Nie będziemy prowadzić prostego życia, jeśli szukamy za wszelką cenę własnej korzyści. Drobne nieuczciwości, kradzieże, oszukiwanie, naginanie oczywistych zasad w imię większych lub mniejszych, a często iluzorycznych, zysków. Pamiętam, że będąc u kogoś na obiedzie, gospodarz pochwalił się, że ładne szklanki, z których pijemy wodę, zabrał sobie "na pamiątkę" z irlandzkiego pubu, w którym pracował. Czy nie była to zwykła kradzież?
Portfel na podłodze w pustej szatni...
Lewe nabijanie biletów na kartę miejską...
Laptop pozostawiony w tramwaju przez roztargnionego podróżnego...
Przemilczenie usterek w samochodzie podczas jego sprzedaży, nie wspominając już o przekręcaniu licznika...
Pomyłka ekspedientki przy wydaniu reszty na korzyść kupującego...
Książki pożyczone od znajomych, które przetrzymujemy od lat...
Kombinatoryka stosowana w przypadku rozliczania podróży służbowych, zegarki nie wpisane w oświadczenie majątkowe, kserowanie własnych rzeczy w czasie pracy i prywatne telefony "na koszt" pracodawcy, faktury za fikcyjne usługi wpuszczane w koszty, dochody, od których nie zapłacono podatku (i nie mówię tu o obywatelskim nieposłuszeństwie w stylu H. Thoreau), pirackie wersje muzyki, filmów i programów komputerowych...
Czy to "dary od losu" czy okazja do wzmacniania charakteru?
Że wszyscy tak robią, że nie stać mnie na legalne wersje, że podatki są za wysokie?
Nie wyobrażam sobie prostego życia bez wyraźnego odcięcia się od tych i innych "okazji".
Nie chodzi tu jedynie o moralność, przepisy, nakazy religijne, ale wewnętrzną wolność od zwykłej chciwości. Bez "przejrzystości" i niezłomności nie będziemy umieli cieszyć się z tego, co mamy.
Bycie, w małych i dużych sprawach, absolutnie przejrzystym i uczciwym zaprocentuje zaufaniem, brakiem przywiązania do rzeczy, gotowością do dzielenia się i... spokojnym snem.
Czego sobie i czytelnikom życzę :)
Dobry temat. Czasem naprawdę trzeba się nagłowić, aby coś zweryfikować jako uczciwe bądź nie.
OdpowiedzUsuńBardzo mądry i ważny tekst.
OdpowiedzUsuńNieraz tłumaczymy siebie, że to tylko drobne rzeczy, że inni robią większe przekręty. Ale przejrzystość jest albo jej nie ma. Myślę sobie, że to nieraz odwaga odciąć się od korzystania z tych "darów losu", bo przecież wszyscy tak robią, pomyślą, że się jest frajerem itd.
Świetny wpis. Myślę, że warto ze wszystkich sił starać się być uczciwym, na miarę swoich możliwości. A możliwości te z dnia na dzień będą się okazywać coraz większe :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie się zgadzam z wpisem, ale bardziej zgadzam się z Tesią i też chciałbym - jak to mam w zwyczaju - trochę popsuć te oczywistości.
OdpowiedzUsuńW wiekszości sytuacji ocena moralna jest łatwa. Ale bywają sprawy trudniejsze pod względem formalnym, w których naprawdę nie wiadomo, jak postąpić. Zwykle są to sprawy, które kompletnie nie mają znaczenia dla pracodawcy i efektów czyjejś pracy, ale ich skrupulatne potraktowanie strasznie kompikuje życie wielu osób (np. księgowości) i generuje czysto biurokratyczne, absurdalne opóźnienia i problemy, konieczność tworzenia nowych dokumentów, raportów, oświadczeń itp. A chodzi o jakieś grosze i czas leci...
Ja np. nie korzystam ze służbowego telefonu do prywatnych rozmów. Nigdy. Teraz jest to proste, bo dzwonię z prywatnego numeru komórkowego. Ale w czasach przedkomórkowych zdarzyło się, że musiałem pilnie skorzystać z firmowego numeru. Jak zaniosłem księgowej parę groszy za rozmowę, to nie za bardzo wiedziała, co ma z nimi zrobić. Nie przewidziano takiej sytuacji.
Ponadto wielu ludzi zabiera pracę do domu albo ich praca przeplata się z życiem prywatnym w czasie i przestrzeni. Bo w środku dnia trzeba odebrać dziecko z przedszkola, bo w nocy w domu można się skupić, bo można sobie zrobić kawę, bo jest cisza, bo fotel jest wygodniejszy, bo prywatny komputer jest szybszy itp. Poświęcają własny czas, pomieszczenie, energię elektryczną, papier, toner, komputer, dostęp do internetu... I nie księgują tego na koszt pracodawcy. Czasem też kupują coś potrzebnego w pracy za prywatne pieniądze i w czasie wolnym, bo tak jest szybciej i wygodniej, albo akurat byli przejazdem w odpowiednim sklepie. Nie biorą faktury, bo to drobiazg. Darują firmie.
Przykład: jeden mój znajomy pracuje właściwie cały czas (jest pod telefonem i praktycznie ma biuro przy sobie, choć normalne biuro też ma). U niego nie ma granicy między pracą a życiem prywatnym. Jak u niego rozliczyć czas pracy, benzynę, czy też delegację służbową? A papier i długopisy? Raz kupuje na fakturę, a raz prywatnie, ale wszystko jest pomieszane...
Inny mój znajomy przez lata wyniósł do pracy starą sofę, naczynia do pokoju socjalnego, części i akcesoria do komputera, obrazy na ścianę... i wszyscy w firmie z tego korzystają (a pracodawca zaoszczędził), bo są to rzeczy lepsze i wygodniejsze niż służbowe. I teraz ten koleś coś tam prywatnego załatwia w pracy. Np. pilnie potrzebuje coś w pracy skserować albo zadzwoni do pediatry i nie daj Boże użyje służbowego długopisu do zapisania godziny wizyty. Czy naprawdę można się tu dopatrywać od razu oszustwa?
A piracka muzyka na komputerze? Z nowymi przebojami sprawa jest oczywista: kupiłeś - OK, nie kupiłeś - kradniesz. Ale wyobraźcie sobie, że macie jakieś stare utwory zgrane u kumpla z unikatowego winylu wyprodukowanego przez firmę, która już prawdopodobnie nie istnieje. Chętnie byście ją kupili na CD, być może w formie jakiejś składanki. Ale jest to muzyka niszowa, mało popularna. To samo może być ze starą książką. Nie ma kogo zapytać o zgodę, nie ma komu zapłacić haraczu. A książka potrzebna. Skopiujecie, czy nie?
To tak na gorąco. Jestem pedantem pod tym względem formalności i przepisów, ale czasem naprawdę ciężko jest ocenić, co jest uczciwe, a co nie.
Ja również podzielam opinię Tesi, nie zawsze rozróżnienie, co uczcie, a co nie, jest proste. Sam często się nad tym zastanawiam.
UsuńW sytuacjach opisanych powyżej kierowałbym się tym, co podpowiada mi (właściwie ukształtowane, miejmy nadzieję) sumienie, które zwykle sygnalizuje przekroczenie granic uczciwości. Tego nie da się odgórnie rozstrzygnąć.
Jeżeli odruchy mojej moralności nie mieszczą się w procedurach pracodawcy, to czasem jest okazja, żeby te ostatnie dostosować, a jeśli tej biurokratycznej bryły nie sposób ruszyć, to już trudno.
Uczciwość, jak dla mnie, działa, jednowektorowo i nie oczekuje ekwiwalentności świadczeń – to znaczy ja zachowuję się uczciwie, bo mam taki imperatyw moralny, czasem do tego interesu (całkiem sporo) dopłacam, ale czy świat mi się za to zrewanżuje lub przynajmniej mi podziękuje, to już zupełnie inna sprawa.
Bardziej od sytuacji na zasadzie wyjątku i siły wyższej obawiam się wejścia w „struktury nieuczciwości” jako efekt rozcieńczenia sumienia, często będący wynikiem powszechnego uzusu. To ostatnie szczególnie odnosi się do zasobów internetowych. W sytuacji, gdy do praw z danego utworu nikt się nie poczuwa, dopuściłbym możliwość jego skopiowania. Ale na pewno warto zapytać się swojego sumienia, co o tym sądzi :)
Tę myśl o tym "przemieszaniu" wyjąłeś mi właściwie spod opuszek palców. Jeśli jest w tym pewna wzajemność (np.kseruję prywatne rzeczy w firmie, ale nie biegnę do księgowości by mi zwróciła 8 zł za podróż służbową w obrębie miasta wykonaną własnym samochodem) to jest to chyba okej. W każdym razie nie upatruję w tym typowego żyłowania. Gorzej sprawa się ma, gdy wychodzimy z założenia "należy mi się" i szukamy usprawiedliwienia dla każdego zachowania tego typu.
UsuńWarto być uczciwym dla spokoju własnego sumienia. Jednak, nie wchodząc tu w zawiłe dyskusje polityczne, nasze państwo z rozbudowaną, bałaganiarską biurokracją często do tego zniechęca. Wczoraj natknęłam się na materiał o tym, że Biblioteka Miejska powinna wystawiać PIT za umorzenie kary za przetrzymanie książek... Za co jeszcze? Może opodatkują oddychanie? Albo niekorzystanie z aptek - w końcu to Twój zysk, podatniku, że jesteś zdrowy, zatem płać! Tylko czekam na takie kurioza i chętnie zastosuję tu "obywatelskie nieposłuszeństwo".
OdpowiedzUsuńNatomiast wobec zwykłych ludzi - osób, firm, bliskich i dalszych - uczciwość jak najbardziej.
Link do materiału o Bibliotekach http://interpretacje-podatkowe.org/umorzenie/ibpbii-1-415-874-14-asz
UsuńTaaak, było o tym w Radio trójka wczoraj o tym głośno - jakie "prawo" (mam nadzieję, że nie wejdzie) takie komentarze- sarkazm wczoraj gonił ironię ;)
UsuńW takiej wolności finansowej łatwo być w zgodzie ze swoją godnością.
OdpowiedzUsuńUczciwość zawsze popłaca, jak dawniej mówiono. Widzę to po dzieciach, że są bardzo wyczulone na uczciwość i konsekwencję w działaniach. Chyba uczciwosc leży w ludzkiej naturze. Ciekawe, czy to czasy komunizmy tak zdemoralizowały ludzi, wielu nie odczuwa wyrzutów sumienia z powodu drobnych (nie mówiąc o wiekszych) nieuczciwości?
OdpowiedzUsuńJakoś nie umiem patrzeć na piractwo jak na coś w rodzaju kradzieży (tak, kradzież to dla mnie pojęcie dotyczące wyłącznie fizycznych rzeczy)... To bardziej jak... odpisanie pracy domowej :) np. dam komuś odpisać, a on potem da jeszcze dziesięciu osobom - no to wkurza, ale sam jestem sobie winien, mogłem mu nie dawać. Bo w momencie kiedy coś komuś daję lub sprzedaję, ma on moim zdaniem prawo zrobić z tym co zechce - jeśli sprzedam komuś obraz a on potem namaluje pięć podobnych i rozda znajomym... no to cóż, miał prawo, nie mogę bronić komuś dysponowania jego własnością, którą sobie kupił. Dopóki nie twierdzi, że to jego obraz - wszystko jest ok (z tym że z pracą domową jest jeszcze nawet gorzej, bo całą reszta kopiujących przypisuje sobie autorstwo ;) ).
OdpowiedzUsuńDruga sprawa - uważam, że artysta nie traci nic na kopiowaniu jego dzieła, ponieważ i tak nie ma zysku. Uważać, że coś traci to jak zakładać, że ktoś kto kopiuje muzykę/film kupiłby ją gdyby nie mógł skopiować, a to moim zdaniem całkowicie błędne założenie.
Ktoś powie, że można korzystać np. z legalnych darmowych źródeł zamiast ściągać mp3 z internetu - no można ale to moim zdaniem sztuka dla sztuki.
Trudno mi się zgodzić z tym podejściem. Zajmuję się tym zawodowo: dwa dni temu miałem sprawę dotyczącą producenta-reżysera, który sprzedał mieszkanie, aby zainwestować środki w produkcję filmów. Niestety jego filmy notorycznie są udostępniane na chomikuj, kilka tysięcy udostępnień oznacza dla niego olbrzymią stratę. Kradzież może dotyczyć praw majątkowych - w dzisiejszych czasach coraz więcej dóbr dematerializuje się i akurat ich fizyczność (sam materialny nośnik – książka, płyta) lub jej brak nie przesądza o tym, co możemy z danym produktem (dziełem/utworem) zrobić. Dlatego staram się korzystać wyłącznie z legalnych źródeł filmów i muzyki w internecie, respektując prawa innych – choć wiem, że nowości filmowe następnego dnia od premiery można obejrzeć w pirackiej wersji na niektórych portalach. To wymaga czasem cierpliwości, wydatków, czasem wyrzeczeń (gdy nie stać mnie na kolejny zakup). Przede wszystkim podchodzę do tego nie w kontekście legalności, co kwestii sumienia – staram się postępować uczciwie, a korzystanie z owoców czyjejś pracy bez zapłaty lub bez zgody tego kogoś na darmowe korzystanie uważam zwyczajnie za nieuczciwe.
Usuń