Pieniądze albo życie - Krok 7. Szanuj energię życiową - praca i dochody

W kolejnym poście dotyczącym drogi do niezależności finansowej według książki Your Money or Your Life przyjrzymy się bliżej zarabianiu pieniędzy, czyli pracy. Niektórzy cenią swoją pracę, a zaniedbują całą resztę. Inni próbują jakoś w niej przetrwać, a nadrabiają popołudniami i w weekendy. Tak czy inaczej praca zabiera nam połowę życia. Wielu czuje, że marnuje w niej swoją energię lub brak im siły, aby dokonać niezbędnych zmian. Czy praca za wynagrodzeniem "konsumuje" (niszczy) twoje życie? Czy jest zarabianiem "na życie", czy może powolnym "umieraniem"?
Nasza energia życiowa jest bezcenna, ponieważ nasze życie jest ograniczone w czasie i bezpowrotne. Krok 6 (tutaj) dotyczył właściwego wykorzystywania tej energii poprzez świadome obniżanie lub eliminowanie wydatków. Krok 7 dotyczy naszego stosunku do wykonywanej pracy. Warto uświadomić sobie, czym jest (i czym nie jest) "praca zawodowa", w której wymieniamy czas swojego życia na pieniądze.

Czym jest praca

Według potocznej definicji praca jest czymś, co wykonujemy, aby zarobić na utrzymanie. Jak zobaczymy dalej, ta definicja jest częścią problemu i tak naprawdę okrada nas z życia. Naszym zadaniem będzie zmiana definicji pracy, podobnie jak zredefiniowaliśmy pojęcie pieniędzy (Krok 2). Pozwoli to na nowo zobaczyć pracę w sposób bardziej odpowiadający naszym wartościom i prawdziwemu zadowoleniu.

Przyglądając się historycznej ewolucji pracy, autorzy YMYL zadają jednocześnie pytanie, skąd pochodzi nasza koncepcja pracy i jakie jest jej miejsce w naszym życiu. Jako gatunek musieliśmy pracować, żeby zapewnić sobie przetrwanie (polownie, itp.). Ile wynosiła minimalna niezbędna dawka pracy? Różne źródła podają, że w czasach przedindustrialnych wynosiła ona 3 godziny na dzień w życiu osoby dorosłej! Resztę czasu przeznaczano na czas rodzinny, religię i zabawę, przy czym okresy pracy były wplecione w inne aktywności. Następnie przyszła epoka rewolucji przemysłowej z mitem "oszczędności pracy", która poszatkowała życie na "pracę" i "niepracę", przy czym "pracy" przypadła zdecydowanie większa część dnia przeciętnej osoby. Hasła "wzrost jest dobry" i "pełne zatrudnienie" stały się kluczowymi wartościami, z którymi z czasem dobrze zaczęła współbrzmieć idea konsumpcji głosząca, że czas wolny od pracy jest raczej kolejnym "towarem", który należy konsumować, niż okresem, którym możemy się po prostu cieszyć. Więcej pracy  oznacza więcej konsumentów z większym dochodem do wydania. A to oznacza większe zyski, większy biznes, więcej pracy, więcej konsumentów... Konsumpcja jest kołem napędowym wzrostu.

Z czasem wartość wolnego czasu obniżyła się, a na pierwszy plan wysunęła się praca i zarabianie większych pieniędzy, by móc więcej konsumować. Z tych powodów w "nowoczesnym" społeczeństwie prowadzenie domu i wychowanie dzieci, a więc aktywności nieprzynoszące dochodów, są postrzegane jako niepełnowartościowe zajęcia. Tradycyjne rytuały spędzania czasu poza pracą, oparte na rodzinie, społeczności, przebywaniu ze sobą, które zapewniały poczucie sensu i przynależności do określonej grupy i miejsca, ustąpiły odpoczynkowi, któremu często towarzyszy samotność i znudzenie. Pozbawieni wzajemnego towarzystwa i oparcia we wspólnocie zaczęliśmy szukać tożsamości w pracy zawodowej. Na pytania "kim jesteś?" większość automatycznie odpowiada, jaki zawód wykonuje albo gdzie pracuje. A przecież odpowiedzi na pytanie "kim jesteś?" i "co robisz?" nie muszą być takie same. Jak zobaczymy to, kim jesteśmy, jest o wiele większe niż to, co robimy dla pieniędzy, a nasza prawdziwa praca jest zupełnie czym innym niż płatnym zatrudnieniem.

Redefiniując pracę

Pracujemy zawodowo z wielu powodów: aby zarobić, dla poczucia bezpieczeństwa, prestiżu, z poczucia obowiązku, chęci niesienia pomocy, dla władzy, osobistego spełnienia, dla sukcesu. W rzeczywistości powód, dla którego podejmujemy płatne zatrudnienie, jest tylko jeden: wynagrodzenie. To jedyny, realny związek pomiędzy pracą i pieniędzmi. Inne "powody" pracy za pieniądze są dodatkowym bonusem, ale nie bezpośrednio związanym z pracą zarobkową; są dostępne także dla osób podejmujących się nieodpłatnych działań. Być może problem związany z pracą to nie wysokość wynagrodzenia (jak pisałem w poprzednich krokach powyżej pewnego poziomu komfortu pieniądze nie przynoszą więcej zadowolenia), lecz niespełnienie pokładanych w zatrudnieniu oczekiwań co do stymulacji, uznania, rozwoju, wkładu, wzajemnego oddziaływania i znaczenia. Co by się stało, gdybyśmy usunęli większość z tych oczekiwań związanych z płatnym zatrudnieniem i uznali, że wszystkie -poza zarabianiem pieniędzy- mogą być spełnione przez zupełnie nieodpłatne aktywności?

Problem z pracą leży nie w tym, że mamy wobec niej zbyt wysokie oczekiwania, lecz w tym, że pomyliliśmy pracę z płatnym zatrudnieniem. Tymczasem pracą jest po prostu każda owocna i celowa aktywność, zaś płatne zatrudnienie jest tylko jedną z wielu możliwych. Ta nowa definicja pracy uwalnia nas od fałszywego założenia, że to, co robimy, by zarobić na jedzenie i dach nad głową, musi także dostarczać nam znaczenia, sensu i zadowolenia. Zerwanie związku między pracą i pieniędzmi pozwala nam odzyskać równowagę i zdrowie. Poprzez oddzielenie pracy i zarobków możemy połączyć razem różne części samych siebie, pamiętając, że naszą jedyną "pracą" zasługującą na uwagę i szacunek jest życie naszymi prawdziwymi wartościami, okazywanie miłości najbliższym, bycie przyzwoitym sąsiadem lub odkrycie własnej filozofii życiowej.

Autorzy YMYL wskazują, że możesz kochać swoją pracę zarobkową lub jej nienawidzić; to nie ma znaczenia. Możesz teraz uznać, że powodem twojej płatnej pracy jest po prostu otrzymanie wynagrodzenia, a twoja prawdziwa "praca" jest o wiele większa niż ten jeden "stosunek pracy". Rozróżnienie pracy i zarobków pozwala w pełni szanować naszą energię życiową - nie ma nic bardziej cennego od życia, jakie nam jeszcze zostało. Płatne zatrudnienie bierze swoją wartość wyłącznie z faktu, że jest odpłatne. Wszystko, co robimy innego, jest wyrazem tego, kim jesteśmy, a nie tego, co musimy robić z ekonomicznej potrzeby. Korzyścią tego rozróżnienia jest przywrócenie znaczenia całemu naszemu życiu: czasowi poza pracą zawodową, w tym wszystkim "nieodpłatnym" zajęciom, które konsumpcyjna kultura zepchnęła na margines jako "niedochodowe". Przestajemy szukać własnej tożsamości w wykonywanej pracy zarobkowej, która odtąd zajmuje ważne, ale nie najważniejsze, miejsce. Odzyskujemy nasze życie z powrotem.

Nie jestem swoją pracą

To, co robię, by zarobić pieniądze, z reguły pozostaje całkowicie niezwiązane z tym, kim jestem. Przykładowo ktoś może być managerem w firmie, praca jest znośna i dostarcza wystarczających środków do życia, ale jego pasją i źródłem wewnętrznej tożsamości będzie komponowanie muzyki.
To rozróżnienie pomaga choćby w pozbyciu się poszukiwania idealnej pracy zawodowej: interesującej, dobrze płatnej, stabilnej, niezbyt męczącej, z idealnym szefem i kolegami, wykonywanej z przyjemnością, a zarazem cenionej i ważnej. Poszukiwanie takiego miejsca powoduje, że jesteśmy wiecznie niezadowoleni z aktualnej pracy, którą zmieniamy "na lepszą" przy nadarzającej się okazji. Z takim nastawieniem z pewnością nie na długo zagrzejemy miejsca w jednej posadzie. Podejście "ja to nie moja praca" może przynieść więcej korzyści. Z jednej strony pozostanie na dłużej w jednym miejscu i wykonywanie pracy "takiej, jaka jest", z pełną świadomością jej mankamentów, ale i tego, że nie ma pracy "idealnej", może zaowocować większym zaangażowaniem, lepszym podejściem do szefa i kolegów, co może się okazać właściwszą drogą awansu niż częste zmiany pracy.
Poza tym, jeśli nie mamy wobec pracy wygórowanych oczekiwań (o których była mowa wyżej) i nie utożsamiamy się z nią, mamy wszak możliwość wykonywania różnorodnych i interesujących zajęć poza płatną pracą zawodową, które będą źródłem naszej osobistej satysfakcji i tożsamości. Zdolność oddzielenia tego, kim jestem, od tego, co robię, przynosi w rezultacie "zdrowy" poziom oszczędności, a więc taki, dla którego -w potocznym języku- nie zaharowujemy się na śmierć, zostawiając sobie spory margines na realizowanie tego, co naprawdę liczy się w życiu.
Słówko o emeryturze. Jest ona mitem funkcjonującym w naszej kulturze - odpoczynku, wolności bycia sobą i robienia tego, co chcemy. Tymczasem, po dekadach robienia tego, co nam kazano, bez rozwijania własnych ścieżek zainteresowań, nagłe odcięcie od pracy i zderzenie z pustką emerytury może być bolesne. Jeśli jesteśmy tylko swoją pracą, kim będziemy bez niej?

Maksymalizacja dochodów

Według niektórych drogą do finansowej niezależności ma być po prostu maksymalizacja dochodów. Jesteśmy jednak ludźmi, a nie maszynami, mamy swoje wartości i chcemy, by praca była spójna z naszym życiem. W 7 kroku nie chodzi zatem o znalezienie największego możliwego dochodu "za wszelką cenę" i jak najszybsze zgromadzenie oszczędności. Tego rodzaju praca "na maksa" często narusza zdrowie i poczucie integralności. Przykładowo dla kogoś bardziej ważna może być praca non-profit z ludźmi podzielającymi wspólne idee i utrzymywanie się z zajęcia na pół etatu, niż praca od świtu do nocy w korporacji i szybkie "dorobienie się". Takie podejście z pewnością wydłuży drogę do osiągnięcia niezależności finansowej (czym ona jest, o tym w następnym poście), ale jest to opłacalny "koszt" w zamian za czerpanie większej radości z codziennego życia, które będzie przy okazji -zarówno fizycznie, jak i psychicznie- zdrowsze.

W krokach od 1 do 6 próbowaliśmy ustalić nasz poziom równowagi na krzywej zadowolenia(więcej tutaj), dzięki czemu być może zauważyliśmy, że zaspokojenie naszych potrzeb na godnym, przynoszącym zadowolenie poziomie wymaga mniej środków finansowych niż nam się początkowo wydawało (i jak nam próbowano wmówić reklamami). Być może osiągnięcie tego poziomu wymaga wydatków, których poziom jest poniżej wysokości uzyskiwanych dochodów. Jeśli wydajesz mniej niż zarabiasz, możesz pracować mniej i wciąż mieć wystarczająco dużo na utrzymanie, a resztę czasu przeznaczać na odpoczynek, zabawę, rozwój osobisty, spotkania, działania na rzecz innych.  Możesz jednak świadomie pracować tyle samo, a nawet więcej, ale tylko z ważnej przyczyny, skoro już wiesz, jak ważna jest twoja energia życiowa. Może będzie to podyktowane chęcią niesienia pomocy finansowej innym, a może zamiarem wyjście z długów, stworzenia poduszki finansowej, zgromadzenia dodatkowych środków na podróże lub na inne cele. Rozmiar i intensywność twoich planów będzie determinował ilość czasu i zaangażowania, które włożysz w miejsce pracy.

W kolejnym poście spróbuję wyjaśnić, do czego to wszystko prowadzi, czyli na czym polega niezależność finansowa: Pieniądze albo życie - Krok 8. Inwestuj oszczędności w celu zdobycia niezależności finansowej

12 komentarzy:

  1. Tak sobie myślę... Odkąd porzuciłem pracę zawodową i zająłem sie szyciem żagli to tak jakos dziwnie mniej pracuję, wiecej zarabiam, mniej wydaję i mam wiecej czasu...
    I jedyne co mnie przeraża to... emerytura :)
    Ja sobie nie wyobrażam, że za kilka-kilkanascie-kilkadziesiąt lat miabym "emerycić"
    Porzucić szycieżagli?!
    Porzucić własną pasję?!
    Roman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepracowałem 23 lata w kopalni.Kopalnia to taka ciemna dziura,w której niewolnicy wykańczają swoje zdrowie,pasje,ambicje i siły życiowe.Średnia życia to 63-lata.Z zawodu jestem elektrykiem.Owocuje to marnymi zarobkami-2800zł z trzema świętami+3 tygodnie na nocną zmianę-15zł do dniówki.Od kilku lat jestem oddelegowany do warsztaty napraw pod ziemią i...Olewam system :) Po wykonaniu dyspozycji i robót wyciągam prace domowe.Naprawiam zabawki dzieci,wiertarki kolegów,sprzęty AGD itd a to wszystko za "dziękuję".Robię to z ciekawości poznania.Pomagam w projektowaniu różnych instalacji elektrycznych np samochodowych,foto-elektrycznych,domowych,ogrodowych.Jest praca ale jest i czas na własną pasję.Przyznaję,że czas ten po prostu kradnę.Kradzież ta jest możliwa tylko dzięki temu,że znam się na swoim fachu ,co skraca wykonanie zadań.Fuszerki są zbyt czasochłonne w poprawianiu.Za dwa lata mam iść na emeryturę-będzie cieniutko z kasą.Koledzy dostali 2200zł.To na pięć osób w bloku troszkę za mało-dzieci rosną...Martwię się co będzie dalej.Nie chcę ponownie stać się wyrobnikiem.Nie mam żyłki do interesów ani majątku.Czarno to widzę.

      Usuń
  2. Nie godziłbym się tak łatwo z brakiem 'idealnej' pracy.
    Podobnie jak nie godzę się z brakiem 'idealnego' życia. Inną sprawą jest zdefiniowanie tej idealności.
    Szukajcie a znajdziecie.

    Np. takie szycie żagli z komentarza @anonimowego, czyż to nie jest taka idealna praca. Nie ograniczajmy się w swoich marzeniach i poszukiwaniach. Chyba lepiej się sparzyć niż żałować, że patrzy się tylko przez szklaną szybkę.

    Redefinicja pojęcia pracy to bardzo dobry pomysł. To nic innego moim zdaniem jak ustawianie rzeczy na ich odpowiednim miejscu czyli ustawianie priorytetów.

    pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda, trzeba szukać i próbować. Roman napisał, że porzucił "pracę zawodową", a to, czym się obecnie zajmuje, nazywa swoją "pasją", a więc jest to zajęcie doskonale (na to wygląda) zintegrowane z jego życiem. To jest ta prawdziwa "praca", która nie powoduje podziałów. A to, że akurat jest źródłem dochodów, to tym lepiej.Tego życzę wszystkim. Ale jeśli jest to poza naszym zasięgiem, pozostaje cieszyć się nową definicją pracy, która przywraca wartość zajęciom innym niż płatne zatrudnienie.

      Usuń
    2. Szukać? Hmmm... może i tak...
      Tyle, że moim zdaniem, spełnienie przychodzi "przy okazji" robienia tego co się robi (a raczej - jak żyje), a nie "w skutek" Po prostu przychodzi chwila, ze ze zdziwieniem odkrywasz iż: "jesteś w odpowiednim miejscu i czasie z odpowiednimi ludżmi". I nie dlatego, że do tego dążyłeś :)
      Roman

      Usuń
  3. Wszystko ladnie, ale nie moge sie zgodzic z jednym obiegowym mitem, ze dawno, dawno temu ludzie pracowali po 3 godziny dzienie, a potem plawili sie w szczesciu rodzinnym i osobistym.

    Jesli mowimy o czasach sprzed Rewolucji Przemyslowej XVIII w. nalezy pamietac, ze praktycznie nie bylo rozgraniczenia miedzy zyciem, a praca. Pracowano caly czas (nie dotyczylo to czastki ludzi z najwyzszych warstw). Czy na dworze, czy na wsi - ludzie od switu do nocy wypelniali swoje obowiazki.

    Nie bylo czegos takiego, jak praca i bezrobocie i nie bylo czasu wolnego. Pracowalo sie caly czas i wlasnie na tym polegalo zycie:) Prawda jest zas, ze pracowalo sie glownie wspolnie, co sprawialo, ze prace mozna bylo urozmaicic zabawa, spiewem czy gra towarzyska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Konrad pisze nie tyle o czasie pracy ile o czasie pracy potrzebnej do zaspokojenia potrzeb :)
      Jak to pisał był Seneka: "Wystarczy niewiele, by zaspokoić własne potrzeby i nieskończenie wiele by zaspokoić pragnienia"
      Roman

      Usuń
    2. Bardzo ciekawy temat. Chciałabym się odnieść do fragmentu: "nowa definicja pracy uwalnia nas od fałszywego założenia, że to, co robimy, by zarobić na jedzenie i dach nad głową, musi także dostarczać nam znaczenia, sensu i zadowolenia". Biorąc pod uwagę przeciętny czas spędzany na pracy zawodowej, byłoby fajnie aby miała ona także sens i dostarczała zadowolenie, to w końcu kawał życia. A nawet gdyby praca zawodowa zajmowała tylko godzinę dziennie, czy nie szkoda marnować tej godziny na coś, co nie daje satysfakcji? Lubię moją pracę, ale jestem pewna, że gdybym mogła w niej realizować swoją pasję, spędzanie w niej nawet 12 godzin dziennie by mnie nie męczyło. Albo byłby to inny rodzaj zmęczenia: taki jak sportowca, który przed chwilą jako pierwszy dobiegł do mety.

      Usuń
    3. @Concetta: Zgoda, może trzy godziny wystarczały, żeby złapać mamuta i go upiec. Z rozwojem cywilizacji jedni -czy był to pan na włościach, właściciel fabryki czy akcjonariusz korporacji- przerzucali swoją pracę na barki innych. Poza tym koszty życia wzrosły niebotycznie, musimy zarobić o wiele więcej, by zaspokajać swoje potrzeby. Już Thoreau zauważył, że "jeżeli utrzymuje się, że cywilizacja oznacza rzeczywisty rozwój warunków bytu człowieka należy wykazać, że stworzyła lepsze domostwa nie podnosząc ich kosztów. Ceną zaś rzeczy jest ilość tego, co nazwałbym życiem, które należy za nią wymienić – natychmiast albo w ostatecznym rozrachunku. Robotnikowi upłynie na ogół połowa życia, zanim zarobi na własny wigwam. Czy człowiek niecywilizowany mądrze by zrobił wymieniając na tych warunkach wigwam na pałac?" Z kolei odnośnie czasu pracy w innym miejscu Thoreau napisał, że żyjąc wyłącznie z pracy własnych rąk przekonał się, że pracując około 6 tygodni w roku, mógł sprostać wszystkim wydatkom. No ale jak wiemy żył samotnie w lesie, w zrobionym przez siebie domu i nie musiał spłacać kredytu na swój "wigwam".
      Nie myliłbym tutaj pracy zawodowej z obowiązkami. Gdyby spojrzeć na moje życie męża i rodzica, to ono też wypełnione jest "pracą" od rana do wieczora. Ale te "domowe obowiązki" są tak zintegrowane z moim życiem, że nie odczuwam ich jako zewnętrznego balastu (choć bywa, że wieczorami padam z nóg). To właśnie ta "praca" w nowym rozumieniu, która jest wyrazem tego, kim jestem. W tym ujęciu nigdy nie będziemy "odpoczywać", zawsze podejmując się "pracy", czy też "obowiązków", wypływającej z naszej tożsamości.
      Z pewnością możemy mówić o zdobyczach socjalnych, praca zawodowa została "ucywilizowana", choć podobno jako Polacy pracujemy w Europie najdłużej. Jednocześnie to rozgraniczenie między pracą a życiem często dokonuje się kosztem tego ostatniego. Teraz też "pracuje się cały czas", a na "pławienie się w szczęściu rodzinnym i osobistym" nadal jakoś nie ma czasu. Czy to rzeczywisty rozwój?

      Usuń
  4. Nie zgodziłbym się do końca z autorem - takie podejście zakłada bowiem, że w pełni akceptowalne jest poświęcanie codziennie nawet 10h na zajęcie które nie daje nam nic poza możliwością przeżycia. Że nie powinniśmy próbować tego zmienić ani pracować nad sobą w celu poprawy sytuacji - tylko zagryźć zęby i do końca życia godzić się na to, że naprawdę nasze jest tylko kilka godzin w ciągu dnia. Według mnie, w naturze człowieka jest chęć doskonalenia siebie, spełniania swoich marzeń i ambicji, a bez jakiegoś - choćby najodleglejszego - światełka na końcu tunelu człowiek się poddaje i przestaje walczyć.

    Skoro masz swoją pasję i marzenia, czemu nie miałbyś na nich zarabiać, jak Anonimowy z pierwszego komentarza, który szyje żagle? Każda praca którą wykonujesz ma swoją wartość i to, że jednocześnie jest to Twoje hobby które sprawia że czujesz że żyjesz, nie stanowi przeszkody żeby otrzymywać za to wynagrodzenie.

    Jak to ktoś kiedyś powiedział, 'Kiedy zaczniesz robić to, co naprawdę lubisz już nigdy nie będziesz musiał przepracować ani jednego dnia.' A wtedy związek pracy i wynagrodzenia za nią nie będzie źródłem żadnych zmartwień czy stresów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę,że autorom YMYL nie chodziło o to, aby sankcjonować życie w kieracie zatrudnienia przez 10 godzin dziennie. Raczej starali się przywrócić pracy zawodowej właściwe proporcje i równowagę pomiędzy pracą na utrzymanie a innymi "aktywnościami" życiowymi, które nie przynoszą dochodu. Chodzi o szanowanie energii życiowej zarówno w miejscu pracy, jak i poza nim. Z pewnością należy szukać takiego rozwiązania, żeby utrzymać się z tego, co jest życiową pasją, ewentualnie pracować w miejscu, które spełnia nasze oczekiwania. Jest to jednak pewien ideał, który często -jeśli nie zazwyczaj- odbiega od rzeczywistości. Wykonujemy obecnie dziwne, odrealnione zawody,które niczego nie tworzą. Siedzimy w biurach zawieszeni między niebem a ziemią wpatrzeni w monitory. Albo szorujemy podłogi,wywozimy śmieci, pracujemy na linii montażowej. Oczywiście - życzę tego wszystkim - przejściowo, zanim znajdziemy coś lepszego. Wtedy można starać się podejść do tego ze spokojem - to tylko praca, która zapewnia mi dochód, ale mam jeszcze inne zajęcia, które nadają mojemu życiu znaczenie, sens i przynoszą zadowolenie.

      Usuń
    2. Zgoda - sam jestem w sytuacji w której często zastanawiam się po co tyle godzin wpatruję się w świecący ekran i czy ktokolwiek zauważyłby różnicę gdybym tego nie robił. Więc i u mnie daleko do realizacji pasji w życiu zawodowym. I możliwe że trochę nieświadomie postąpiłem zgodnie z koncepcją o której piszesz - zaakceptowałem to i traktuję pracę bardziej jako źródło przychodów (chociaż nieco satysfakcji też z niej wynoszę). ALE - nie byłbym tak spokojny jak jestem gdybym na końcu nie widział światełka w tunelu. Gdybym nie wiedział, że dzięki właśnie tej pracy i odpowiedniemu (również satysfakcjonującemu) życiu za jakiś czas osiągnę niezależność finansową i pozostawię to mało radosne zajęcie za mną.

      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...