List starego diabła do młodego nr 2

Jak w zeszłym roku miłośnikom, a mam nadzieję, że znajdę takich wśród czytelników bloga, prozy Clive'a Staplesa Lewisa przygotowałem kolejny, przedświąteczny list starego diabła do młodego… Dobrze czasem spojrzeć na siebie jako Pacjenta - z nieco innej (diabolicznej) perspektywy. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń oczywiście niezamierzone i przypadkowe :)



Mój drogi Piołunie,

Z okazji kolejnej rocznicy urodzin Syna Nieprzyjaciela, powodowany troską o pomyślny los naszego pacjenta, pragnę przypomnieć Ci o obowiązku zachowania wzmożonej czujności, która w połączeniu ze sprawdzonymi procedurami ma duże szanse zneutralizować zagrożenia wynikające z nikczemnych wysiłków przeciągnięcia jego duszy na stronę Księcia Jasności.

Nie muszę Ci przypominać dziejów naszej jakże uzasadnionej secesji, której powodem był absurdalny, pożałowania godny i urągający naszej wrodzonej inteligencji pomysł, aby Syn Nieprzyjaciela stał się człowiekiem. Zignorowanie przez nasze kierownictwo z pozoru drobnego incydentu w Betlejem zapoczątkowało szereg niefortunnych zdarzeń, a jego konsekwencje odczuwamy boleśnie już od ponad dwóch tysiącleci. Nie traćmy jednak nadziei i lekarstwa szukajmy w samej chorobie. Bo choć zgubnym dla naszych planów okazało się przyjęcie przez Syna Nieprzyjaciela ludzkiej natury, tak też wykorzystanie jej wszelkich zmysłowych ułomności u pacjenta może przechylić szalę naszego ostatecznego zwycięstwa.

Jeszcze dzisiaj odczuwam dreszcze na wspomnienie zakłócenia ciszy nocnej przez wojska Nieprzyjaciela, które doprowadziło do pobudzenia ze słodkiego snu Bogu ducha winnych pastuszków. Czy nie uważasz, że posuwanie się do tego rodzaju nadprzyrodzonych działań było po prostu zagraniem nie fair? Odrobiliśmy jednak lekcję i dlatego -niczym wytrawni anestezjolodzy- nie pozwólmy wybudzić pacjenta ze snu statecznej i próżnej samowystarczalności, która nie dopuści do niego jakże niebezpiecznej myśli, że jego biednej duszy może czegokolwiek brakować.

Jak pamiętasz Syn Nieprzyjaciela urodził się w ubogiej stajni, gdyż dla jego Rodziców nie było miejsca w gospodzie. Muszę przyznać, że nie była to z naszej strony najlepsza strategia (czyż nie lepszy byłby apartament w Sheratonie z prywatną opieką medyczną?), ale obecnie konsekwentnie trzymajmy się tego kierunku: powinieneś zadbać o to, aby mieszkanie pacjenta w tym okresie przypominało gwarną, uginającą się od jadła i napoju gospodę. Niech do głowy nie przyjdzie mu myśl jak bardzo jego syto zastawiony stół i worek prezentów nie mają najmniejszego związku z atmosferą tamtej -pozbawionej wygód i perspektyw- Nocy. Zadbaj przy tym o to, aby w wyobraźni pacjenta utrwalić cukierkowy obrazek bożonarodzeniowej szopki. Infantylizacja to zresztą sprawdzona metoda na odwrócenie jego uwagi od spraw zasadniczych: kolorowy celofan, trochę brokatu, mrugające światełka, anielskie włosy, lukrowane renifery i śnieg z waty wprawią go niezawodnie w jakże rozczulający i zwodniczy nastrój.

Pamiętaj, aby jego spontaniczne odruchy obezwładnić sidłami świątecznych zwyczajów jak karpia w galarecie. Powtarzalność gestów i cała ta materialność niech da mu złudne poczucie bezpieczeństwa i spełnienia, aby przypadkiem nie szukał go w okazywaniu miłości swoim bliskim. Spotkanie z rodziną przy wigilijnym stole to zresztą dobra okazja do wyjaśnienia innym jak bardzo się mylą, a jak bardzo rację ma nasz pacjent. Wzbudź przy tym jego czujność na drobne uszczypliwości, niewygodę lub lekko niedoprawione potrawy. W czasie dzielenia opłatkiem warto przypomnieć pacjentowi jak wiele musiał wycierpieć (a niekoniecznie przebaczyć), jednocześnie spuść zasłonę niepamięci na zadane przez niego krzywdy. Pozwoli mu to na wymianę zdawkowych życzeń z mglistym przekonaniem jak bardzo jest wyrozumiały dla słabości swoich bliskich.

Co się zaś tyczy zgubnej praktyki rozpoczęcia wigilijnej wieczerzy modlitwą i fragmentem Biblii, staraj się co do niej wywołać w umyśle pacjenta zdrowy odruch sceptycyzmu. Niech podejdzie do tego rodzaju anachronizmów z uczuciem zażenowania lub -przynajmniej- niecierpliwości. To wszak dobry moment, aby zasugerować mu myśl, co też dostanie pod choinkę.

Zadbaj o to, aby wyjątkowy nastrój wigilijnej wieczerzy, podczas której myśli pacjenta mogą zawędrować w rejony opanowane przez Nieprzyjaciela, skończył się zanim na dobre się zacznie. Wykorzystaj do tego choćby aktualne poglądy polityczne pacjenta i pozostałych biesiadników. Sprawdzonym rozwiązaniem będzie pomysł rozerwania (to odpowiednie słowo, nie uważasz?) biesiadników filmem „familijnym” w tak ulubionej przez nasze kierownictwo telewizji (jak wiesz nic tak skutecznie nie zapobiega zgubnej praktyce śpiewania kolęd).

Przede wszystkim zaś śmiało możemy pokładać nadzieję w materialności ciała pacjenta: jego skłonności do folgowania swojemu podniebieniu i wygodzie. Jak mówi stare przysłowie - „Przez żołądek do serca.” Wkrótce przejedzony i jakże senny, będzie zbyt leniwy, zajęty „świętowaniem” i zmęczony, aby na odgłos dzwonów wzywających na pasterkę (tą nierozważną porą mszy Nieprzyjaciel oddał nam nieocenioną przysługę) podjąć próbę przebudzenia się z duchowej drętwoty. Tak, możemy zaryzykować twierdzenie, że z naszą dzisiejszą wiedzą i praktyką betlejemska noc mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. W każdym razie masz, mój drogi Piołunie, wszelkie niezbędne środki, aby Twój pacjent nie zadał sobie najmniejszego trudu podążenia za pastuszkami i mędrcami do ubogiego i cichego Betlejem. Życzę Ci zatem prawdziwie wesołych i spokojnych Świąt!

                                                                                  Twój kochający stryj, Krętacz


Zeszłoroczny list znajdziecie tutaj - serdecznie zapraszam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...