Nie będę czegoś robił lub -przeciwnie- zrobię coś nowego. Przestanę pić kawę, wyplenię lenistwo, objadanie się słodyczami, przestanę warczeć na dzieci, tracić czas, spieszyć się. Zacznę biegać, zdrowo się odżywiać, więcej czytać, nie będę zawalać terminów, poprawię pamięć, będę chodzić na siłownię, osiągnę jakieś sprawności (np. szybkiego czytania), nauczę się nowego języka, przeczytam Ulissesa. Każdy może stworzyć własną listę "dobrych postanowień" (wersja nr 1256).
Najpierw zapytajmy, skąd bierze się w nas tyle niezadowolenia z nas samych? Kiedy z przyjaciela samego siebie stałeś się własnym surowym cenzorem albo belfrem wpisującym uwagę do dzienniczka (Jasiu znowu wypił poranną kawę)? Jak to się stało, że w miejsce radości życia wkradły się perfekcjonizm, pedantyczność, ambicje zawodowe lub inne? Dla równowagi warto zrobić proste ćwiczenie: co we mnie mi się podoba, czego nie chcę zmienić, jakie są moje mocne strony? Spróbujcie, nie będzie łatwo.
Po drugie kto nadaje kierunek naszym pragnieniom zmieniania siebie? Czy nie jest to jakieś „obce ciało” wszczepione przez kulturę, komercję, wychowawców? Zgrabna sylwetka, nieprzeciętne IQ, stylizowana spontaniczność i zbiorowy indywidualizm, towarzyskie obycie, sukces zawodowy, bycie przywódcą stada, skuteczność, przebojowość i witalizm. W tym świecie nie ma miejsca na przeciętnych i niedoskonałych, a my tak bardzo chcemy zająć w nim pierwsze miejsca. Czasem źródła (pragnień i niezadowolenia) sięgają głęboko w przeszłość, dzieciństwo, a czasem znajdują się blisko – może to ostatni artykuł z gazety, zdjęcie z magazynu, rozmowa, reklama na ulicy, obejrzany film. Czy potrafimy żyć tak, by ciągle nie wymyślać, jak chcemy żyć? Dojść do tej prostoty, żeby zwyczajnie żyć swoim życiem, a nie życiem podyktowanym z podręcznika, magazynu, TV, reklamy? Inaczej skazujemy się na wieczne niezadowolenie ze swojej „przeciętności”, która może być -i jest- piękna.
A jeżeli już naprawdę chcemy coś zmienić metoda postanowień wydaje się mocno zawodna. Postanawiamy coś, czerpiąc krótką satysfakcję z samego postanawiania. Przez chwilę zaklinamy rzeczywistość – do następnej gorzkiej pigułki i kolejnego pakietu ratunkowego. Poza jednostkami wyjątkowo zdeterminowanymi na ogół widzimy, że z „dobrych postanowień” niewiele zostaje. Możemy powtarzać w głowie jak mantrę "od dziś nie piję kawy, odchudzam się, rozsądnie zarządzam czasem, kocham żonę i dzieci, itp.", ale będą to jedynie nasze deklaracje.
Zamiast tego może lepiej przyjąć metodę DZIAŁANIA: patrzmy na to, co dzisiaj zrobiliśmy i co możemy zrobić TERAZ – nie zjadłem pączka, nie podniosłem głosu, nie wypiłem kawy, nie zapaliłem papierosa, poszedłem pobiegać, wyłączyłem telewizor i przeczytałem kawałek Ulissesa. A więc bez postanowień – liczy się dzisiejszy dzień, to, co zrobiłeś, a nie to, co będziesz robił jutro, w polukrowanej rzeczywistości.
To nie wymaga wiele wysiłku, systemów i podręczników motywacyjnych. Metoda jest nadzwyczaj prosta. Trzymajmy się rzeczywistości, a nie słownych deklaracji. Czego nie zrobisz TU i TERAZ -dobrego czy złego- tego nie ma i nigdy nie było.
Postanawiam nie postanawiać, a może inaczej: zmieniam życie czynami, nie słowami. Nie myśl o tym, że postanowisz nie pić kawy, właśnie wciskając przycisk ON na ekspresie. Zamiast tego zapytaj się, czego naprawdę chcesz (ty, a nie "obce ciało"), wciśnij OFF i przestań wreszcie ją pić. Właśnie TU i TERAZ. Czy mi się ta sztuka uda potem, jutro, to już jest inna bajka. Ale dzisiaj możesz zbudować podstawy do jutrzejszego "udało mi się".
Żyjąc teraźniejszością i wybierając świadomie (a więc zgodnie z wewnętrznym przekonaniem) to, co czynię, nie musiałbyś podejmować postanowień. Nie musiałbyś dźwigać tych wszystkich wyimaginowanych ciężarów. Liczą się nasze DECYZJE – robię to i tamto, bo tak zdecydowałem, a nie POSTANOWIENIA zrobienia czegoś, które wysyłają to "coś" w kosmos, jakim jest jakaś tam, bliższa lub dalsza, nieokreślona i niepewna, a często zapożyczona, wizja przyszłości.
Na marginesie - wszystkich kawoszy z góry przepraszam. Ostatnio szkodliwość tego napoju jest mocno dyskutowana i dyskusyjna. Ale to inny temat.
Czy realizujecie wasze postanowienia? Jakie macie doświadczenia z postanawianiem? Czy opieranie się na decyzjach i czynach a nie postanowieniach może coś zmienić?
Jest takie powiedzonko: "Jak już wszystko zostanie powiedziane i wszystko zrobione, okaże sie, że tego pierwszego było dużo więcej" :) Kolejna notka oparta (świadomie lub nie) na idei "KAIZEN", na tym, ze "celem jest proces", a nie sam cel...
OdpowiedzUsuńI dobrze, bo ewolucja w dłuższej prerspektywie jest dużo bardziej efektywna niż rewolucja...
Gdy to odkryłem i zacząłem stosować, wszelkie zmiany stały się dużo łatwiejsze :)
A, że świat czegoś tam od nas oczekuje "natychmiast"?
Świat zawsze czegoś tam oczekiwał...
To my mamy ustalać tempo (i jakość) naszego życia :)
Roman
Muszę przyznać, że ten post trafia akurat w taki czas, kiedy ja tonę w nadmiernej ilości postanowień, które tworze.
OdpowiedzUsuńCo dzień tworze pewne imaginacje, obrazy, ale każdy z nich spychany jest do pudełka "Kiedyś zrobię" zamiast zabrać się za działanie od razu.
Nie tak dawno łatwiej było mi wygrać z lenistwem i zwlekaniem, wtedy gdy tylko o czymś pomyślałam - zabierałam sie za to i czułam sie spełniona. Muszę do tego powrócić :D
Trochę podobna zasad, która jest mi bardzo bliska (szczególnie w pracy) to "go & see insted of meet & mail" co w tłumaczeniu "idź i zobacz zamiast spotykać się i potem pisać (podsumowania)". Zacznij działać, nie postanawiaj - do prostych rzeczy od razu.
OdpowiedzUsuńCo do kawy - polecam zieloną herbatę bądź yerbę - zdrowsza i działa :-).
Bardzo fajny post.
OdpowiedzUsuńAle działania powinny wynikać, z jakichś postanowień, marzeń (?). Jeżeli będziemy tylko działać to chyba będzie za mało. Bez działania natomiast (100% zgody z postem) efektów nie będzie. Warunek konieczny do rozwoju to działanie - chyba tak. Warunek dobrego działania to jednak jakaś 'wizja' celu.
Chyba tak to widzę.
W robieniu wielu postanowień dostrzegam brak realizmu, roztaczanie romantycznej wizji, które niewiele wnoszą poza chwilowym dobrym samopoczuciem (nadają się do tego zwłaszcza daty graniczne - np. koniec/początek roku), brak kontaktu z samym sobą - to, jacy jesteśmy, wynika z naszych codziennych wyborów, a nie postanowień. Marzenia, wizja jak najbardziej, ale wypływająca z naszego wnętrza, dobrego kontaktu z sobą samym. Wydaje mi się, że właśnie zbyt wiele postanowień to jakby negowanie tego, kim się jest, a to krępuje i ogranicza zdolność do marzeń wymagającej swobody, akceptacji siebie, wewnętrznej przestrzeni. Dopuszczam zmianę, rozwój, ale rozważny, oparty na realiach, autentyczny i -jak napisał Roman- ewolucyjny. Pozdrawiam (:
UsuńOkej, dziękuję za dopowiedzenie! Tego właśnie mi brakowało w poście i strasznie się wzburzyłam czytając:) Jestem osobą młodą i wiem, że mam jeszcze dużo siły i możliwości do zmian. I wiem, że teraz jest dla mnie na to dobry czas. Przykładowo: lekarz zalecił mi więcej ruchu, bo w przyszłości złe nawyki plus moja "choroba" (choć nie lubię tego słowa - może raczej: lekkie niedomaganie:) mogą przerodzić się w otyłość lub cukrzycę. Aby to zrealizować potrzebuję i chcę mieć jakiś konkretny plan, którego będę się trzymać aby być zdrową i w formie - aby "osiągnąć cel". Jestem także ciekawa świata: chcę uczyć się języków obcych bo sprawia mi to ogromną frajdę, chcę czytać książki i rozwijać swój intelekt. Chcę się rozwijać (a więc i zmieniać) i nie uważam to za NIC złego. Słowo klucz, jak słusznie zauważyliście to motywacja. Moją motywacją jest moja własna chęć, pasja i ciekawość świata nie motywowana bodźcami zewnętrznymi. ( .....już absolutnie nie jestem wzburzona!:):)
Usuńp.s. mój pierwszy post, zupełnie spontaniczny. Cieszę się, że mogę tu zaglądać. Bardzo ciekawa i pobudzająca lektura. pozdrawiam ciepło!
Gaba
Sam ostatnio o tym myślałem. Przez większość mojego życia zmiany, które starałem się wprowadzić, wynikały z takich postanowień. Przez takie postępowanie stałem się sobie surowym nauczycielem, który wyznacza tylko, jak mam się zachowywać, żeby.. no właśnie, żeby co? Żeby zrealizować jakąś wizję siebie.
OdpowiedzUsuńTeraz wprowadzam nowe rzeczy do swojego życia lekko i z radością, a co się zmieniło? Motywacją przestała być realizacja wizji siebie, a akceptacja własnych potrzeb i chęć ich spełniania. Tak jak właśnie piszesz, TU I TERAZ.
Dzięki za lekturę. Tak w ogóle to moja pierwsza wizyta u Ciebie na blogu, już wylądował w obserwowanych ;)
Pozdrawiam!
Skończyłam z postanowieniami! I od razu zaczęło mi się układać to, co chcę. Jakoś tak samo wszystko dzieje się po mojej myśli:)
OdpowiedzUsuńW samo sedno. Też tak postanowiłam:)(sic!) No i prowadzę sobie teraz życie slow i nice. Jakkolwiek pretensjonalnie to brzmi. Odpowiedni stan umysłu to podstawa. Świetnie i w jednym miejscu zebrane refleksje, które pewnie wielu ludziom tułają się po głowach.
OdpowiedzUsuńJestem osobą spontaniczną,zmiany w moim życiu przychodzą jak wypełni się pewien czas.Najważniejsze dla mnie to akceptacja siebie samej ,pełne zrozumienie i pełne miłości jestem idealna taka jaka jestem w tym czasie,nie muszę gonić moje marzenia i tak się spełnią kiedy przyjdzie na nie czas,wiele się spełniło oj bardzo wiele za co jestem wdzięczna.Nigdy nie postanawiałam,że nie będę jeść mięsa a już dwa lata nie jem tak się dzieje po prostu...
OdpowiedzUsuńan.
Twój tekst jest świetny i trafny, myślę dokładnie tak samo jak Ty. Dzięki za ten wpis.
OdpowiedzUsuń