Edukacja szkolna a masowa konsumpcja

Chciałbym powrócić do tematu edukacji. Własnymi doświadczeniami dzieliłem się we wpisie Edukacja domowa (homeschooling)-krótki przewodnik. Na ciekawy związek kształcenia szkolnego z promowaniem konsumpcyjnego stylu życia zwrócił uwagę John Taylor Gatto, najsurowszy amerykański krytyk publicznej oświaty. Poniżej fragment jego artykułu w tłumaczeniu Marka Budajczaka. Cały artykuł dostępny na blogu Pionierzy edukacji domowej. Moim zdaniem przemyślenia autora można z powodzeniem odnieść do polskich realiów. 

Masowa produkcja wymaga masowej konsumpcji, a na początku XX wieku większość Amerykanów uważała zarówno za nienaturalne, jak i nierozsądne kupowanie przedmiotów, których się aktualnie nie potrzebuje. Obowiązkowe kształcenie w szkole okazało się darem niebios w tym względzie. Szkoła nie musiała wćwiczać dzieci w jakimkolwiek bezpośrednim sensie w myślenie, że powinny konsumować non-stop, ponieważ zrobiła coś znacznie lepszego: zachęcała je do niemyślenia w ogóle. A to pozostawiło je bezbronnymi na pastwę następnego wielkiego wynalazku ery nowożytnej – marketingu.

Cóż, nie trzeba ukończyć studiów z marketingu, by wiedzieć, że istnieją dwie grupy ludzi, którzy zawsze dadzą się przekonać do konsumowania więcej, niż jest im to potrzebne: nałogowcy i dzieci. Szkoła wykonała olbrzymi kawał roboty, zmieniając nasze dzieci w nałogowców, ale wykonała też spektakularne zadanie przemieniania naszych dzieci w ... dzieci. Tak jest, to nie przypadek. Teoretycy od Platona przez Rousseau do naszego profesora Inglisa wiedzieli, że jeśli dzieci mogłyby być zamknięte z innymi dziećmi, odarte z odpowiedzialności i niezależności, zachęcane do rozwijania jedynie banalizujących wszystko emocji chciwości, zawiści, zazdrości i lęku, to wyrosłyby, nigdy jednak nie zyskując prawdziwej dojrzałości.

Do naszych czasów dojrzałość została wypędzona nieomal z każdego aspektu naszego życia. Łatwe prawo rozwodowe usunęło potrzebę pracy nad własnymi związkami; łatwe kredyty usunęły potrzebę fiskalnej samokontroli; łatwa rozrywka usunęła potrzebę uczenia się, jak organizować rozrywkę dla samego siebie; łatwe odpowiedzi usunęły potrzebę zadawania pytań. Staliśmy się narodem dzieci, szczęśliwych, że mogą poddać swe osądy i wolę politycznym nawoływaniom i reklamowym namowom, które oburzyłyby ludzi prawdziwie dorosłych. Kupujemy telewizory, a potem kupujemy te rzeczy, które w nich oglądamy. Kupujemy komputery, a potem rzeczy, które nam w nich oferują. Kupujemy za 150 $ tenisówki, czy ich potrzebujemy czy nie, a kiedy wylądują wkrótce potem w kącie, kupujemy następną parę. Jeździmy drogimi samochodami i wierzymy w kłamstwo, że stanowią one naszą polisę bezpieczeństwa, nawet kiedy lądujemy w nich do góry nogami. 
Najpierw, jednakże, musimy obudzić się, by dostrzec czym nasze szkoły są naprawdę: laboratoriami eksperymentowania na młodych umysłach, centrami treningowymi dla nawyków i postaw, których domaga się korporacyjne społeczeństwo. Obowiązkowa edukacja służy dzieciom jedynie incydentalnie; jej prawdziwym celem jest przekształcenie ich w „służących”.


Mocny tekst. Rzeczywiście, można odnieść wrażenie, że współczesna kultura masowa, odwołująca się do kultu wiecznej młodości i nieustającej zabawy, życia bezrefleksyjnego, a zarazem pozbawionego odpowiedzialności i konsekwencji, przekształca dorosłych w rozkapryszonych i znudzonych dzieci, którym dostarcza coraz to nowych bodźców i zabawek. My także, jako społeczeństwo, daliśmy się uwieść reklamowym namowom, stając się narodem dzieci, szczęśliwych, że mogą realizować swoje "marzenia" w centrach handlowych.

Zachęcam do przeczytania całego wpisu na blogu Pionierzy edukacji domowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...