Szczęście nicnierobienia

Okazuje się, że w dzisiejszym, zabieganym świecie leniuchowanie nie jest proste i urasta do rangi niełatwej umiejętności, o czym przekonuje Urlich Schnabel w „Sztuce leniuchowania”. Żyjemy bowiem w czasach kultu produktywności i oduczyliśmy się sztuki nicnierobienia.

Temat "słodkiego lenistwa" był już poruszany na blogu, bowiem dobrze wpisuje się w ideę prostego życia.

W leniuchowaniu istotne jest nie to, co robimy, ale to, że docieramy do punktu, w którym ponownie czujemy i dostrzegamy nasze rzeczywiste potrzeby, dzięki czemu życie zyskuje dla nas na znaczeniu. Tak pojętego leniuchowania możemy doświadczać podczas inspirujących rozmów, gry, która całkowicie nas pochłania, wędrówek lub muzykowania, a nawet pracy, czyli w tych momentach, które mają wartość same w sobie i nie poddają się nowoczesnej logice oceniania.

Do leniuchowania potrzebujemy czasu, a tego nieustannie nam brakuje. To jednak nie kwestia coraz lepszych technik skutecznego nim zarządzania. Czy nie jest tak, że za bardziej wydajnym spożytkowaniem czasu kryje się w rzeczywistości jeszcze więcej zadań?
Z kolei rozwój techniki tylko częściowo pomaga nam zyskać na czasie, bowiem jego nadwyżki pochłania zaspakajanie naszych rosnących roszczeń i wymagań. Zamiast podróżować krócej dzięki nowoczesnym środkom lokomocji, w efekcie podróżujemy częściej i dalej. Gdybyśmy zadowolili się tymi posiłkami, podróżami i rozrywkami, co nasi przodkowie – żylibyśmy w raju czasowym. Zamiast tego popadamy w paradoks: nie mamy czasu, mimo że uzyskujemy go w nadmiarze.

Leniuchowanie, jak się okazuje, ma nie tyle związek z ilością wolnego czasu, ile z określonym nastawieniem polegającym na osiągnięciu stanu zgody między mną a tym, o co chodzi w moim życiu.

Sztuka leniuchowania nie zależy jedynie od odzyskania władzy nad naszym czasem, lecz także od umiejętności unikania dekoncentracji i korzystania ze szczęścia zawierającego się w danej chwili. Bardzo dużą część książki poświęcono stresowi informacyjnemu, któremu nieustannie podlegamy podłączeni non stop do sieci informatycznej, i korzyściom płynącym z okresowego odłączenia się od potoku "ważnych" wiadomości.

Mnie szczególnie zainteresował związek braku czasu z wzrastającą konsumpcją. Przeszkodą w leniuchowaniu jest „multiopcjonalna” kultura, która wmawia nam, że szczęście szybciej spotkamy wtedy, gdy będziemy mieli więcej propozycji i opcji. Tymczasem rozważanie nieskończonych alternatyw pochłania nasz czas i energię. Kto musi wybierać spośród niedającej się ogarnąć liczby marek jogurtów, polis ubezpieczeniowych lub kanałów telewizyjnych, ten nie uzyskuje wolności – jak sugerują reklamy – lecz podnosi swój poziom stresu. Nasze cierpienia są wzmacniane przez skłonność do nieustannej pogoni za nowościami i związane z tym niedocenianie rzeczy już posiadanych. Uczucie zagonienia w dużej mierze wynika z nieustannego poszukiwania ulepszeń oraz niezdolności do zadowolenia się aktualnym stanem posiadania. W tym kontekście próżnowanie to sztuka niepoddawania się nieustannej gonitwie za naszymi (własnymi lub wmówionymi) pragnieniami, zdolność do zatrzymania się w swym zabieganiu po to, by rozkoszować się chwilą, spotkaniem lub działaniem.

Poszukiwanie możliwie „spełnionego”, „bogatego” życia sprawia, że nigdy nie możemy zaznać spokoju. A do tego jeszcze obrzydza nam ono przy okazji ów bezproduktywny czas wolny, do którego tak tęsknimy. Gdybyśmy go bowiem przeznaczyli na relaks, oznaczałoby to przecież, że jesteśmy skłonni zadowolić się tym, co już zostało uzyskane, a więc i zaakceptować, w ostatecznej konsekwencji, skończoność własnego życia. A to jest dla nas tak bardzo trudne, że wolimy gonić za ciągle nowymi przeżyciami i szansami.

Jednym z nieporozumień związanych z czasem wolnym jest przekonanie, że do odpoczynku niezbędne są specjalne pauzy, które można zorganizować dużym nakładem sił i poza dniem powszednim. Ludzie, przyzwyczajeni do społeczeństwa konsumpcyjnego, które każdą potrzebę zaspakajają odpowiednimi produktami, także próżnowanie traktują jako dobro konsumpcyjne: kolejny kurs relaksacyjny, poradnik o zarządzaniu czasem, nową płytę z muzyką, drogie egzotyczne wczasy. Zanim wyjedziemy na drogi i męczący urlop autor proponuje zacząć od drobnych kroków w zaciszu swojego domu: wyłączenia komputera, schowania zegarów, pozbycia się czasopism i telewizora, napisania dla siebie samego mowy pogrzebowej (!) czy zaproszenia przyjaciół na "brazylijski weekend".

Dobrego leniuchowania!


Wywiad z autorem dotyczący wpływu leniuchowania na kreatywność znajdziecie tutaj.


Polecam także:
Rodzice na wolnych obrotach
Jak być leniwym by Tom Hodgkinson
Pan Fusi oszczędza czas, czyli życzenia na Nowy Rok

9 komentarzy:

  1. Ooo tak, idealna książka dla mnie. Dla kobiety, która została mamą i wypadła z obiegu szybkiego życia, z czym sobie nie radzi ;) czas na naukę leniuchowania!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy to kwestia pory czy przypadku, ale gdziekolwiek ostatnio nie spojrzę, natykam się na temat nicnierobienia :) To chyba bolączka współczesnych czasów, że gdy tylko mamy wolne, próbujemy je czymś zapełnić, coś sobie zorganizować. Ja się ciągle uczę nic nie robić, nie próbować na siłę znajdować sobie zajęcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko mam możliwość, to zwalniam i nie mam potrzeby przyspieszania czy szukania na siłę zajęć. Warto się uczyć zwalniania tempa i delektowania się chwilami spokoju - tak najlepiej ładuje się akumulatory na dni przeżywane w szybszym tempie.

      Usuń
  3. Od linku do linku - doszłam do wpisu, gdzie przedstawiony jest pan Fusi :), zatem cofam poprzedni wpis

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny wpis, chętnie przeczytam książkę (dodałam do listy innych lektur) choć nie jest to dla mnie sprawa priorytetowa bo mam wrażenie, że leniuchowania nauczyłam się już jakiś czas temu i idzie mi całkiem nieźle. Ale dobrze o tym poczytać i zgłębić wiedzę oraz poznać nieco bardziej filozoficzne podejście autora. Dzięki za wszystkie Wasze wpisy. Czytanie to Was to dla mnie część mojego leniuchowania. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Leniuchowanie może być całkiem twórcze :) Ba! Podobno WŁAŚNIE leniuchowanie jest twórcze, bo nasz mózg zaczyna działać na zupełnie innych obrotach, ma przestrzeń na kreatywność.
    Już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że to początkowe błogosławieństwo (szybka komunikacja, ulepszenia technologiczne) z czasem stało się przekleństwem....dla Wielu..którzy zaczęli to tempo dyktować Wszystkim pozostałym.


    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy blog, pisany z sercem, zapraszam do bezpłatnej promocji na mojej platformie. Rejestracja zajmie chwilkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nicnierobienie wciąż wywołuje we mnie pewien rodzaj stresu, jednak staram się z tym walczyć, ponieważ zrozumiałam, że jako człowiek mam prawo do tego, by żyć w sposób, który jest dla mnie przyjemny. Życie to nie wyścig! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fe,jakie pejoratywne słowo-leń. leniuchuje.
    A może : medytacja? ja sobie siedzę i medytuję - o życiu, tulipanie, co się wychyla, wiewiórce na podniebnej sośnie...Nic i nikt mi nad uchem nie bzyczy o sprawach zupełnie nieważnych, albo ważnych, ale dziejących się poza mną i moim wpływem - więc po co się nimi zajmować?
    To ja sobie - kontempluję. Fragles

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...