnerem na temat nagości, mody i atrakcyjności i przypomniałam sobie o tym wpisie:-) Chciałabym na coś zwrócić uwagę na dwie kwestie.
OdpowiedzUsuń1. Skąd założenie, że sukienki/spódnice sprzyjają atrakcyjności? Moje oko mówi mi, że spora liczba kobiet wcale atrakcyjnie w sukienkach nie wygląda. Zresztą nie ma jednego wzorca atrakcyjności dla wszystkich, co jest niby oczywiste, ale chyba nie skoro zawsze pojawi się ktoś, kto spróbuje narzucić innym swoje poglądy w tej kwestii. Rola mody jest tu przeceniana. Moda byłą zawsze i gatunek ludzki nie wyginął ;-)
2. Mnie osobiście dziwi postrzeganie kostiumu kąpielowego jako ubrania. Gdzie bym tego nie zobaczyła, obojętnie na ulicy, na plaży czy na plakacie, obojętnie z jakiego materiału byłby wykonany - dla mnie to jest stanik z majtkami. Jest to kawałek tkaniny ledwo zakrywający strategiczne miejsca. Tymczasem sporo szumu robi się gdy ten kawałek tkaniny uchodzi za bieliznę, ale gdy nazwiemy go strojem kąpielowym, to już jego intymność gdzieś zanika.
Może tylko ja jestem takim dziwolągiem, ale ludzi na plaży postrzegam tak samo, jakbym zobaczyła kobietę na ulicy ubraną tylko w stanik i majtki, a faceta w samych majtkach. W końcu w obu przypadkach ludzie są nadzy (uważam, że stanik i majtki, to nie do końca ubranie ;-))
Ubiór jest sygnalem. Sygnalizujemy nasz status, gust muzyczny, styl życia. Jest to jeden z podstawowych komunikatów, który dajemy innym na ulicy. I taki sam komunikat wysyłamy, gdy decydujemy sie na skąpe majtki. I ten komunikat będzie coraz częściej wybirany, bo w świecie bez centrum, podzielonym na grupy i podgrupy, w świecie gdzie nie a wspólnego języka, nie ma wspolnej platformy, jedynym powszechnym językiem jest język seksu.
OdpowiedzUsuńosobiście nie przepadam za sukienkami, mam jakieś takie wrażenie, że od pewnego czasu nie mogę trafić na jakiś taki pasujący do mnie krój.
OdpowiedzUsuńza to spódnice love, love ;-)
spodni w sumie mam tylko kilka par: 1 biurowe, 2 pary dżinksów i 2 pary lnianych na lato.
i jak na co dzień chodzę tylko w spódnicach- to spodenki wybieram najczęsciej na wyjazdy, bo są zwyczajnie praktyczne.
w spodenkach też chodzę po domu.
poza tym, nie wyobrażam sobie życia bez spódnic, nawet zimą.
myślę, że obie płcie mają "swoje za uszami".
mnie z kolei rozwalają panowie przyodziani w spodenki+PÓŁBUTY+ normalne skarpetki (najczęściej jeszcze gustownie naciągnięte do połowy łydek).
albo panowie w rybaczkach, i też właśnie wysoko naciągniętych skarpetkach.
a już w ogóle nie rozumiem idei noszenia półbutów z kilkoma nacięciami i udawania, że to są sandały.
a już zdecydowanie BRAK mi słów na skomentowanie panów "topless" w przestrzeni miejskiej- mpk, czy na ulicy. no po wielokroć jestem na NIE.
aczkolwiek przyznaję, ciężko znaleźć coś dziewczęcego itp bez ćwieków, czy czaszek. a niestety czaszki dyskwalifikują ciuch na wejściu.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJa sądzę że kobiety mogą być także kobiece w spodniach. Wiele z kobiet lepiej wygląda w spodniach niż w sukienkach.
OdpowiedzUsuńa może niektóre kobiety mają w nosie męskie doznania estetyczne? Skąd pomysł, że mają się podporządkować czyimkolwiek odczuciom estetycznym?
OdpowiedzUsuń