Jak zmniejszyć bieżące wydatki:

1. Nie kupuj produktów spożywczych na stacji benzynowej, w kinie/teatrze i innych, podobnych miejscach, które windują ceny, wykorzystując nasze przymusowe położenie i brak konkurencji.
2. Lody kupuj w sklepie, a nie w cukierni (chyba, że to wyjątkowa okazja!).
3. Nie chodź na zakupy o pustym żołądku.
4. Rób listę zakupów i nie kupuj niczego, czego na niej nie ma.
5. Unikaj nowych hobby i nawyków, które zwykle wiążą się z zakupem sprzętu, odzieży, kart wstępu…

6. Wypróbuj urządzenie/sprzęt zanim coś kupisz – pożycz „na próbę” od znajomych.
7. Ustal określoną kwotę, którą możesz przeznaczyć na prezenty dla dziecka lub jego kolegów z okazji urodzin, imienin, itp. Niektóre miesiące obfitują w kilka takich imprez. Dlaczego nie zrobić z dzieckiem czegoś samemu?
8. Zastanów się, czy nie można uzyskać tej samej korzyści bez kupowania (np. pożyczając, chyba, że np. marzysz o wiertarce na własność).
9. Pomyśl, czy będziesz miał w ogóle czas, aby użyć/skorzystać z kupionej rzeczy. Ile czasu będzie używana, a ile będzie leżała na półce (dotyczy zwłaszcza książek, magazynów, odzieży).
10. Niektóre rzeczy mają skończony okres zadowolenia (ach te pamiątki z wakacji), zaś niektóre potrafią cieszyć cały czas (zwykle są to przedmioty użyteczne i funkcjonalne). Pomyśl, jak długo będziesz zadowolony z danego zakupu.

11. Korzystaj z biblioteki (które coraz częściej oferują nie tylko książki, ale audiobooki, filmy DVD, dostęp do Internetu).
12. Kupuj rzeczy używane (będę to powtarzał).
13. Przyrządzaj posiłki w domu, nie jedz na mieście. W tygodniu wystarczą obiady jednodaniowe.
14. Nie podjadaj (łatwo powiedzieć).
15. Przygotuj kanapki, sałatkę, które zjesz w pracy.

16.Organizuj obiady (mogą być czwartkowe) ze znajomymi. Zapraszajcie się rotacyjnie.
17. Zaproponuj wspólną podróż samochodem do pracy lub w inne miejsca na zasadzie wymiany lub dzielenia się kosztami (miejska odmiana tzw. carpoolingu).
18. Korzystaj z komunikacji miejskiej.
19. W najbliższej okolicy korzystaj z roweru. Nie jedź samochodem  - po drobiazgi, na pocztę, do urzędu.
20...................................... - zapraszam do burzy mózgów!


Polecam także inne podobne posty:

Świadome kupowanie - uwagi praktyczne

Oszczędności w domowym budżecie

Oszczędności w domowym budżecie - zużycie wody

Oszczędności w domowym budżecie - energia elektryczna

10 kroków do pozbycia się długów

Jak pisał Henry D. Thoreau "Ludzie żyją, umierają i grzebani są pod długami." Dług to współczesna forma niewolnictwa, na którą często godzimy się z własnej woli zbyt pochopnie, nie do końca zdając sobie sprawę z długofalowych konsekwencji zadłużenia dla naszego życia i rodziny. Dlatego spłata długów powinna stać się naszym priorytetem w drodze do niezależności finansowej. Mam nadzieję, że dobrowolna prostota życia w połączeniu z przestrzeganiem zasad finansowych, o których piszę w postach dotyczących książki Your Money or Your Life, przybliży chwilę, gdy posiadanie długów będzie tylko moim i Waszym wspomnieniem. 

Z zainteresowaniem śledzę inicjatywy, które stawiają sobie za cel walkę z długiem. Z angielskich stron można wymienić Man Versus Debt. W Polsce niewiele jest stałych inicjatyw uczących zdrowego podejścia do pieniędzy. Na uwagę zasługuje Edukacja Finansowa CROWN, prowadząca - w oparciu o wartości  chrześcijańskie - działalność edukacyjną mającą na celu pomoc w zarządzaniu finansami. Obejmuje ona edukację w zakresie wychodzenia z długów, kształtowania nawyków w planowaniu wydatków i podejściu do budżetu rodzinnego, jak również do oszczędzania i wydawania pieniędzy. 

Poniżej 10 kroków do pozbycia się długów według Howarda Daytona (założyciela Crown Ministries):

1. MÓDL SIĘ. Poproś Pana o wskazówki prowadzące do dnia bez długów (DBD). Gdy pozbywasz się długów, Pan błogosławi Twoją pełnię wiary.

2. SPORZĄDŹ PISEMNY BUDŻET. To pomaga planować i zidentyfikować obszary, gdzie można zredukować wydatki.

3. SPORZĄDŹ LISTĘ AKTYWÓW. Weź pod uwagę wszystkie przedmioty – meble, samochody, itp. – ustal czy powinieneś sprzedać któryś z nich.

4. SPORZĄDŹ LISTĘ ZOBOWIĄZAŃ. Większość ludzi nie wie, ile dokładnie jest winna. Lista zobowiązań pozwala na dokładne ustalenie Twojej obecnej sytuacji finansowej.

5. PRZYGOTUJ HARMONOGRAM SPŁAT DŁUGU wobec każdego kredytodawcy. Zdecyduj, który należy spłacić w pierwszej kolejności. 

6. ROZWAŻ PODJĘCIE DODATKOWEJ PRACY. Spłacaj długi z dodatkowych dochodów.

7. NIE ZACIĄGAJ NOWYCH ZOBOWIĄZAŃ. Płać za wszystko gotówką.

8. CIESZ SIĘ TYM, CO POSIADASZ. Ogranicz oglądanie telewizji oraz czytanie magazynów. Im więcej oglądasz telewizji i przeglądasz kolorowych gazet, tym więcej wydajesz.

9. ROZWAŻ RADYKALNĄ ZMIANĘ STYLU ŻYCIA. Tymczasowo ogranicz koszty utrzymania.

10. NIE PODDAWAJ SIĘ! Wyjście z długów to ciężka praca, ale wolność od zobowiązań jest warta tej walki.


Jak pisałem w poście Na tropach dobrowolnej prostoty, w Biblii znajduje się około 2350 wierszy odnoszących się do pieniędzy. Tych, którzy chcieliby zapoznać się z nimi bliżej, zachęcam do udziału w konferencji „Biblia o Finansach” prowadzonej przez Edukację Finansową CROWN. Najbliższe znajdziecie na ich stronie  tutaj.

Pieniądze albo życie - Krok 3. Gdzie się podziały te wszystkie pieniądze?

W tym poście opiszę kolejny krok do niezależności finansowej według książki Your Money or Your Life. Krok ten dotyczy obserwowania naszych bieżących nawyków i potrzeb, dzięki prostemu narzędziu w postaci miesięcznego zestawienia dochodów i wydatków.
Przypomnę, że w poście Pieniądze albo życie - Krok 2. Pieniądze nie są tym, za co je uważamy - i nigdy nie były (część pierwsza tutaj, część druga tutaj) ustaliliśmy, że pieniądze stanowią ekwiwalent naszej energii życiowej. Dzięki obliczeniu realnej stawki godzinowej określiliśmy, po jakim "kursie" wymieniamy godziny naszego życia na pieniądze. Zaczęliśmy także zapisywać codzienne wydatki w specjalnym zeszycie.

Na początku tego kroku autorzy podkreślają, że program YMYL nie dotyczy budżetowania, czyli planowania wydatków w następnym miesiącu. Jak twierdzą budżety - podobnie jak kuracje odchudzające - nie działają. Po okresie spinania się i walki ze sobą następują okresy rozprężenia, folgowania sobie, by przejść do etapu poczucia winy, kolejnego spinania się, itd. Program YMYL dotyczy zmiany nawyków finansowych poprzez uświadomienie sobie natury pieniędzy i przesunięcie paradygmatów. Zmiana swojego wewnętrznego nastawienia powoduje zmianę w sposobie wydawania pieniędzy. Bez tej wewnętrznej przemiany próby oszczędnego życia, podobnie jak dieta, nie przyniosą długofalowego rezultatu.

Pół żartem, pół serio. Vol.1

Żyjemy podobno w kulturze obrazkowej. Niech zatem tym razem przemówią obrazki....




Skarbonka Kindle

Coraz częściej w drodze do pracy widzę osoby posługujące się różnego rodzaju czytnikami e-booków, głównie Kindle. Posiadanie tego urządzenia dla wielu jest obiektem ekscytacji, mnie zaś zainteresowało jako kolejne źródło niemałych wydatków, a także strat czasu i energii.

Jestem zwolennikiem czytania książek, przy czym czytania oszczędnego - głównie książek wypożyczonych z biblioteki lub od znajomych. Moim zdaniem nie warto gromadzić zbyt dużego domowego księgozbioru. Zwykle niewiele jest książek, do których cyklicznie powracamy, a i tak w tej sytuacji można je wypożyczyć. Wyjątek dotyczy słowników czy też kompendiów na dany temat (nie wszystko można znaleźć w Internecie). Nadmiar książek oddaję do biblioteki - miło je potem spotkać na bibliotecznej półce.

Podobieństwo pomiędzy brakiem domowego księgozbioru i posiadaniem czytnika (co także oznacza nieobecność papierowych wydań) jest tylko pozorne. W rzeczywistości posiadanie czytnika wiąże się ze znacznymi i systematycznymi wydatkami.

Najpierw mamy wydatek związany z nabyciem samego urządzenia. Oczywiście nie warto kupować czegoś taniego (najprawdopodobniej niskiej jakości), wydamy zatem ok. 400-600 zł, choć są i "okazje" za 1500 zł. Potem następuje seria różnych pomniejszych wydatków: etui, folia ochronna, futerał, lampka z klipsem, modna nalepka. Rynek jest tutaj bardzo pomysłowy i powstają coraz to nowe propozycje wydania naszych pieniędzy. Wreszcie wydatki związane z samym czytaniem. Oczywiście jest szeroka pula e-boków oferowanych za darmo, zwykle będzie to jednak klasyka. Z pewnością można nadrabiać zaległości w szkolnych lekturach, ale przeważnie ma się ochotę przeczytać książkę, która nas w danym momencie interesuje (a nie jakąkolwiek, za to za darmo). A najczęściej, nie oszukujmy się, będzie interesować nas coś, co nie występuje w darmowej ofercie.

Zwolennicy czytników zwrócą uwagę na ich niewielki rozmiar i wagę. Tego nie sposób kwestionować. Ja tam jednak wolę klimat konwencjonalnej lektury, z tradycyjną książką, którą można potrzymać, przekartkować, poczuć (faktura papieru, zapach!), usłyszeć (szelest), czasem rzucić na stół lub do plecaka. Pomiędzy czytelnikiem a książką nawiązuje się emocjonalny związek, trudno się z nią czasem rozstać. Przy czytnikach nie ma miejsca na tego rodzaju sentymenty. Włączasz i wyłączasz. Czysto i sterylnie.

W poście  Krzywa zadowolenia (więcej tutaj) pisałem, że każda nowa rzecz pochłania coraz więcej pieniędzy i energii. Musimy nauczyć się ją obsługiwać, utrzymywać, przechowywać, naprawiać, kupować do niej dodatkowe akcesoria, aktualizować, płacić opłaty z nią związane, chronić ją i ubezpieczać. Posiadanie czytnika to nie tylko wydatki. To także czas związany z nauką obsługiwania go, wgrywania stosowanego oprogamowania i plików, dostosowania formatów, ładowania baterii, związanie z określonym usługodawcą (instalacja innego oprogramowania często powoduje utratę gwarancji). To także skupienie uwagi, aby czytnika nie utracić (z pomocą osób trzecich) lub nie uszkodzić. Aby się o tym przekonać wystarczy zrobić krótki test: upuścić na podłogę tradycyjną książkę, a potem swój nowy czytnik. Teraz wiecie już, co mam na myśli.

Ponownie zacytuję słowa H. D. Thoreau (nota bene wypożyczanego po wielokroć z biblioteki): „Czy zawsze mamy się zastanawiać, jak zdobyć więcej, zamiast cieszyć się niekiedy tym, co posiadamy, nawet jeśli posiadamy mniej?” Ktoś inny powiedział: "Uważaj czego pragniesz, bo możesz to osiągnąć". Warto przemyśleć zakup kolejnego gadżetu, który przyniesie tyleż świetnych rozwiązań, co nowych problemów.

Efekt Diderota, czyli uwaga na styl życia!


Denis Diderot. To pewnie ta szata...
Przedmioty, którymi się otaczamy, tworzą pewną spójną całość składającą się na określony "styl życia". Kupując nową rzecz warto pamiętać o tzw. efekcie Diderota. Otóż Denis Diderot (1713-1784) otrzymał kiedyś w prezencie jedwabną szatę, która -jak stwierdził- nie pasowała do tradycyjnego, pełnego zakurzonych książek, gabinetu. W porównaniu do nowego stroju jego stół, dywan, krzesła prezentowały się nędznie. Zaczął więc powoli, po kolei, zmieniać wystrój wnętrza, aż w ostateczności konieczna była wymiana tapet i półek na książki. Otoczony nowymi, lśniącymi meblami zaczął żałować, że pozbył się poprzedniego stroju. Czuł odrazę do nowego za to, że wymusił na nim tyle zmian.

Specjaliści od marketingu dążenie do spójności stylu życia nazywają właśnie efektem Diderota. Kupno nowego domu oznacza wydatki na nowe meble. Nowa kurtka wymaga nowych spodni. Kupienie nowej rzeczy wywołuje dysonans, który może pociągnąć lawinę nowych, nieplanowanych wydatków. 

Wyznawanie określonego stylu życia pociąga za sobą otaczanie się odpowiednim rodzajem przedmiotów. Współcześnie marketing i reklama próbują narzucić nam taki styl życia, który spowoduje zakup pożądanych produktów i marek, sprowadzić go do zwykłej konsumpcji. Nie ma znaczenia, jakim jestem człowiekiem, co myślimy, jakie są nasze wartości, lecz co posiadamy, gdzie mieszkamy, jakim samochodem jeździmy, gdzie spędzimy najbliższe wakacje. Często sami słyszymy wewnętrzny głos: „Nie jestem tak wartościowy jak ci, którzy mają lepsze rzeczy”. Opisywane mechanizmy ukazuje film "Niedościgli Jonesonowie", będący szokującym, ale jakże prawdziwym, komentarzem na temat społeczeństwa konsumpcyjnego (więcej o filmie tutaj).

Od czasu do czasu warto zadawać sobie pytania: Co definiuje mój sposób życia? Rzeczy, które posiadam? Strój, jaki noszę? Czy też moje relacje z innymi? Związki, które warto pielęgnować? Działania, które warto podejmować? Wybory, których warto dokonywać? 

Kupując nową rzecz do naszego mieszkania lub nowy element garderoby miejmy się na baczności. Próbujmy zdobyć się na odwagę stawienia oporu zewnętrznej i wewnętrznej presji. Stwórzmy piękny, prosty, zrównoważony styl życia, korzystając z tego, co posiadamy.

O problemie spójności stylu opowiada także wpis Pałeczki z kości słoniowej. Zapraszam!

Use it up, wear it out, make it do or do without

Powiedzenie to, powstałe ponoć w początkach XX wieku, pomagało ubogim imigrantom napływającym do  Stanów Zjednoczonych wiązać koniec z końcem. Powtarzano je w czasach Wielkiego Kryzysu i podczas II Wojny Światowej. Hasło to zostało przypomniane przez ruch dobrowolnej prostoty. Wydaje się ono dobrym środkiem w praktykowaniu oszczędnego trybu życia. Niełatwo je przetłumaczyć, więc niech przemówi w oryginalnym brzmieniu.

USE IT UP [zużyj to]


Jeśli już coś kupiłeś, zużyj to do końca. Nie pozwól, aby coś się zmarnowało. Dotyczy to zwłaszcza jedzenia, kosmetyków, chemii domowej. Ile przedmiotów (np. starych kosmetyków, zapasów jedzenia) zalega na naszych półkach, w szafkach i szufladach. Zaplanuj posiłki tak, aby najpierw wykorzystać produkty z bliskim terminem przydatności do spożycia. Raz w miesiącu staraj się przeżyć tydzień robiąc posiłki tylko z produktów, które znajdziesz w kuchni. (Wiem po sobie, że można w ten sposób sporo zaoszczędzić na wydatkach na jedzenie). Gdy kupisz świeży chleb, warto najpierw skończyć poprzedni bochenek. (Nie oszukujmy się, że zrobimy to potem). Wykorzystajmy do końca pojemnik z musztardą lub ketchupem, odwracając go do góry dnem, ewentualnie przekrajając plastikową butelkę. Podobnie z pastą do zębów. Po przecięciu tubki okazuje się, że w środku jest jeszcze sporo do wykorzystania. Do pozornie pustych butelek od szamponu i żelu pod prysznic można dodać trochę wody, żeby do końca zużyć ich resztki.

WEAR IT OUT [wykorzystaj to do końca]


Używanie rzeczy do końca ich sprawności nie jest niestety dobrze widziane. Nie wyrzucaj urządzeń w dobrym stanie, sprawnych, nadających się do użytku, tylko dlatego, że pojawiły się na nich jakieś ryski, wyszły z mody lub pojawił się na rynku nowy model. Wykorzystaj ponownie folię aluminiową, woreczki foliowe, słoiki, papierowe torby i inne rzeczy. Jeśli kupujemy daną rzecz z intencją używania jej do samego końca, zwykle bardziej przemyślimy zakup, a także będziemy bardziej o nią dbali. Nasze środowisko pełne jest rzeczy kupionych bez zastanowienia, o które nie dbano i wyrzuconych bezmyślnie.
Utrzymuj samochód w dobrym stanie. Dbaj o swoją garderobę. Wykonuj samodzielnie drobne naprawy odzieży. Foliowe torby na zakupy wykorzystuj jako worki na śmieci. Papierowe torebki po chlebie lub innych produktach mogą posłużyć do zawinięcia kanapek. Bądź pomysłowy, znajdując dla przedmiotów nowe zastosowanie.

MAKE IT DO [zaakceptuj to/poradź sobie z tym, co masz]


Zadowalaj się tym, co akurat posiadasz. Nawet jeżeli nie jesteś do końca z tego zadowolony. Może stary dywan, szafa mogą ci jeszcze posłużyć. Spróbuj znaleźć rozwiązanie problemów za pomocą tego, czym dysponujesz. Naucz się przygotowywać potrawy z tego, co masz w lodówce. Nie biegnij do sklepu i nie kupuj, jeżeli masz w zasięgu ręki inne rozwiązania. Pożycz mikser albo wiertarkę od sąsiada, nie musisz mieć ich na własność. Nie musisz kupować książki, która cię interesuje, spróbuj wypożyczyć ją z biblioteki albo od znajomego.

DO WITHOUT [obejdź się bez tego]


Mniej znaczy lepiej. Nieraz korci, żeby wyjść i kupić każdy najmniejszy drobiazg, który akurat potrzebujemy, ale nie powinniśmy tego robić. Nasze mieszkania, samochody, biura są przepełnione i zagracone. Nie chodź do sklepu, gdy tylko coś się skończy. Może potrafisz przeżyć bez danej rzeczy przez jakiś czas. Naprawdę można żyć bez natychmiastowego zaspokojenia każdej pojawiającej się potrzeby. Nie musimy mieć wszystkiego przez cały czas i to w nadmiarze. Spróbuj kupować warzywa i owoce sezonowo, wtedy, gdy jest pora ich zbiorów. Nie oglądaj reklam, które wzbudzają w nas pragnienie posiadania nowych rzeczy. Czasami patrzymy na innych myśląc, że musimy ubrać, zjeść, posiadać to samo. Zatrzymajmy się wtedy i pomyślmy, że to, co mamy, jest wystarczająco dobre.


Sztuka prostoty - między skrajnościami

źródło
Jedyną książką poświęconą dobrowolnej prostocie, jaką swego czasu udało mi się znaleźć w księgarniach, była Sztuka prostoty Dominique Loreau, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarna Owca (w tłumaczeniu Joanny Sobotnik). Nie tak dawno pojawiło się drugie wydanie tej książki, a także kolejne pozycje tej autorki: Sztuka umiaru i Sztuka planowania. Dwóch ostatnich książek nie czytałem, aczkolwiek słyszałem, że nie są już tak "porywające". (Chętnie usłyszę Wasze opinie).

Inspirację do napisania Sztuki prostoty Dominique czerpała z tradycji i kultury Japonii, w której mieszka od ponad 26 lat. Dla niektórych czytelników fragmenty nawiązujące do zen czy feng shui mogą być mało strawne. Książka raczej adresowana do kobiet, zwłaszcza dwie ostatnie jej części Ciało Umysł. Może dlatego najbardziej podobała mi się pierwsza część Materializm i minimalizm, którą -z pewnym zastrzeżeniem, o którym poniżej- mogę polecić zainteresowanym dobrowolną prostotą i minimalizmem.

Poniżej kilka cytatów, aby zachęcić do lektury:

Prostota uwalnia od uprzedzeń, ograniczeń oraz obciążeń, które nas rozpraszają i stresują. Przynosi rozwiązanie wielu problemów.

W społeczeństwach zachodnich nie potrafimy już żyć skromnie. Mamy zbyt dużo dóbr materialnych, zbyt wielki wybór, nadmiar pragnień i pokarmu. Wszystko marnujemy, niszczymy. Dopiero kiedy usuniesz wszystko, co niepotrzebne, dostrzeżesz nowe perspektywy, a podstawowe czynności, takie jak ubieranie się, jedzenie, spanie, zyskają inny, głębszy, sens. 

Ludzie konsumują, nabywają, gromadzą, kolekcjonują - innych ludzi, kontakty, dyplomy, tytuły,odznaczenia. Uginają się pod ciężarem swoich dóbr i zapominają, że pożądanie zmienia ich w istoty podporządkowane coraz liczniejszym pragnieniom. 

Nasza kultura z trudnością toleruje tych, którzy wybierają skromne życie, ponieważ stanowią oni zagrożenie dla gospodarki i społeczeństwa konsumpcyjnego. 

Zbyt dużo rzeczy nas osacza i zniewala, odwraca naszą uwagę od spraw zasadniczych. Także nasz umysł staje się zaśmiecony jak strych pełen staroci, nagromadzonych przez lata. To przeszkadza nam się poruszać i dążyć przed siebie. Tymczasem żyć znaczy iść do przodu. Akceptowanie mnogości powoduje niepewność, troski, zmęczenie. 

Pozostawić po sobie jedynie dom, samochód, pieniądze i kilka pięknych wspomnień. Żadnych srebrnych łyżeczek, misternych koronek, problemów spadkowych, osobistych dzienników. 

Krytyka społeczeństwa konsumpcyjnego jest jak najbardziej trafna. Nasuwa mi się wszak jedno spostrzeżenie. Dominique wyznaje minimalizm wysublimowany i luksusowy. Głosi pozbycie się dużej liczby przedmiotów, z drugiej strony te, którymi się otacza, pochodzą z górnej półki, są najwyższej jakości, a tym samym drogie.

Podejście autorki do minimalizmu zobrazujmy dwoma fragmentami:

Nie wahaj się pozbyć przedmiotów, które są jako takie, i zastąpić ich rzeczami doskonałymi, nawet jeśli pociągnie to za sobą wydatki, które wielu uzna za marnotrawstwo. Minimalizm drogo kosztuje, ale właśnie płacąc tak dużo, zadowolisz się tym, co rzeczywiście niezbędne. W społeczeństwie konsumpcyjnym ludzie nie zwracają uwagi na jakość, więc jej nie pragną. Poza tym za jakość trzeba płacić, ponieważ może być wytwarzana tylko w małych ilościach - na tym polega luksus. 

Prawdziwy luksus to ten, w którym odnajdujemy się jakby naturalnie, prawie bez zauważania go - wygodne skórzane fotele, kaszmirowy pled, kryształowe szklanki na wodę, obrus z białego lnu, proste talerze z białej porcelany, które utrzymują ciepło, grube serwetki z egipskiej bawełny...

Szczerze powiem, że nie tego spodziewam się po dobrowolnej prostocie. W minimalizmie Loreau boję się pedantyzmu, przestrzeni wyidealizowanej, mało praktycznej (już widzę jak drżę o te kryształowe szklanki). Bardziej odpowiada mi minimalizm umiarkowany, oswojony, który nazywam skromnością, oszczędnością, krótko - dobrowolną prostotą: mała liczba przedmiotów, bez luksusów, połysku i ostentacji, sprzęty i meble z duszą, najlepiej używane przez lata, kupione na wyprzedaży, a nawet znalezione na śmietniku, kubek do herbaty z doklejonym uchem, półmisek z odpryskiem, spodnie noszone do znoszenia, ubrania z second hand. Rzeczy niezbędne, użyteczne, wykorzystane aż po ich kres. Oczywiście nie chodzi o dziadostwo, plastik i chińszczyznę. Zgadzam się, że kupowanie rzeczy poniżej pewnego pułapu jakości jest krótkowzroczne i generuje nowe wydatki (na naprawy lub ponowne zakupy).

Nie jestem też zwolennikiem minimalizmu skrajnego - życia z plecakiem i 7 sztukami odzieży, z deską do prasowania jako stolikiem komputerowym, spaniem w śpiworze bez łóżka, ze stołem i rozkładanymi krzesłami jako jedynym wyposażeniem. Ma to może swój uwodzicielski urok, ale raczej na krótką metę.

Jeśli czytaliście Sztukę prostoty, ciekawy jestem Waszych opinii. Jaki rodzaj minimalizmu jest Wam bliski? Skrajny, umiarkowany czy luksusowy?

W konsumpcyjnym matriksie

Współczesny świat próbuje wmówić nam, że za wszystko trzeba płacić: z góry, z dołu, pre-paid, gotówką (rzadko) lub na kredyt (najczęściej), wcześniej lub później.

Żyjemy w konsumpcyjnym matriksie. Kiedyś zegarek na rękę służył do odmierzania czasu. Lubię czasem oglądać zegarki na wystawie jubilera, za cenę niektórych mógłbym utrzymać rodzinę przez miesiąc (albo i dłużej). Co więcej, od kilku lat nie noszę zegarka, udało mi się nie dostać go na ostatnią gwiazdkę od rodziców. Mam dzięki temu więcej czasu. Zresztą zegarki są dzisiaj wszędobylskie, tak jakbyśmy nie mogli żyć bez ciągłego przeliczania minut. Spróbujcie kiedyś przeżyć jeden dzień bez patrzenia na zegarek.

Jak pamiętacie z filmu Matrix, mamy wybór - między niebieską lub czerwoną pigułką: ,,Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora."  - powiedział Morfeusz do Neo.

Możemy dokonać wyboru i odmówić udziału w targowisku próżności. To niestety czasami kosztuje. Dla niektórych przestaniemy być cool, stracimy autorytet, potraktują nas obcesowo (spróbujcie iść do banku bez garnituru i aktówki, tylko w dżinsach i koszulce). Ale życie w wolności jest nie do przecenienia. Poza tym po drugiej strony barykady jest nas coraz więcej (o czym świadczy to, że czytacie ten wpis :).

Zacznijmy od małych rzeczy, za które nie musimy płacić. Drobne przyjemności, które tylko czekają wokół nas, aby przynieść nam wytchnienie. Każdy może zrobić sobie listę takich darmowych rzeczy. A może podzielicie się nią ze mną i innymi?

Oto moja lista ad hoc:
1. Poranna kawa (z żoną).
2. Dobra książka (z biblioteki).
3. Jazda na rowerze (szybka).
4. Muzyka (w ruchu).
5. Chodzenie po trawie (na boso). 
6. Leżenie na trawie w cieniu drzewa (dzieci biegają naokoło). 
7. Taniec z ... (patrz pkt1).
8. Budowanie z klocków (z synkiem). 

I tak można by mnożyć. Spróbujcie, to wcale nie jest trudne!

Na tropach dobrowolnej prostoty

Spotkałem się z zarzutem, że idea dobrowolnej prostoty, w tym minimalizmu, pojawiła się w XXI wieku na fali ostatniego kryzysu finansowego i jest tylko przejściową modą. Tymczasem pochwała prostego życia towarzyszyła człowiekowi od zarania dziejów, niemal tak długo jak żądza zysku i materializm. Idea ta znalazła uznanie u filozofów starożytnej Grecji i Rzymu, zwłaszcza epikurejczyków, cyników i stoików.  Była  również głoszona przez największe religie: taoizm, buddyzm, islam, hinduizm, judaizm i chrześcijaństwo. Prostota cechowała życie wielu znanych postaci: Lao Tse, Mojżesza, Mahometa, św. Franciszka z Asyżu, Mahatmy Gandhiego, Matki Teresy i Jana Pawła II. Była -i jest- praktykowana nie tylko indywidualnie, ale też zbiorowo -  w zakonach (śluby ubóstwa) lub w społecznościach (np. Amisze). Szukając początków idei życia w prostocie można zatem czerpać z wielu źródeł, głęboko zakorzenionych w historii i kulturze zarówno Zachodu, jak i Wschodu.

Filozofia starożytna


Sokrates podobno lubił chodzić na bazar, żeby przekonać się jak wiele jest rzeczy, bez których potrafi się doskonale obyć. Antystenes, twórca cynizmu, głosił wyzwolenie od pożądań, przyjemności i złudzeń stworzonych przez społeczeństwo, takich jak bogactwo czy sława. Jego uczeń Diogenes, manifestując wolność od dóbr materialnych, zamieszkał w beczce. Mniej ekstremalni od Diogenesa byli stoicy Epiktet, Marek Aureliusz i Seneka, którzy nad skrajne ubóstwo przedkładali zdyscyplinowany umiar. Twierdzili, że choć człowiek nie zawsze może mieć kontrolę nad tym, ile bogactwa i sławy osiągnie, za to może kontrolować swoją postawę wobec nich. Z tego powodu prawdziwe zadowolenie nie leży w uzyskaniu tego, czego się chce, ale w "chceniu" tego, co się ma. Seneka podkreślał, że prawdziwie bogatym jest człowiek, który przystosowuje się do skromnych środków i poprzestaje na małym. Według Epikura problemy wynikające z prowadzenia ekstrawaganckiego stylu życia przeważają nad jego przyjemnościami. Filozof ten zalecał, aby to, co jest potrzebne do życia i szczęścia, ograniczyć do niezbędnego minimum. Jego przemyślenia nie tracą na aktualności: Bogactwo nie jest ulgą w kłopotach – jest tylko zmianą kłopotów. Jeśli chcesz człowieka uszczęśliwić, nie dodawaj nic do tego, co posiada, ale ujmuj mu kilka z jego życzeń. Ktoś, kto tego, co posiada, nie uważa za największe bogactwo, będzie nieszczęśliwy, nawet gdyby posiadł cały świat. Proste potrawy sprawiają nam tyleż przyjemności, co wystawne uczty, gdy tylko bolesne uczucie głodu zostaje usunięte. Wzbogacić się można nie dodając nic do tego, co się ma, ale ujmując dużo z tego, czego się potrzebuje. 

Biblia i chrześcijaństwo


Pochwałę prostych, skromnych warunków życia odnaleźć możemy w obrazie Świętej Rodziny, postawie i nauczaniu Jezusa, praktykowaniu cnoty ubóstwa przez świętych. Chrześcijaństwo podkreśla wartość ubóstwa polegającego nie na niedostatku czy biedzie, lecz na szanowaniu tego, co się posiada i na umiejętności dzielenia się z innymi. Dla osoby wierzącej sprawy materialne są ważne, ale nie powinny przesłonić jej prawdziwego celu życia. Konkretnie ubóstwo chrześcijańskie stoi w opozycji wobec postawy konsumpcjonizmu. 
Podobno w Biblii znajduje się 2350 wierszy odnoszących się do pieniędzy, jest także sporo wskazań dotyczących prostego i skromnego życia, np: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać (Mt 6,19.25) Niemądry jest ten, kto daje porękę (Prz 17,18). Nikomu nie bądźcie nic dłużni (Rz 13,8). Czemu wydajecie pieniądza na to, co nie jest chlebem?  I waszą pracę - na to, co nie nasyci? (Iz 55,2). Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy (1 Tm 6, 8-10). Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku (Flp 4,12). 

Filozofia zen i kultura Japonii


Inni inspirację do prostego życia czerpią z nasyconej filozofią zen kultury Japonii. Rozwinęła ona sztukę nacechowaną absolutną oszczędnością, co szczególnie widać w etosie pustego wnętrza japońskiej architektury, ceremonii picia herbaty, kaligrafii, tradycyjnym monochromatyczny malarstwie sumi-e, piaskowych ogrodach zen, poezji haiku. Jedną z zasadniczych norm japońskiej estetyki jest pojęcie wabi, które kładzie akcent na prostotę i wyciszenie, odnosi się do braku ostentacji, do użycia surowych, prostych przedmiotów. Piękno nie ogranicza się do nowiutkiego tatami i czystego białego drewna, gdzieś w głębi serca bieda daje wrażenie wytchnienia i swobody.

Współczesny ruch dobrowolnej prostoty


Chociaż Stany Zjednoczone są kolebką nowoczesnego konsumpcjonizmu, u podstaw dynamicznego rozwoju tego kraju odnaleźć można szacunek do prostego, pionierskiego życia, opartego na etosie pracy, wytrwałości i oszczędności. W połowie XIX wieku w Ameryce w środowisku transcendentalistów żył i tworzył Henry D. Thoreau, krytyk rewolucji przemysłowej, którego książka Walden, czyli życie w lesie stanowi obowiązkową pozycję w biblioteczce każdego minimalisty. Walden opisuje dwa lata, dwa miesiące i dwa dni, jakie Thoreau spędził w lesie porastającym brzegi Walden Pond w pobliżu Concord w stanie Massachusetts. W tym okresie autor przeprowadził eksperyment "prostego życia", z dala od cywilizacji i postępu, które wydawały mu się być źródłem zła. Książka ta nie jest ani powieścią ani faktycznie autobiografią, ale społeczną krytyką współczesnego świata zachodniego, wraz z jego konsumpcjonizmem oraz obojętnością na niszczenie natury.
Niektórzy początku współczesnego ruchu dobrowolnej prostoty upatrują w kontrkulturze lat 60-tych i 70-tych, głoszącej antykonsumpcyjne i ekologiczne hasła. Inni datują go na rok 1981 r., w którym Duane Elgin opublikował książkę Voluntary Simplicity. Jest to książka o życiu w równowadze. Według autora poprzez wybór dobrowolnej prostoty - oszczędną konsumpcję, świadomość ekologiczną, rozwój osobisty - ludzie mogą zmienić swoje życie, a także -pośrednio- ocalić naszą planetę. 
Za pionierów ruchu prostego życia uchodzą Helen i Scott Nearing, którzy swoje sześćdziesięcioletnie doświadczenia na tym polu opisali w książce The Good Life (The Good Life Center). Inne znaczące postaci to wymienieni już na tym blogu Joe Dominguez i Vicki Robin, którzy jako jedni z pierwszych zorganizowali kampanię na rzecz prostego życia, a także opublikowali książkę Your Money or Your Life dotyczącą oszczędności i zarządzania pieniędzmi, o której sporo napisałem już wcześniej.


Z powyższego przeglądu wynika, że idea dobrowolnej prostoty posiada wiele tropów i z pewnością - jak pokazuje historia - nie jest czymś nowym i przemijającym. Podobnie jak obecnie, na przestrzeni dziejów, kierowani różnymi motywami, ludzie odmiennych kultur i religii podejmowali wyzwanie prostego życia.

O pochodzeniu samego terminu "dobrowolna prostota" możecie przeczytać w poście  Richard Greg: O wartości dobrowolnej prostoty.

Edukacja szkolna a masowa konsumpcja

Chciałbym powrócić do tematu edukacji. Własnymi doświadczeniami dzieliłem się we wpisie Edukacja domowa (homeschooling)-krótki przewodnik. Na ciekawy związek kształcenia szkolnego z promowaniem konsumpcyjnego stylu życia zwrócił uwagę John Taylor Gatto, najsurowszy amerykański krytyk publicznej oświaty. Poniżej fragment jego artykułu w tłumaczeniu Marka Budajczaka. Cały artykuł dostępny na blogu Pionierzy edukacji domowej. Moim zdaniem przemyślenia autora można z powodzeniem odnieść do polskich realiów. 

Masowa produkcja wymaga masowej konsumpcji, a na początku XX wieku większość Amerykanów uważała zarówno za nienaturalne, jak i nierozsądne kupowanie przedmiotów, których się aktualnie nie potrzebuje. Obowiązkowe kształcenie w szkole okazało się darem niebios w tym względzie. Szkoła nie musiała wćwiczać dzieci w jakimkolwiek bezpośrednim sensie w myślenie, że powinny konsumować non-stop, ponieważ zrobiła coś znacznie lepszego: zachęcała je do niemyślenia w ogóle. A to pozostawiło je bezbronnymi na pastwę następnego wielkiego wynalazku ery nowożytnej – marketingu.

Cóż, nie trzeba ukończyć studiów z marketingu, by wiedzieć, że istnieją dwie grupy ludzi, którzy zawsze dadzą się przekonać do konsumowania więcej, niż jest im to potrzebne: nałogowcy i dzieci. Szkoła wykonała olbrzymi kawał roboty, zmieniając nasze dzieci w nałogowców, ale wykonała też spektakularne zadanie przemieniania naszych dzieci w ... dzieci. Tak jest, to nie przypadek. Teoretycy od Platona przez Rousseau do naszego profesora Inglisa wiedzieli, że jeśli dzieci mogłyby być zamknięte z innymi dziećmi, odarte z odpowiedzialności i niezależności, zachęcane do rozwijania jedynie banalizujących wszystko emocji chciwości, zawiści, zazdrości i lęku, to wyrosłyby, nigdy jednak nie zyskując prawdziwej dojrzałości.

Do naszych czasów dojrzałość została wypędzona nieomal z każdego aspektu naszego życia. Łatwe prawo rozwodowe usunęło potrzebę pracy nad własnymi związkami; łatwe kredyty usunęły potrzebę fiskalnej samokontroli; łatwa rozrywka usunęła potrzebę uczenia się, jak organizować rozrywkę dla samego siebie; łatwe odpowiedzi usunęły potrzebę zadawania pytań. Staliśmy się narodem dzieci, szczęśliwych, że mogą poddać swe osądy i wolę politycznym nawoływaniom i reklamowym namowom, które oburzyłyby ludzi prawdziwie dorosłych. Kupujemy telewizory, a potem kupujemy te rzeczy, które w nich oglądamy. Kupujemy komputery, a potem rzeczy, które nam w nich oferują. Kupujemy za 150 $ tenisówki, czy ich potrzebujemy czy nie, a kiedy wylądują wkrótce potem w kącie, kupujemy następną parę. Jeździmy drogimi samochodami i wierzymy w kłamstwo, że stanowią one naszą polisę bezpieczeństwa, nawet kiedy lądujemy w nich do góry nogami. 
Najpierw, jednakże, musimy obudzić się, by dostrzec czym nasze szkoły są naprawdę: laboratoriami eksperymentowania na młodych umysłach, centrami treningowymi dla nawyków i postaw, których domaga się korporacyjne społeczeństwo. Obowiązkowa edukacja służy dzieciom jedynie incydentalnie; jej prawdziwym celem jest przekształcenie ich w „służących”.


Mocny tekst. Rzeczywiście, można odnieść wrażenie, że współczesna kultura masowa, odwołująca się do kultu wiecznej młodości i nieustającej zabawy, życia bezrefleksyjnego, a zarazem pozbawionego odpowiedzialności i konsekwencji, przekształca dorosłych w rozkapryszonych i znudzonych dzieci, którym dostarcza coraz to nowych bodźców i zabawek. My także, jako społeczeństwo, daliśmy się uwieść reklamowym namowom, stając się narodem dzieci, szczęśliwych, że mogą realizować swoje "marzenia" w centrach handlowych.

Zachęcam do przeczytania całego wpisu na blogu Pionierzy edukacji domowej.

Czy warto poręczać kredyt lub pożyczkę?

Chciałbym poruszyć temat trudny, a dotyczący poręczania kredytów i pożyczek. Zgoda na poręczenie kredytu/pożyczki rodzinie lub znajomym stanowi z pewnością dowód naszego zaufania i chęci przyjścia z pomocą mniej lub bardziej bliskim osobom, niesie jednak ze sobą olbrzymie ryzyko utraty swojego majątku. Myślę, że odmowa poręczenia jest słuszną decyzją, za którą stoi rozsądek i dbałość o bezpieczeństwo finansowe swojej rodziny. Byłem świadkiem, gdy mój znajomy stracił dom, który zbudował z wielkim poświęceniem, gdyż poręczył kredyt komuś ze swojej rodziny. Dramatyczna sytuacja. Poręczając musimy liczyć się z koniecznością spłaty cudzego długu. Czy mamy na to odpowiednie środki? Odmowa często może zostać źle odebrana. Należy starać się jasno przedstawić motywy swojego postępowania. Myślę, że dobrym rozwiązaniem jest pożyczenie pewnej sumy temu, kto prosi nas o poręczenie? Wprawdzie odmawiamy poręczenia, ale wyciągamy pomocną dłoń, pożyczając określoną kwotę pieniędzy. Gdy nasz znajomy/ członek rodziny popadnie w finansowe tarapaty, wprawdzie nie otrzymamy szybko (możliwe, że nigdy) zwrotu pożyczonej kwoty, jednak zachowamy spokojny sen swoich najbliższych.