Małe sukcesy




Posiłkując się tym pięknym tekstem Aleksandra von Schonburga możemy zapytać się samych siebie, jakie małe sukcesy odnieśliśmy w ostatnim czasie?

Sukcesy na miarę dobrowolnej prostoty, a więc nie cieszmy się z rzeczy kupionej na wyprzedaży... Cieszmy się z tego, że jej nie kupiliśmy :)
Ileż czystej radości możemy mieć nie tyle z naszych działań, ile z tego, że się od nich powstrzymaliśmy!

Jeszcze lepiej - uczynić krok wstecz i nauczyć się żyć bez czegoś, co jeszcze nie tak dawno wydawało się absolutnie niezbędne.

Kiedyś niezbędne wydawało nam się posiadanie telewizora, mikrofalówki w kuchni czy drugiego laptopa. Ostatnio wynegocjowaliśmy z rodzicami, że nie potrzebujemy na prezent projektora do filmów - wobec braku telewizora, i to o przekątnej wielkości sporej ściany, rzecz wydawała się absolutnie naszej rodzinie niezbędna. Kolejny mały sukces...
Od bardzo wielu lat każdej jesieni i zimy cieszę się z tego, że nie kupiłem nowego płaszcza w miejsce starego. Zakup prolonguję na kolejny sezon i ten nie-zakup przynosi mi rokrocznie dużo satysfakcji :)

Uczynić z nieposiadania czegoś powód do takiej samej - jeśli nie większej - radości jak nabycie nowej rzeczy...

Szczególnie w okresie nadchodzących świąt Bożego Narodzenia uważajmy, aby nie uszczęśliwiać siebie i bliskich na siłę o nowe gadżety - małe akty kapitulacji wobec konsumpcyjnej kultury. Jak wiele radości, przestrzeni i spokoju możemy sobie ofiarować, o ile zdecydujemy się na niematerialne dary w miejsce tych materialnych.


Może odnieśliście ostatnio jakieś małe sukcesy w umiejętności obycia się bez tego lub owego? Podzielcie się z nami!

2 komentarze:

  1. Udało nam się przekonać bliskich, że nie potrzebujemy (nie chcemy) prezentów, skoro i tak tworzymy (kupujemy) coś istotnego, co posłuzy nam wszystkim (domek na wsi). Nie kupujemy choinki (skoro wokół ich tak wiele), skonsultowane z najmłodszym członkiem rodziny. Kiedyś wydawało mi sie, że muszę mieć b.nowoczesny (i bardzo drogi oczywiście) ekspres do kawy, dziś wystarcza najprostsza kawiarka -zwykły dzbanuszek, a na wsi smakuje po prostu " po turecku", jak za dawnych lat. Takie drobiazgi...






    '

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja od kilku lat nie kupuję ubrań,chyba że są tak zniszczone że nie mogę ich założyć np.do pracy. Pracuję w biurze i mam kontakt z bardzo szerokim gronem osób interesanci,prezesi,dyrektorzy. Nikt (nawet spojrzeniem) nie okazał mi,że powinnam coś z tym "zrobić". Ludzie są bardzo wyrozumiali, a do tego jeśli wyjaśni im się dlaczego tak się postępuje (mniej śmieci na ziemi itp.)potrafią to nawet docenić. Nie jestem skąpcem - po prostu sprawia mi to satysfakcję.

      Aleksandra






      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...