Przyznam się, że książki nie czytałem, ale krótkie (35-40 min.) odcinki, jak dotąd dwa, obejrzałem z przyjemnością miłośnika upraszczania życia. Co i rusz towarzyszyła mi myśl: "A nie mówiłem", bo to wypisz wymaluj sztuka dobrowolnej prostoty, którą możemy osiągnąć poprzez eliminację (decluttering) i umiejętność porządkowania. Czasem wystarczy nauczyć się składać prześcieradła na gumce czy dziecięce ubranka, co Marie w krótkich wstawkach pokazuje widzom.
Po pierwszym zderzeniu z filigranową postacią Marie i i pewnym amerykańskim rysem tego rodzaju produkcji przyznam się, że odcinki oglądałem z dużym zainteresowaniem. Widać nie tylko zewnętrzną, pozytywną stronę eliminacji nadmiaru, ale także przemianę głównych bohaterów (w odcinkach przeze mnie obejrzanych były to dwie rodziny z dwójką dzieci), która jest warunkiem powodzenia eksperymentu, przez który przeprowadza ich Marie Kondo.
Proces sprzątania przebiega zawsze w ten sam sposób, przez porządkowanie kategorii przedmiotów w określonej kolejności: ubrania, książki, papiery i "komono", czyli kuchnia, łazienka, garaż i drobiazgi, a wreszcie pamiątki.
Bohaterowie zmagają się z wewnętrznymi "demonami posiadania" i ze sobą nawzajem (dają o sobie znać różnice charakterów), ostatecznie jednak pokonują własne bariery. Co ciekawe i ważne Marie respektuje ograniczenia i jej podejście dalekie jest od minimalistycznej skrajności, koncentrując się na uzyskaniu harmonii i równowagi. Efektem ubocznym zewnętrznego uporządkowania, równie ważnym, jeśli nie najważniejszym, jest pogłębienia świadomości bohaterów i zacieśnienie ich wzajemnych relacji.
Sezon 1 (a więc może będą następne) składa się z 8 odcinków: Sprzątanie przy maluchach, Puste gniazdo, Mieszkanko, Przynosić radość po stracie, Studenci czy dorośli?, Wśród stosów niepotrzebnych rzeczy, Czekając na narodziny, Co dwie bałaganiary, to nie jedna.
Zachęcam do obejrzenia - na widok zmian, jakie dokonują się dzięki eliminacji tego, co zbędne, krew zaczyna krążyć szybciej. Być może Marie zmobilizuje do sprzątania także nas?
Dajcie znać, jeśli obejrzeliście!
A mnie po pierwszym odcinku trochę odrzuciło, bo serial nakręcono w typowo amerykański sposób, a to nie do końca mi odpowiada. Jednak po Twojej recenzji wrócę do oglądania z całą pewnością, bo wygląda na to, że jednak za szybko się poddałem ;) A co do książek Marie Kondo - mnie bardzo się podobały, troszkę zmieniają myślenie i pomagają szczególnie tym osobom, które zaczynają przygodę z porządkowaniem i minimalizmem! Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTekst na czasie:) Obejrzalam kilka odcinków, mimo pewnego dystansu efekt był natychmiastowy ;) uporzadkowalam kilka szafek, sporo rzeczy wyrzucilam, dzis szukam przejrzystych pojemników i zbieram pomysły, jak pozbyc się książek nie wyrzucajac, ale też bez nakładu pracy typu wystawianie aukcji bo mam małego niemowlaczka, poszatkowana dobę i mniej sił. Ale i potrzebę przestrzeni przy trójce dzieci w małym mieszkaniu...
OdpowiedzUsuńSwoją drogą Marie jest urocza i taka harmonijna, pogodna. Książki nie odebralam z taką sympatią, nie widząc autorki. Stała się tez dla mnie bardziej wiarygodna, odkąd wiem, że ma dzieci ;)
Oglądałam wszystkie odcinki;) Książkę czytałam kiedyś i drugi raz po oglądaniu. Z minimalizmem romans zaczęłam ponad dekadę temu i jak twierdzi mąż, z wiekiem mi się pogarsza. Tak to działa, że coraz mniej potrzebuję i doskonale mi z tym. Pozdrawiam ciepło. Rzadko pisząca lecz wiernie czytająca Monika ;)
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo ciekawa tego serialu, bo jak oglądam na Youtoobe filmiki z nią to są nudne bo ona mówi tylko po japońsku i trzeba czytać tłumaczenia co jest niełatwe - szybko mówi. Filmiki są zazwyczaj strasznie króciutkie też.
OdpowiedzUsuńObejrzeliśmy jeden odcinek z córkami. Były zdziwione ilością rzeczy,rozmawialiśmy o zmianach w ich pokojach, widać, że u wszystkich pojawiła się motywacja do pozytywnych zmian.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ucieszyło, że znalazłam takie treści na Netfliksie. Obejrzałam 2 odcinki z dużą satysfakcją. I tym bardziej się cieszę z niewielkiego stanu posiadania. Chociaż kilku rzeczy jeszcze przydałoby się pozbyć.
OdpowiedzUsuńżeby jeszcze było co zrobić z tym 'więcej'. i to hurtowo. Pudła książek, sterty za małych ubrań ( gdzie ci bezdomni i ubodzy?), zabawki, niekochana zastawa...Nic nikomu niepotrzebne. a armii zbawienia nie widać.
OdpowiedzUsuńPustka. Nic. Nuda.A nawet - bieda. Takie mam odczucia po obejrzeniu skutków rewolucji Marie w domach. Nasza kultura od zawsze lubiła rzeczy. Ozdoby. Mnogość. Wskaźnik zamożności.Sztuczki MK bardzo ułatwiają utrzymanie porządku- te metody na skarpetki czy koszulki wdrożone mam, ale taki oczyszczony dom chciałoby się urządzić, ubrać, zapełnić. A poza tym to inna stylistyka -po co mi 3 obrazki zasłaniające siebie nawzajem - oparte na półce? żeby kot zrzucił? Jeśli chcę na nie patrzeć znajdę im miejsce, oświetlenie, kąt patrzenia... albo-wynocha.
OdpowiedzUsuńSama sprobowalam metode KonMari - zainspirowalam sie przez serial na Netflixie - a teraz polecam wszystkim :) (mozna znalesc film o tym jak probuje metode KonMari tutaj: https://youtu.be/bmlwOwIlJes )
OdpowiedzUsuńczytałam książkę i widziałam kilka odcinków.
OdpowiedzUsuńjak dla mnie- nadmiernego szału nie ma. jedynie tak naprawdę kilka drobnych tipów organizacyjnych staram się stosować.
Nie znam tej metody, a może ją znam od siebie samej... mam dobrze poukładane życie i wnętrza domowe, więc jestem za. Tyle tylko, że tv i tego typu platform ptrawie w ogóle nie oglądam :) Może jeśli przypadkowo odnajdę, lub u Kogoś obejrzę.. :) Ciekawy artykuł
OdpowiedzUsuń