Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was - wyrocznia Pana - zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie. Obietnica z księgi proroka Jeremiasza jest mi bardzo bliska i może być dobrym komentarzem do procesu, jakim było odkrywanie wartości prostoty w naszym życiu.
Do dobrowolnej prostoty nie dochodziliśmy poprzez etap rezygnowania z dostatku i luksusu, gdy nam się już sprzykrzyły. Można powiedzieć, że zawsze żyliśmy ubogo, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to najlepsze, co nas spotkało. Doświadczenie domu rodzinnego, zarówno mojego jak i Żony, a także początkowe lata życia naszego małżeństwa i drogi zawodowej upływały w nieznośnej świadomości, że pieniądze, których brakowało, są -i z konieczności będą- warunkiem stabilizacji życiowej i poczucia bezpieczeństwa. Jako młoda rodzina mieliśmy dość typowe, materialne oczekiwania - przede wszystkim po 7 latach wynajmowania mieszkania tylko czekaliśmy na uzyskanie zdolności kredytowej, aby kupić własne. Od czasu do czasu snuliśmy całkowicie nierealne plany o kupnie lub budowie domu. Świadomość finansowych ograniczeń była kulą u nogi, źródłem frustracji i niepokoju. Nie widzieliśmy perspektyw. W końcu, zadłużając się do granic możliwości, kupiliśmy na kredyt niewielkie mieszkanie, którego nie mieliśmy za co umeblować.
W tym okresie, a było to około 12 lat temu, po raz pierwszy usłyszałem o voluntary simplicity. Poznałem historie ludzi, którzy świadomie ograniczają swój stan posiadania i zadowalają się tym, co mają. Przede wszystkim są szczęśliwi i spełnieni bez konieczności gromadzenia dużego majątku. Odkryciami dzieliłem się z Żoną. Stopniowo zmieniały się nasze oczekiwania wobec materialnej strony życia. Była to trudna praca nad naszą wewnętrzną motywacją, pragnieniami, jakie od tylu lat nosiliśmy. Z drugiej towarzyszyła temu radość i uczucie odzyskanej wolności. Chociaż stopniowo, przez lata pracy zawodowej, nasza sytuacja finansowa uległa poprawie, uwolniliśmy się od obsesji na punkcie posiadania. Świadomie skierowaliśmy się w stronę budowania tego, co bezcenne: małżeństwa i rodziny. Żona podjęła decyzję o pozostaniu na urlopie wychowawczym oraz ograniczyła pracę zarobkową, tak by móc jak najlepiej zająć się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Pozostaliśmy z jednym stałym dochodem, ale zdeterminowani, by uczynić możliwym życie w granicach posiadanych środków, bez konieczności zadłużania się, dzięki różnym metodom oszczędzania, a także poprzez właściwe określenie hierarchii potrzeb. Sprzedaliśmy mieszkanie, które było tylko balastem w realizowaniu naszych planów. Po kolejnych dwóch latach wynajmowania kupiliśmy (tym razem z dużym wkładem własnym) odpowiednie dla nas mieszkanie w mniejszej miejscowości. Nauczyliśmy się cieszyć się z tego, co mamy i dziękować za każde najmniejsze dobro, jakie otrzymaliśmy. Nasze życie stało się spójne, nie jest rozrywane przez sprzeczne pragnienia. Skupiamy się na tym, co ma rzeczywistą wartość – jest to przede wszystkim relacja z Bogiem i bliskimi, a zwłaszcza wychowanie czwórki naszych dzieci. Cieszymy się prostymi, codziennymi wydarzeniami. Odwrócenie się od materialnych oczekiwań przeniosło naszą uwagę na sprawy ważniejsze i zasadnicze. Doprowadziło nas to do odkrycia misji naszej rodziny, m.in. wyszliśmy z edukacji publicznej i trzeci rok z kolei uczymy dzieci w domu. Myślę, że ten poziom samoświadomości nie byłby możliwy, gdybyśmy jakiś czas temu nie podjęli świadomej decyzji o postawieniu pragnienia dobrego życia, czyli życia w zgodzie z dobrze rozpoznanymi potrzebami, ponad obowiązujący dogmat, że wymaga ono najpierw zgromadzenia sporego zapasu gotówki, dużego domu i mnóstwa przedmiotów.
Zapraszam teraz do wysłuchania fragmentu audycji zrealizowanej na antenie Radia Warszawa, w której moja Żona opowiada o tym, czym dla niej jest dobrowolna prostota i w czym wyraża się ona w codziennym życiu. Link do nagrania (trwającego ok. 9 minut) znajdziecie tutaj. Gorąco zachęcam do jego wysłuchania!
Dlaczego taki cykl? Przeczytasz we wpisie Dobre życie - zaproszenie.