Na równi z fotografią pociągało mnie kiedyś malarstwo, które, jeszcze bardziej niż robienie zdjęć, jest nauką uważności, coraz bardziej zapomnianym (w dobie pośpiechu i elektronicznych gadżetów) językiem wyobraźni, wymagającym skupienia, cierpliwości, kontaktu z samym sobą, oczywiście umiejętności.
Znakiem czasów jest zaniedbanie u starszych dzieci, nie mówiąc już o dorosłych, tego, co w dzieciństwie, z językiem na brodzie, robiliśmy z taką pasją, trzymając w ręku kredki czy pędzelek. Podziwiamy rysunki, prace plastyczne, a potem gubimy gdzieś po drodze (przez pośpiech?) potrzebę twórczej ekspresji.
Ta historia pokazuje, że nigdy nie jest za późno.
W liceum bardzo chciałem malować, dostałem pudełko z farbami olejnymi, zbiłem kilka blejtram, podziwiałem impresjonistów (zwłaszcza van Gogha). Może było w tym trochę romantycznej wizji. Po kilku obrazach pudełko z farbami powędrowało na półkę...
Na studiach odwiedziłem chorą mamę i podarowałem jej swoje pudełko z farbami. Malowanie w okresie ciężkich doświadczeń stało się dla niej prawdziwym wytchnieniem. Zaczynała od podstaw, bez nauczyciela. Każdy kolejny obraz lepszy od poprzedniego...
Minęło kilkanaście lat. Nasze dzieci z czasem zaczęły jeździć "na turnus" do dziadków w czasie ferii i wakacji. Lekcje malarstwa stały się obowiązkową częścią pobytu. Wyciągają z piwnicy sztalugi, rozkładają farby i pędzle, uczą się techniki. Każdy kolejny obraz lepszy od poprzedniego...
Po cichu mam nadzieję, że kiedyś, gdy przyjdzie pora, ja także dostanę od nich pudełko farb....
Naprawdę zaciekawiła mnie Twoja historia z pudełkiem farb. Niby mała rzecz, ale o wielkim znaczeniu :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mnie zaskakujesz, pozytywnie. Szkoda,że ja się szybko zniechęcam, a raczej rzadko wierzę, że mi się uda czegoś nauczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Konradzie, nie czekaj aż dostaniesz pudełko farb od dzieci, sam je sobie weź. :) To tak pół żartem, pół serio. Dla mnie rysowanie i malowanie to najwspanialsze przeżycie na świecie. :)
OdpowiedzUsuń