Jestem łowcą cytatów. Poniższy znalazłem w książce "50 maratonów w 50 dni" Deana Karnazesa, ultramaratończyka. W epoce komfortu i wygody coraz częściej potrzebujemy zdrowego, ciężkiego wysiłku!
"Bieganie uczy, że istnieje różnica pomiędzy ciężką pracą a złym samopoczuciem. Kultura konsumpcjonizmu stara się nam wmówić coś wręcz przeciwnego. Ileż reklam porusza kwestię "ułatwienia sobie życia"? Jeśli cała wiedza brałaby się z telewizji, naszym celem byłoby życie możliwie najprostsze, najwygodniejsze i najmniej wymagające. Wierzylibyśmy, że jedyne pozytywne uczucia płyną z dostarczania ciału przyjemności: smaku drinka, satysfakcji z prowadzenia drogiego samochodu i leżenia na plaży.
A to nieprawda. Stawianie sobie wyzwań, testowanie granic możliwości umysłu i ciała nawet na skraju wyczerpania i klęski, może budzić równie pozytywne uczucia jak inne doświadczenia, jakie oferuje nam życie. Przypuszczam, że stan zadowolenia po wysiłku jest bardziej wyuczony niż przyjemność płynąca z radości i zabawy, ale gdy już go zaznasz, zyskasz więcej sposobów na osiągnięcie satysfakcji, a twoje życie zmieni się na lepsze. Na trudniejsze, ale lepsze.
Podgrzewane fotele, zakupy online i automatyczne odkurzacze wytworzyły próżnię, którą w jakimś stopniu wszyscy odczuwamy. Komfort i wygoda współczesnego życia przestały poprawiać nam samopoczucie, a właściwie przeciwnie - pogarszają je. Jakieś pierwotne instynkty, drzemiące głęboko w nas, podpowiadają, że potrzebujemy zdrowego, ciężkiego wysiłku - pewnych życiowych zmagań, fizycznego wyzwania."
Myślę, że są różne rodzaje ułatwiania sobie życia. Np. minimalizowanie stanu posiadanie ułatwi życie poprzez to, że zmniejsza liczbę codziennych wyborów, no i nie trzeba walczyć z materią. To jest ten pozytywny sposób ułatwiania sobie życia. Z drugiej strony mamy te wszystkie ułatwienia, o których mowa w ostatnim akapicie. Można tu dodać jeszcze wyręczanie się innymi osobami do zrobienia tego czy tamtego - skoszenia trawy, umycia okien... Ja akurat staram się jak najwięcej nauczyć i jak najwięcej móc zrobić samemu. I jestem jak najbardziej za wysiłkiem fizycznym na co dzień - nie trzeba trenować do maratonu, żeby się ruszać, można iść z plecakiem po zakupy parę km albo pojechać rowerem po jagody do lasu. Swoją drogą, u zarania dziejów ludzkości, nasi przodkowie musieli wykazać się nie tylko siłą, ale też cierpliwości i wytrwałością psychicznego rodzaju. Mówię to chociażby o zbieraniu dziko rosnących roślin - każdy, kto tego kiedyś doświadczył wie, że jest to praca wymagająca skupienia, bycia tu i teraz, koncentracji, cierpliwości - a satysfakcja, którą przynosi jest z niczym nieporównywalna. Tak samo jak tkactwo, robienie na drutach, łuskanie fasoli i inne pozornie monotonne zajęcia, w których 150 lat temu wyręczyły nas maszyny... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńI zgadzam sie z Tobą, i nie zgadzam :)
OdpowiedzUsuńWszystko musi mieć swoje proporcje. Stawianie sobie wyzwań? Tak! Sprawdzanie granic swoich możliwości? Tak! Ale już niekoniecznie praktykowanie tego codziennie. Umiem sie cały umyć w dwóch szklankach wody, bo to sprawdziłem i wiem, że jeśli trzeba tak będzie to sie umyję. Ale na codzień? Po co?
I tak może być w praktyce ze wszystkimi czynnościami naszego życia: wielce chwalebna jest umiejętność ograniczania, upraszczania i redukowania, ale to nie oznacza, że skoro umiemy to musimy to stosować.
Roman
Zanim natrafiłam na flow, wiedziałam, że zdobyte/zrobione jest lepsze od kupionego,wypracowane od podanego na tacy. Oczywiście fajnie jest wypić piwko, odstresować się przy filmie, ale tak całe życie? Pokonywanie przeciwności, własnych ograniczeń, walka z ciałem daje ogromną satysfakcję. Wiem też z doświadczenia niestety, że kiedy się na to wpadnie (np. zaczyna ćwiczyć), to też mimo odczuwania ogromnego zadowolenia, łatwo wrócić na stare tory, tak działają nawyki.
OdpowiedzUsuń