Rodzinne fotografie

Idąc za ciosem (w poprzednim wpisie pisałem o naszym Niecodzienniku), chciałbym opowiedzieć Wam o naszym -myślę, że ciekawym- pomyśle na przechowywanie zdjęć.

Zdjęcia z wakacyjnych podróży, rodzinnych uroczystości, czy te zrobione bez specjalnej okazji. Większość z nas już dawno przestała panować nad domowym archiwum fotografii -liczonych w tysiące i zapełniających pamięć komputerów. Robione bez opamiętania (wszak każda chwila życia, a przynajmniej urlopu, warta jest uwiecznienia), czekają na przejrzenie i uporządkowanie. Tu z kolei tak trudno wybrać i usunąć, zostawić tylko te wyjątkowe. Jeszcze trudniej wspominać przed ekranem monitora. Niektórzy zaopatrują się w cyfrowe ramki do przeglądania fotografii. Przechowywanie zdjęć w plikach ma moim zdaniem tę wadę, że jest nietrwałe i nigdy nie dorówna zdjęciu wywołanemu na papierze. Do wyjątków należą Ci, którzy cyfrowe zdjęcia wywołują i przechowują, zwykle zafoliowane w albumie.

Jeden z naszych znajomych świadomie robi zdjęcia analogową lustrzanką. Uświadomił sobie, że kupno cyfrowego aparatu spowoduje, że nie będzie ich już wywoływał. Pewnie każdy z nas pamięta jak będąc dzieckiem lubił przeglądać pożółkłe rodzinne fotografie. Dzisiaj staliśmy się ofiarami nadmiaru wynikającego z łatwości i niskich kosztów zrobienia cyfrowego zdjęcia.

Nasza rodzina niestety nie należy do wspomnianych chlubnych wyjątków. W czasach, gdy robiliśmy analogowe fotografie na Zenicie, a potem Canonie, ręka drżała przy naciśnięciu każdej migawki. Zwykle jednak z 36 klatek większość zdjęć wychodziła udana. Fotografie robiło się oszczędnie - przykładowo dwie rolki starczały na całe wakacje.

Naszą specjalnością było samodzielne wykonywanie albumów: moim zadaniem było zrobienie okładki i kartek z brystolu i kolorowego papieru, natomiast Żona wklejała zdjęcia, zabawnie je opisując, często doklejając do postaci tzw. "dymki" z jakimś żartobliwym dialogiem/komentarzem. Mamy całą kolekcję takich albumów obejmujących okres ponad 10 lat. Świetna pamiątka dla nas i naszych Dzieci, które od czasu do czasu proszą o ściągnięcie albumów z półki.

Konwencjonalne robienie zdjęć miało wiele uroku i prostoty. Wymagało oszczędności materiałów, cierpliwości (na dobre ujęcie) i doświadczenia (przysłona, ostrość i takie tam). Sam moment odbierania zdjęć wywoływał dreszczyk emocji, a wklejanie ich do albumu, a potem oglądanie, dawało dużo satysfakcji i radości. Tych kilkanaście fotek, zamiast dzisiejszych kilkudziesięciu, a czasem kilkuset, doskonale potrafiło przywołać te najcenniejsze i warte zapamiętania chwile.

Wreszcie kupiliśmy aparat cyfrowy. I co się okazało? Przez jakiś czas wywoływaliśmy wybrane zdjęcia, ale bardzo szybko przestaliśmy to robić. Oczywiście brak czasu na przejrzenie zasobów, a także zwykła chęć zaoszczędzenia. I tak zaczęły one zapełniać komputer. Ten ostatni okres przypada niestety na czas, gdy przychodziły na świat nasze dzieci. Ostatnie kilka lat to już tylko bity zapisane w katalogach. Coraz większa góra zdjęć, których i tak pewnie nie będzie czasu obejrzeć. Nie mówiąc o tym, że łatwo można je utracić - komputerowe dyski nie są wieczne.

Może zatem pora na powrót do albumowej tradycji? Może - korzystając z okazji, że nasza cyfrówka nie wytrzymała kolejnego kontaktu z podłogą (czyżby dziecięcy spisek?) i odmówiła posłuszeństwa - przy zakupie aparatu wybrać klasyczną analogową lustrzankę?


Jakie jest, Waszym zdaniem, najlepsze rozwiązanie? Jak wygląda u Was fotoarchiwum? Czy wywołujecie jeszcze zdjęcia?


Nieco inne spojrzenie na fotografie znajdziecie we wpisie Z pudełka ze zdjęciami.

9 komentarzy:

  1. Moje archiwum w komputerze jest faktycznie imponujące, jednak raz na jakiś czas przeglądam wszystkie zdjęcia i wybieram te, które chciałabym wywołać. W ten sposób mam możliwość zrobienia większej ilości zdjęć, bez obawy o wysokie koszty wywołania, a więc zdarza się robić zdjęcia "byle czemu", na przykład gąsienicy na drodze, ładnej chmurce czy widokowi z okna. Czasami się okazuje, że te zdjęcia też są wartościowe i chętnie wydaję pieniądze na ich wywołanie. Koniec końców, przeglądam tylko papierowe zdjęcia.

    W ramach anegdoty: mamy w domu dwa wywołane filmy zdjęć z wakacji nad morzem, kiedy miałam 2, może 3 latka. Wszystkie zdjęcia robiła moja mama, oczywiście analogiem, i przy każdym zdjęciu wsadziła palec w obiektyw. Zawsze kiedy oglądam te zdjęcia nieźle się ubawię z tego palca zasłaniającego połowę obrazu, bo nie mam pojęcia jak to zrobiła, że nie widziała tego palucha. To taka podwójna pamiątka o mojej mamie:)

    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W aparatach starszego typu wizjer nie był sprzężony z obiektywem (nie patrzyło się przez obiektyw, to potrafią tylko lustrzanki) - stąd pewnie ten palec (:

      Usuń
  2. Mam osobny dysk zewnętrzny i na nim skatalogowane wszystkie zdjęcia od urodzenia (tak - zeskanowałam stare albumy!). Era zdjęć cyfrowych to - oprócz zdjęć na dysku - zdjęcia wybrane i wywołane. Po sylwestrze wybieram zawsze 100 najlepszych, najbardziej charakterystycznych zdjęć z całego roku i do albumu. Albumy nieporównanie lepiej się przegląda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dysk zewnętrzny to dobry sposób na trzymanie zdjęć cyfrowych w jednym miejscu. Aczkolwiek nadal istnieje ryzyko utraty danych. Podoba mi się wyznaczenie stałej daty na przegląd (i wywołanie!) zdjęć z pewnego okresu czasu. Nowy rok to rzeczywiście dobry moment! Pozostaje tylko (i aż) być konsekwentnym.

      Usuń
  3. Bardzo podobna historia do naszej. Pamiętam czasy z 36 klatkami i wyjazdem na wakacje - te mają sentyment "technologiczny" jak opowiadam synom jak "drzewiej bywało" :-).
    W erze cyfrowej fotografii - najwięcej (co nie jest niczym nowym) zdjęć wywołany ma najstarszy syn, potem krzywa malała aby obecnie zatrzymać się na "raz do roku". Mamy i tak opóźnienie i wywołujemy z przed kilku lat.
    Jedynie co to działa systematyczne przegrywanie na dysk i opisywanie katalogów. Ta forma też w jakiś sposób jest ciekawa bo można wspólnie z dzieciakami pooglądać np. katalog "Ozdoby świąteczne AD 2103".

    p.s. do tego procesu tj. zapanowania nad zdjęciami bardzo dobrym narzędziem może być 5S, który w pierwszym kroku ma selekcję :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzieś tam jeszcze leży i czasami bywa nawet odkurzony stary Start...
    Biało-czarne zdjecia (zwłaszcza te wywoływane samemu) mają swój urok :)
    Na codzień niestety cyfrówka, ale kilka lat temu znalazłem "szczepionkę" na bycie "syndrom Japończyka" :)
    Kupiłem i na wyjazdy zabieram starą, bardzo małą kartę pamięci; ledwie 128 MB, tam naprawdę mieści się niewiele zdjęć i trzeba sie ostro zastanawiać przed naciśnięciem migawki czy warto :)
    Roman

    OdpowiedzUsuń
  5. Jednak dostrzegam bardziej zaletę w łatwości robienia zdjęć cyfrówką, choć doskonale pamiętam zabawę w ciemni z wywoływaniem i całym analogowym "postprocesingiem".

    Wydaje mi się - i ja próbuję stosować to u siebie - że pilnowanie porządku przy dużej ilości zdjęć to swego rodzaju nauka dyscypliny. Mam katalogi 'surowych' zdjęć ułożone chronologicznie i archiwizowane dwukrotnie, dwa różne nośniki (pewnie niektórzy pomyślą, że przesadzam ... może, ale dobrze mi z tym :) ). Oprócz tego przygotowuję katalogi projektowe i tutaj już pojawia się element cyfrowej ciemni. I w zasadzie tyle :)

    Cały czas brakuje mi jednak zdjęć wywołanych - niewiele tego mamy, głównie 'stare' czasy. To jest coś co chciałbym zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście potrzebna jest dyscyplina. Jeśli chodzi o nas, to:
    1. Kasujemy każde nieudane ujęcie na bieżąco (zaraz po zrobieniu zdjęcia).
    2. Robimy drugi przegląd zdjęć już po wakacjach, po świętach itp. Znowu kasujemy.
    3. Jesteśmy bardzo krytyczni i kasujemy z byle powodu. Krzywy uśmiech, zamknięte oczy - do wywalenia! No chyba, że akurat w tle spadał meteoryt i jest to jedyne ujęcie na świecie... ;-)
    4. Zostawiamy około 30 zdjęć z wakacji. Te kadrujemy i odbijamy. W ten sposób na dysku mamy dokładnie to samo, co w albumach. Nie zostawiamy żadnych innych (tzn. brzydkich i niewartych odbicia) zdjęć, żeby do nich nie wracać w nieskończoność. "Co z oczu, to z serca". Skoro uznaliśmy, że są brzydkie, to o nich zapominamy.
    5. Kopia zapasowa na zewnętrznym dysku trzymanym w innym miejscu niż komputer.

    A poza tym:
    6. I tak tego jest za dużo. Nawet jak stracę coś jednocześnie z dysków i albumu, to nie będę robił z tego tragedii. Zdjęcia są tak naprawdę tylko dla nas i dla naszych dzieci. Wnuki będą już średnio zainteresowane (wystarczy im kilka sztuk). Resztę ktoś wcześniej, czy później wyrzuci...* ;-)

    *) nie dotyczy papieży, noblistów, dyktatorów, wybitnych artystów, filmowców itp.

    OdpowiedzUsuń
  7. To bardzo bliski mi temat:) Uwielbiam robić zdjęcia, wywoływać wybrane i oglądać z przyjaciółmi:) Ostatnio kupiłam specjalny dysk zewnętrzny, na którym mam wszystkie zdjęcia, a w folderze na laptopie - tylko perełki:) Polecam:)

    Doris
    inspirantka.pl

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...