W sierpniu zeszłego roku miałem wypadek i zdecydowaliśmy się na eksperyment (który w założeniach miał potrwać do wakacji), polegający na życiu bez samochodu (więcej o eksperymencie tutaj). Dziękujemy za Wasze liczne komentarze, szczególnie za głosy wspierające naszą decyzję. Dyskusja pod wpisem pokazała także jak szczególnym dobrem, budzącym wiele emocji, jest samochód.
Eksperyment, w sposób nieoczekiwany dla nas samych, zakończył się w połowie listopada. Nasi przyjaciele postanowili rozstać się ze swoją dwunastoletnią toyotą. Możliwość kupienia samochodu z pewnego źródła i za gotówkę (bez zaciągania kredytu – o tyle jesteśmy mądrzejsi!), a także dająca się dość mocno we znaki późnojesienna aura skłoniły nas do zmiany decyzji.
Mimo to przeżyliśmy bez własnego auta trzy miesiące. O wiele krócej niż zakładaliśmy, a jednak ten mocno odcinający się od zwyczajności okres naszego życia zapadnie nam głęboko w pamięć.
Z pewnością sprzyjała nam stabilna, prawie bezdeszczowa pogoda. Poruszanie się rowerami dało nam dużo przyjemności, poprawiło naszą kondycję, choć wymagało sporo samozaparcia. Świat oglądany z rowerowego siodełka wyraźnie zwolnił, napełnił się jesiennymi zapachami i kolorami, sprzyjał uważności, był okazją do rozmów z dziećmi.
Potwierdziło się, że wiele ważnych życiowo punktów rzeczywiście znajduje się niedaleko. Te, które były dalej, musiały „na chwilę” stać się rzadziej odwiedzane; dla wielu spraw staraliśmy się znaleźć jak najbliższe rozwiązanie (logopeda, nauczycielka gry na pianinie, nawet schronisko, z którego przywędrowała wtedy nasza suczka).
Tak jak się spodziewaliśmy, mogliśmy liczyć na pomoc naszych przyjaciół i sąsiadów, którzy wielkodusznie udostępniali nam swoje auta ilekroć zachodziła konieczność zawiezienia dzieci do lekarza lub na zajęcia zlokalizowane zbyt daleko, aby dotrzeć na nie rowerem. Jedynie sporadycznie korzystaliśmy z taksówek.
Strzałem w dziesiątkę były zakupy spożywcze przez Internet. Dostarczenie ciężkich, tygodniowych zakupów pod drzwi naszego mieszkania na trzecim piętrze okazało się bezcennym rozwiązaniem dla naszych kręgosłupów, dlatego nadal je kontynuujemy.
Finansowo życie bez samochodu przez ten czas nie było tak oszczędne, jak się spodziewałem. Okazało się na przykład, że nasza flota rowerowa wymagała przeglądu, dokupienia koszyków, peleryn przeciwdeszczowych, szybkiej wymiany roweru dla młodszej córki (kupiliśmy używany). Te inwestycje pochłonęły część naszych paliwowych oszczędności.
Eksperyment pokazał, że ten środek lokomocji w naszej sytuacji i przy określonym stylu życia jest po prostu potrzebny. Nasze obecne auto, pozbawione wygód i nowoczesnego image’u, jest tylko tym, czym ma być w swej istocie: zapewnia naszej rodzinie niezbędny transport.
Najstarsza córka zaraz po zakupie auta zapytała: i znowu wszędzie będziemy jeździli samochodem? Nic podobnego: na wiosnę przesiądziemy się z powrotem na rowery, by jeździć na nich tak często, jak to tylko będzie możliwe!
nie od dziś jestem fanką zakupów spożywczych przez internet ;-)
OdpowiedzUsuń#3piętrobezwindy ;-)
Niestety muszę potwierdzić - samochód jest bardzo przydatnym narzędziem komunikacji. Nie jestem maniaczką samochodową - gdzie mogę dojść pieszo, dochodzę - mąż podobnie - do pracy jeździ metrem. Cały czas odkrywam możliwości roweru. Mimo to są pewne sytuacje kiedy ten samochód jest po prostu opcją najlepszą i nie ma co odżegnywać się od tego tylko dla zasady ;)
OdpowiedzUsuńBea
Zaczynam dochodzić do wniosku, że samochód jest potrzebny tak naprawde w rejonach pozbawionych komunikacji... U mnie decyzja o jego zakupie spowodowała paradoksalnie większą chęć do jeżdzenia rowerem :) Pierwszy raz w życiu mieszkam poza miastem, i pod względem transportu było to trudne doświadczenie. Ta zima jest dość ładogna i wreszcie się przełamałam, by jeżdzić po śniegu, ale prawdę powiedziawszy nie wiem czy dałabym radę gdyby sypneło mocniej... Po raz kolejny okazało się, że potrafię rezygnować z rzeczy właśnie wtedy, gdy jest to całkowicie wolny wybór niepodyktowany pieniędzmi...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jak wychodzi u Was finansowo jeżdzenie tylko zimą? Chodzi o to, że samochód trzeba ubezpieczyć na cały rok, a kożystacie z niego tylko przez kilka miesięcy. Opłaca się?
W inne pory roku samochód też się przydaje (i nie oszukujmy się z pewnością będzie od czasu do czasu użytkowany), a to ubezpieczenie OC w moim przypadku to raptem 615 zł, największy koszt to zużycie paliwa, a tutaj akurat na niejeżdżeniu można tylko zaoszczędzić. Masz rację, że najlepiej rezygnować z czegoś bez ekonomicznego przymusu, ale z powodu "przekonań"... W tym roku odstawiłem rower na zimę, ale czekam na wiosnę :)
UsuńMy zrezygnowaliśmy z drugiego samochodu, odkąd zaszłam w ciążę. Nie wiem, jak by to było, gdybym musiała dojeżdżać do pracy, jak przed ciążą, kilkanaście kilometrów (bardzo ruchliwą trasą - rower odpada ze względów bezpieczeństwa). Nie brakuje mi samochodu, wolę niespieszne spacery z synkiem, a gdy trzeba, mamy wspólny samochód i bez niego nie wyobrażam sobie właśnie wyjazdów dalekich, wizyt u lekarza, zawiezienia psiny do weta, odwiedzania rodziców... Eksperyment bardzo fajny!
OdpowiedzUsuńDa się żyć bez dwóch samochodów, gorzej jednak jeśli ten jeden samochód nam padnie i trzeba go na kilka dni odstawić do mechanika.. wtedy jest problem, tym bardzie jeśli posiada się dzieciaki. A z nimi wiadomo czy to droga do przedszkola czy szkoła w tą i z powrotem, do lekarza czy na jakieś dodatkowe zajęcia.. Pół biedy jeśli zdarzy się to latem ale zimą... już kiedyś to przerabiałem... (Karol NC)
OdpowiedzUsuńNie mam samochodu, poruszam się autobusami i pociągami i jestem szczęśliwa (Leila)
OdpowiedzUsuńA ja niestety odkąd zakupiłem samochód zauważyłem, że zdecydowanie rzadziej poruszam się na piechotę, czy rowerem. Od pewnego czasu walczę ze sobą i staram się na nowo jeździć do pracy rowerem - ale zawsze znajduję jakąś wymówkę (bo nie ma gdzie postawić, bo ukradną, bo dziś jakoś zimniej). Samochód okrutnie przyzwyczaja do wygody jaką daje - ale za to rower daje zdecydowanie więcej radości! Mam nadzieję, że w tym roku na wiosnę przesiądę się na nowo na ten bardziej ekologiczny środek transportu! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że walka zakończy się wygraną i na wiosnę wspólnie przesiądziemy się na rowery! :)
UsuńOd kilku miesięcy mieszkam w Danii i wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak cudownie większość z mieszkańców daje sobie radę bez samochodu. Jazda rowerem jest tutaj na porządku dziennym. Jeżdżą młodzi i starzy, nie zwracając uwagi na pogodę, mimo iż silne wiatry, deszcze a czasem nawet śnieżyce tworzą klimat tego miejsca. Nie ukrywam że jest to dla mnie dużą motywacją. Z natury jestem strasznym zmarzlakiem i zimę najchętniej przeżyłabym przy kominku, siedząc pod kocem na kanapie pijąc kakao i czytając książkę. Jednak patrząc na tych ludzi naprawdę nabieram ochoty do działania :)
OdpowiedzUsuń________
Natalia, http://pieceofsimplicity.blogspot.com
Natalio, gratuluję pierwszych minimalistycznych kroków i wpisów na Twoim blogu! Wiele jeszcze nam brakuje do kultury (i infrastruktury) rowerowej, jaką można obserwować na Zachodzie.
Usuń