Podatek od nadziei, czyli dlaczego nie wygram w Lotto

Dlaczego nie wygram w Lotto? Bo nie gram. Nie wierzę nachalnym reklamom przekonującym, że warto zostać milionerem. Okazuje się jednak, że dla blisko 60 % Polaków najlepszym sposobem zwiększenia ilości pieniędzy w portfelu nie jest praca, tylko ślepy los, czyli gra w Lotto i inne gry losowe.
Dzięki temu przychody Totalizatora Sportowego wyniosły w ubiegłym roku 3,25 mld zł, zaś do państwowej kasy łącznie z podatkami wpłynęło ponad 2 mld zł. Zatem nie bez podstaw niektórzy nazywają Lotto podatkiem dla ludzi mających problem z matematyką. Prawdopodobieństwo wygranej w Lotto jest relatywnie niskie i w przypadku wygranej najwyższego stopnia wynosi 1 do blisko 14 milionów.

Mimo to osoby biedne wydają większy procent swojego dochodu na loterie niż lepiej sytuowane. Nadzieja na wydobycie się z dołka zachęca do ciągłego kupowania losów, chociaż szanse wygrania są niemal bliskie zeru, a tego typu działania tak naprawdę pogłębiają biedę, od której chce się uciec. Ile można stracić?

W przypadku Lotto jeden zakład kosztuje 3 zł. Od jakiegoś czasu wprowadzono dodatkowe losowanie i obecnie odbywają się trzy losowania na tydzień. Rocznie to 157 losowań, zatem minimalny roczny koszt gry wynosi 471 zł. Jednak przy korzystaniu z blankietu można skreślić do 8 zakładów na jednym blankiecie, a w przypadku metody "chybił-trafił" do 10 zakładów.  Na internetowych forach niektórzy przyznają, że wydają 30-40 zł na tydzień, czyli 1560-2080 zł w roku. A można o wiele więcej.
Rezygnując z gry i odkładając przykładowo 120 zł co miesiąc przez 20 lat zgromadzimy kapitał w kwocie blisko 50 tys. zł! (kalkulator do indywidualnych obliczeń znajdziecie tutaj).

Nie gram w Lotto nie tylko z tego powodu, że nie chcę tracić pieniędzy.

Po pierwsze wysłanie kuponu rozpala wyobraźnię i kieruje ją w stronę materializmu. Często  w myślach stajemy się milionerami wydającymi pieniądze bez żadnych ograniczeń. To działa (prawie) na każdego. Cotygodniowe karmienie się ułudą wygranej może wejść w nawyk jako ucieczka od realnych problemów.

Poza tym uważam, że w radzeniu sobie z trudnościami finansowymi warto działać w kręgu własnego wpływu. Upatrywanie szansy na lepsze życie w ślepym zrządzeniu losu tak naprawdę obezwładnia i demotywuje do podjęcia realnych działań, aby coś zmienić. Choćby zacząć oszczędzać drobne kwoty.

Zapytacie: no dobrze, a jeśli wygram?
Nie byłbym taki pewny, że wyjdzie to każdemu na dobre. Powiedzenie, że szczęścia nie można kupić za pieniądze, sprawdza się w przypadku dużych wygranych.  W 2009 roku naukowcy przeanalizowali życiorysy zdobywców 30 największych wygranych w loteriach Wielkiej Brytanii ostatniej dekady. Okazało się, że jedna trzecia z nich straciła rodziny, inni przyjaciół, a część żyje w skrajnej biedzie. Porażka dla tych ludzi jest szczególnie dotkliwa z uwagi na ogromny kontrast. Mieć prawie wszystko, a nie mieć prawie niczego, to przepaść, która wchłonęła szczęście. Psycholodzy stwierdzili, że większość zwycięzców nie potrafiła pomnożyć wygranych pieniędzy. Nieudane inwestycje i wydatki bez ograniczeń doprowadziły wielu z nich do ubóstwa.

Zatem może nie będę bogaty jak ci nieliczni, którzy trafili szóstkę, ale mam szansę na prowadzenie dłuższego, spokojniejszego i szczęśliwego życia.

Polecam artykuł na temat przeprowadzonych badań: LOTTERY: IT MIGHT BE YOU...BUT PRAY IT ISN'T

21 komentarzy:

  1. Nigdy nie grałam w Lotto. Zupełnie mnie to nie kręci. Ale znam osobę, która wydaje na pewno ponad 1000 zł rocznie na losy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja słyszałem mocniejsze określenie - podatek od naiwności. Zazwyczaj zamiast losu wolę kupić sobie gazetę. A zdarza mi się kupić los przy dużych kumulacjach raz czy dwa razy do roku, gdy odwiedzam mój ulubiony sklep z kawą, w którym mieści się również kolektura. Mimo, że piszesz o złudzeniach i się z Tobą zgadzam, fajnie jest poczuć się milionerem przez pięć minut ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A w mojej rodzinie mówi się "podatek od głupoty";)

    Czemu nie chciałabym wygrać w Lotto? Oczyma wyobraźni widzę jak żyję w strachu, że ktoś się dowie, później szantażuje, ukatrupia i już. W najlepszym wypadku rodzina się kłóci, komu ile dać. Wolę nie kusić losu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam dokładnie taką samą wizę jak Ty, jakoś mi raźniej gdy wiem, że nie tylko ja tak myślę ;)

      Usuń
  4. przyznam się do tego,że czasami kupuję jeden los.Mąż mówi, że to podatek od głupoty ;) Ale nie potrafię sobie wyobrazić, co zrobiłabym z ewentualną dużą wygraną. W myślach spłacam kredyt hipoteczny, pożyczkę oraz robię kompleksowy remont naszego starego domu w górach. I koniec, więcej nie potrafię z siebie wykrzesać :) W mojej rodzinie zdarzały się wygrane (tzw. piątki), może dlatego łudzę się czasami,że i może mnie się uda:)?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja gram w Lotto jak mój ojciec i dziad (jaki dziad?) :)
    Taki wielopokoleniowy rytuał rodzinny, że raz w roku, przed Wielkanocą kupuje sie u nas los :)
    I tyle...
    Nie wierzę w krasnoludki, fortunę z nieba i w kilka innych "spraw"...
    Trwałe bogactwo, jak wskazuje historia, bierze sie z pracy i wydawania mniej niż sie zarabia, a nie z "wypłukiwania złota z powietrza".
    Roman

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdarzają się czasem i mniejsze wygrane. Słabo to pamiętam, gdyż byłam wtedy dzieckiem, lecz mój ojciec, który zresztą grywał rzadko, wygrał w Totolotka (było to jeszcze w PRL-u) tyle, że kupił za to telewizor. Co więcej, była to połowa wygranej, gdyż wypełniali kupony do spółki z kolegą z pracy, a ponieważ nie pamiętali, kto wytypował liczby, więc podzielili się po równo. Nie wiem, czy pieniądze, które na kupony wydał mój ojciec w ciągu całego życia, przewyższyły wartość wygranych i nie twierdzę, że nie stać byłoby nas na kupno nowego telewizora, więc ani ten błysk szczęścia nie był taki znowu oślepiający, ani wydatki na hazard nie pogrążyły rodziny w niedostatku. Ojciec też nie stał się nałogowcem, jak również nikt z rodziny, a ja nigdy w życiu nie wypełniłam kuponu. Czasem mnie kusi, ale zaraz o tym zapominam.:) Oczywiście, że w takim liczeniu na podarunek losu jest coś infantylnego (podarowana gwiazdka z nieba), lecz niebezpieczne staje się to dopiero wówczas, gdy wydawane sumy stanowią poważny uszczerbek w budżecie, a grający wpada w nałóg. Ale wtedy trzeba wysyłanie kuponów traktować już jak każde inne uzależnienie...

    Pozdrawiam
    Rubia

    OdpowiedzUsuń
  7. te całe obliczenia są z d...y wyjęte, co z tego że losowanie jest 3x w tygodniu? przecież mogę wysłać kupon kiedy chcę i ile chcę, to że jest często to akurat zaleta bo nie trzeba czekać. Gram za ok. 10 zł miesięcznie i napewno od tego nie zbiednieję. A za wygraną można chociażby pomóc biednym (wpłacić na schronisko dla psiaków) a nie tylko egoistycznie myśleć na co ja bym wydał ;P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyliczenia oparte są na określonych założeniach, które przedstawiłem. Każdy gracz sam wie najlepiej, ile wydaje miesięcznie. U Ciebie to 10 zł, a zatem w roku wydajesz 120 zł. Gdybyś odkładał te pieniądze to wg podanego kalkulatora po 20 latach oszczędzania dałoby to ponad 4 tys. zł, po 30 - już 8 tys. Chodziło mi o uświadomienie, że to są konkretne pieniądze. Może to niewiele w skali miesiąca, ale -w mojej sytuacji- liczy się dla mnie każde 10 zł. W poście wskazałem, dlaczego JA nie gram w Lotto. Szanuję wybory innych, jeśli są świadomie i zgodne z ich wewnętrznym przekonaniem. A jeśli wygrasz, to trzymam za słowo! Powodzenia.

      Usuń
    2. Jestem za upraszczanie sobie życia, ale co mi z tych 4 tys. zł po 20-tu latach? Idę w zakład,że będzie to warte tyle co 200 obecnych złociszy. A tak przynajmniej mógłbym pomóc sobie, swojej rodzinie i wielu innym w potrzebie! Oczywiście szanse są znikłe, ale co mi tam. Można pomarzyć. Pozdrawiam

      Usuń
  8. Gram raz, dwa razy w miesiacu.
    No tak wiem, podatek od glupoty, ale z drugiej strony kto nie gra ten nie wygra :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gra w lotto to dwie strony medalu. A te przeliczenia ile by zaoszczędził po 20 czy 30 latach to koń by się uśmiał. Piszecie jak kilkuletnie dzieci nie zdając sobie sprawy, że pieniądz ciągle traci na wartości i za te 30 lat już dawno będzie np. denominacja czy inny zabieg pozbycia ludzi pieniędzy w banku. Nawet zwykłe wprowadzeniu euro i wiele innych sposobów praktykowanych od setek lat. W większości pieniądz trzeba wydawać na bieżąco na życie gdyż młodość stosunkowo szybko mija. A można mieć wiele radości nawet i z kupna losu lotto. To co piszą o roztrwonieniu majątku odejściu rodziny, przyjaciół to też bzdura jakich mało- też koń by się uśmiał. W większości bieda, choroby psychiczne, alkoholizm i inne patologie powodują rozpad rodziny, a nawet zabójstwa w rodzinie. Pisanie że wygrana to droga na skróty nie kształtuje charakteru to też bzdura która nie ma zawsze zastosowania. Co powiedzieć jeśli człowiek jest dorosły wykształcony i pracujący, inteligentny. 10 na 10 takich kupiłoby np. dom (pewna nieruchomość do końca życia), nowy samochód a resztę zainwestowało w banku nawet na zwykłym koncie, odważniejsi ewentualnie jakiś biznesik, a reszta żyłaby z procentu i dalej pracowało na swoim etacie po staremu. A dlaczego nie powiedzieć, że po co dawać nawet i najskromniej 2 PLN cotygodniowo księdzu na tacę przez 30 lat daje parę czy kilka tysięcy złotych. Po co jeździć samochodem a nie rowerem czy autobusem, po co kupować jakieś piwo, słodycze, zabawiać się na weselach, kochać się w gumce z kobietą. Przecież to są dopiero drogie rzeczy i wiecie ile by było oszczędności przez 20 czy 30 lat. Jakby tak człowiek myślał aby oszczędzać nawet na losie kilka złotych to by odmawiał sobie wszystkiego i nigdy nie miałby nawet dziewczyny i żony gdyż myślałby, że to bardzo drogie rzeczy. Jakby nie było pasuje zaprosić dziewczynę na kawę, obiad, kino, wycieczki samochodowe i wiele wiele drogich innych rzeczy. A przecież nawet wydanie miesięcznie max 100 PLN (po 30 latach jest 36.000 PLN za co można kupić średniej klasy używany samochód który się styra po kilku latach, zresztą nie jest możliwe aby 30 lat przetrzymać pieniądze chyba, że będzie się go umiejętnie i szczęśliwie inwestować) to jest znikoma suma do tego ile człowiek wydaje na życie i różne przyjemności. Wobec tego problem należy rozpatrywać zawsze głęboko i wielopłaszczyznowo a nie powierzchownie jak małe dziecko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi oszczędnościami to jest tak: tu kupon Lotto, tam batonik, jeszcze gdzie indziej kawa na wynos, książka z księgarni - drobne kwoty, których "oczywiście" nie warto odkładać. Jednak dodając je do siebie mamy spore oszczędności, uzbiera się tego 100-200-300 zł. Zakładam, że ktoś CHCE oszczędzać i widzi w tym SENS. Oczywiście jak ktoś woli (albo nie może inaczej) - niech wydaje na bieżąco. Ja mam radość z oszczędzania, ktoś z wydawania. Jednak nie warto sprowadzać odkładania (choćby na czarną godzinę) do absurdu. O inflacji pisałem w postach na temat niezależności finansowej wg YMYL. Rozumiem, że trzeba mieć drobne radości i na to też trzeba umieć wydawać. Jak ktoś czerpie radość z Lotto, proszę bardzo. Znam jednak takie osoby, które widzą w tym jedyną nadzieję...

      Usuń
    2. Widzę że wasz minimalizm wynika z zwykłej chciwości. Nieumiejętności zarabiania pieniędzy i korzystania z nich tworzy tu u co niektórych, życiową filozofię. Chyba tylko ten człowiek co wygrał, może powiedzieć ze wzbogacił się uczciwie i bez krzywdzenia innych;) Niektórzy ludzie całe życie sobie czegoś odmawiają i odkładają pieniądze po to by umrzeć i zostawić jakąś sumkę pieniędzy na koncie bo niemieli pomysłu na wydanie ich. Z pieniędzy trzeba korzystać a nie składać im hołd i szacunek. Ludzi się kocha, zwierzęta lubi a pieniądze wydaje albo w ogóle ich nie dotyka:)

      Usuń
  10. Zamiast skupiać się na oszczędzaniu na tak banalnych rzeczach jak kawa na wynos czy batonik, lepiej pokombinować tak, aby zwiększyć przychody i sobie na ten batonik, czy kupon lotto stać było....to są dwie proste rzeczy, może i głupie ale dają marzenia, przyjemności, pozytywne uczucia, które są ważne w naszym życiu. Oszczędzanie tak, ale w granicach rozsądku, zwiększanie przychodów jest jednak ważniejsze bo daje mi możliwość oszczędzania, do tego przyjemnośc z picia kawy na wynos i batonika oraz jeszcze innych życiowych przyjemnośći, które też muszą być by życie było szczęśliwsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100%, Nie piszmy/mówmy ciągle o oszczędzaniu, pieniądze od wieku służyły do wydawania, pracujmy,kombinujmy tak aby więcej zarabiać. Zarabianie jest kluczem a nie oszczędzanie.

      Usuń
    2. POPIERAM, ŻYJE SIĘ TU I TERAZ. A CO BĘDZIE ZA 30 LAT?

      Usuń
    3. Ciekawe, że osobisty komentarz o tym, że ktoś woli oszczędzać wzbudza tak dużo emocji. Jedn lubi wydawać, drugi oszczędzać, każdy żyje na swój sposób. Pozwólmy ludziom żyć w swoim stylu, ale też bierzmy odpowiedzialność za swoje decyzje. Gdy myślałam o wzięciu kredytu w złotówkach słyszałam komentarze, że jestem frajerką, bo we franku taniej. Teraz słyszę, że frankowiczom trzeba pomóc z moich podatków. Podobnie będzie zapewne z osobami, które "żyją tu i teraz." Teraz tak żyją, a gdy za 30 lat dopadnie ich bieda, to oczywiście zgłoszą się do państwa po pomoc. A państwo to my wszyscy.

      Usuń
  11. OSZCZĘDZANIE TO PEWIEN WYSIŁEK. ZAMIEŃ TEN WYSIŁEK NA ZARABIANIE.
    NIE MYLIĆ Z TYRANIEM.

    OdpowiedzUsuń
  12. W temacie:
    https://www.youtube.com/watch?v=XTRzwJX1RLg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, obejrzałem. Filmik potwierdzający wpis, a świetna końcówka z chłopcem pokazuje, że mimo wszystko lubimy hazard...

      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...