Chciałbym ciepło powitać na blogu Miłkę, która postanowiła od czasu do czasu publikować swoje teksty na naszym blogu. Z pewnością wierni Czytelnicy Drogi do prostego życia dobrze pamiętają jej przejmującą historię z wpisu Jak odwirtualizować prostotę. Dzisiaj Miłka prowadzi swój własny blog historiarzeczymalych, a jeden z jej wpisów możecie przeczytać poniżej.
Ktoś zamknął mnie w pudełku po butach. Skurczona przestrzeń. Nawyki zamiast myśli. Chaos włazi pod powieki albo chichocze za uchem. W zanadrzu rozpycha się łokciami jedna myśl. Uciec. Z pudełka po butach? Za bardzo tu pachnie absurdem. Nie mając niczego poza osaczającą mnie przestrzenią, zabieram się do partyzantki. Na początek oczyszczanie z odbierających jasność widzenia zwałów nagromadzonych przedmiotów. Zaczynam od ubrań. Z nienawiścią rozpruwam wnętrzności szafy. Włączam muzykę. Tom Waits kusi myśli Somewhere. Pognałam gościa i zaprosiłam Bacha. Niestrudzone Koncerty Branderburskie ogłupiają wściekłość. Wyłazi ze mnie i czai się po cichu w kącie. Ciskam w nią kobaltowym swetrem. Niebieski wycisza.
Postanawiam wbrew swojej naturze działać sprawnie i metodycznie. Szykuję zielone i granatowe worki. W zieleń pakuję rzeczy do oddania. W granat ciskam to, co poczeka na sypiące śniegiem granatowe kożuchy. Im więcej w worach tym większa lekkość w głowie. Stopy też robią się jakieś lżejsze. Uwolnione ze zbroi wełnianych skarpet ostrożnie wyciągają czułka, by wreszcie dotknąć cudownie zimnej, kamiennej podłogi. Zmieniam Koncerty Branderburskie na Boba Dylana. Tacham wory do garażu depcząc po drodze wilgotną, chłodną trawę.
Zapominam o operacji „szafa”. Zostaję na ogródku. Zapuszczony trawnik przygarnął bandę pokrzyw. Są całkiem ładne. Młode, ale już nie anemiczne. W sam raz na sałatkę. Nazbierałam spory pęczek. Stopy naszpikowane intensywnością doznań zapraszają mózg na endorfinowy koktajl. Spryciary oszukały ból.
Ściskam w ręku srebrny nóż, wydzierając się z Janis Joplin Try just a little bit harder. Pokrzywowy wiecheć pozwala bez szemrania się posiekać. Dodaję jajko i własnoręcznie zrobiony majonez. Całość posypuję kminkiem i świeżo wyhodowanym dystansem do samej siebie. Popijam sokiem z buraka i jabłek ze szczyptą zachwytu zmieszaną z łyżeczką dziegciu. Od czasu do czasu odrywam się od stołu, by z dumą rzucić okiem na bliki światła w oczyszczonych jelitach szafy. Dopiero po dziesiątym kęsie i jedenastym łyku zauważam, że pudełko po butach wcale nie jest zamknięte.
Autor: Miłka
Już niedługo, bo w lipcu, ukaże się w księgarniach książka Miłki „52 tygodnie”, której bohaterka zaczyna zmiany od... zamrożenia portfela na tydzień (co bardzo mi się spodobało). Jakiś czas temu dla Czytelników Drogi do prostego życia napisała: "To też po trosze historia rzeczy małych, mój prywatny traktat o szczęściu i o tym, że prosta codzienność jest w stanie zmienić trybik w mechanizmie koła zębatego w kochającą życie istotę. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziecie 52 tygodnie na półce w księgarni i zajrzycie."
Dzień Dobry Miłko :)
OdpowiedzUsuńProstota połączona z muzyką - mi się podoba :) i "kupuję".
Trochę poezji w codziennym życiu,dziękuję i już zaglądam na Twój blog jestem bardzo ciekawa.Ania-sid.
OdpowiedzUsuńWitam i serdecznie wam dziękuję za ciepłe słowa.
OdpowiedzUsuńAle kobalt ma kolor srebrny, a nie niebieski... Podobnie jak platyna, nikiel, chrom i wiele innych metali. Dla przeciętnego zjadacza chleba są one nie do rozróżnienia.
OdpowiedzUsuńAle poza tym: ładnie napisane. :-)
Nie wiem czemu, ale np. kobaltowa sukienka jest niebieska, zajrzałem do grafiki googla (:
UsuńKolor kobaltowy a kobalt to dwie różne rzeczy:)
UsuńKaYa