Maksymalizm pożądany

Gdy odwiedzam kawiarnie raz po raz widuję taki obrazek: ona i on. Potrafią siedzieć naprzeciw siebie przez godzinę, dwie i nie odezwać się do siebie ani słowem. Można byłoby to wytłumaczyć zakochaniem odbierającym mowę, gdyby byli wpatrzeni w siebie. A oni są wpatrzeni. W telefon. Każdy w swój.

Od kilku lat mamy w Polsce nowy  termin: nieobecna matka. Wbrew pozorom to nie matka, która pracuje po 12 godzin w korpo. To może być matka siedząca w domu. Jest więc z dzieckiem cały czas. Fizycznie. Ale tak naprawdę nie ma jej dla niego. Godzinami rozmawia przez telefon z koleżankami, sprawdza pocztę, szuka wiadomości w Internecie, korzysta z aplikacji w telefonie.  Od czasu do czasu pacyfikuje kręcące się i żądne uwagi dziecko: Nie rób, nie dotykaj, usiądź, zjedz, podnieś…


Macie czasami tak, że otwieracie komputer w jednym celu i, nie wiadomo kiedy, tracicie główny cel z oczu? Ja niestety tak. Wiecie ile razy zaczynałam słuchać opowiadanie Virginii Wolf „To the Lighthouse”? Pięć. Pięć razy załączałam pierwszą część i wiedziałam z tego tyle, co nic. Po prostu nie mogłam się na tym skupić, bo jednocześnie robiłam masę innych rzeczy. Wydawało mi się, że w ten sprytny sposób zrobię trzy rzeczy jednocześnie – wszystkie tak samo dobrze. Nic z tego. W końcu postanowiłam „zmarnować” całe 50 minut słuchając tylko opowiadania. I było to niesamowite 50 minut. Ja po prostu byłam w tej latarni i czułam zapach morza.

Zatem: jeśli być to maksymalnie. W minimalizmie – robić jedną rzecz, być z jedną osobą, ale na 100 procent. Bo tak naprawdę, jakie nasze zaangażowanie, taka jakość naszego życia - praca, związki, pasje. Dziś wolę zrobić mniej, ale maksymalnie. Przeczytać jeden wartościowy tekst i przeżyć go, zamiast odhaczyć. Wynoszę z tego o wiele więcej niż kiedyś po pobieżnie przerobionych kilku czy kilkunastu. I z ludźmi….. wybieram być na 100 procent. Bo skoro robimy w naszym życiu miejsce dla minimalizmu, to przecież robimy je po coś – nie dla wszechogarniającej pustki. Wierzę, że robimy miejsce dla treści.


15 komentarzy:

  1. Kiedyś widziałam w bibliotece dwie dziewczyny, siedziały przy komputerach i rozmawiały ze sobą przez Facebooka :-) Pomyślałam: jaki znak czasów... Iwona, dobry tekst: wartościowy, przemawiający i ... krótki :-)
    Pozdrawiam.
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo ważny i mądry tekst. Jesteśmy chyba wszyscy mniej lub bardziej uwikłani w te pułapki cywilizacyjne i dzieje się to za naszą zgodą ale trochę jakby obok nas. Tak, przyznaję, że sama często wchodzę do sieci "po tę jedną informację" a po 30 minutach orientuję się, że byłam na facebooku, sprawdziłam pocztę a "po tę jedną informację" nie sięgnęłam bo się gdzieś po drodze zagubiłam. Walczę z tym i jestem świadoma tego mechanizmu i coraz częściej udaje mi się z nim jednak wygrać. Nie posiadam smartfona i postaram się nie mieć go jak najdłużej choć widzę jak system chce nas sobie uwiązać na smyczy bo wiele osób bez smartfona jest już izolowanych od pewnych funkcji etc. Ale staram się nie ulegać i żyję zgodnie z własnym tempem i wchodzę tam gdzie drzwi dla mnie są nadal otwarte. MAKSYMALIZM POŻĄDANY!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Wam za komentarze - ja też jestem cały czas w drodze.... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie lubię określenia matka siedząca w domu..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod Twoją uwagą! Choć sam tekst, bardzo mi się podoba. Wiele podobnych przemyśleń mam...

      Usuń
    2. No wlasnie, matka czesto pierze, sprzata, robi zakupy, przygotowuje posilki itp., w kazdym razie nie siedzi. I przez te czynnosci tez moze byc nieobecna, nie musi wcale siedziec prze komputerem czy w telefonie. To nie jest wymysl ostatnich lat, jak ja bylam dzieckiem nie bylo telefonow, komputerow a mimo to moj ojciec byl nieobecny, bardziej ze wzgledu na jego wychowanie - mezczyzna nie zajmuje sie dzieckiem, co akurat sie zmienia powoli. Moja matka z kolei byla tez bardzo nastawiona na porzadek i ciagle "ogarniala dom", co tez nie sprzyjalo byci razem. Mam wrazenie, ze poza wieloma wadami naszych czasow sa tez ogromne zalety, to wlasnie w naszych czasach jest nastawienie na samoswiadomosc, zwolnienie tempa, na wychowywanie dzieci bez kar cielesnych itd. Skupianie sie na zlych rzeczach jakos przykrywa te dobre, tak jakby swiat zmierzal w jakims strasznie zlym kierunku.
      Bardzo lubie tego bloga, ale akurat tutaj mam wrazenie jest tez duzo wyobrazni autora: "Godzinami rozmawia przez telefon z koleżankami, sprawdza pocztę, szuka wiadomości w Internecie, korzysta z aplikacji w telefonie." - skad to wiesz autorze, twoja zona tak robi? A jesli nie to czy siedzisz godzinami w domu u jakiejs kobiety? W kawiarniach tez bywam i sa tam ludzie z komorkami, ale nie siedza przez dwie godziny bez slowa. A gdyby naprzeciwko siebie czytali ksiazki? Wtedy zapewne popatrzylibysmy na to przychylniejszym okiem.

      Usuń
    3. Żona to chyba nie, bo autorem tego wpisu jest Iwona :)

      Usuń
    4. "Godzinami rozmawia przez telefon z koleżankami, sprawdza pocztę, szuka wiadomości w Internecie, korzysta z aplikacji w telefonie." - skad to wiesz autorze," - tak, jestem kobietą- kto dobrnął do końca , miał szansę zauwazyć ten detal :)
      Skąd to wiem? Z obserwacji bliskiego otoczenia. Z forów internetowych, gdzie kobiety anonimowo piszą, że tak właśnie spędzają dzień po dniu. Z pracy mojej mamy, która od lat pracuje jako niania i mówi, jak jest.
      Nie twierdze jednocześnie, że to pandemia - ale świat raczej zmierza w kierunku nagromadzenia tego, co odwraca uwagę od rzeczy najistotniejszych, aniżeli na odwrót.
      Jednak jestem też tego zdania, że coraz większa świadomość jest w społeczeństwie, jest więc szansa, że jednostki będą zmieniać swoje podejście.

      Usuń
  5. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
    Nie zmienimy tego, co stało się z ludźmi i ze światem. Moc otaczających nas gadżetów jest i będzie moim zdaniem tego wszystkiego coraz więcej. Sama się łapię nad tym, iż siedzę w necie dłużej, niż powinnam.
    Jednakże tekst jest potrzebny. I zgodzę się: w kawiarni, z telefonem, z koleżanką? Nigdy. Jeśli tam idę, to po to, aby pogadać i po to właśnie, aby się odciąć od wirtualnego świata. Należę do mniejszości, bo w kawiarniach i podobnych miejscach i tak widzę laptopy, tablety i smartfony. Nie zmienię tego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mądry tekst, który dał mi naprawdę wiele do myślenia. Jestem mamą na cały etat... i czasem mam wrażenie, że chociaz siedzę z młodym cały dzień, to chwilami jestem nieobecna, bo tablet, bo telefon, bo coś tam... muszę nad sobą popracować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze mówię: Dziś mamy czas aby coś zmienić :) Powodzenia!

      Usuń
  7. Bardzo słusznie napisane:) Ja też obserwuję takie pary, nie tylko "zakochanych", ale i znajomych, po prostu ludzi, którzy się ze sobą spotykają, a tak naprawdę są w tym czasie gdzie indziej. Kiedyś sobie pomyślałam, że to może wyglądać tak - Jasiu spotkał się z Zosią, a przez ten czas sobie konwersuje wirtualnie z Małgosią, kiedy się spotka w realu z Małgosią, będzie wirtualnie konwersował z Zosią. Jakby nie mógł się skoncentrować na tu i teraz i na osobie, którą ma przed sobą. Może ludzie się siebie boją? Sama nie wiem. Kiedyś koleżanka, gdy odbierałam przy niej za często telefon, a byłyśmy wtedy niezamożnymi studentkami, z niewielkimi perspektywami na pracę, zapytała ironicznie: co, łowcy głów dzwonią? Otrzeźwiło mnie. Bycie na maksa we wszystkim, co robimy - zdecydowanie tak, ciągle się tego uczę. Ostatnio zaczęłam stosować technikę pomodoro (można wyguglać) - to raczej do spraw zawodowych, ale pomaga się koncentrować. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki za komentarz :) technika pomodoro.....wygooglowałam i ....ja ją stosuję! :) Sama ją wymyśliłam, zwłaszcza że mam dużo pracy papierkowej (przygotowywanie lekcji dla studentów) i kiedyś "rozłaziło" mi się to na cały dzień, a dodatkowa moja cecha jeśli chodzi o prace to perfekcjonizm - można sobie wyobrazić, że zamiast 5 lekcji miałam jedną i to stale czymś przerywaną; a to sprawdzaniem skrzynki, a to YouTubem,a to ktoś mnie zaczepiał na komunikatorze, plus tak prozaiczne sprawy jak np.listonosz dzwoniący do drzwi :) Ustaliłam więc , że musze mieć nad sobą "bat" i kropka. ustawiłam sobie na początku na 2h - okazało się to kompletnie nieskuteczne. 1h już jest OK i jestem w stanie się całkowicie wyłączyć na ten czas. Ale dla tych, co zaczynają się "odłączać" DO życia, chyba można zaproponować jeszcze krótszy czas na początek :) Super, że o tym przypomniałaś!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie najlepsze jest pół godziny pracy i 10 minut przerwy, jeśli mam zrobić coś, na co naprawdę nie mam ochoty. A tak normalnie, to wystarczy, że zacznę i mogę nawet godzinę "ciągnąć":) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...