Lalka doskonała...

Ciąg dalszy lektury Momo Michaela Ende... (poprzedni wpis znajdziecie tutaj)

Ponieważ Momo, odwiedzając swoich dawnych przyjaciół, weszła w paradę szarym panom, ci podrzucają jej lalkę, która "nie wyglądała jak dziecko, tylko jak elegancka młoda dama lub figura z wystawy sklepowej." Momo kompletnie nie potrafiła bawić się tą lalką, która powtarzała w kółko trzy zdania:

 - Dzień dobry. Jestem Bibigirl, lalka doskonała.

- Należą do ciebie. Wszyscy ci mnie zazdroszczą.

- Chcę mieć jeszcze więcej rzeczy.

"Gdyby lalka nic nie mówiła, wtedy Momo mogłaby odpowiadać zamiast niej i wywiązałaby się całkiem miła pogawędka. A powtarzając ciągle to samo, Bibigirl udaremniała próbę rozmowy." Po chwili ogarnęło Momo nieznane jej uczucie - NUDA. Wkrótce pojawia się szary pan, który próbuje nauczyć Momo zabawy lalką, gdyż "taką fantastyczną lalką nie można się bawić tak jak innymi lalkami, to chyba jasne."

I tu zaczyna się fragment, który być może będzie Wam coś przypominał:
- Po pierwsze - powiedział - potrzebuje wielu ubrań. Jest tu na przykład olśniewająca suknia wieczorowa. 
Wyciągnął ją i rzucił dziewczynce.
- A tu futro z prawdziwych norek. A tu jedwabny szlafrok. A tu strój tenisowy. I kombinezon narciarski. I kostium kąpielowy. I strój do jazdy konnej. Piżama. Koszula nocna. Druga sukienka. I jeszcze jedna. I jeszcze jedna. I jeszcze jedna... Ale po paru dniach też ci się to znudzi, nie uważasz? No cóż, w takim razie musisz mieć dla swojej lalki więcej rzeczy.
- Jest tu na przykład prawdziwa mała torebka z wężowej skóry z małą szminką i puderniczka w środku. Jest tu mały aparat fotograficzny. Jest rakieta tenisowa. Jest telewizor dla lalek, który działa jak prawdziwy. A tu bransoleta, naszyjnik, kolczyki, rewolwer dla lalek, jedwabne pończoszki, kapelusz z piórem...

- Jak widzisz - podjął szary pan - to całkiem proste. Trzeba tylko mieć coraz więcej  i więcej, wtedy człowiek nigdy się nie nudzi. Ale może myślisz, że doskonała Bibigirl pewnego dnia będzie miała WSZYSTKO i że wtedy znowu zrobi się nudno. Nie, moja mała, nie ma obawy! Na tę okoliczność mamy bowiem dla niej odpowiedniego towarzysza. 

Szary pan wyciągnął z bagażnika inną lalkę...
- To jest Bubiboy! Dla niego też jest całe mnóstwo akcesoriów. A jeśli to wszystko, wszystko się znudzi, to jest jeszcze przyjaciółka Bibigirl, która ma własne wyposażenie, pasujące tylko na nią. A do Bubiboya jest jeszcze odpowiedni przyjaciel, który także ma przyjaciół i przyjaciółki. Widzisz więc, że nigdy nie ma miejsca na nudę, bo zabawę można ciągnąć bez końca i zawsze jeszcze pozostaje coś, czego możesz sobie życzyć. 

- Wtedy twoi przyjaciele nie będą ci już w ogóle potrzebni, rozumiesz? Będziesz mieć przecież dość rozrywek, kiedy wszystkie te piękne rzeczy będą należeć do ciebie i będziesz ich dostawać coraz więcej, prawda? Przecież chcesz tego? Chcesz mieć tę fantastyczną lalkę? Koniecznie chcesz ją mieć, prawda?

Jakoś dziwnie łatwo powyższe fragmenty książki (opublikowanej w 1973 r.) odnieść nie tylko do współczesnych zabawek, lecz do produktów oferowanych dorosłym... To przecież całkiem proste: trzeba tylko mieć coraz więcej  i więcej, wtedy człowiek nigdy się nie nudzi. Bo zabawę można ciągnąć bez końca i zawsze jeszcze pozostaje coś, czego możesz sobie życzyć.



Fragmenty Momo w przekładzie Ryszarda Wojnakowskiego

7 komentarzy:

  1. Trochę mnie ten fragment książki zabolał. Barbie jest przeze mnie obdarzona sentymentem, jako jedna z ulubionych zabawek z dzieciństwa. Ta lalka była formą odgrywania dorosłego życia, taką kukielką, akcesorium w rytuale przejścia. Ryszard Wojnakowski przypisał jej tu rolę propagatora konsumpcjonizmu, ale jakoś bez problemu mogę sobie wyobrazić Barbie minimalistkę :) Prawda jest taka, że żadko która dziewczynka miała dla niej wiele ubranek i domek. Nawet o Kena było ciężko. Na jej przykładzie zdałam sobie sprawę, że to nie rzeczy są problemem, ale to co z nimi robimy.
    Dzieci mogą bawić sie kijkim i kamykami, ale Barbie pobudzala wyobraźnię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drobne sprostowanie: książkę napisał Michael Ende, a Wojnakowski przetłumaczył... Polecamy jego książki, dzieci zwłaszcza polubiły przygody Kuby Guzika i maszynisty Łukasza... Zestaw Barbie minimalistka...Kto wie, może miałaby wzięcie? Może kiedyś było tak jak napisałaś - jedna lalka i kilka dodatków. Obecnie moim zdaniem to jak najbardziej propagowanie konsumpcjonizmu. Przejrzałem zestawy Barbie oferowane w sieci. Wystarczy zajrzeć ot choćby tutaj http://www.zabawki-barbie.pl/ W przeciwieństwie np. do lego świat kreowany przez Barbie wydaje mi się może sztuczny, materialistyczny, próżny?

      Usuń
    2. A ja jako dziecko miałam trzy sukienki dla Barbie (którą sobie wymarzyłam i dostałam w prezencie komunijnym). Potem kilka ubranek sama uszyłam, sweterek na drutach zrobiła moja mama. Taka zabawka wielopokoleniowa.
      W aktualnym momencie mojego życia też uważam klocki lego za dużo lepszą zabawkę, ale jako mała dziewczynka na pewno bym się z tym nie zgodziła ;)

      Usuń
    3. Barbie owszem pobudzała kreatywność jeżeli trzeba było jeździć rowerem na wiejskie wysypisko polując na ładne ścinki, potem szyć ręcznie ubranka i robić domki z kartonów po Masmixie oraz telewizory z pudełka zapałek i historyjek po donaldzie, teraz to chyba nierealne...

      Usuń
  2. U mnie historia jest o tyle nietypowa, że barbie była pierwszą lalką, którą zaczełam się bawić, i moja mama wreszcie odetchneła z ulgą, że odstawiłam samochody :)
    Jak spojżałam na stronę podesłaną przez Konrada, to żeczywiście Barbie jest dość pretensjonalna, ale wydaje mi się że to też kwestia wyboru -oto przykład http://www.agito.pl/barbie-francuzka-x8420-2215-836804.html
    Jeśli dobrze sobie przypominam lego zaczynało być popularne mnie- wiecej w tym samym czasie... i jest to raczej zabawka uniseksowa, tak wiec ekscytacji ze strony rodzicielki już nie uraczyłam ;)
    Tak Barbie jest przesłodzona, ale chyba inaczej nie odwróciła by mojej uwagi od nieobecności rodziców nawet na chwilę, gdyby taka nie byla... Prawda jest taka, że dzieci są często zasypywane zabawkami, by wyleczyć poczucie winny ojca/matki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam najbardziej jako dziecko lubiłam klocki (także lego), resoraki i rozmaite zwierzaki-pluszaki. Barbie jedną kiedyś dostałam, ale nigdy jakoś nie lubiłam się nią bawić (w przeciwieństwie do większości rówieśniczek). Była właśnie... nudna. Odgrywanie "życia dorosłych" wydawało mi się bezsensowne - wolałam porozmawiać z kimś "na żywo", niż wymyślać jakieś głupie dialogi rozmawiając z lalką. Zabawa w gotowanie? Prawdziwa kuchnia była znacznie fajniejsza! Właściwie nie potrafiłam wyobrazić sobie sytuacji, w której lalka mogłaby mi zastąpić prawdziwe życie :) Zamiast szyć ubranka dla lalki, wolałam wyszywać serwetki. A później wciągnęły mnie książki i zapomniałam o zabawkach... Cieszę się, że Rodzice pozwalali mi bawić się "chłopięcymi" zabawkami. Dziś wcale nie uważam, żeby ucierpiała na tym moja kobiecość, a mam wrażenie, że radzę sobie znacznie lepiej (rozwinięta dzięki klockom wyobraźnia przestrzenna, zamiłowanie do aut, które zaprocentowało w kilku sytuacjach, itp.).
    Pozdrawiam serdecznie, Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja się bawiłam w scenariusze filmowe...i zawsze był tam jakiś tragiczny miłosny trójkąt bo miałam Barbie Kena i Syndy :p

      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...