Skarbonka Kindle

Coraz częściej w drodze do pracy widzę osoby posługujące się różnego rodzaju czytnikami e-booków, głównie Kindle. Posiadanie tego urządzenia dla wielu jest obiektem ekscytacji, mnie zaś zainteresowało jako kolejne źródło niemałych wydatków, a także strat czasu i energii.

Jestem zwolennikiem czytania książek, przy czym czytania oszczędnego - głównie książek wypożyczonych z biblioteki lub od znajomych. Moim zdaniem nie warto gromadzić zbyt dużego domowego księgozbioru. Zwykle niewiele jest książek, do których cyklicznie powracamy, a i tak w tej sytuacji można je wypożyczyć. Wyjątek dotyczy słowników czy też kompendiów na dany temat (nie wszystko można znaleźć w Internecie). Nadmiar książek oddaję do biblioteki - miło je potem spotkać na bibliotecznej półce.

Podobieństwo pomiędzy brakiem domowego księgozbioru i posiadaniem czytnika (co także oznacza nieobecność papierowych wydań) jest tylko pozorne. W rzeczywistości posiadanie czytnika wiąże się ze znacznymi i systematycznymi wydatkami.

Najpierw mamy wydatek związany z nabyciem samego urządzenia. Oczywiście nie warto kupować czegoś taniego (najprawdopodobniej niskiej jakości), wydamy zatem ok. 400-600 zł, choć są i "okazje" za 1500 zł. Potem następuje seria różnych pomniejszych wydatków: etui, folia ochronna, futerał, lampka z klipsem, modna nalepka. Rynek jest tutaj bardzo pomysłowy i powstają coraz to nowe propozycje wydania naszych pieniędzy. Wreszcie wydatki związane z samym czytaniem. Oczywiście jest szeroka pula e-boków oferowanych za darmo, zwykle będzie to jednak klasyka. Z pewnością można nadrabiać zaległości w szkolnych lekturach, ale przeważnie ma się ochotę przeczytać książkę, która nas w danym momencie interesuje (a nie jakąkolwiek, za to za darmo). A najczęściej, nie oszukujmy się, będzie interesować nas coś, co nie występuje w darmowej ofercie.

Zwolennicy czytników zwrócą uwagę na ich niewielki rozmiar i wagę. Tego nie sposób kwestionować. Ja tam jednak wolę klimat konwencjonalnej lektury, z tradycyjną książką, którą można potrzymać, przekartkować, poczuć (faktura papieru, zapach!), usłyszeć (szelest), czasem rzucić na stół lub do plecaka. Pomiędzy czytelnikiem a książką nawiązuje się emocjonalny związek, trudno się z nią czasem rozstać. Przy czytnikach nie ma miejsca na tego rodzaju sentymenty. Włączasz i wyłączasz. Czysto i sterylnie.

W poście  Krzywa zadowolenia (więcej tutaj) pisałem, że każda nowa rzecz pochłania coraz więcej pieniędzy i energii. Musimy nauczyć się ją obsługiwać, utrzymywać, przechowywać, naprawiać, kupować do niej dodatkowe akcesoria, aktualizować, płacić opłaty z nią związane, chronić ją i ubezpieczać. Posiadanie czytnika to nie tylko wydatki. To także czas związany z nauką obsługiwania go, wgrywania stosowanego oprogamowania i plików, dostosowania formatów, ładowania baterii, związanie z określonym usługodawcą (instalacja innego oprogramowania często powoduje utratę gwarancji). To także skupienie uwagi, aby czytnika nie utracić (z pomocą osób trzecich) lub nie uszkodzić. Aby się o tym przekonać wystarczy zrobić krótki test: upuścić na podłogę tradycyjną książkę, a potem swój nowy czytnik. Teraz wiecie już, co mam na myśli.

Ponownie zacytuję słowa H. D. Thoreau (nota bene wypożyczanego po wielokroć z biblioteki): „Czy zawsze mamy się zastanawiać, jak zdobyć więcej, zamiast cieszyć się niekiedy tym, co posiadamy, nawet jeśli posiadamy mniej?” Ktoś inny powiedział: "Uważaj czego pragniesz, bo możesz to osiągnąć". Warto przemyśleć zakup kolejnego gadżetu, który przyniesie tyleż świetnych rozwiązań, co nowych problemów.

26 komentarzy:

  1. Do moich urodzin w marcu miałem bardzo podobny stosunek do czytników. Jednak od kiedy mam Kindle, jakość mojego czytania skoczyła o kilka poziomów - dużo darmowej klasyki, bardzo dużo promocji i cen niższych niż papierowe wersje (przykład pierwszy z brzegu - "Dziennik" Pilcha za połowę ceny z księgarni...), gigantyczne prawnicze podręczniki, kodeksy i ulubione książki w jednym małym urządzeniu. Do tego ładuję baterię raz na miesiąc. Zgrywanie portali informacyjnych w formie gazetki za pomocą programu calibre, dzięki czemu nie ślęczę przy komputerze by czytać informacje... A do tego podkreślasz ciekawe fragmenty, a Kindle sam je wrzuca do osobnego pliku tekstowego - możesz wydrukować, przekleić do pracy magisterskiej, znaleźć je w ciągu kilku sekund bez niszczenia książki zakreślaczami... Biblioteka nie naliczy kary, jeżeli nie wyrabiasz się z przeczytaniem książki... Kocham papierowe książki i wciąż z nich będę korzystać, ale czytnik - moim zdaniem - ma naprawdę wiele więcej plusów niż minusów. Grunt, że się czyta i z tego czerpie inspirację - medium dla mnie ma mniejsze znaczenie. A biblioteki... Moim zdaniem ustawowo powinny być zamiast monopolowych i mieć priorytet w budżecie, niestety póki co - jest jak jest. Zwłaszcza w małych miastach. I mówi to człowiek, który sporo pozycji za darmo do publicznej biblioteki oddał. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Do moich urodzin w marcu miałem bardzo podobny stosunek do czytników. Jednak od kiedy mam Kindle, jakość mojego czytania skoczyła o kilka poziomów - dużo darmowej klasyki, bardzo dużo promocji i cen niższych niż papierowe wersje (przykład pierwszy z brzegu - "Dziennik" Pilcha za połowę ceny z księgarni...), gigantyczne prawnicze podręczniki, kodeksy i ulubione książki w jednym małym urządzeniu. Do tego ładuję baterię raz na miesiąc. Zgrywanie portali informacyjnych w formie gazetki za pomocą programu calibre, dzięki czemu nie ślęczę przy komputerze by czytać informacje... A do tego podkreślasz ciekawe fragmenty, a Kindle sam je wrzuca do osobnego pliku tekstowego - możesz wydrukować, przekleić do pracy magisterskiej, znaleźć je w ciągu kilku sekund bez niszczenia książki zakreślaczami... Biblioteka nie naliczy kary, jeżeli nie wyrabiasz się z przeczytaniem książki... Kocham papierowe książki i wciąż z nich będę korzystać, ale czytnik - moim zdaniem - ma naprawdę wiele więcej plusów niż minusów. Grunt, że się czyta i z tego czerpie inspirację - medium dla mnie ma mniejsze znaczenie. A biblioteki... Moim zdaniem ustawowo powinny być zamiast monopolowych i mieć priorytet w budżecie, niestety póki co - jest jak jest. Zwłaszcza w małych miastach. I mówi to człowiek, który sporo pozycji za darmo do publicznej biblioteki oddał. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Decyzja o zakupie Kindla była dla mnie największym wyzwaniem ubiegłego roku..."no bo przecież to tylko taki gadżet". Cały czas się tego obawiałem, że kupuję go dla zabawy a nie dlatego, że faktycznie mi się przyda.

      Okazało się jednak, że to był mój najelpszy wydatek od niepamiętam kiedy :)
      Żona, początkowo sceptyczka w kwesti tego pomysłu... nie wytrzymała i po dwóch tygodniach zarządała własnego czytnika :) tak oto pojawił się u mnie obok Kindle Keyboard, Kindle Classic żony.

      Jak się później okazało.. to nie był ostatni czytnik :D

      Usuń
  3. Dziękuję za komentarz z pierwszej ręki. Jak piszesz czytnik dosłałeś w prezencie, więc odpada spory wydatek. Czytnik masz od marca, więc stosunkowo od niedawna. Ciekwe, jakie koszty wygeneruje powiedzmy przez rok. No, ale nie zamierzam polemizować dla samego polemizowania. Podałeś kilka mocnych plusów dotyczących funkcjonalności. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie @Jacek ja swojego Kindla mam już prawie dwa lata i uważam że jest to udana inwestycja. Dostęp do literatury nie jest w małych ośrodkach, pośród znajomych taki dobry poza tym dla kogoś dla kogo czytanie jest jednym ze sposobów na życie to w ogóle nie rozumiem ograniczania się nadmiernego. Ok papierowe książki mogą być problemem (ekologia, miejsce itp) ale Kindle te wady właśnie eliminuje. A że to kosztuje? No cóż, zabierzesz te pieniądze do grobu? Zjesz je?

    Uważam, że minimalizm to nie ograniczanie się ale pozbycie się rzeczy zbędnych, niepotrzebnych i kupowanie tylko tego co wynika z naszych wewnętrznych pragnień, nie jest napędzane modą ani reklamą. A dla miłośnika literatury taki Kindle to must have :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasę na Kindle już miałem, rodzina mnie uprzedziła ;) Dodam jeszcze kilka spostrzeżeń natury ogólnej i szczególnej - odnoszącej się do Twojego postu. Zastrzeżenie - piszę, znając tylko amazon Kindle, nie wiem jak jest z innymi czytnikami. Mam świadomość, że brzmię jak przedstawiciel handlowy firmy Jeffa Bezosa, ale po prostu jestem - szukam słowa... - entuzjastą czytników! :)

    1. Kindle ma wgrane kilka słowników i tak czytając książkę np. po angielsku i nie znając słowa możesz najechać na nie kursorem i czytnik pokazuje Ci tłumaczenie angielsko-angielskie (moim zdaniem najlepsze do nauki). Rewelka!
    2. Jako student prawa zwykłem drukować/kupować ustawy, które i tak po paru miesiącach były nieaktualne. Chociażby z ekologicznego punktu widzenia - chyba lepiej skasować plik, niż wywalać czasem kilkaset stron papieru i marnować następne?
    3. Mnie akurat nie dotyczy kwestia lampek z klipsem i tak dalej. Mam najtańszą okładkę z allegro i jestem zadowolony. Amazon chce za swoje 1/3 ceny urządzenia, co jest jawną kpiną.
    4. Odnośnie argumentu o stracie czasu na naukę obsługi i instalacji itd. - przecież idąc do księgarni i biblioteki też jakoś tracisz czas. A co jak na książkę w bibliotece trzeba czekać parę tygodni?
    5. Owszem, czytnik generuje koszty, ale tak naprawdę najwięcej zależy od czytelnika i tego co czyta, jak zdobywa książki i jego wygodnictwa. Da się tanio, naprawdę.
    6. Nawet tytuł Twojego posta wskazuje na to, że zwracasz uwagę głównie na aspekt finansowy. Dla mnie minimalizm to też funkcjonalność - gdybym był nauczycielem, wolałbym mieć wszystkie lektury w jednym miejscu, gdybym był księdzem, wolałbym mieć brewiarz i Biblię w małym czytniku, a gdybym jechał na urlop bądź długi wyjazd, wolałbym mieć jedynie czytnik, niż stos książek (na wakacjach przecież cała rodzina może czytać!), a jako student prawa doceniam sążniste podręczniki na czytniku.
    7. Odnośnie minimalizmu dodam jeszcze, że jestem namiętnym pożeraczem książek, zwolennikiem i praktykiem bookcrossingu i czytelnikiem bibliotek. Ze znajomymi bez przerwy wymieniamy się książkami. Czytnik jedynie pomaga mi w realizowaniu pasji, jest wygodny i funkcjonalny. Rozumiem Twój argument finansowy, ale w mojej opinii minimalizm to też ułatwianie sobie realizacji swoich hobby. Jestem gotów postawić tezę, że tam, gdzie zaczyna się pasja, ekonomia schodzi na drugi plan.

    Kluczem jest, by przedmiot służył człowiekowi, a nie odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w przypadku prawników to faktycznie pewnie jest sens ale przeciętny mól książkowy to chyba się obejdzie to chyba jeszcze kwestia zmysłowa na ile ktoś lubi kontakt z namacalną książką

      Usuń
  6. dla mnie kindle jest jak najbardziej minimalistyczny ale z punktu widzenia takiego siermiężnego minimalizmu nastawionego na kupowanie tylko takich przedmiotów, które dzięki swej nowoczesności potrafią robić milion rzeczy i rzekomo oszczędzają czas i pieniądze. kwestia gustu. dla mnie kupienie pięknie wydanej książki ulubionego autora na której premierę czekałam jest wielką przyjemnością. lubię też swój księgozbiór, gdzie żadna z książek nie jest przypadkowa. lubię pożyczać je innym, widzieć jak "żyją". wyprawa do biblioteki jest przygodą. nawet jesli książki nie ma i muszę ustawić się po nią w wirtualnej kolejce, a przede mną jeszcze 5 osób będzie ją czytać (i nie wiadomo jak długo) to straszną frajdę mam z tego gdy na moim koncie wyświetla się informacja, że książka jest już dostepna. natomiast kupując wirtualną książkę do odtworzenia na ekranie nie wiem czy poczułabym jakikolwiek związek zarówno z czytnikiem, jak i tą "książką", nie wiem nawet czy chciałoby mi się ją czytać. musiałabym być naprawdę zdesperowana zeby czytać z ekranu dla przyjemności :P

    OdpowiedzUsuń
  7. a, jeszcze co do samego urządzenia - obawiam się, że z tym będzie tak jak z innymi zdobyczami techniki - 5 letni komputer czy komórka to często nie nadający się już do użytku trup. źle wygląda, źle funkcjonuje, oprogramowanie siada, bateria słabo trzyma itp (ja akurat lubię stare komórki, bo zadowala mnie wysyłanie smsów i dzwonienie, natomiast stary komputer to utrapienie, jesli się nie jest geekiem komputerowym i nie potrafi zadbać o różne usprawnienia, odświeżanie systemu, sprzątanie dysku itp). i co z taką wirtualną biblioteką gdy Kindle się zepsuje "na śmierć"?
    domyślam się że książki można jakoś odzyskać ale prawdopodobnie za te x lat zmieni się ich format czy cośtam i nie można będzie już ich obsłużyć na nowym sprzęcie - tak sobie tylko gdybam, ale takie są prawa rynku, raczej by się to producentom nie opłacało gdyby można było mieć swoją wirtualną bibliotekę przez 50 lat.

    OdpowiedzUsuń
  8. Więc mamy różne rozumienie siermiężnego minimalizmu. Ale ilu minimalistów, tyle definicji ;) Ja na ten przykład traktuję książki utylitarnie - liczy się treść, forma ma dla mnie mniejsze znaczenie. Tym bardziej, że wiele rzeczy, które czytam są jednorazowe - "wyciskam" gazetę czy książkę, oceniam te drugie na biblionetce i ewentualnie zachowuję pojedyncze strony, myśli czy rozdziały. Oczywiście są książki, które mam na półce i ani myślę się ich pozbyć. Kupuję też nowe i uważam, że książka to zawsze będzie najlepszy prezent. Ale czytnik jak dla mnie jest świetną rzeczą uzupełniającą bibliofilskie hobby. :)

    Co do formatów, myślę, że nie będzie z tym problemu. Faktem jest, że format mobi (kindle) jest jeszcze w mniejszości wobec epub czy pdf (tablety/inne czytniki) ale to kwestia czasu. Analogicznie do plików mp3 - konwersja z płyty czy innego formatu to kwestia paru minut.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jacku, własnie ten utylitaryzm (w różnych dziedzinach) jest taki siermiężny ;) tak samo mogłabym sobie sprawić jakiś wielofunkcyjny kubek, który trzyma temperaturę, jest nietłukący i mozna go ze sobą wszędzie zabrać, ale wolę swój stary babciny z lokalnie (niegdyś) wyrabianej porcelany ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja mógłbym z mojego punktu widzenia za siermiężny uznać babciny kubek i słownikowo rzecz ujmując, oboje mielibyśmy rację! :) Mam pamiątkowy kubek z czarnym kotem specjalnie do kawy i mam zamiar z niego pić w dniu, kiedy kopnę w kalendarz ;p Ale to już offtop. Cieszy mnie, że udało nam się - przynajmniej tak mi się wydaje - dodać do postu autora drugie dno. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. "Ja tam jednak wolę klimat konwencjonalnej lektury, z tradycyjną książką, którą można potrzymać, przekartkować, poczuć (faktura papieru, zapach!), usłyszeć (szelest), czasem rzucić na stół lub do plecaka. Pomiędzy czytelnikiem a książką nawiązuje się emocjonalny związek, trudno się z nią czasem rozstać." - i to jest to, co i ja lubię :) księgozbiór mam spory, o wiele za spory i po kawałeczku się go pozbywam (nie wyrzucam!). Próbowałam pożyczać książki z biblioteki, ale niestety trudno było mi trafić na te, które mnie interesują (albo kilkumiesięczne kolejki, albo w ogóle brak w zasobach). Zatem kupuję, ale znacznie, znacznie rzadziej niż dekadę temu.Hmm, czytnik? nie wiem, może kiedyś, gdy będę mieć poważniejsze kłopoty ze wzrokiem...Wierna jestem tradycyjnej książce.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem pod wrażeniem. Nie przypuszczałem, że rozgorzeje taka wymiana komentarzy. Nie chcę występować z pozycji jakiegoś guru. Myślę, że każdy wyciągnie wnioski, jaki minimalizm - siermiężny, babciny, techniczno-funkcjonalny czy jakikolwiek inny - mu odpowiada. Posiadaczy czytników raczej nie skłonię do pozbycvia się ich. Zresztą dobrowolna prostota (minimalizm) nie oznacza, że nie kupuję urządzeń, które są mi potrzebne. Jeżeli wybór czytnika jest świadomym wyborem i zaspokaja czyjeś rzeczywiste potrzeby, OK. Chciałem uświadomić potencjalnym nabywcom aspekty finsnowe i inne. Ja sam doskonale obywam się bez czytnika, relaksuję się przy zwykłych książkach, do pracy używam komputera z dostępem do Internetu i LEX-a.
    Znalazłem też wpis Leo Babauty pt.Kindle & iPad are marketing devices (http://mnmlist.com/devices/) i podsumuję jego cytatem, bo w dużej mierze oddaje to, o co mi chodziło: "I am not disparaging anyone who has bought or received these devices. They are useful and attractive. But let’s acknowledge their true purpose. With this awareness, we can use our technology with consciousness."

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytnika nigdy jeszcze w rękach nie miałem, ale wydaje mi się, że papierowość tradycyjnych książek jest przereklamowana. Ostatnio czytaną książkę otwierałem z niechęcią, gdyż strasznie śmierdziała farbą.

    Niewątpliwą zaletą papieru jest jednak odporność na czas. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że kupioną dziś książkę będzie można bez jakichkolwiek dodatkowych zabiegów przeczytać za 100 lat.

    Choć czasem sobie marzę o takim czytniku, bo e-ink jest przyjaźniejszy dla oczu niż LCD, to zdaję sobie sprawę z wielu minusów tych urządzeń.

    Większość tańszych czytników ma sporo ograniczeń - przywiązanie do konkretnych sklepów, brak obsługi wszystkich popularnych formatów, szpiegowanie użytkownika, itp.

    Kolejna poważna wada to podejście wydawców, którzy sądzą że DRM to jedyne i skuteczne narzędzie walki z naruszeniami prawa autorskiego. Zagraniczni wydawcy powoli zauważają ten błąd i np. O'Reilly oferuje e-booki bez DRM. DRM jedynie powoduje, że legalny nabywca nie ma żadnej pewności czy kupiony e-book będzie działał na jego urządzeniu, czy będzie mógł go przenieść na nowy czytnik, pożyczyć znajomemu, przeczytać za rok, itp. Niektóre e-booki mają np. zablokowane drukowanie lub odczytywanie syntezatorem mowy.

    Przechowywanie e-booków jest problemem chyba większym niż książek papierowych. Papier zajmuje przestrzeń, ale można go nawet wrzucić w karton i zapomnieć. E-book wymaga większej troski. Trzeba mieć kopie zapasowe, bo czytnik może się zepsuć. Nośniki i różne hostingi online za kilka lat mogą nie działać. Być może trzeba będzie konwertować na jakiś nowszy format (co może być trudne, niemożliwe, a czasem nielegalne).

    W sumie każdy z powyższych akapitów można rozwinąć do pełnego wpisu na blogu.
    W kwestii trwałości proponuję jeszcze zastanowić się nad losami dawnych kolekcji kaset audio i video oraz czarnych płyt.

    A poza tym polecę jeszcze lekturę opowiadania/felietonu sprzed 15 lat o e-bookach i DRM -- http://www.gnu.org/philosophy/right-to-read.pl.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Książka papierowa ma także ważny aspekt powiedzmy społeczno-towarzyski. Przez to, że zajmuje określoną przestrzeń (na półce, stole...), przyciąga uwagę tytułem, okładką (np. gdy jedziemy w autobusie), może być dobrym wyjściem do interesującej rozmowy. Oczywiście można zagaić "jaki fajny masz czytnik...", ale to już nie to samo. Poza tym, jeśli moi znajomi będą mieć czytniki, od kogo będę pożyczał książki do czytania? (:
    Nawiązując do innych komentarzy, chciałbym dodać jeszcze jedno: Moim zdaniem minimalizmu nie można mylić z miniaturyzacją i kompaktowością uzyskiwaną dzięki zaawansowanej technice. To de facto wieksza złożoność i nadfunkcyjność, często jedynie opakowana w prosty design. Jeśli wszystko zmieścimy w małym zegarku lub telefonie, nie oznacza to, że są one wyrazem naszego minimalizmu. Prostota jest przemyślaną sztuką obywania się, ograniczania potrzeb do tych podstawowych i najważniejszych. To odkrywanie drobnych radości życia, wynikające z normalnej, niewymuszonej egzystencji. Opierając się na technice i jej coraz większej złożoności (pod maską estetycznego minimalizmu), może ułatwiamy sobie życie w określonych obszarach, z minimalizmem niewiele ma to jednak wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałem czytnik przez kilka miesięcy, ale juz go nie mam.
    Okazał sie mało praktyczny ;) Ani na nim usiąść zimą w lesie, ani rozpalić nim ognisko w sytuacji krytycznej ;)
    A tak już trochę bardziej poważnie...
    Ostatno robiłem spis i wyszło, że mam prawie 4 tys. papierowych ksiażek. Cylicznie wracam do mniej wiecej 20; resztę (a i to nie zawsze) raz przeczytałem i "finito" :)
    Obawiam sie, że z ebookami miałbym tak samo. Kilkanaście "w stałym obrocie" reszta byłaby... no właśnie... czym?
    Papierową ksiażkę można oddac, wymienić, sprzedac dalej odzyskując część wydanych pieniędzy (nierzadko da sie ją sprzedac dużo drożej niż sie kupiło).
    Czy rynek wtórny i kolekcjonerski ebooków istnieje?
    Nie wiem, nie za bardzo mnie to interesuje, ale chyba nie...
    Roman

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam Kindle pół roku. Nic na niego nie kupiłem, wszystko bezpłatnie.
    Sprzedałem z 10 książek, które potem zdobyłem w wersji elektronicznej na kindla.
    To pokryło połowe kosztów kindla - choć zjadło ze 3 godziny na Allegro.

    Kindle to minimalizm w czystej postaci.

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam,
    też tak myślałem, że czytnik to zbędny wydatek, jednak zdecydowałem się w marcu na jego kupno. Koszt 600 (Prestigio). Ładuje się 1 x na miesiąc, czyta mi się wygodniej niż z książki. ba nawet moja żona, która była przeciwna (lubi zapach kartek) stweirdziła, że to jest jednak to. Jest sporo książek w sieci, można przerobić format korzystając z Calibre (np z pdf na mobi lub epub). No i dużo książek w jednym miejscu. Niewielki, poręczny, a obsługa no cóż, niektóre telefony kilka lat temu miały dużo więcej funkcji. tak więc Konrad, nie jest to taka strata pieniędzy. Owszem, może iPad, ale czytnik to jest to. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. U mnie jak i u wielu kolegów i koleżanek wypowiadających się w komentarzach, Kindle urzekł. Użyteczność + minimalizm. Te dwa warunki spełnia on w 100%. Oprócz Kindle kupiłem również pokrowiec za 30zł, który słóży mi od 3 lat prawie. JESTEM NA TAK ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Opowiem o moich doswiadczeniach. Dwa lata temu wyprowadzilem sie z Polski do UK, z planem na rok:). Polowa objetosci rzeczy ktore zostawilem rodzicom w Polsce to byly roznorakie ksiazki, z ktorych oni nie korzystaja (mnostwo specjalistycznych ksiazek z matematyki, poradnikow samorozwoju i fantastyki). Polowa mojego kazdego bagazu z odwiedzin z Polski to byly ksiazki i gazety dla mnie i mojej dziewczyny. Przez dwa lata w UK spotaly mnie dwie przeprowadzki. To dalo mi do myslenia i zakupilem czytnik, przyzwyczailem sie do niego, nauczylem obslugiwac i wgrywac ksiazki, artykuly i tym podobne. Ilosc miejsca, bagazu i papieru ktory zaoszczedze jest ogromny. Dodatkowo, jaki ze nie mam kindla tylko Onyx Boox, moge kupowac polskie ksiazki z empiku i bez zadnych konwersji ich uzywac :)

    pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  20. A musi być koniecznie Kindle? Posiadam bardzo podstawowy chiński:) odpowiednik (onyx), zakupiony używany za dwie stówy. Przy pracy naukowej i masie materiałów elektronicznych to wybawienie. Żadnych kserówek i wydruków, oczy odpoczywają od ekranu, czytam głównie w obcym języku i mam naprawdę pokaźny zbiór ebooków, artykułów itd. Dzięki temu dużża częś książek, które się akurat pojawiają w Polsce ja już znam od kilku lat.
    Do takich zasosowań polecam czytnik. Zdecydowanie.

    Morri

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziękuję za ten artykuł - pozbyłam się wątpliwości i... nie będę kupowała sobie kindla. Czytam bardzo dużo, korzystając z biblioteki publicznej, sporadycznie czytam coś w sieci. I zupełnie nic mnie to nie kosztuje. Książki papierowe, które nie będą mi potrzebne oddałam do biblioteki publicznej, w której prawie mieszkam:) Nie mam potrzeby gromadzenia tysięcy plików książek, do których i tak pewnie nie wrócę - bo to hmmm taki pozorny minimalizm, ślicznie wygląda w strefie fizycznej, ale znika już w strefie psychicznej - nie mieć papierowego kurzołapa, ale przyjemną świadomość posiadania tysięcy plików i pliczków;) chyba nie są mi potrzebne:)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Alienora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni się zgadzam. Wprawdzie rozumiem tych, którzy -z różnych powodów- już korzystają z czytników, ja jednak nadal doskonale się bez nich obchodzę. Czytam dużo, książka zawsze pod ręką, biblioteki dwie - jedna koło pracy, druga koło domu. Bardzo ważne jest to, co podkreślasz w "pozornym minimalizmie" - w sferze wirtualnej to setki, tysiące plików, już sami nie wiemy gdzie i co, a w sferze psychicznej ciągle ta sama chęć posiadania, gromadzenia na zapas. Minimalizm oparty na technologicznej złożoności, rozpasanej funkcjonalności i uzależniający od setek programików, aplikacji, usług - pozorna wolność i prostota. Ostatnio dostałem od rodziny smartfona i mam z nim problem - ma zbyt wiele możliwości,jest zbyt absorbujący,chyba zamienię go na zwykły telefon (:

      Usuń
    2. "Zwykle niewiele jest książek, do których cyklicznie powracamy, a i tak w tej sytuacji można je wypożyczyć." I tu się absolutnie nie zgadzam. W bibliotekach jest tylko niewielka część książek dostępnych na rynku. Z beletrystyki jeszcze może się coś trafi, ale poradniki, książki popularnonaukowe mogą być po upłynnieniu naszych książkowych zapasów nie do zdobycia

      Marta

      Usuń
  22. Dla mnie kindle paperwhite za 4 stówy oznaczał zaoszczedzenie jakichś tysięcy wydanych na różne kserówki i wydruki materiałów z netu. Kupiłam go kiedy obliczyłam ile na to wydałam w ciągu ostatniego roku i zrozumiałam,że to jakiś koszmar- kasa i te drzewa wycinane na papier... Do bibliotek chodże od dzieciństwa(czyli jakieś ... no,niestety już około 30 lat ;-) i wiem jedno- jesli chodzi o beletrystyke- cos sie gdzieś w końcu znajdzie, ale naukowe pozycje... tu juz jest duuuzo gorzej. Nawet w Krakowie, gdzie mieszkam.Książki kupowałam kiedyś az mi sie (dosłownie) skończyła przestrzeń do składowania- pod tym względem Kindle też jest lepszy.No i ten słownik, dzięki czytnikowi czytam teraz już prawie wyłącznie po angielsku. Ale jest jedna rzeczy, której nikt tu nie podkreślił, ale dla mnie to jest coraz ważniejsza sprawa- w Kindu można sobie powiększyć czcionkę, a ostatnio zrozumiałam,ze są książki na które zal mi oczu- bo zostały wydane zbyt mała czcionką. Mam swojego Kundelka od 3 lat, wydałam na niego wszystkiego 400 zł plus 20 zł za etiu. No i prąd do ładowania- a ładuje się go tyle samo,co komórkę. Pewnie za sto lat (ba- najprawdopodobniej nawet za 20) nei przeczytam plików na nim zgromadzonych,ale widzę ksiazki sprzed 20 lat (w mojej piwnicy ) i one wyglądają tak,ze większości z nich nei chciałby nikt czytać.No i moge zaręczyć,ze do 90% z tego, co kupiłam przez ostatnie 20 lat nie chce juz wracać. Wiekszosc z nas ma podobnie- czytasz cos raz i ... nie chcesz tego widziec na oczy juz nigdy wiecej. Wiec teraz nawet nie musze tego utylizowac- po prostu naciskam jeden guziczek ;-) A akurat papier jest strasznie trudno utrzymać w dobrej formie przez dziesięciolecia(wiem, bo uczyłam sie na archiwistę)wystarczy powąchać książki pożyczone z jakeijs dużej biblioteki- te które nie pachną już farba(bo ja uważam,ze to zapach) śmierdzą różnego rodzaju pleśniami. Nie trzeba powodzi- po prostu zwykły papier(z mała zawartością kredy) jest dosyć higroskopijny i bez regularnego wietrzenia i innych zabiegów- zaczyna pleśnieć. Ale podlega tez innym procesom, które powodują,ze bez specjalistycznych zabiegów, nie byłoby mowy o istnieniu oryginałów bulli papieskich( byłam pod takim wrażeniem wycieczki do wawelskiego archiwum,że marzyła mi sie praca tam- ostudziły mnie dopiero informacje na temat ilości chemii, z jaka na co dzień ci ludzie maja do czynienia- to tylko nam, z perspektywy naszego życia wydaje sie, ze papier po prostu lezy i w kazdej chwili można do niego wrócić).

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...