Nowy rozdział, stara idea

Czasem zastanawiam się czym jest dla mnie (i czy jest?) dobrowolna prostota.

Od ponad miesiąca mieszkamy w naszym nowym domu. Zupełnie nowa perspektywa dla prostoty, nowe jej wyzwania, nowe realia. Z mieszkaniowych ograniczeń skłaniających do fizycznego minimalizmu przechodzimy do prostoty bardziej swojskiej, bliskiej ziemi, nawiązującej do gospodarstwa domowego par excellance. To choćby możliwość robienia własnych przetworów, uprawiania ogródka, majsterkowania w warsztacie. Proste życie w zupełnie innych dekoracjach, nowe problemy szukające nowych, a przecież starych rozwiązań. Brzmi może przaśnie i idyllicznie, ale o takiej prostocie marzyłem. Możliwość wylegiwania się w swoim hamaku w zarośniętym ogrodzie bliższa mi jest niż wyimaginowana sterylność bijąca z minimalistycznej wizji idealnego wnętrza, czy idee fixe życia z niewielkim plecakiem.

Ciągle muszę się wadzić sam ze sobą, z rozbuchanym romantyzmem, bo tych chwili w hamaku nie będzie zbyt wiele. Ale kto wie, może nauczę się tej "nowej" prostoty, nieco obojętnej wobec bliskiej ponoć zagłady świata. Cytując Thoreau: "Zastanówmy się na chwilę, co właściwie jest powodem tego niepokoju i obawy (…) i na ile w istocie należy się martwić lub co najmniej niepokoić. Prymitywne, pionierskie życie (…) przyniosłoby pewne korzyści, albowiem nauczyłoby człowieka, które potrzeby są podstawowymi potrzebami życiowymi i jakimi metodami je zaspokoić."

Okolice Borowej Góry, czyli nasze Walden Pond. 

Trudno nasze wygodne życie nazwać pionierskim, a tym bardziej prymitywnym, jednak na obecnym poziomie cywilizacyjnego dobrobytu, zwykłe życie jawi się jako coś wymagającego szczególnych wyrzeczeń i ograniczeń. A jednak nawet Henry Thoreau uległ iluzji, pisząc swoje "Walden, czyli życie w lesie", bo opisując zalety pionierskiego życia wytrzymał w nim przecież tylko dwa lata. 

Jesteśmy kreatorami własnych złudzeń o idealnym świecie. Ale kto nam zabroni leżeć w hamaku, wyjadać własny dżem ze słoika, palić w kominku, pielić grządki w ogrodzie. Kto wie, jeśli zdołamy dostrzec i docenić te krótkie przemijające i najzwyklejsze radości, może uda się w ten sposób poczuć na własnej skórze, że jesteśmy na dobrej drodze do przywrócenia nadwątlonej równowagi, nie tylko w swoim życiu, ale i na większą ogólnoludzką skalę?

1 komentarz:

  1. Po prostu nigdy i nigdzie próba stworzenia idealnego społeczeństwa nie udała się, więc nie dziw, że taki idealista jak Thoreau nie wytrzymał w lesie. Bo to nie miało sensu. A ludzie trwają przy tym co ma jakikolwiek sens.
    Thoreau wpłynął za to na Gandhiego, który idee obywatelskiego nieposłuszeństwa przekuł w prawdziwe działanie. I za to można podziwiać go.

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...