Dzięki Annaperennie dowiedziałem się o istnieniu książki K. Wagnera „Prostota w życiu”, która ukazała się w polskim przekładzie –jeszcze pod zaborem rosyjskim- w 1905 r.! Tego rodzaju teksty mnie intrygują – na ile stanowią zwierciadło swojej epoki, a na ile są ponadczasowe? Skoro nieustanie wracam do „Waldena” H. Thoreau z połowy XIX w., a jakiś czas temu „odkryłem” jakże aktualny tekst O wartości dobrowolnej prostoty Richarda Grega z 1936 r., bardzo możliwie, że Wagner ma nam do powiedzenia o naszej kondycji o wiele więcej niż przypuszczamy. Aby się o tym przekonać, postanowiłem udzielić mu -od czasu do czasu- głosu na blogu (dodając nieco od siebie oraz uwspółcześniając język i ortografię). Wyobraźmy sobie zatem, że K. Wagner jest jednym z autorów publikujących na Drodze do prostego życia.
Pierwszy rozdział książki zatytułowany Życie utrudnione zaczyna się od rodziny Blanchard’ów, w której gorączkowa atmosfera przygotowania do ślubu, udzielająca się domownikom, kontrastuje z zacisznym pokojem osiemdziesięcioletniej babuni. W pokoju tym zabiegani narzeczeni odnajdują upragnione wytchnienie i spokój. „Biedne dzieci!" -mówi babcia- „jakże zdenerwowani jesteście! Odpocznijcie troszkę, zbliżcie się do siebie. To najważniejsze. Mniejsza o resztę, wszystko inne nie zasługuje na uwagę". Te słowa Wagner odnosi do całego naszego życia: Od kolebki do mogiły, w potrzebach i przyjemnościach, w rozumieniu świata i siebie samego, człowiek nowoczesny szamocze się w chaosie niezliczonych zawikłań. W niczym nie ma prostoty: ani w myśleniu, ani w działaniu, ani w zabawie, ani nawet w śmierci. Własnymi rękami dodaliśmy naszemu istnieniu tysiące utrudnień, odejmując mu wiele stron dodatnich.
Wagner podważa dość powszechne przekonanie, że człowiek staje się szczęśliwszym i lepszym w miarę powiększenia dobrobytu zewnętrznego. To nic innego niż współczesna mantra „więcej oznacza lepiej”. Zwraca uwagę, że rozwój cywilizacji czy wzrost dobrobytu w dziedzinie potrzeb nie przynosi spodziewanego rozwiązania. Większość z nas doświadczyła tego paradoksu: wzrost potrzeb postępuje wraz ze wzrostem zasobów, a obecna trudność życia to konieczność borykania się z niesłychaną ilością naszych potrzeb materialnych. Nigdy kwestia życia i okrycia nie była -pisze Wagner- bardziej zaostrzona i żywotna, niż od czasu, kiedy się lepiej żywimy, lepiej ubieramy i lepiej mieszkamy.
Nieuniknionym następstwem jest to, że potrzeby wzrastają w miarę ich zaspakajania: im więcej człowiek posiada, tym więcej pragnie posiadać. Im bardziej ma zaspokojone jutro, z punktu widzenia zdrowego rozsądku, tym bardziej poddaje się troskom, z czego żyć będzie on i jego potomstwo, w jaki sposób zapewnić mu przyszłość. Z tego wszystkiego we wszystkich warstwach społecznych wynikło podniecenie ogólne, niespokojny i niesłychanie złożony stan ducha, dający się porównać do humoru dzieci popsutych, jednocześnie obdarzanych i niezadowolonych. Nie zdobyliśmy ani większego szczęścia, ani większego spokoju, ani większej miłości bliźniego. Popsute, rozgrymaszone dzieci swarzą się często i zawzięcie. Im więcej człowiek ma pragnień i potrzeb, tym więcej znajduje sposobności do starć z innymi.
Jakież miejsce pozostaje dla drugiego człowieka w życiu poświęconym wyłącznie zajęciom materialnym, potrzebom po większej części sztucznym, zadowoleniem ambicji, zawziętości, fantazji? Człowiek, rzucony na pastwę swoich pragnień, powiększa je i wzmaga tak, że wkrótce biorą nad nim górę. Oddany jest wewnętrznej anarchii pragnień, z której, z biegiem czasu, wyradza się anarchia zewnętrzna.
Dla człowieka, niewolnika potrzeb licznych i niezrozumiałych, posiadanie jest dobrem par excellence, źródłem wszelkiego innego dobra. Rzeczy i ludzie są szacowani sprzedajną swoją wartością, pożytkiem, jaki można z nich osiągnąć. Wszystko, co nic nie przynosi, jest niczym. Wszyscy, co nic nie posiadają, nic nie są warci. Szlachetne ubóstwo, z łatwością napiętnowane, jest hańbą, pieniądz, nawet nieczysty, zdobyty bez trudu, może być uważany za zasługę.
Wagner zastanawia się nad przyczynami takiego stanu rzeczy, komplikującymi i utrudniającymi nasze życie. Stwierdza, że wszystkie one odnoszą się do jednej przyczyny ogólnej: łączenia dodatkowego z zasadniczym. Dobrobyt, cała cywilizacja ogólnie wzięta, tworzą ramy obrazu, lecz ramy nie stanowią jeszcze obrazu. Obrazem tutaj jest człowiek, człowiek z najtajniejszą swoją głębią, sumieniem, charakterem, wolą. Podczas kiedy upiększano, pielęgnowano ramy, zaniedbano, uszkodzono obraz. Jesteśmy bogaci w zewnętrzne dobra, a ubodzy, wynędzniali duchowo. Mamy obfitość rzeczy, bez których można by się obejść, a jesteśmy nieskończenie biedni pod jednym, najważniejszym względem. I kiedy nasza głęboka istota się budzi z potrzebą miłości, nadziei, spełnienia swego przeznaczenia, doznaje lęku i trwogi, jak człowiek pogrzebany za życia. Dusi się pod stosem rzeczy drugorzędnych ciążących na niej, pozbawiających ją powietrza i światła.
Czy jest to diagnoza słuszna?
cdn.
Zainteresowani pełną wersją książki znajdą ją na stronie Elbląskiej Biblioteki Cyfrowej tutaj.
"W niczym nie ma prostoty: ani w myśleniu, ani w działaniu, ani w zabawie, ani nawet w śmierci. Własnymi rękami dodaliśmy naszemu istnieniu tysiące utrudnień, odejmując mu wiele stron dodatnich." Ja już dawno zwróciłam uwagę na różnice między ludźmi, których udało mi się w życiu poznać i zidentyfikowałam tę cechę, która wyróżniała jedną z grup. Mówiłam "prości ludzie", ale nie było w tym zabarwienia negatywnego, tylko definiowanie na zasadzie kontrastu, do ludzi prowadzących "wyrafinowane" życie. Uważam, że istnieją i zawsze istnieli ludzie kierujący się prostotą, tylko podejrzewam, że ta prostota mogła być czymś pierwotnym, czyli nie jakimś intelektualnym wyborem, tylko wyborem "z natury", co nie umniejsza doniosłości tej prostoty :-) Przeciwnie, ludzie ci być może uniknęli licznych błędów popełnianych przez osoby "wyrafinowane", które w swoim skomplikowanym i przeintelektualizowanym świecie badają różne nurty filozoficzne, poddają się różnym modom dotyczącym sposobu życia, próbują różnych sposobów na szczęście. Jak wewnętrznie funkcjonują osoby "proste", to trudno zbadać, bo wydaje mi się, że nie są przyzwyczajone do dysput i analizowania siebie. Jednakże moim zdaniem to życie wewnętrzne jest i to bardzo głębokie. Tak głębokie i tak wewnętrzne, że komuś z zewnątrz trudno o jakikolwiek dostęp do niego :-)
OdpowiedzUsuńTrzeba też pamiętać o istnieniu podgrupy, która wyrywa się z "wyrafinowanych" do "prostych" :-) O takich postaciach można np. czytać w prasie, to są to m.in. artyści, czy byli pracownicy korporacji i inni, którzy wyrwali się np. z miejskiej dżungli do zapadłej wsi. Możliwe, że przy dużym zaangażowaniu im także udaje się uzyskać stan prostoty, lub prostotopodobny ;-)
"Dla człowieka, niewolnika potrzeb licznych i niezrozumiałych, posiadanie jest dobrem par excellence, źródłem wszelkiego innego dobra. Rzeczy i ludzie są szacowani sprzedajną swoją wartością, pożytkiem, jaki można z nich osiągnąć. Wszystko, co nic nie przynosi, jest niczym. Wszyscy, co nic nie posiadają, nic nie są warci." Ten cytat nie powinien być rozważany "ciurkiem". Tu każde zdanie jest warte przemyślenia. Mam liczne doświadczenia z osobami reprezentującymi taką postawę. W skrajnych przypadkach nawet słowo "osoba" brzmi w tym kontekście niezbyt pewnie.
"Jesteśmy bogaci w zewnętrzne dobra, a ubodzy, wynędzniali duchowo." I to moim zdaniem jest ostateczne wyjaśnienie. Rozprawiać można tylko o tym, dlaczego jesteśmy wynędzniali.
Mogła byś sie zdziwić (ja dziwię sie nieustająco) jak ciekawe przemyślenia mają moi - prości z zachowań - sąsiedzi.
UsuńŚmiem twierdzić, że duża część tych przemyśleń wynika właśnie z ich prostoty.
Roman
A ja nie dziwię się :-) W naszym języku słowo "prosty" w odniesieniu do ludzi jest ryzykowne. Ja nie używam go w sensie "głupi", tylko "pozbawiony zbędnych elementów" (a więc bliżej mu do "mądrego" może nawet "skończenie mądrego"). Ja się jakoś zawile wypowiadam (a więc dalej mi do "pozbawionego zbędnych elementów" ;-) stąd może Twoje mylna interpretacja mojego komentarza.
UsuńAle cieszę się, że go napisałeś, bo nawiązałeś do prostoty w zachowaniu. Więc zaraz zaczęłam sobie porządkować czym jest prostota wewnętrzna a czym w zachowaniu i nad ich wzajemnym stosunkiem.
Zaraz tam ryzykowne. Większość osób mimo wszystko zna różnicę pomiędzy: "prosty", a "prostacki".
UsuńInna rzecz, że ze "społecznego przyzwyczajenia" mając na myśli "prostaka" mówi o nim niestety: "prosty".
Roman