O zmywaniu naczyń, czyli lekcje z teraźniejszości

Choć mamy zmywarkę do naczyń (w przypadku sześcioosobowej rodziny to całkiem pomocne urządzenie) lubię czasem umyć je własnoręcznie. Wykonywanie tej prostej czynności działa na mnie odprężająco. Pod warunkiem, że nigdzie się nie spieszę...
Czy umiecie zmywać naczynia? Okazuje się, że są dwa sposoby zmywania. Pierwszy - to zmywanie naczyń, po to by je umyć i drugi - by je zmywać.
Przeczytałem niegdyś książkę Cud uważności. Jej autorem jest Thich Nhat Hanh, mistrz zen, działacz na rzecz pokoju na świecie, autor 35 książek, który był przedstawiony przez Martina Luthera Kinga jako kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla. Kwintesencją rozważań autora jest wskazówka: "Jest tylko jeden najważniejszy czas, a ten czas - to teraz. Chwila teraźniejsza jest jedynym czasem, jaki mamy. Najważniejszą osobą jest zawsze ta, z którą właśnie przebywamy, która stoi przed nami, bo kto wie, czy jeszcze z kimkolwiek będziemy mogli się spotkać. Najważniejszym zajęciem jest czynienie szczęśliwym tego, kto znajduje się obok nas, albowiem samo to stanowi cel życia".

Życie w prostocie wymaga umiejętności bycia tu i teraz. W tym, a nie w innym, momencie naszego życia. Często traktujemy teraźniejszość po macoszemu, nie doceniamy jej wartości. A przecież nie mamy nic bardziej cennego. Zbyt wiele rozpamiętujemy, za dużo myślimy o tym, co przed nami. Biegnąc pośpiesznie i powierzchownie przez życie myślimy, że dojdziemy do jakiegoś mitycznego miejsca, w którym wreszcie odpoczniemy, osiągając upragnione szczęście. Jeszcze tylko ta sprawa do załatwienia, kilka brakujących przedmiotów, upragniony dom, spłata kredytu, trochę -a może całkiem sporo- oszczędności na  koncie. Wszyscy mamy jakieś "jeszcze tylko"..., a kraina szczęśliwości - owa Shangri-La - ciągle przesuwa się gdzieś za horyzont.

Wracając do mycia naczyń. Thich Nhat Hanh opowiada jak to jeden z jego znajomych zaproponował, że umyje naczynia. Ku zdumieniu znajomego odpowiedział mu, że jeśli chce zmywać, musi najpierw wiedzieć jak to się robi. Są bowiem dwa sposoby zmywania. Pierwszy - to zmywanie naczyń, po to by je umyć i drugi - by je zmywać. Znajomy odrzekł, że wybiera ten drugi sposób: zmywanie dla zmywania. Autor książki komentuje to zdarzenie:  Zmywając powinniśmy być w pełni świadomi faktu, że zmywamy naczynia. Na pierwszy rzut oka może to wydawać się trochę głupie: dlaczego przywiązywać tyle znaczenia do tak prostej czynności? Ale o to właśnie chodzi. Fakt, że jestem tu i zmywam naczynia, jest cudowną rzeczywistością. Jestem całkowicie sobą, podążając za oddechem, świadomy swej obecności i świadomy swoich myśli i czynności. Niemożliwe jest wtedy, bym miotał się nieprzytomnie tam i z powrotem, jak butelka unoszona przez fale oceanu. Kiedy zmywamy i myślimy o herbacie, która na nas czeka - to śpieszymy się, żeby sprzątnąć naczynia, tak jak gdyby nam przeszkadzały. Wtedy nie można powiedzieć, że „zmywamy dla zmywania". Co więcej, nie żyjemy w chwili, w której to wykonujemy. Właściwie jesteśmy zupełnie niezdolni do tego, by stojąc przy zlewie urzeczywistniać cud życia. Jeśli nie umiemy zmywać naczyń, to wszystko wskazuje, że również nie będziemy umieli pić herbaty. Podczas picia będziemy myśleli o innych rzeczach, ledwie zdając sobie sprawę, że trzymamy w rękach filiżankę. W ten sposób będziemy wsysani w przyszłość, niezdolni do prawdziwego przeżycia nawet jednej minuty.

Nie uważam, że życie teraźniejszością jest jakimś szczególnym odkryciem buddyzmu zen. To doświadczenie raczej uniwersalne. Wszyscy możemy żyć tu i teraz, z większym skupieniem na tym, co robimy w danym momencie. Pora zatem rozgościć się w teraźniejszości. Zaakceptujmy to, kim jesteśmy i miejsce, w którym żyjemy. Wolność realizuje się w "teraz": w sposobie życia, jaki wybieramy, w pozbywaniu się tego, co niepotrzebne, także niepokoju o przyszłość.  Możemy doświadczyć, że w tej konkretnej chwili nic nam nie brakuje, nie potrzebujemy żadnej nowej rzeczy, nie musimy niczego więcej dodawać.
Jako nastolatek lubiłem książki Edwarda Stachury, który twierdził, że wszystko jest poezją i każdy jest poetą. Z tej perspektywy każda czynność, każda chwila dnia, jak choćby przygotowanie herbaty, każdy napotkany człowiek, są wydarzeniem, które warto przeżyć z całą świadomością.  
Lokujemy swoje nadzieje w przyszłości, tymczasem jedynym rozwiązaniem jest dzień dzisiejszy. Jeśli nie będziemy umieli być szczęśliwymi "tu i teraz", z tym a nie innym bagażem rzeczy, relacji, doświadczeń, obowiązków - niewiele się zmieni.  
Chwila obecna jest skrojona na naszą miarę. Lęk jest często wynikiem zbytniego wybiegania wyobraźnią w niepewną przyszłość. Jeśli odrzucimy niepotrzebne troski, nasze "tu i teraz" może stać się miejscem urzeczywistnienia cudu, jakim jest nasze życie. Wybieram zmywanie dla zmywania. A Wy?

Polecam także podobne wpisy:

Slow life, czyli refleksje przy kubku herbaty
Balansując na drabinie - o priorytetach
W poszukiwaniu (straconego?) czasu

15 komentarzy:

  1. Piękne, ale... spróbuj powiedzieć żeby cieszyli się dziś i nie martwili o jutro:
    1) komuś kto na jutro ma wyznaczoną eksmisję z mieszkania i nie ma gdzie pójść
    2) staruszce, która stoi na ulicy z plastikowym kubkiem bo wszystko wydała na leki i nie ma nic na kolację
    można tak wyliczać długo

    Taka filozofia dobra jest dla ludzi którym tak naprawdę w życiu całkiem dobrze się powodzi.

    Olek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się nie zgodzić. Pisząc o dobrowolnej prostocie zawsze podkreślam słowo dobrowolna. Nie dotyczy to sytuacji przymusowego ubóstwa. Oczywiście podstawowe potrzeby (jedzenie, ubranie, dach nad głową) ZAWSZE muszą być zaspokojone. Diogenes mieszkal w beczce, ale domyślam się, że dobrowolnie wybrał taki sposób życia. Z drugiej strony rzadko doceniamy, że mamy wszystko, co potrzeba, aby być szczęśliwym już teraz, że nasze potrzeby są zaspokojone. W podanych przez Ciebie sytuacjach oczywiście trudno się cieszyć. Zamartwianie się niewiele tu jednak pomoże. A może z powodu ich sytuacji Ty lub ja zrealizujemy to, o czym piszę: Najważniejszą osobą jest zawsze ta, która stoi przed nami...Najważniejszym zajęciem jest czynienie szczęśliwym tego, kto znajduje się obok nas, albowiem samo to stanowi cel życia. Zamartwiając się wydumanymi troskami możemy przeoczyć potrzebujących dzisiaj. Trochę to od nas zależy, czy w ich cięzkiej godzinie pojawi się nadzieja.

      Usuń
    2. Sytuacje o ,których piszesz są niewątpliwie trudne ,ale skupienie się na nich potęguje nasza nerwowość i bezradność.Właśnie w takich momentach warto zrobić coś przyjemnego,skoncentrować się na chwili obecnej-wciągnąć świadomie powietrze do płuc,zając się czymś tak,by nie było miejsca na nic więcej...

      Usuń
    3. Dyskusja już trochę przedawniona, ale i tak dorzucę swoje trzy grosze :-) Konrad ma rację, że wobec cudzej biedy nie jesteśmy tacy znowu bezsilni. Proste gesty pomocy nie są nieosiągalne, choć z niewiadomych powodów o wiele łatwiej o nich mówić, niż je wykonać. Ale się da i przynosi to zaskakująco wiele zadowolenia. To zadowolenie jest na tyle duże, że wypiera nagłą potrzebę szukania go u innych źródeł. Myślę, że wiele jest w nas frustracji, bo omijamy szerokim łukiem ten rodzaj radości, jakim jest pomoc innym.

      Usuń
  2. Również kiedyś przeczytałam tę książkę, tak pełną pogody ducha. Z tego, co pamiętam, autor pisał też o tym, że sam ręcznie pierze swoje rzeczy. Rzeczywiście sprzątanie i tego typu obowiązki domowe, uznawane za ciężkie żmudne lub nudne, mogą przynosić - i to właśnie w dzisiejszych czasach, tak nasyconych bodźcami - chwile wytchnienia i bycia z samym sobą. Pod warunkiem jednak, że akceptujemy te czynności, nie kwękamy, a umiemy znaleźć w nich radość. Osoby nastawione ambicjonalnie i zadaniowo znajdą tu zresztą trochę satysfakcji, zwłaszcza, gdy naczyń do mycia jest cały zlew. ;)

    Z dobrych lektur na ten temat warto polecić jeszcze Jona Kabat-Zinna "Gdziekolwiek jesteś - bądź".

    Ponoć trudnym momentem do bycia "tu i teraz" jest spożywanie posiłków. A szkoda, bo podobno zdrowo jeść powoli i ze świadomością jedzenia (szybciej nadchodzi sygnał o sytości).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za namiary na książkę. To już drugi tytuł tego autora (Kabat-Zin) w kolejce do przeczytania obok "Życie piękna katastrofa".

      Usuń
  3. Pewien ksiądz bardzo dawno temu powiedział mi niezwykle mądre słowa:
    "Przeszłości już nie ma, przyszłości jeszcze nie ma, jest tylko tu i teraz. Skup sie na tym co jest".

    Śmiało mogę powiedzieć, że uważność i bycie "tu i teraz" uratowały mi niegdyś życie.
    Płynąc po południowym Atlantyku uszkodzonym w skutek wywrotki jachtem nie rozpamiętywałem "cudownej" przeszłości, ani nie panikowałem na myśl o nieznanej przyszłości...
    Nie mogłem sobie na to pozwolić, bo chyba bym sam siebie sparaliżował myślami...
    Istniało tylko "tu i teraz"; poskładać złamane palce, załatać przecieki, postawić awaryjny maszt, połatać żagle, naprawić ster i radio (to ostatnie i tak się nie udało)...
    Każdy dzień nagle stawał sie cudem ("jeszcze raz udało sie przeżyć"), każda przepłynięta mila takoż...
    Nauczyłem się wówczas jak mało człowiekowi wystarcza...
    I "nie zamieniłbym tych chwil za żaden skarb" :)))
    Chyba trochę bez sensu wyszło... :)
    Roman


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszło dobrze i robi wrażenie! Nie wiedziałem, Romanie, że jesteś takim wilkiem morskim... Ocierając się o śmierć doświadczamy kruchości życia, ale te chwile mobilizacji mają wyjątkowy smak (co uświadamiamy sobie zwykle po czasie). Może to zastrzyk adrenaliny, a może właściwa hierachia wartości.

      Usuń
  4. Jest to powiązane z drogą przejścia od "muszę to zrobić" do "chcę to zrobić". Długo to trwa ale podobno warto (ja jeszcze jej nie osiągnąłem).
    BTW takie proste czynności są potrzebne i lubię czasem sam na sam z sobą wyczyścić łazienkę ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba mieć świadomość ,że niczego nie musimy ,ale jednocześnie wszystko możemy...każda pozornie nieprzyjemna czynność może dawać satysfakcję ,kiedy jej wykonywanie nie jest narzucone nam a jest wynikiem swiadomie podjętej decyzji :)

      Usuń
  5. Może do najbardziej nielubianej przeze mnie czynności domowej (zmywania) uda mi sie dorobić jakąś ideologię :)
    Popieram bycie tu i teraz (staram się, żeby mi to wychodziło częściej, niż wychodzi), no ale pewnych czynności po prostu nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli za każdym razem kontemplowałabym zmywanie, sprzątanie, odkurzanie - których to czynności organicznie nienawidzę - zapadłabym na depresję, załamana tym, jak beznadziejne mam życie. Jeżeli podeszłabym do tego od strony "sprzątam bo mogę, a nie dlatego, że muszę", to obawiam się, że nie sprzątałabym wcale. Dlatego wolę się prześliznąć przez te czynności jak najprędzej, zrobić to, co konieczne aby rodzina się ode mnie nie wyprowadziła, a pokontemplować dobrą książkę, ptaki za oknem i inne czynności, które sprawiają mi przyjemność i z których płynie relaks. Życie jest za krótkie, aby się umartwiać ;)

      Usuń
    2. Ale znowu im bardziej się myśli o tym jak się sprzątać nie lubi i jak to przeecież dłuuugo trwaaa to jeszcze bardziej się to ciągnie.
      Ja podeszłam na zasadzie 'ćwiczyć nie lubisz kobieto, to chociaż doceń że sprzątanie to 2w1- ruch i coś pożytecznego' nieco pomogło.

      Usuń
  6. Jeśli chodzi o czynności krótkie to jeszcze umiem być 'tu i teraz' ale jeśli chodzi o np godzinny spacer - nie ma szans, myślę tylko co zrobić, żeby szybciej minął- słuchawki w uszy, rozmowa, a może przemyślenie czegoś.

    OdpowiedzUsuń
  7. Konrad, jak zwykle bardzo dobry wpis, do którego sie wraca. Ja juz tu jestem kolejny raz i ciagle cos nowego odkrywam i ucze sie. Pięknych metafor uzywasz.
    Jeszcze piekniej zyjesz jak wynika z postow.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...